Pustynia Wadi Rum, Jordania, fot. Maciej Kluczka

Znaleźć swoją strefę ciszy [FELIETON] 

Cisza, spokój, nawet święty spokój. Do tego bezkres przestrzeni nieskażonej cywilizacją. Na horyzoncie wyłącznie piasek, góry, niebo. Brak zasięgu, brak internetu, zero telefonów, jedynie gdzieś w oddali widoczny beduin i jego mała osada z namiotów. Tak wygląda Wadi Rum – pustynia  Jordanii, która leży w dolinie wśród granitowych i zbudowanych z piaskowca skał. 

Najwyższym wzniesieniem jest Dżabal Umm ad Dami, liczy 1840 m n.p.m. W pogodny dzień ze szczytu można zobaczyć Morze Czerwone i granicę z Arabią Saudyjską. Niedawno byłem w tym miejscu, spędziłem w Jordanii tydzień i z każdym dniem odwiedzałem kolejne strefy ciszy. Dzięki temu doceniłem, jak piękna może być cisza.  

Jordańska pustynia Wadi Rum,fot. Maciej Kluczka

Usłyszeć siebie 

Z ciszą mamy jednak często problem. Szczególnie, gdy żyjemy w miastach i mamy ciągły dostęp do świata wirtualnego. Eksperci mówią, że zanieczyszczenie hałasem stanowi coraz poważniejszy problem, a wiele osób może nie zdawać sobie sprawy z tego, jaki wpływ ma ono na ich zdrowie. Niekiedy sami potrafimy zanieczyszczać swoje otoczenie – przez włączoną muzykę czy telewizor w tle, byleby w domu nie było kompletnej ciszy. Bywa że możemy się jej bać. Bo w ciszy zostajemy sami ze sobą, sami ze swoimi myślami, ze swoim sumieniem. Początkowy dyskomfort może jednak po chwili okazać się zbawienny i niezwykle pomocny. Bo tylko wtedy możemy tak naprawdę porozmawiać sami ze sobą.  

>>> Pustynia uczy przechodzenia przez Wielki Post

Bezkres pustyni najlepiej przemierzać jeepem, fot. Maciej Kluczka

Po dwóch gorących i dwóch zimnych nocach spędzonych na pustyni przeniosłem się ze znajomymi  w kierunku cywilizacji – do Akaby, regionu Jordanii, który położony jest nad Morzem Czerwonym. Znad zatoki widzieliśmy położony po drugiej stronie izraelski Eljat oraz góry w Egipcie. Tu o ciszę, szczególnie w mieście, nie było tak łatwo. Zresztą Jordańczycy (jak pewnie wszyscy Arabowie) lubią być głośni. Głośno rozmawiają, głośno słuchają muzyki i głośno trąbią na ulicach. To oczywiście ciekawy aspekt ich codziennych zwyczajów, jednak także tam, w trakcie wizyty „w cywilizacji”, można było znaleźć strefę ciszy. Trafiłem na nią dość przypadkowo i początkowo nie na własne życzenie. W zatoce Akaby warto bowiem zanurkować. Niedaleko brzegu podziwiać można piękne rafy koralowe. Moi znajomi, gdy tylko dotarliśmy na plażę, szybko wyciągnęli maski do pływania pod wodą, założyli buty ochronne (bo rafa potrafi lekko zranić) i ruszyli do wody. Ja lubię pływać, ale – jak do tej pory sądziłem – na powierzchni, nie pod nią. Do nurkowania podchodziłem zawsze z dystansem. Po licznych namowach dałem się jednak przekonać. I dobrze, że to zrobiłem!  

Widok na Morze Martwe, fot. Maciej Kluczka

Wyjść poza strefę komfortu  

Dla pełnego obrazu dodam, że nie jest to nurkowanie takie „na całego”. Nie musiałem zakładać kombinezonu, a pod wodę nie schodziłem ze specjalistycznym sprzętem. Oglądanie rafy wymaga pływania tuż pod taflą wody. Jednak to, że na twarz musiałem założyć maskę, a rafy nigdy z bliska nie widziałem wywoływało u mnie lekki stres. Gdy okazało się, że maska bardzo dobrze funkcjonuje, a ja potrafię zachowywać odpowiedni i bezpieczny dystans od rafy, szybko doszedłem do wniosku, że niekiedy warto przełamać swoje obawy, wyjść poza swoją strefę komfortu. I tak trafiłem do podwodnej strefy ciszy. Trafiłem do podwodnego, pięknego świata. 

Rafa koralowa w Zatoce Akaby, fot. Monika Trybuchowicz

Rybki wypływające z zakamarków, czysta woda. Mogłem naprawdę daleko sięgać wzrokiem.  A później… załamanie powierzchni i ciemnoniebieska otchłań. Coś niesamowitego! A przy tym cisza, słychać było wyłącznie ruch moich rąk i nóg. Obrazu dopełniał widok uśmiechu i podniesionego kciuka kolegi. Trochę jak na zdjęciach astronautów na stacji kosmicznej. To jedna z tych chwil w życiu, gdy zachwyt zapiera człowiekowi dech w piersiach. Zacząłem pod tą wodą dziękować rodzicom za życie i Bogu za piękny świat. Także ten podwodny, który do tej pory był dla mnie nieznany.  

Zatłoczony świat to nie cały świat 

W „ludzkiej cywilizacji” codzienny zgiełk i życiowe sprawy potrafią nam ten zachwyt nad Bożym stworzeniem przesłaniać. Do naszych problemów i „hałasu” obowiązków często podchodzimy z dużą uwagą, z zaangażowaniem. I dobrze, to w końcu nasze sprawy, nasze życie, nasze potrzeby, problemy i marzenia. Łatwo jednak wtedy żyć w przekonaniu, że człowiek i jego „zatłoczony” świat to centrum wszystkiego. A tak nie jest. Czas spędzony pod wodą przypomniał mi, że przecież około 70% powierzchni Ziemi jest pokryte wodą. A gdy patrzyłem na bezkres jordańskiej pustyni to pomyślałem, że ludzie potrafią zrobić tyle zamieszania i hałasu, a przecież tu – od tysięcy lat – panuje cisza, beduini żyją w malutkich osadach, a wielbłądy spokojnie jedzą roślinność pustynną, która stanowi podstawę ich diety. 

>>> Abp Polak: Bóg przemawia w ciszy, nie przychodzi w zgiełku i hałasie

fot. Maciej Kluczka

Warto o tej równowadze zgiełku i ciszy sobie przypominać. I wyznaczać sobie życiowe strefy ciszy. Aby je znaleźć nie trzeba wcale nurkować czy wyjeżdżać na pustynię. Równie piękną strefą ciszy może być modlitwa, lektura, czas spędzony w lesie czy spacer nad jeziorem. Początkowo wejście do strefy ciszy może oznaczać wyjście ze strefy komfortu, ale naprawdę warto ten krok zrobić.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze