fot. unsplash/Olga Kononenko

Za kilka lat o samóbójstwie wspomaganym może być w Polsce głośno. Jak temu zapobiec? [ROZMOWA]

Czym jest samobójstwo wspomagane? Czy udział w nim mają również lekarze? Czy ten problem dotyczy też Polski? Na te oraz inne ważne w tej kwestii pytania Karolinie Binek odpowiedział ks. Jarosław Magierski – suicydolog i psychotraumatolog.

Karolina Binek: Samobójstwo wspomagane to pojęcie, z któym niektórzy zapewne spotykają się pierwszy raz. Czym ono jest?

Ks. Jarosław Magierski: Na wstępie serdecznie dziękuję, że podejmuje Pani ten temat. Tym bardziej, że choć coraz częściej staramy się społecznie rozmawiać o wyzwaniu jakim jest samobójstwo, to akurat ten aspekt, a więc samobójstwo wspomagane jest materią na tyle delikatną, że nierzadko brakuje nam odwagi aby się z nim mierzyć. Może podświadomie przeczuwamy, że za tym tematem kryje się bardzo wiele napięć, a rozmowa o samobójstwie wspomaganym w istocie będzie ostrą polemiką. I całkiem możliwe, że nasza rozmowa ją wywoła… I odezwą się głosy filozofów, prawników, lekarzy, teologów, którzy wyakcentują swoje ale… Zobaczymy… Tymczasem wracając do Pani pytania – samobójstwo wspomagane umiejscowiłbym w obszarze problemów granicznych. I jeśli przyjmiemy, że samobójstwo jest celowym pozbawieniem się życia, to samobójstwo wspomagane będzie celowym pozbawieniem się życia bazując na fizycznej pomocy innej osoby, która pomaga temu człowiekowi umrzeć. Ta pomoc to przykładowo dostarczenie konkretnego narzędzia, bo takowe od pewnego czasu istnieją, ale o tym później. Trzeba bowiem zaznaczyć, że obok samobójstwa wspomaganego istnieje jeszcze samobójstwo wspomagane medycznie. Mówimy o nim w sytuacji, gdy lekarz (proszę mi wybaczyć, że przy tym słowie pokazuję cudzysłów – za chwilę wytłumaczę skąd ten gest) celowo przekazuje osobie wiedzę lub, a czasem i środki niezbędne do popełnienia samobójstwa. Chodzi tutaj chociażby o konkretne porady na temat śmiertelnych dawek leków i przepisywanie takich śmiertelnych dawek lub mówiąc wprost dostarczenie leku. Patrząc na Panią, domyślam się, że chce Pani teraz zapytać o eutanazję… Prawda…? Proszę pozwolić mi, że odniosę się jeszcze do tego, o czym powiedziałem wyżej… Do głosów, które podjęłyby polemikę. Właśnie tu mogłyby się pojawić… Otóż całkiem spora liczba zwolenników tego procederu sprzeciwia się nazywaniu go samobójstwem wspomaganym medycznie. Z różnych powodów domagają się, w ich opinii, mniej transparentnego słownictwa – np. wspomagane umieranie.

Rzeczywiście, pomyślałam od razu o eutanazji. Jest dużo różnic pomiędzy nią a samobójstwem wspomaganym?

– Intuicja Panią nie zawiodła. Całkiem naturalnie dostrzec można między tymi zjawiskami swoistą zbieżność. Oba bowiem są niczym innym jak przejawami mentalności czy kultury eutanatycznej, która ma się całkiem nieźle zarówno w Europie jak i poza nią. Trzeba jednak zaznaczyć charakterystyczną różnicę. Eutanazję dzielimy na czynną i bierną. W pierwszej uśmierca się osobę w imię tego, aby więcej i bardziej nie cierpiała. W drugiej mamy do czynienia z zaniechaniem podtrzymywania lub ratowania życia pacjenta. Osobiście zaznaczam, że nie utożsamiam tego z odstąpieniem od terapii uporczywej, ale to temat na inną rozmowę. Wracając do sedna, przy eutanazji swoista operatywność nie jest po stronie odchodzącej osoby. W samobójstwie wspomaganym jest – wszak ostatecznie to właśnie ona sama zażywa zabójczy lek lub wciska odpowiedni włącznik. Zdziwienie? Tak włącznik… Są już w użyciu maszyny do umierania. Taką kapsułą steruje z jej wnętrza osoba, która chce odebrać sobie życie. Wchodzi, uruchamia tzw. funkcję umierania i w kilkanaście sekund urządzenie wypełnia się azotem, który powoduje utratę przytomności i zgon. A zatem, jak podkreśla choćby prof. Richard Huxtable – główna różnica między eutanazją a wspomaganym samobójstwem polega na tym, kto dokonuje ostatecznego, śmiertelnego aktu.

Co Kościół mówi o samobójstwie wspomaganym? Jest w tym temacie określone jakieś konkretne stanowisko?

– Kościół jak Kościół… Jeszcze istotniejsze co jest słowem Boga! A On mówi: Nie zabijaj! To jest zasadniczy punkt odniesienia. I chociaż doskonale znamy wszyscy tę frazę… Niech i tu ten apel wybrzmi – potrzeba nam autentycznej, w pełni solidarnej troski o poszanowanie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Problem w tym, że jeśli wypaczymy ideę solidarności i wrażliwości dojdziemy do absurdu. Przypomina mi się jedna z opinii, którą w tym kontekście warto przytoczyć. Kiedyś usłyszałem taką opinię. Nastolatek wskazał, że wszyscy kochamy nasze zwierzęta, ale jak są chore, to je usypiamy. Po czym skonkludowała – Wszyscy zasługujemy na podobne traktowanie. Widziałem, że on był całkowicie przekonany o słuszności wypowiadanych słów. Cóż powiedzieć… Quo vadis nasz świecie…

>>> Australia: ostatni stan zalegalizował eutanazję i wspomagane samobójstwo

Na jak dużą skalę jest to dzisiaj problem? Sama już niejednokrotnie w swojej pracy dodawałam newsy na ten temat…

– Zależna od przyjętego w danym państwie porządku prawnego. Są kraje, w których samobójstwo wspomagane, podobnie jak eutanazja, jest legalne i uregulowane normami prawnymi. Są też takie, jak np. Polska, gdzie takiej możliwości nie ma. Jedno ze stowarzyszeń, które bodajże w Szwajcarii zajmuje się kompleksową pomocą w przygotowaniu do samobójstwa wspomaganego podaje, że każdego roku wpływa do nich około 4 tysięcy zapytań o możliwość skorzystania z tego procederu. Odnosząc się pośrednio do skali, przywołam tu także fakt z życia Kościoła w Szwajcarii. Otóż, w 2019 roku, biskupi szwajcarscy wydali dokument, który nosi tytuł: „Postawa duszpasterska w obliczu praktyki wspomaganego samobójstwa” – swoją drogą zachęcam do zapoznania się z jego całością. Skoro więc episkopat decyduje się na publikację takiego dokumentu, świadczy to o obecnej w społeczeństwie tendencji. Trzeba wyraźnie, chociaż z przykrością, podkreślić tendencji wzrostowej… I zaznaczmy – mowa tu o katolikach. Jeśli Pani pozwoli zatrzymam się chwilę nad tym dokumentem, bo jest istotniejszy niż same statystyczne cyferki. Kanwą przywołanego głosu biskupów szwajcarskich były ciekawe okoliczności. Nazwałbym to nawet paradoksem. Coraz częściej zdarzało się, że oprócz chęci otrzymania sakramentu namaszczenia, osoby, które decydowały się na wspomagane samobójstwo prosiły o ludzkie i duchowe towarzyszenie oraz fizyczną obecność duszpasterza lub np. katechisty zaangażowanego w życie Kościoła. Co więcej, ta prośba niejednokrotnie dotyczyła samego momentu odebrania sobie życia. Biskupi zatem musieli zająć precyzyjne stanowisko i opierając się na fakcie, że samobójstwo jest całkowicie sprzeczne z orędziem Ewangelii wyjaśnić sposoby oraz czas towarzyszenia duchowego i obecności urzędowych przedstawicieli Kościoła w takich sytuacjach. Episkopat zalecił, aby towarzyszyć osobom, które wybrały samobójstwo tak długo, jak jest to tylko możliwe motywując do życia. Jednak kapłan lub katechista jest bezwzględnie zobowiązany do fizycznego opuszczenia pomieszczenia w chwili, w której człowiek odbiera sobie życie. Racja takiego stanowiska jest klarowna. Duszpasterz opuszczając pomieszczenie, w którym dokonywane jest samobójstwo, pokazuje, iż Kościół nie przestaje dawać świadectwa o niezbywalnej wartości życia. Ponadto decyzja o pozostaniu byłaby zinterpretowana jako akceptacja, pomoc i współpraca w samobójstwie. Myślę, że z takimi monumentalnymi dylematami przyjdzie się mierzyć w przyszłości i nam…

fot. freepik/pressfoto

Wspominał ksiądz wcześniej o lekarzach. Możemy mówić o tym, że za samobójstwo wspomagane odpowiedzialni są również oni? Czy to tylko kwestia decyzji osoby chorej?

– O! Dziękuję, że wróciła Pani do lekarzy. Wyjaśnię ten gest cudzysłowu, jaki pojawił się na początku. Otóż pojawia się we mnie pewien bunt w odniesieniu do mówienia o lekarzach i służeniu śmierci, jeśli mogę tak to określić. To taki swoisty niesmak, gdy czyta się niektóre kodeksy etyki lekarskiej i dostrzega się w nich przyzwolenie na służenie uśmiercaniu. Dla mnie osobiście słowo lekarz ma dość precyzyjne znaczenie. To osoba, która służy zdrowiu i życiu, promuje życie. Nie ma we mnie zgody na stosowanie tego określenia do człowieka, który zabija lub pomaga w samobójstwie. Okażę się może bezkompromisowy, jednak chcę zaznaczyć stanowcze nie! dla myślenia, że zabijanie to leczenie. Wracając zaś do Pani pytania… Nie na samych lekarzach stawiałbym akcent. Na chorych też nie. Bowiem o samobójstwie wspomaganym, podobnie jak o samobójstwie w ogóle, nie musimy mówić w kontekście wyłącznie choroby. Problem jest w czymś innym. W czym? Modus vivendi współczesnych społeczeństw. To przyjmowana w społeczeństwach filozofia życia jest odpowiedzialna za otwartość na ideę wspomaganego samobójstwa. Lekarze, psychologowie, terapeuci ale też politycy, prawnicy będą patrzeć na samobójstwo wspomagane w zależności jaki system wartości przyjęli, jaki jest promowany w procesie wychowania, kształcenia i w etyce pracy. A co dzisiaj staje się najważniejszym punktem odniesienia? Totalna suwerenność jednostki. Pamiętajmy, że ludzie od wieków godzą się na zabijanie w imię tego, co dana epoka swoiście sakralizuje. Dziś sakralizuje się wolę jednostki. Ja chcę! – Ja nie chcę! Jest święte. Najświętsze. Tym samym, skoro ja chcę odejść z tego świata na swoich zasadach, to powinienem mieć do tego prawo. Więcej, inni, tzn. właśnie lekarze, prawnicy, politycy mają zapewnić, żeby to się odbyło – i tu ulubione słowo – godnie, czyli bez cierpienia i bez gwałtownego samouszkodzenia, które najczęściej kojarzymy z samobójstwami. Transparentnym przykładem tego, o czym mówię jest francusko-szwajcarski filmowiec Jean-Luc Godard. Rok temu zdecydował się na samobójstwo wspomagane. Media szeroko komentowały ten krok. Tym bardziej, że jak wskazała rodzina, reżyser nie był chory. Czuł się zmęczony codziennością. W wieku 91 lat podjął decyzję, by to wszystko zakończyć na własnych warunkach. Zdziwienie? Nie, jeśli popatrzy się na system wartości tego reżysera. Jego filozofia życia, zresztą twórczości także, oparta była o egzystencjalizm i marksizm. W zasadzie zatem wspomagane samobójstwo było zwieńczeniem tego, czemu hołdował całym swoim życiem, co uwyraźnia się w fakcie, że zależało mu, aby informacja o odebraniu sobie życia była maksymalnie rozpowszechniona w mediach. Przy tej okazji przypomniano też, że Godard już w 2014 roku zdradzał sposób w jaki pożegna się z tym światem. I prawdę mówiąc, tego się nieco obawiam. Samobójstwo wspomagane w pewien sposób blokuje, unieważnia działania prewencyjne i interwencyjne, które są czymś naturalnym, gdy mówimy o samobójstwie w ogóle. Chcemy danej osobie pomóc w kryzysie. Uruchamiamy programy, które mają stanowić czynniki protekcyjne. A tu tymczasem na piedestał wynosi się suwerenność jednostki, która dokonuje bilansu życia. W konsekwencji dochodzi do przekonania, że czuje się wszystkim zmęczona; nie widzi jakościowej satysfakcji. I w pewnym momencie informuje, że chce umrzeć, a my mamy jej w tym pomóc. Podkreślam – pomagać w niebyciu zamiast w byciu… W tym momencie, pozwoli Pani, że odwołam się do naszej rozmowy sprzed kilkunastu dni. Rozmawialiśmy o problemie samobójstw wśród seniorów. Tam też się pojawił temat bilansu życiowego, który, gdy okazywał się negatywny prowokował zamachy samobójcze. Może to nie miejsce na sarkazm, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pewien czas temu niektóre społeczności odkryły horrendalną receptę na zwiększającą się liczbę samobójstw choćby właśnie wśród seniorów – zalegalizowały samobójstwa wspomagane… Tak, brzmi to jak ponury, kiepski żart… Ale tak to wygląda.

>>> W zapobieganiu samobójstwom seniorów ogromną rolę odgrywa ich aktywizacja [ROZMOWA]

– W Polsce wciąż mało mówi się o samobójstwie wspomaganym. Ksiądz też wspomina o innych państwach. Dlaczego zatem tak rzadko podejmujemy ten problem, który przecież za chwilę może dotyczyć i nas w dużo większej mierze.

– Tak Pani uważa? To odpowiem na to pytanie w ten sposób. Tak, oficjalnie mało się mówi. Dlaczego? Otóż polskie prawo nie dopuszcza w praktyce samobójstwa wspomaganego. Więcej, przestępstwo zarówno namowy jak i pomocy do samobójstwa zostało spenalizowane. Grozi za nie kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Podkreślam też – Kodeks karny nie przewiduje w żadnym wypadku możliwości nadzwyczajnego złagodzenia kary ani odstąpienia od jej wymierzenia. Innymi słowy, w Polsce pomoc w samobójstwie jest zakazana w każdym wypadku, bez względu na pojawiające się okoliczności i, co równie istotne, bez względu na motywację sprawcy. Jednak oprócz oficjalnego, prawnego podejścia jest jeszcze mentalność. A ta się w naszym społeczeństwie bardzo szybko zmienia…

Czyli niedługo rzeczywiście możemy mieć do czynienia z tym zjawiskiem również w Polsce?

– Tym pytaniem prowokuje Pani moje przyznanie się do czarnowidztwa… Bez ogródek powiem, że tak! Możemy. Jesteśmy świadkami przewartościowywania wartości. Coraz aktywniej i odważniej sakralizujemy wolę jednostki i coraz częściej znajdujemy mnóstwo argumentów już nie tylko za tym, że życie nie jest warte cierpienia, ale w ogóle za tym, że życie – jak mówią Niemcy, jest niewarte życia. Krótko mówiąc, moim zdaniem, nie minie dekada jak Polska podejmie próbę dołączenia do choćby Holandii, Belgii, Luksemburga, Szwajcarii, Niemiec, Włoch, Japonii, Kanady itd., w których dopuszczalność samobójstwa wspomaganego stała się odpowiedzią na wolę jednostki, która chce i ma prawo chcieć odebrać sobie życie.

Jak zatem zapobiegać samobójstwom wspomaganym?

– Oto pytanie! Chociaż może być ono uznane za atak na prawo człowieka do śmierci. Niektórzy powiedzą, że nie jesteśmy uprawnieni do tego, żeby przez zapobieganie ingerować w wolną i świadomą decyzję człowieka, który wybiera samounicestwienie… Takie głosy z pewnością pojawią się… Osobiście mam duże obiekcje co do owej wolnej i świadomej decyzji. Nawet jeśli wynika z przyjętej filozofii życia. Skoro powszechnie mówimy o zawężeniu poznawczym w odniesieniu do samobójstw, to czy nie występuje ono także w przypadku samobójstw wspomaganych… Kolejne pole do dyskusji.  Dla mnie samobójstwo wspomagane to nadal samobójstwo i powinniśmy mu zapobiegać tak, jak staramy się to robić zgodnie z przyjętymi zasadami prewencji suicydalnej. Będąc księdzem protekcyjność będę definiował natomiast jako powrót do autentycznej duchowości, otwieraniu się na wspólnotowość i transcendencję; na doświadczenie Boga, którego istotą jest bycie, istnienie. Jako zaś psychotraumatolog i suicydolog apelowałbym o dowartościowywanie higieny psychicznej oraz psychoedukacji. Ogromny potencjał prewencyjny dostrzegam także w logoterapii powiązanej z Viktorem Emilem Franklem (twórcą trzeciej wiedeńskiej szkoły psychoterapii). Logoterapia, mówiąc w skrócie, to metoda pracy, której celem jest oddziaływanie poprzez pomoc w odnalezieniu sensu życia, stanowiącego najsilniejszy rodzaj motywacji. Logoterapia podchodzi do życia w sposób bardzo optymistyczny, stwierdzając, że każdy tragiczny czy negatywny aspekt egzystencji można przekuć w osiągniecie, zajmując wobec niego odpowiednią postawę. Każdy człowiek w każdej chwili swojego życia ma możliwość zmienienia go oraz zdolność do nieustannego kształtowania siebie, nawet wobec doświadczanych strat, powolnego umierania, ponieważ jest odpowiedzialny za realizowanie wartości oraz wykorzystanie potencjału i możliwości, które przemijają. Chyba to dobra puenta… Nam wszystkim potrzeba po prostu Sensu… 

Fot. zwjr.pl

www.papagenoteam.com Duszpasterstwo i strefa wsparcia dla osób w kryzysie samobójczym i ich rodzin oraz doświadczonych żałobą po samobójczej śmierci bliskiej osoby.

zwjr.pl Platforma wsparcia w kryzysie suicydalnym 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze