fot. episkopat.pl

Wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego – patrona trudnych czasów

W związku z pandemią koronawirusa tegoroczne obchody męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego w KL Auschwitz będą przebiegały inaczej niż w poprzednich latach. Nie będzie pieszych pielgrzymek do byłego niemieckiego obozu zagłady i mszy św. na jego terenie.

Decyzją ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej dzisiaj o godz. 10.30 Eucharystia ku czci Świętego będzie sprawowana równocześnie w trzech różnych świątyniach – w kościele franciszkanów w Harmężach, w kościele pw. św. Maksymiliana w Oświęcimiu i w kościele salezjanów pw. Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Oświęcimiu. Po jej zakończeniu trzy delegacje udadzą się do Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, aby złożyć kwiaty na Placu Apelowym, pod Ścianą Straceń i w Celi Śmierci św. Maksymiliana.

>>> Męczeństwo św. Maksymiliana Kolbego częścią polskiej tożsamości

Święty Maksymilian Maria Kolbe był franciszkaninem, założycielem największego męskiego klasztoru i twórcą największego w Polsce wydawnictwa prasy i książki religijnej w Niepokalanowie koło Warszawy w XX w., założycielem ruchu maryjnego pod nazwą „Rycerstwo Niepokalanej”, męczennikiem Auschwitz (zginął 14 sierpnia 1941 r.).

fot. Paweł Sawicki, www.auschwitz.org,

W 1971 r. został wyniesiony na ołtarze. W 1972 r. odznaczony pośmiertnie Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari. Uchwałą Senatu Rzeczypospolitej Polskiej rok 2011 był Rokiem św. Maksymiliana Marii Kolbego. W uzasadnieniu Senatorowie RP świętego franciszkanina nazwali: wyjątkową postacią w panteonie wielkich Polaków XX wieku, symbolem ofiar nazizmu, symbolem trudnych wyborów obecnych w życiu każdego człowieka, obrońcą godności człowieka, wzorcem cnót, autorytetem moralnym, bohaterem o heroicznej odwadze, wychowawcą, społecznikiem, obywatelem świata. A za Janem Pawłem II dodatkowo – „patronem trudnych czasów”.

>>> Mój patron – św. Maksymilian Maria Kolbe – MisyjnyVLOG [#08]

Męczeństwo w Auschwitz: numer 16670

Do Auschwitz został deportowany 28 maja 1941 roku w transporcie 304 osób. Wśród nich byli duchowni oraz 15 Żydów. Następnego dnia ojciec Kolbe został więźniem. Otrzymał numer 16670. Początkowo został skierowany do pracy przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium w Auschwitz. Po kilku dniach do bloku, w którym przebywał, przyszedł kierownik obozu Karl Fritzsch i rozkazał wszystkim duchownym dołączyć do komanda w Babicach. Budowali ogrodzenie wokół pastwiska.

fot. PAP/Jacek Bednarczyk

W połowie czerwca ojciec Maksymilian napisał jedyny list do matki, Marianny. Przebywała wówczas w klasztorze sióstr Felicjanek w Krakowie. Pisał, że jest w Auschwitz i ma się dobrze. Prosił, żeby matka nie martwiła się o jego zdrowie, bo Bóg pomaga wszystkim. W lipcu, z obozu, uciekł jeden z więźniów. Karl Fritzsch zarządził apel, podczas którego wybrał dziesięciu więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Egzekucje te budziły szczególną grozę. Więźniów zamykano w jednej z cel w podziemiach bloku 11. Nie otrzymywali ani jedzenia, ani picia. Po kilku, najdalej kilkunastu dniach umierali w straszliwych męczarniach. Wśród skazanych znalazł się Franciszek Gajowniczek. Opisując w 1946 r. wybiórkę powiedział: „Nieszczęśliwy los padł na mnie. Ze słowami 'Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam’ udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał ojciec Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Wyraził chęć pójścia za mnie na śmierć” – wspominał.

fot. Wikipedia

Uczestnik apelu, więzień Jan Szegidewicz, który poznał Kolbego jeszcze na Pawiaku, opisywał, że Gajowniczek był piątym wybranym. „Był wtedy wyniszczony. Wystąpił z szeregu powłócząc nogami. Powiedział parę słów, że zostawia rodzinę. (…) Zaraz potem z naszego szeregu wystąpił Maksymilian Kolbe. Niemcy pytali: 'czego chce ta świnia?’. Kolbe rozmawiał z esesmanami po niemiecku. Wskazał na Gajowniczka, który powrócił do szeregu” – relacjonował. Inny więzień, Mirosław Firkowski powiedział, że „na apelu Gajowniczek stał w drugim rzędzie. Jak go wybierali, to wystąpił Kolbe, który stał w przedostatnim szeregu, bo był wysoki. W momencie, gdy się to działo, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to będzie aż tak wielka ofiara. Człowiek patrzył tylko, żeby z apelu do bloku puścili, bo to oznaczało, że przeżyje noc. Dopiero na bloku to przeżywaliśmy. To był wielki, heroiczny czyn” – powiedział. Ojciec Maksymilian został skazany na śmierć. Zamykając drzwi celi śmierci jeden z Niemców miał powiedzieć do więźniów, że „zwiędną jak tulipany”. Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze