Fot. Unsplash/iam_os

Apostolskość Kościoła opiera się na świadectwie tych, którzy widzieli Pana Jezusa [ROZMOWA]

Co to znaczy, że Kościół jest apostolski? Czym jest sukcesja apostolska? Dlaczego dziś trudniej nam wierzyć w Kościół jako miejsce przekazywania Objawienia? I dlaczego święty Piotr zdziwiłby się, gdyby został nazwany papieżem? Na te oraz wiele innych pytań w rozmowie z Karoliną Binek odpowiedział Paweł Beyga – doktor nauk teologicznych w zakresie teologii systematycznej, członek Towarzystwa Teologów Dogmatyków.

Karolina Binek (misyjne.pl): Co to znaczy, że Kościół jest apostolski?

Paweł Beyga: W Nowym Testamencie próżno szukać literalnego określenia Kościoła jako wspólnoty apostolskiej. Pierwszy raz określenie „apostolski” odniesione zostało do Kościoła u Ignacego Antiocheńskiego. W dziele „Męczeństwo św. Polikarpa, biskupa Smyrny” czytamy, że był on „apostolskim nauczycielem”. Wreszcie, o Kościele jako o wspólnocie apostolskiej mówią symbole wiary, czyli jakby streszczenia doktryny, które wykorzystywano przy chrzcie w pierwszych wiekach. Najbardziej znanym jednak wyznaniem wiary jest to, które zostało ułożone na dwóch soborach: w Nicei oraz w Konstantynopolu.

Samo słowo „apostoł” oznacza w języku greckim tego, który jest posłany z jakąś misją lub wiadomością. W Nowym Testamencie apostołami nazywana jest z jednej strony grupa dwunastu mężczyzn, których Jezus wybrał do towarzyszenia mu podczas Jego ziemskiego życia. Po wniebowstąpieniu Chrystusa to właśnie oni stali się pierwszymi przekazicielami nauczania Mistrza z Nazaretu. Z drugiej zaś strony Pismo Święte przyznaje tytuł apostoła Pawłowi z Tarsu. Gdy prześledzimy listy Pawłowe, to zobaczymy, że ten nawrócony człowiek mocno bronił swojej apostolskiej misji. Paweł nie był naocznym świadkiem nauczania Pana, swoje prawo do bycia nazywania apostołem argumentuje spotkaniem ze Zmartwychwstałym pod Damszkiem. Najlepiej widać to w Liście do Galatów: „Paweł, apostoł nie z ludzkiego ustanowienia czy zlecenia, lecz z ustanowienia Jezusa Chrystusa i Boga Ojca, który Go wskrzesił z martwych” (Ga 1,1). Kolegium dwunastu i Paweł są jakby dwoma sposobami spotkania Chrystusa. Pierwsi widzą Chrystusa na własne oczy, Paweł natomiast poznaje Jezusa przez wiarę. W tym kontekście doświadczenie Apostoła Narodów jest bliższe tym, którzy żyli w różnym czasie i nie mogli już fizycznie spotkać Chrystusa.

Apostolskość Kościoła opiera się zatem na świadectwie tych, którzy widzieli Pana Jezusa. Pięknie – niemal poetycko – ujął to Jan w swoim pierwszym liście: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce – bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione – oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami” (1 J 1,1-3). Innymi słowy, Kościół jest apostolski ponieważ został zbudowany na apostołach i wierzy, że to, co przekazali nam apostołowie jest prawdą.

Dziś, po tak wielu latach od wspomnianych wydarzeń, może trudniej wierzyć w Kościół niż wierzyć w Boga?

– Myślę, że współcześnie wiara w Kościół – jako miejsce przekazywania Objawienia, a mówiąc inaczej: nauczania Chrystusa – jest trudniejsza niż wiara w samego Boga. Bo dlaczego niby jakaś instytucja miałaby rościć sobie prawo do bycia przekazicielką słów samego Boga? W katolickiej teologii, mówiąc o Objawieniu Boga w historii świata, mówimy o tym, że Objawienie publiczne skończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów. Od tego czasu mamy do czynienia już z procesem przekazu treści Objawienia, jego interpretacją oraz pogłębianiem. Rdzeniem jednak wiary Kościoła jest życie Chrystusa, Jego słowa i czyny przekazane nam za pośrednictwem apostołów.

>>> Kościół jest wielką literą [FELIETON] 

W takim razie to, że Kościół jest apostolski oznacza jednocześnie, że jest hierarchiczny?

– I tak, i nie. W ogóle w myśleniu o Kościele mamy tendencję do zawężania go jedynie do hierarchii, którą można porównać do drabinki. Ktoś stoi wyżej, a ktoś niżej. Pojęcia, którymi współcześnie się posługujemy były nieznane w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Z pewnością Piotr bardzo by się zdziwił, gdyby został nazwany przez sobie współczesnych papieżem. Kościół katolicki w XVI wieku podczas soboru trydenckiego wyraźnie podkreślił swoją hierarchiczność. Była to odpowiedź na zanegowanie sakramentalności święceń w ogóle po stronie reformacyjnej. To właśnie po tym trwającym blisko osiemnaście lat soborze, pojawił się model Kościoła, jako swoistej piramidy. Papież znajduje się na jej szczycie, poniżej są biskupi, potem duchowieństwo, stan zakonny i gdzieś na końcu laikat. Jest to model stosunkowo późny. Mało tego, Sobór Trydencki wyklinał tych, którzy uważaliby, że biskup nie jest wyżej niż prezbiter. Sobór miotał w dokumentach anatemami, ale nigdy do końca nie wyjaśniono, na czym miałaby polegać ta wyższość. Próbowały to zrobić dwa sobory watykańskie, ale się nie udało.

Apostolskość Kościoła odnosi się przede wszystkim do świadectwa uczniów Chrystusa, hierarchiczność zaś odnosi się do sakramentu święceń w różnych stopniach. Możemy już upatrywać jakiejś formy hierarchiczności w samym gronie dwunastu. To Piotr pierwszy wchodzi do pustego grobu i to Piotr wymieniany jest jako pierwszy, gdy wzmiankuje się apostołów. Widać już jakąś hierarchiczność na poziomie życia pierwszych uczniów. Nie mam jednak przekonania, czy dzisiaj należałoby podkreślać w prezentacji Kościoła światu jego hierarchiczność. Może lepiej byłoby używać bardziej biblijnych obrazów, takich jak świątynia, owczarnia, miasto. Chyba to bardziej zrozumiałe obrazy.

Wspomniana apostolskość jest też rozumiana jako powołanie do apostolskości wszystkich członków Kościoła. I tu mała dygresja. Bywało, że to świeccy lepiej, dokładniej, wierniej usłyszeli głos dochodzący od apostołów niż hierarchia. Przychodzi mi na myśl XVI wiek w Anglii. Henryk VIII i jego „wielka sprawa królewska”, czyli rozwód z Katarzyną Aragońską i małżeństwo z Anną Boleyn. Kto siedział wtedy w londyńskim Tower? Tomasz More – były kanclerz Anglii, mąż, ojciec i bynajmniej nie duchowny. Z duchownych głowę stracił biskup Jan Fisher. Gdy papież dowiedział się, że biskup jest w więzieniu, wysłał mu kapelusz kardynalski. Urzędnicy Henryka VIII odesłali kapelusz z wiadomością dla papieża: biskup Fisher nie ma już głowy, na której mógłby nosić kapelusz kardynalski. Apostolskość może realizować się na gruncie świadectwa życia, czasami oznacza to trwanie przy swoich religijnych przekonaniach. Z jednej zatem strony apostolskość to hierarchia, ale z drugiej apostolskość to coś więcej, to styl życia.

fot. cathopic

Czym jest zatem sukcesja apostolska i z czym przede wszystkim się wiąże?

– Sukcesja apostolska to, najprościej mówiąc, następstwo po apostołach. Gdy otworzymy Dzieje Apostolskie, to zobaczymy, że już samym apostołom zależało na tym, aby ich następcy mogli jak najwierniej przekazywać „doświadczenie” Jezusa Chrystusa. Po samobójczej śmierci Judasza apostołowie zebrali się, żeby uzupełnić grono dwunastu. Łukasz zanotował słowa Piotra. Według niego kryterium wyboru miało być to, aby kandydat na apostoła towarzyszył Chrystusowi od chrztu w Jordanie, poprzez publiczne nauczanie, aż do wniebowstąpienia. Los padł na Macieja. Ciekawie na sukcesję apostolską spoglądał Joseph Ratzinger. W książce „Formalne zasady chrześcijaństwa” zauważył on, że sukcesja wskazuje przede wszystkim na wspólnotowy wymiar urzędu apostolskiego, który w epoce poapostolskiej przybrał postać episkopatu (biskupstwa). Nikt nie jest biskupem w pojedynkę – powiada Ratzinger. Znakiem wspólnoty w Kościele pierwszych wieków (i tak jest do dzisiaj) jest obecność przynajmniej trzech biskupów przy konsekracji biskupiej. Widzialnym znakiem przy udzielaniu sakramentu święceń w stopniu episkopatu było nałożenie rąk.

Gdy mówimy w Kościele o sukcesji apostolskiej, to często kładziemy akcent na ciągłość, widzialność znaków i posługi biskupów. Ktoś może zapytać, dlaczego jest to takie ważne. Odpowiedź leży w teologii wcielenia Syna Bożego. Zbyt mało łączymy eklezjologię z chrystologią. Tak jak Bóg stał się widzialny, dotykalny i zmysłowo uchwytny dla człowieka, tak Kościół – jako przekaźnik Jego słów i czynów – domaga się widzialności. Stąd też konieczność sukcesji apostolskiej, czyli jakiejś formy wykazania ciągłości, że przekaz Tradycji w Kościele nie jest „głuchym telefonem”, ale rzeczywiście wiernym przekazem Ewangelii.

>>> To Jezus jest treścią doktryny Kościoła [ROZMOWA]

Skoro jest sukcesja apostolska, to dlaczego w Kościele pojawiają się błędy?

– Ktoś, kto dobrnie na studiach teologicznych do trzeciego roku, to z pewnością będzie chodził na wykłady z chrystologii, mariologii i charytologii. Na tych zajęciach przez wszystkie przypadki będzie odmieniane słowo „herezja”. To słowo oznacza po prostu jakieś sformułowanie lub sposób myślenia, który nie jest zgodny z oficjalną, ortodoksyjną doktryną religijną. W drugiej dekadzie XXI wieku jesteśmy jednak mądrzejsi niż ludzie żyjący na przykład piętnaście wieków temu. Chyba należałoby z większą sympatią pomyśleć o wczesnochrześcijańskich herezjach, bo dzięki nim lepiej rozumiemy, kim był Jezus Chrystus, jaka była Jego misja, jak opisać to, co wydarzyło się w Palestynie dwa tysiące lat temu. Herezje paradoksalnie pomogły chrześcijaństwu, które przecież nie miało katechizmu, Międzynarodowej Komisji Teologicznej i Dykasterii Nauki Wiary z prefektem w Rzymie.

Autorami herezji chrystologicznych byli przede wszystkim biskupi i duchowni, czyli ci, którzy posiadali sukcesję apostolską. Herezje się pojawiały, ponieważ próbowano zrozumieć, ubrać w słowa to, co nazywam wiarą chrześcijańską. Czasami się pomylono, czasami wzięto pars pro toto, czyli część za całość. Klasycznym przykładem jest negowanie bóstwa lub człowieczeństwa Chrystusa, a przecież chrześcijaństwo mówi: Chrystus to prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek. Kardynał Newman pisał w wiktoriańskiej Anglii, że najbardziej katolicka literka to „i”. Nie powinniśmy myśleć o sukcesji apostolskiej w sposób magiczny. Wydaje mi się, że wciąż w katolicyzmie zbyt boimy się rozumu, wolimy pewne sprawy załatwiać myśleniem życzeniowym lub magicznym. Ileż razy słyszałem, że papieża wybiera Duch Święty?! Zastanawiam się wtedy tylko w jaki sposób? Telefonem, faksem, smugą światła? Przecież to jest niepoważne i niekatolickie myślenie.

Można powiedzieć, że z powodu sukcesji apostolskiej Kościół żyje tradycją?

– Zależy, o czym mówimy. Rozróżniamy tradycje pisane małą literą. Do nich będzie należeć na przykład praktyka celibatu, różne rodzaje postu, dyscypliny kościelnej. Natomiast Tradycja pisana wielką literą to coś innego. Dawne potrydenckie katechizmy czasami, upraszczając sprawę, nauczały, że Kościół ma dwa źródła Objawienia: Pismo i właśnie Tradycję. Protestanci łapali się za głowę. W XX wieku złapali się za głowę także ci, którzy przyjechali na obrady II soboru watykańskiego. W Dei Verbum, czyli  dokumencie soborowym poświęconym Bożemu Objawieniu powiedziano ostatecznie o jednym Objawieniu Bożym, które dociera do Kościoła dwoma drogami: poprzez spisane i niespisane słowo Boże. Stróżem i interpretatorem tego słowa Bożego jest wspólnota Kościoła, a szczególnie Urząd Nauczycielski. Nie oznacza to jednak, że Kościół może robić ze słowem Bożym co chce. Każda praktyka, nauczanie i zwyczaj muszą weryfikować się w Tradycji, czyli Bożym Objawieniu.

Jeszcze jedna uwaga. Warto zawsze pytać o to, co jest tradycją pisaną małą literą, a co jest Tradycją pisaną wielką literą. Pomieszanie tych dwóch porządków może skutkować kruszeniem kopii o sprawy drugorzędne. Przykładem może być celibat. Jest on znanym od początku w Kościele sposobem życia osób poświęconych Bogu, ale przez tysiąc lat przecież nie był on obowiązkowy dla duchowieństwa. Mogę wyobrazić sobie Kościół, w którym celibat jest opcjonalny dla duchownych. Dlaczego? Bo do istoty katolickiego kapłaństwa należy słowo i sakrament. Celibat może pomagać, może przeszkadzać, dlatego dyskusja nad celibatem jest możliwa w ramach życia Tradycją.

Inne Kościoły też są apostolskie? Czy tylko Kościół katolicki?

– Wyznania chrześcijańskie posługują się Credo nicejsko-konstantynopolitańskim. To w nim czytamy o jednym, świętym, powszechnym i apostolskim Kościele. Wszyscy chrześcijanie się pod tymi sformułowaniami podpiszą. W okresie reformacji zaczęto mówić o tych czterech słowach, jako o znamionach, pewnych znakach rozpoznawczych Kościoła, który był chciany przez Jezusa Chrystusa. Zaczęto zatem podkreślać, polemicznie do protestantyzmu, że to właśnie Kościół katolicki jest nieprzerwanym przekazicielem czystej, niezmąconej Ewangelii.

To, gdzie się – mówiąc kolokwialnie – „rozjeżdżamy” z naszymi teologiami to kwestia interpretacji słowa Bożego, eklezjologii i rozumienia na przykład urzędu w Kościele. Kościoły katolicki i prawosławny powiedzą, że sakrament święceń jest z ustanowienia Bożego. Wspólnoty protestanckie będą się już różniły w tej kwestii. Marcin Luter pozostawi urząd duchownego dla dystrybucji sakramentu oraz zarządzania wspólnotą, natomiast na przykład wspólnota anglikańska zachowa rozumienie urzędu duchownego bliskiego katolicyzmowi. Natomiast wspólnoty pentekostalne XX i XXI wieku będą kładły akcent na bezpośredni dostęp człowieka do Boga, upatrując w kapłaństwie nawet pewnej przeszkody w kontakcie z Bogiem. Apostolskość łączy chrześcijan, ale często do momentu, gdy otwieramy Pismo Święte i zaczynamy wyciągać teologiczne i praktyczne wnioski dla życia naszych wspólnot. Te różnice teologiczne są i nie można udawać, że się nie różnimy.

>>> O. prof. Andrzej Napiórkowski OSPPE: w Kościele współistnieją jego różne wymiary [ROZMOWA]

Papież Franciszek nazwał Marię Magdalenę „apostołką apostołów”. Możemy powiedzieć, że w związku z tym zmienia się coś w postrzeganiu Kościoła jako apostolskiego?

– Franciszek nie powiedział tutaj nic nowego. Magdalena byłą nazywana apostola apostolorum już wieki temu. Czasami mówiono „apostołom równa”. Obecny papież zmienił rangę wspomnienia liturgicznego Marii Magdaleny. Obecnie jej wspomnienie ma rangę święta, tak jak wspomnienia innych apostołów.

Czasami mówi się w Kościele o dwóch nurtach: piotrowym i maryjnym. Piotrowy ma reprezentować hierarchię, kapłaństwo urzędowe. Natomiast maryjny ma wnosić kobiecą delikatność do struktur. Można też zamiast o nurcie maryjnym powiedzieć o nurcie Marii Magdaleny. To właśnie ona we wszystkich Ewangeliach jest świadkiem pustego grobu. To przecież ona spotkała zmartwychwstałego Pana, myśląc, że to ogrodnik. W tradycji zachodniej była przedstawiana jako nawrócona jawnogrzesznica, natomiast prawosławie nie łączy Marii z Magdali z kobietą cudzołożną. Niezależnie od tych dwóch spojrzeń ważne jest, że to właśnie ona przekazuje uczniom wiadomość, że Jezus żyje. Nawiasem mówiąc, było to wbrew ówczesnej pozycji kobiety. Świadectwo kobiety było mniej ważne niż świadectwo mężczyzny w tej samej sprawie. Jeśli coś zmienia ta opowieść w postrzeganiu Kościoła jako apostolskiego to fakt, że Kościół na prowadzić do spotkania ze zmartwychwstałym Panem. Kościół nie jest celem samym w sobie. Apostołów do spotkania z Chrystusem jakoś przygotowuje spotkanie z Marią Magdaleną. Powiedzmy inaczej, pusty grób nie jest dowodem zmartwychwstania. Wiara rozstrzyga się w spotkaniu, a nie w szukaniu dowodów. Apostolskość Kościoła to spotkanie świadków. Pośród nich jest dwunastu, jest Paweł, zmieści się tam i Maria Magdalena.

Mówi się też, że Kościół jest apostolski, dlatego jest niezniszczalny. Jak możemy rozumieć te słowa?

– Chrystus w zapowiedzi prymatu Piotra zapowiada, że bramy piekielne nie przemogą, czyli nie zniszczą Kościoła. Wystarczy rozejrzeć się jednak po newsach w internecie i zobaczymy, że ludzie bardzo się starają. Można mieć wrażenie, że diabłu pozostaje jedynie nie przeszkadzać. To oczywiście ironia, ale jakoś pokazuje, że Kościołowi bardziej szkodzi to, co dzieje się nieraz w jego wnętrzu niż to, co jest na zewnątrz.

Chyba musimy doprecyzować jednak, co rozumiemy przez słowo niezniszczalny. Czy to oznacza, że Kościół spadł z nieba w gotowym kształcie, a ludziom powiedziano: „tylko tego nie zepsujcie”? Kto by tak twierdził, ten naraziłby się na zarzut naiwności. Kościół się zmieniał, także jego zewnętrzne formy. Celem istnienia Kościoła jest prowadzenie ludzi do Chrystusa, nie do instytucji, ale do Chrystusa właśnie. Pięknie pokazywał to zwyczaj orientacji liturgii. Wierni przez wieki nie oglądali twarzy księdza podczas mszy, widzieli jego plecy – widzieli, że Kościół prowadzi ich gdzieś dalej, głębiej. Jeśli nadal to robi i będzie robił – to możemy być spokojni.

>>> Liturgia jest sposobem nawiązywania relacji z Bogiem 

Fakt, że Kościół jest apostolski oznacza również, że nie istnieje żadna sprzeczność między Chrystusem a Kościołem?

– Było kiedyś takie modne hasło „Bóg tak – Kościół nie”. W nim kryła się jakaś wątpliwość co do intencji Kościoła. Rozmawiam z różnymi ludźmi, którzy mi mówią, że znajdują Boga w przyrodzie, w innych ludziach, w muzyce. Przekaz jest prosty: nie potrzebuję Kościoła. To pokazuje nam, że współczesny świat potrzebuje duchowości. Kilka lat temu ośrodek badań Pew Research Center opublikował badania, z których wynika, że wyłączając Europę świat jest niesamowicie religijny. Ludzie poszukują duchowości, ale nie oznacza to zwrotu ku tradycyjnym religiom ujętym w instytucje. Współcześni stawiają pytania, ale z jakichś powodów chrześcijaństwo nie udziela odpowiedzi, które by ich satysfakcjonowały. Jest to jednak dla katolicyzmu i chrześcijaństwa w ogóle ważny sygnał. Po pierwsze, ludzie pragną duchowości. Po drugie, Chrystus i Kościół to dla nich dwie różne, wręcz przeciwstawne rzeczywistości.

Z drugiej zaś strony wizja religii w ogóle i chrześcijaństwa bez jakiejkolwiek instytucji jest wizją romantyczną, a nawet naiwną. Aby przekaz jakiejkolwiek religii poszedł w świat, potrzebuje on nośnika, jakiejś formy instytucji, która poniesie go dalej. Jednak, aby ten chrześcijański przekaz szedł skutecznie w świat, musi wiedzieć, do jakiego świata idzie. Można obrazić się na świat i zamknąć w zakrystii – proszę bardzo, tylko, że tego będą oczekiwali ci, którzy nie tylko sami nie chcą słuchać o Chrystusie, ale również chcą tego zabronić innym. Pyta Pani o sprzeczność między Chrystusem a Kościołem. Był pewien francuski teolog – nazywany czasami ojcem modernizmu – który mówił, że „Jezus głosił królestwo Boże, a w zamian przyszedł Kościół”. Między wierszami można tu wyczytać zawód Kościołem, że zafałszował on obraz Jezusa. Myślę, że zawsze powinniśmy wracać do intuicji Benedykta XVI, który pisał, że na początku drogi bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej, ale spotkanie z Chrystusem. Alergia na Kościół może wynikać z tego, że sami odwracamy tę sekwencję. Najpierw zaczynamy mówić o moralności, a dopiero potem (jeśli chcemy oczywiście) zastanawiamy się nad tym, czy nasi adresaci w ogóle w Boga wierzą. Apostołowie byli świadkami życia i działalności Pana, byli tymi, którzy Go spotkali. Jeśli Kościół będzie się jawił jako miejsce spotkania Pana, wtedy będzie naprawdę apostolski i będzie apostołował.

***

Fot. Archiwum prywatne Pawła Beygi

Dr Paweł Beyga – doktor nauk teologicznych w zakresie teologii systematycznej, członek Towarzystwa Teologów Dogmatyków. Pracę doktorską poświęcił tradycji angielskańskiej w mszale dla ordynariatów personalnych byłych anglikanów. Na co dzień nauczyciel, mieszka we Wrocławiu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze