fot. Jonas Leupe/unsplash

Banuj od razu [FELIETON] 

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że banowanie stało się ostatnio szczególnie modne. Niektórzy nawet chwalą się, że ograniczyli komuś możliwość oglądania swoich postów i komentowania. Banowanie to jednak prosta droga nie tylko do zamknięcia rozmowy i debaty, ale także do… braku myślenia. 

„Działalność wielu platform internetowych często polega na zachęcaniu do spotkań osób podobnie myślących, utrudniając konfrontację między zróżnicowanymi stanowiskami. Te zamknięte obiegi ułatwiają rozpowszechnianie fałszywych informacji i wiadomości, podsycając uprzedzenia i nienawiść” – czytamy w adhortacji papieża Franciszka Christus vivit [89]. Nie dość, że algorytmy sprzyjają temu, że nie konfrontujemy się merytorycznie z innymi światopoglądami, to tendencja do banowania innych użytkowników jeszcze bardziej wzmaga zjawisko postawania baniek informacyjnych. 

Wystawić myślenie na próbę 

Banowanie to inaczej zablokowanie konkretnej osobie możliwości wchodzenia w interakcję z nami w mediach społecznościowych. Czasem ma to rzeczywiście uzasadnienie, jeśli jesteśmy zasypywani wrogimi czy wulgarnymi wiadomościami lub komentarzami. Jest to więc ważne narzędzie obrony naszej przestrzeni w internecie. Bywa jednak, że stosujemy to narzędzie także do budowania źle rozumianego poczucia komfortu psychicznego. Często zdarza się, że ban to nie reakcja na hejt, ale na krytykę czy chociażby stawianie pytań. A przecież o to w mediach społecznościowych chodzi. Nie piszę artykułów i nie wyrażam swoich opinii po to, aby wysłuchiwać aplauzów i potwierdzeń mojej tezy. Piszemy i tworzymy również po to, żeby usłyszeć, gdzie mogą kryć się błędy w naszym postrzeganiu świata. Możemy się z naszymi oponentami zgodzić lub nie, ale ograniczenie ich głosu jest przykrym wyznaniem, że nie jesteśmy w stanie wystawić naszego myślenia i światopoglądu na próbę.

>>> Ks. Michał Tomiak: ksiądz nie powinien być kumplem tylko przewodnikiem [PODKAST]

Metoda ojca Remigiusza 

Swego czasu o. Remigiusz Recław SJ zasłynął z powiedzenia „banuj od razu” w odniesieniu do osób, które myślą inaczej i mają inną duchowość niż ta, którą on proponuje na swoim kanale na YouTubie. „Wszystko zaczęło się niewinnie, kiedy młodzież z Salezjańskiej Pielgrzymki Ewangelizacyjnej opublikowała na Facebooku filmik, na którym, delikatnie mówiąc, zachowuje się w kościele dość swobodnie. Posypała się na nich prawdziwa lawina negatywnych komentarzy. (…) W obronie młodzieży stanął właśnie o. Recław, który w opublikowanym materiale przekonywał, że są oni nadzieją Kościoła, a krytykujący ich tradycjonaliści w gruncie rzeczy nie są nawet katolikami” – opisywaliśmy sytuację na naszych łamach kilka lat temu. Oburzenie i wykluczanie kogoś z Kościoła nie jest raczej dobrą reakcją. Ojciec Recław postawił również śmiałą tezę, że jeśli w Kościele pojawia się jakikolwiek hejt, to zawsze płynie on ze strony tradycjonalistów. „Inni ludzie tego nie robią” – mówił w opublikowanym filmie. To uproszczenie, które niestety całkowicie zamyka drogę do dialogu.

Fot. unsplash/Glnn Carstens-Peters

Krytyka sprzyja rozwojowi 

Przywołuję tę sytuację jako przykład, bo ona znakomicie pokazuje, że takie podejście przyczynia się niestety do powstawania baniek informacyjnych. Nie wychodzimy poza środowiska, poglądy i źródła informacji, które wpisują się w nasz punkt widzenia. To nie tylko uniemożliwia merytoryczną debatę, ale zatrzymuje też rozwój intelektualny. Jeśli nie konfrontujemy się z tym, co nie zgadza się z naszą wiarą czy światopoglądem, uznajemy raczej wątłość i brak logiczności naszej koncepcji świata. Podstawą metody naukowej jest przecież falsyfikacja, która polega nie na szukaniu potwierdzenia danej tezy, ale raczej na jej sprawdzeniu – czyli poszukiwaniu argumentów przeciwnych. Tak dokonuje się postęp w nauce i na takiej drodze dokonuje się też nasz osobisty rozwój. Jeśli nie jesteśmy w stanie poddać naszego stanowiska krytyce grupki internautów, powinniśmy zastanowić się, czy to oni są przesadnie natarczywi, czy to może jednak nasze argumenty są wyjątkowo słabe.

>>> Hospicjum perinatalne – by pomóc razem przejść przez trudny czas

Kultura zaorania 

Nie sposób nie dostrzec jednak innego zagrożenia, jakim jest wszechobecna i niepohamowana potrzeba „zaorania” innych w mediach społecznościowych. Komentującym często wydaje się, że najlepszą formą wyrażania swoich wątpliwości czy krytyki jest uszczypliwy, personalny atak. Zamiast merytorycznej wymiany zdań mamy więc festiwal inwektyw, a w najlepszym wypadku przerzucanie się „odczuciami i wrażeniami” bez osadzenia w źródłach. To swoją drogą znamienne, że mamy dzisiaj kult własnej opinii – wielu stawia swoje przekonania ponad faktami. Co paradoksalne, próba konfrontacji osoby, która mówi wyłącznie o swoich odczuciach z faktami uważana jest za… hejt. A przecież krytyka, nawet ta bolesna, nie jest niczym złym. Jest szansą na spojrzenie na świat z nowej perspektywy. Warto pozbyć się w dyskusjach przekonania o własnej nieomylności. 

Brak dialogu to brak myślenia. Brak myślenia to życie w swoich bańkach i iluzjach. Dlatego tak ważna jest dyskusja i konfrontacja myśli. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze