Abp Henryk Muszyński i o. Marcin Wrzos OMI

Abp Henryk Muszyński: katolicyzm partyjny, jesteśmy podzieleni [ROZMOWA cz. 2]

Marcin Wrzos OMI: Prymas Wyszyński jest pomysłodawcą Społecznej Krucjaty Miłości. Przekazywał, aby miłować wszystkich, również wrogów. Ostatnio w Poznaniu pobito dotkliwie młodego, czarnoskórego piłkarza, są też uchodźcy na granicy. Jak przenosić Ewangelię, krucjatę miłości, z poziomu ideału na poziom życia?

Prymas senior abp Henryk Muszyński: Trzeba ją kojarzyć z młodością kapłańską prymasa Wyszyńskiego. Był wykładowcą nauk społecznych w seminarium we Włocławku, był kapelanem katolickich związków zawodowych, miał kontakty z robotnikami, a z drugiej strony – jako redaktor – prowadził „Ateneum Kapłańskie”. Łączył zatem od samego początku te dwa wymiary. Wymiar duchowości i wymiar społeczny. Stąd zrodziła się Społeczna Krucjata Miłości. On nie zadowalał się tym, że były tłumy. Żył Ewangelią w bliskości Chrystusa żyjącego w Kościele, w swoim wnętrzu, zatem widział, że ten rodzaj pobożności, miłości i przebaczenia wszystkim trzeba zaszczepiać w Kościele. Bardzo rzadko w dniu Zielonych Świąt, w Zesłanie Ducha Świętego, były masowe nawrócenia. Człowiek nawraca się indywidualnie – stąd ten pomysł na krucjatę.

Dlaczego dziś o niej zapominamy?

Należę do starego pokolenia. Żyliśmy w czasach jednorodności wyznaniowej, etnicznej. Odziedziczyliśmy określone struktury, które trzeba było bronić: kraj, Kościół. Polskość wiąże się z katolickością. Pokazuje to chociażby historia zaborców: Niemcy to protestanci, Rosjanie – prawosławni. Katolickość dodatkowo nas od nich wyróżniała. Taki stan odziedziczyliśmy. Do tego doszły dwa totalitaryzmy. W czasie wojny pobożność kwitła w rodzinach, Kościół żył i kwitł w rodzinach. W czasie okupacji byłem dwa razy w kościele. Dom był małym Kościołem. Z domu wyniosłem chrześcijańskie korzenie. Potem był komunizm, który oddzielił życie prywatne od publicznego. To prywatne było powiązane z wiarą, a to publiczne nie. Jeśli coś trwa bardzo długo, to staje się normalnością. Taki kształt wiary został przekazany kolejnym pokoleniom. Dzieci już miały rozdźwięk. Tu jest życie publiczne, a tu prywatne, czyli religijne. Stąd dziś taki rozdźwięk.

>>> Abp Henryk Muszyński: liczyliśmy dni jego uwięzienia [ROZMOWA cz. 1]

fot. EPA/LUCA ZENNARO

Jesteśmy narodem jeszcze w miarę praktykującym, choć i to się zmienia. Papież Franciszek prosi, aby rozróżnić liczbę wiernych. Podawać mu nie tylko liczbę ochrzczonych, ale także liczbę katolików czynnych, odpowiedzialnych za Kościół. Dotyczy to głównie tych wewnętrznie nawróconych (jest to liczba zatem mniejsza niż praktykujących). Są to ludzie, którzy przyjmują katolicyzm jako religię, która kształtuje życie całościowo. Ludzie, dla których nie jest to tylko zewnętrzny sposób postępowania. Niestety, dziś jesteśmy świadkami, że często wykorzystuje się religię do celów, które nie mają z nią wiele wspólnego.

Do polityki?

Nie tylko. Chodzi o działanie w zgodzie z własnym interesem czy z interesem partii, w której jestem i wykorzystania religii jako narzędzia osiągania celów. Dokonał się rozdźwięk. Wewnętrzna postawa człowieka nie ma wiele wspólnego z tym, co na zewnątrz. W tym sensie Społeczna Krucjata Miłości, oczywiście z uwzględnieniem nowych środków i metod dotarcia do ludzi, jest niezwykle aktualna. Odrodzenie duchowe powinno być pełne i powinno dążyć do jedności postawy osobistej i publicznej. Powinno dotykać serca, wiary, sposobu życia.

>>> Dlaczego Kościół ma zajmować się polityką?

fot. Marcin Wrzos OMI

Nie planowałem rozmawiać o polityce i o podziałach. Włączmy jednak telewizor. Zobaczymy podział, eskalowanie konfliktu, a Wyszyński pisał o tym, że nie mamy się dać podzielić, że mamy być jedno, że tworzymy rodzinę narodową, ludzką.

Ojcze, pierwszą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest różnorodność. On żył w czasach totalitarnych, w dyktaturze. Byli oni – niewierzący – czy faktycznie, czy pozornie, tego nie wiemy. I byliśmy my – wierzący. Podział przebiegał z reguły w ten sposób. Wyszyński, szanując hierarchiczność Kościoła, potrafił rozmawiać i wziąć odpowiedzialność za dialog i rozmowy z ówczesną komunistyczną dyktaturą. Jako klerycy żyliśmy w strachu – co będzie? Widzieliśmy, jak daleko szli w swoich decyzjach rządzący i nie wiedzieliśmy tylko tego, dokąd będą szli dalej, jak będą nas prześladować.

Dziś podział jest nawet między nami katolikami.

Uprośćmy, że są dwa rodzaje katolicyzmu. „Katolicyzm partyjny”, który usiłuje godzić własną wiarę z instrumentalnym wykorzystaniem jej do celów partyjnych i drugi, prawdziwy katolicyzm – kościelny.

Ksieże Prymasie, to odważna teza: katolicyzm partyjny. Czym on się charakteryzuje?

W tym ostatnim liczą się praktyki kościelne, ale zazwyczaj jest dość płytki, przez co trudno odróżnić te dwa, diametralne różne odłamy katolicyzmu. Konkordat mówi jasno o wzajemnych relacjach państwa i Kościoła: autonomia, niezależność, wzajemne poszanowanie. Życie polityczne i społeczne jest szczególną odpowiedzialnością świeckich. Hierarchia, kapłani są zazwyczaj na uboczu, chyba że polityka czy życie społeczne dotyczą praw Bożych – wówczas duchowni mają obowiązek zabierania głosu, ale nie zawsze się tego przestrzega. Niektórzy zabierają głos też w innych sprawach.

>>> Maciej Kluczka: organizujmy debatę, a nie kłótnię

fot. PAP/Mateusz Marek

Z jednej strony możemy, jako ludzie Kościoła, interesownie traktować politykę, być w niej. Ale z drugiej strony politycy mogą instrumentalnie używać Kościół do swoich celów. Przyjmować jego nauczanie tam, gdzie jest mi wygodnie, a tam, gdzie nie jest mi wygodnie przyjmować własne poglądy, niezgodne albo nawet przeciwne wierze katolickiej. Nie ma innej możliwości, jak budowanie fundamentów – prawdziwej, ewangelicznej religijności, duchowej pracy u podstaw. Te dwie przestrzenie są integralnie ze sobą złączone.

Czy jest dziś szansa na dialog między nami? Także o to zabiegał przecież kard. Wyszyński.

Nie ma dialogu między nami. Kultura dialogu pozostawia także wiele do życzenia. Potrzebna jest chrześcijańska mentalność inkluzywna, otwarta na drugiego człowieka, która zakłada, że każdy może się wypowiedzieć. Która zakłada, że drugi go wysłucha, zabierze głos w danej sprawie. Wszystko bez obrażania się, krzyków, ale z szacunkiem.

Dialog, albo jego brak, prowadzi nas dziś ku wiarygodności Kościoła. Kardynał Wyszyński swoim cierpieniem, więzieniem, samotnością go uwiarygadniał. Jak dziś pokazać wiarygodny Kościół młodym, których powoli coraz mniej w Kościele?

Ojcze, nie powoli! Młodych ubywa w sposób gwałtowny. Oni patrzą na świat zerojedynkowo. Tak jesteśmy ukształtowani, taką mamy „mentalność światową”, jak mówi często papież Franciszek. Wziął to od św. Pawła, który mówi, „żeby nie żyć duchem światowości, jak żyją ci inni…, poganie”. Nie ma jednej, ogólnej recepty. Powody utraty młodych przez Kościół są różne. Najpierw trzeba podjąć wysiłek, aby pogłębić antropologię – kim jestem ja – człowiek? I trzeba pogłębić zrozumienie istoty Kościoła. Kościół ma rzeczywistość Bosko-ludzką i trzeba sobie zdać sobie sprawę z tego, ile i co w nim jest z Boga, a ile z człowieka. Można to dostrzec jedynie dzięki wierze. Bliższe jest nam, siłą rzeczy, to co ludzkie, sami przecież tego doświadczamy. I na tym polega dramat zgorszenia tych młodych ludzi. Ksiądz jest dobry – czyli Kościół jest dobry, biskup jest dobry – Kościół jest dobry. Ksiądz, biskup zawodzi – to znaczy, że Kościół zawodzi. Jeśli ktoś nie ma w swojej świadomości tego, że Kościół to Chrystus, że Kościół jest żywy, bo żyje Ewangelią, to łatwo będzie mu odejść od Kościoła. Młodym jest trudno, bo taki wizerunek Kościoła ukazują im z reguły też media. Niemniej, nie byłoby tego, gdyby nie trudne, czasem bardzo straszne, grzechy ludzi Kościoła.

Abp Henryk Muszyński, fot. Marcin wrzos OMI

Żeby Kościół odzyskał wiarygodność, pomimo własnej słabości, trzeba im pokazywać, że żyjemy Bogiem i Ewangelią. Trzeba modlić się też o wiarę dla młodych, aby patrzyli dalej i głębiej, aby dostrzegali w Kościele to, co jest piękne i Boże. Aby odkrywali Kościół, jako wspólnotę spotkania z Bogiem, tworzenia relacji z Nim i z drugim człowiekiem. To, co Boże, wiara, wymaga wysiłku, dojrzewania w niej. Nie można się zatrzymywać ze swoją religijnością na poziomie dziecka, gdy jest się starszym. Ci, którzy reprezentują Kościół w wymiarze hierarchicznym, także rodzice, liderzy wspólnot, muszą starać się być autorytetami. Muszą starać się żyć tym, co mówią.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze