fot. EPA/GIUSEPPE LAMI

Australijska protestantka: zarzuty stawiane kard. Pellowi były niedorzeczne [ROZMOWA] 

Australia to kraj kontrastów. Z jednej strony bardzo liberalne prawo aborcyjne, z drugiej masowe protesty pro-life. O aborcji oraz o tym jak protestantka widzi sprawę kard. George’a Pella i Kościół katolicki rozmawiałem z Australijką, zaangażowaną w ruchy pro-life. 

Eloise June z Armidale w Nowej Południowej Walii od wielu lat walczy w ramach różnych organizacji o prawo do życia dla każdego. Miała też krytyczne zdanie o procesie kard. Pella. – Według mojej osobistej opinii ogromną niesprawiedliwością było skazanie człowieka na podstawie pojedynczego donosu – powiedziała. 

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Widzisz jakąkolwiek możliwość zmiany sytuacji, nie tylko prawnej, ale też mentalnej, w kwestiach postaw pro-life i aborcji w Australii? 

Eloise June: – Widzę takie możliwości, ale nie sądzę, żeby miało to nastąpić wkrótce. W Australii prawo aborcyjne jest stanowione nie na poziomie krajowym, lecz na poziomie poszczególnych stanów. W większości z nich aborcja jest legalna aż do urodzenia. Wiktoria tak radykalnie liberalne prawo ustanowiła jako pierwsza, Queensland i Nowa Południowa Walia zrobiły to przed paroma laty. Ostatnio taką legislację przeprowadzono także w Południowej Australii. W niektórych stanach ludzie protestowali, najwięcej na południu i południowym wschodzie. W Nowej Południowej Walii były tak potężne manifestacje przeciw liberalizacji prawa aborcyjnego, że premier rządu stanowego niemal stracił stanowisko. Widać więc, że wielu ludzi, zwłaszcza chrześcijan, chce większej ochrony życia poczętego. W każdym większym mieście australijskim organizowane są marsze dla życia, ale niestety politycy nie kwapią się do tego, żeby nas wysłuchać.

>>> Michał Jóźwiak: historia kard. Pella to świadectwo wiary i nauczka dla nas [KOMENTARZ] 

Znaczy to, że dla ludzi w Australii aborcja aż do urodzenia jest czymś strasznym. Nie mówię już o aborcji na żądanie do 12 tygodnia. W Polsce nawet najwięksi liberałowie nie ważą się publicznie mówić o aborcji aż do urodzenia. Jak Was przedstawiają media? Zapewne jako ekstremistów. 

– Nie oglądam za dużo telewizji. Myślę, że większość mediów po prostu nie mówi o tym, nawet jak są olbrzymie protesty. Nie zamieszcza się zazwyczaj nawet żadnej informacji na ten temat.  Media są nie tylko mocno zsekularyzowane, ale też pełno w nich nowych ideologii. Jak im coś nie pasuje, to po prostu milczą w tej kwestii.  

Domyślam się, że ateiści też włączają się w ruch pro-life w Australii. Tak to przynajmniej wygląda w Stanach, gdzie sporo osób niewierzących angażuje się w walkę z aborcją. Taką osobą jest na przykład Kelsey Hazzard, która założyła organizację Secular Pro-Life. 

– Większość osób zaangażowanych w ruch pro-life, które spotkałam w Australii, to chrześcijanie. Gdyby jednak ludzie mieli więcej wiedzy i zdawali sobie sprawę z tego, czym jest aborcja, to wielu z nich byłoby wściekłych na takie prawo. Aborcja jednak stała się tematem tabu, o którym się nie mówi. Dlatego ludzie nie mają po prostu odpowiedniej wiedzy.  

Inną sprawą jest język używany do opisywania aborcji. Nie mówi się o tym, że to zabijanie dziecka, które jest w łonie matki. Nazywa się to eufemistycznie troską o „zdrowie reprodukcyjne” lub „prawem kobiety do wyboru”. Oczywiście, aborcja to nie jest żadna troska o kobiety. Zdarzały się przypadki w niektórych miejscach w Australii, że dziecko, które przeżyło aborcję, zostało zostawiane na śmierć, mimo że powinno mu się zapewnić odpowiednią opiekę medyczną. Wywołało to sprzeciw, lecz rzekomo konserwatywny rząd nie chciał nawet dotknąć tej sprawy.  

Słyszałem o australijskich profesorach, którzy wymyślili sobie „aborcję pourodzeniową”  tzn.  jeśli okazałoby się już po narodzinach, że dziecko jest chore albo „jakieś nie takie”, to można dokonać na nim „aborcji” – bez skrupułów zabić. Taki pogląd jest obecny w społeczeństwie australijskim, czy też jest to – przynajmniej na razie – tylko szalona teoria jakichś nawiedzonych naukowców? 

– Zdarzało się, że niektóre szalone idee australijskich profesorów stawały się zasadą porządku publicznego. Jeszcze 10 lat temu pewne rzeczy związane na przykład z postulatami transgender były nie do pomyślenia, a teraz jest to promowane w publicznych szkołach jako coś zupełnie naturalnego. 

Jak pracują ruchy pro-life w Australii? Rozumiem, że zaangażowani chrześcijanie należą do różnych wyznań, są to też katolicy. 

– Tak, angażują się chrześcijanie różnych denominacji. Oprócz ruchów, które za główny cel obrały walkę z aborcją, jest też mnóstwo takich, które zajmują się wspieraniem kobiet w ciąży, także tych, które rozważają aborcję. To bywa trudne, bo nawet małe organizacje są przedmiotem nienawiści. Są też pewne zakazy. Na przykład w Melbourne nie można rozmawiać o aborcji w promieniu 200 metrów od klinik aborcyjnych. Jest kobieta, która miała problemy z prawem za oferowanie kobietom pomocy pod klinikami aborcyjnymi. Uratowała jednak setki dzieci.

>>> Kard. Pell: modlitwa była i jest dla mnie źródłem siły

Tak działo się też w innych krajach, na przykład w Kanadzie. 

– Kanada jest przykładem bardzo podobnym do nas. Naszym problemem jest jednak to, że nie mamy jakiegoś zjednoczonego frontu, który stara się zmienić prawo. Działamy w Australii jako osobne organizacje.  

Przejdźmy do kontrowersyjnej sprawy kard. George’a Pella? Co o niej sądzisz jako prezbiterianka? Pamiętam, że krytycznie oceniałaś proces. Jak widzieli to protestanci?  

– Nie jestem w stanie powiedzieć, jak to generalnie wyglądało między protestantami. Media oczywiście niemal całkowicie opowiadały się za karą dla kard. Pella, poza naprawdę nielicznymi dziennikarzami. Był jeden, który bardzo krytycznie podszedł do całej sprawy – Andrew Bolt z „Herald Sun”. Udał się on na miejsce rzekomego molestowania i udowodnił, że to nie miało prawa się tam wydarzyć.  

Według mojej osobistej opinii ogromną niesprawiedliwością było skazanie człowieka na podstawie pojedynczego donosu, który brzmiał kompletnie absurdalnie. Byli ludzie, którzy dostrzegali niedorzeczność całej sytuacji, inni zaś wierzyli temu, co opowiadano w mediach. 

Pamiętam, jak mówiłaś, że widzisz Kościół katolicki jako miękki i uległy w swojej postawie wobec świata i zła. Bardzo mnie to zainteresowało. To Twoja wizja czy tak myślą generalnie protestanci o Kościele katolickim w Australii? 

– Zmieniłam trochę swoje zdanie, gdy zaangażowałam się w ruch pro-life. Moim zadaniem jest pozyskiwanie nowych wolontariuszy i sprawdzanie, czy nie będą robić problemów (śmiech). I poznałam katolików, którzy są bardzo zaangażowani, przekonani i naprawdę chcą zrobić coś dobrego, wprowadzać jakieś zmiany. Wiem także, że w Kościele katolickim jest sporo osób wierzących tylko nominalnie. W Australii jest to instytucja, która ma problemy i jest w niemałym kryzysie. Słyszałam, że w katolickich szkołach pozwala się na propagowanie rzeczy niemoralnych. Bardzo duży nacisk kładzie się na wprowadzanie do systemu szkolnego pewnych ideologii, w których nie ma Boga. Sądzę, że wiele katolickich szkół temu naciskowi uległo. Nie wiem, co myślą inni, ale według mnie Kościół jest instytucją bardzo słabą w Australii. 

Niestety, Kościół katolicki generalnie przeżywa obecnie duży kryzys. Mówię to jako katolik 

– Trzeba jednak powiedzieć, że nie tylko Kościół katolicki ma kłopoty. Podobnie Kościół anglikański jest w kryzysie, w niektórych diecezjach australijskich akceptują choćby związki homoseksualne. Uważam, że nadchodzą trudne czasy dla wszystkich chrześcijan. Będzie dużo prześladowań. Myślę, że większość kościołów będzie miała z tym poważne problemy.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze