Zdjęcie poglądowe, Fot. PAP/Łukasz Gągulski

Benedyktyni: monotonne życie jest pełne niespodzianek [REPORTAŻ]

Najpierw modlitwa, później praca. I tak na przemian, codziennie, do końca życia. Można pomyśleć, że w monotonnym życiu benedyktynów nie ma nic fascynującego. Ale to nieprawda. Bóg zaskakuje każdego dnia.  

Są uważani za najstarszy zakon monastyczny na Zachodzie. Wszystko zaczęło się od Benedykta z Nursji, który razem z pierwszymi towarzyszami zamieszkał na słynnym Monte Cassino. Mieli jeden cel: żyć prosto i w tej prostocie skutecznie szukać świętości. Dlatego założyciel zaproponował mnichom jedną, konkretną zasadę: ora et labora. „Módl się i pracuj”. Jak dziś, prawie 1500 lat od tej chwili, żyją nią duchowi synowie św. Benedykta? Sprawdziłem to, odwiedzając klasztor benedyktynów w wielkopolskim Lubiniu. 

>>> Brat Jakub Biel, benedyktyn: To czas klasztorów [ROZMOWA]

Samotni, ale nie sami 

Opactwo w Lubiniu obchodziło niedawno jubileusz 950-lecia. Tutejsze mury wiele widziały i wiele mogłyby powiedzieć. Gościli w nich piastowscy książęta, odwiedził je też Adam Mickiewicz. Proboszczem i przełożonym był tu o. Karol Meisner, znany i ceniony duszpasterz, lekarz, psycholog i etyk. Dziś pod klasztorem przebiega ruchliwa droga, którą łatwo dojechać pod benedyktyńskie zabudowania. Przy furcie czeka już na mnie zakonnik. Chcę, żeby opowiedział mi, jak dziś, w dziwnych i szalonych czasach, żyją mnisi. Ludzie, których świat nie chce i chyba nawet nie potrzebuje rozumieć. 

>>> Abp Stanisław Gądecki: Kościół przetrwał dzięki Regule świętego Benedykta

– Mnich, czyli monos oznacza to „pojedynczy”, a właściwie „samotny”. Ale to nie znaczy, że sami jesteśmy samotni – mówi brat Robert, benedyktyn. – Jest przecież Bóg. Oddaliśmy wszystko, żeby kochać Go i służyć Mu całym sobą. I wiele dostajemy od Niego każdego dnia. Lubi nas zaskakiwać, przełamywać tę naszą nudę – dodaje.  

Mój rozmówca wstąpił do klasztoru w Lubiniu siedemnaście lat temu i będzie tutaj do końca życia, bo mnisi benedyktyńscy ślubują stabilitas, czyli „stałość” miejsca zamieszkania. W ten sposób są związani z jednym opactwem, w którego historię wrastają z każdym kolejnym rokiem. Ale brat Robert i jego współbracia nie traktują tej zasady jak przykrej konsekwencji wybranego stylu życia. Widzą w niej raczej łaskę, przywilej. Tak jak w tym, co kryje się pod hasłem „obyczaje monastyczne” i „posłuszeństwo wobec Reguły” – kolejnymi ze ślubów, które duchowi synowie św. Benedykta składają na wieki. Mnich podkreśla, że to pomaga uporządkować wnętrze. Dzięki temu prościej im każdego dnia zbliżać się do Boga.  

Świątynia pw. Narodzenia NMP w Lubiniu, którą opiekują się mnisi. Fot. Sebastian Zbierański

W rytmie modlitwy 

Każdy dzień w lubińskim klasztorze zaczyna się modlitwą. Dzwonek na korytarzu rozlega się o 5:30, ale niektórzy i tak wstają wcześniej. Kilkunastu mężczyzn zakłada czarne habity i schodzi do kościoła. Najpierw jutrznia. Czasem przychodzą na nią parafianie. Śpiew benedyktynów pozwala im zanurzyć się w poranną modlitwę. Zresztą, barokowe wnętrze przyklasztornej świątyni pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny również pomaga w skupieniu.  

– To prawda, że nasz czas wypełniają modlitwa i praca – wyrywa mnie z zamyślenia brat Robert. – Ale wszystko jest poukładane i wszystko ma swoją porę. Rytm nadaje nam modlitwa brewiarzowa. Spotykamy się, żeby odmówić ją wspólnie cztery razy w ciągu dnia – opowiada dalej benedyktyn i zaznacza, że większość modlitw jest śpiewana 

Wspólnota benedyktynów. Zdjęcie poglądowe. Fot. youtube.com

Tak jak Ziemia krąży wokół Słońca, tak relacja benedyktynów z Bogiem krąży wokół liturgii godzin. Otwierają brewiarz, przecierając zaspane jeszcze oczy. Zamykają go, kiedy głowa opada ze zmęczenia całodzienną pracą, a ciało czeka tylko na sen. Ale nie samym tylko brewiarzem żyje mnich. Dlatego w ich napiętym planie dnia znajdzie się czas na medytację, rozmyślanie, czytanie Pisma Świętego czy różaniec. Tyle tylko, że tych form pobożności przestrzega już osobiście każdy zakonnik we własnym zakresie.  

– Nikt nie jest z tego rozliczany. Nasze życie zakonne opiera się na osobistej odpowiedzialności za własne zbawienie – tłumaczy br. Robert.  – W tym tkwi sedno dojrzałości benedyktyna. Jeśli sam, jako monos potrafi uczciwie zadbać o modlitwę, wie, że ona będzie go prowadzić do lepszego życia, do monastycznej doskonałości. 

Mnisi dużo czytają. To poniekąd ich cecha charakterystyczna – benedyktyni słynęli w końcu z wkładu w rozwój literatury i piśmiennictwa. Brat, z którym rozmawiam lubi pisma ojców Kościoła i mistrzów życia duchowego. Szuka w nich inspiracji i rad nie tylko dla ducha, ale także dla ciała. Dbanie o kondycję fizyczną jest bardzo potrzebne, bo praca to drugi filar ich działalności. 

Ołtarz św. Benedykta Opata w bocznej nawie kościoła przyklasztornego. Fot. Sebastian Zbierański

Labora 

„Bezczynność jest wrogiem duszy. Dlatego też bracia muszą się zajmować w określonych godzinach pracą fizyczną” – brzmi fragment 48. rozdziału Reguły św. Benedykta. I rzeczywiście, na brak zajęć mieszkańcy lubińskiego opactwa nie mogą narzekać. Każdy z nich ma swój urząd i jest odpowiedzialny za konkretną gałąź działalności klasztoru. Brat Robert zabiera mnie w świat ich codziennych zadań. 

– Zajmujemy się różną pracą. Jest brat pszczelarz, który odpowiada za dostawę miodu. Inny jest kowalem, jeszcze inny wyrabia ceramikę. Ja jestem krawcem – opowiada zakonnik. – Zasadniczo jest tak, że urzędy powinniśmy zmieniać co roku. Krawiec powinien zostać pszczelarzem, kowal nauczyć się szycia i tak dalej. Ale dziś ta tradycja uległa zatarciu. No bo jeśli ktoś ma talent do ceramiki, to po co na siłę pchać go do kuźni? – śmieje się mnich. 

Dzięki własnym wyrobom benedyktyni z Lubinia mogą utrzymać swój klasztor i zaoszczędzić na skromne wydatki. Ich wizytówką jest „Benedyktynka” – nalewka na bazie 17 lub 21 ziół. Leczy dolegliwości żołądkowe, wzmacnia organizm oraz działa uspokajająco. Zainteresowanie nią jest tak duże, że napój doczekał się nawet własnej strony internetowej. 

Mój rozmówca pokazuje też zdobione naczynia, które wykonał mnich zajmujący się ceramiką. Odwiedzamy pracownię, w której ręcznie formuje glinę, a następnie wypala ją w piecu, w temperaturze około 900 stopni.  

– Te naczynia mają też zastosowanie w liturgii – dzieli się ciekawostką brat. – Służą na przykład do obrzędu lavabo (obmycie dłoni w czasie ofiarowania) albo jako podstawka pod węgielki z kadzidłem – dodaje.  

Pracownia ceramiki w lubińskim klasztorze. Fot. Sebastian Zbierański

Służba i umiar 

To, w co nie muszą zaopatrywać się w sklepach, mnisi starają się zorganizować sobie sami. Pomaga im natura, a właściwie ogród, w którym rośnie pełno ziół i drzew owocowych. Jednak nie uprawiają ich tylko dla siebie. Tym, co zbiorą, hojnie dzielą się z innymi.  

– Staramy się przez naszą pracę służyć nie tylko Bogu, ale także innym. Kiedy ktoś przychodzi do klasztoru po pomoc, nie odmawiamy jej. Zdarza się na przykład, że w naszej kuźni brat kowal naprawia miejscowym rolnikom narzędzia pracy – opowiada br. Robert. 

>>> Papież do benedyktynów: życie kontemplacyjne nie stoi w opozycji do służby

Gościnność i miłosierdzie wobec potrzebujących to ważne elementy benedyktyńskiej reguły życia. Z jednej strony, mnich jest „zamknięty” na świat zewnętrzny, ale z drugiej wie, że w każdym człowieku może spotkać Chrystusa. Pytam więc o to, czy współczesnych benedyktynów „wciąga” to, co dzieje się po drugiej stornie klauzury.  

– Tu jest nasza przestrzeń do życia i musimy być jej wierni – podkreśla brat. – Jeśli chodzi na przykład o kontakty z rodziną, to one nie mogą być zbyt częste. Co nie znaczy, że ich w ogóle nie ma. Jeździmy w odwiedziny, nas też odwiedzają. Trzeba jednak zachować umiar – tłumaczy. 

Raz w roku benedyktyni wyjeżdżają na miesięczny urlop. Ale to nie jest „miesiąc wolności”. Jak mówi mój rozmówca, nie zapominają o regule i ślubach zakonnych. – Dojrzały zakonnik wie, że ma w tym czasie odpocząć, nabrać sił, żeby później wrócić do swojej codzienności i być w niej coraz doskonalszym – wyjaśnia.  

>>> Polskie Monte Cassino, czyli historia klasztoru w Tyńcu [ZDJĘCIA]

Polscy benedyktyni, Tyniec, fot. PAP/Łukasz Gągulski

Bóg zaskakuje 

Modlitwa i praca to dwie kolumny, na których wspiera się całe benedyktyńskie życie. Przeplatają je posiłki i czas na odpoczynek. Zakonnicy spotykają się też ze sobą. Piją kawę, oglądają wspólnie telewizję – choć niezbyt często. Jest też przestrzeń milczenia. Narodowy wieszcz i bywalec klasztoru w Lubiniu pisał wszak, że „Bóg przemawia w ciszy / kto w sercu ucichnie, zaraz go usłyszy”. 

>>> Młoda dziewczyna wstępuje do zakonu. Zobacz wzruszające pożegnanie z rodziną [WIDEO]

Kiedy wyjeżdżam z klasztoru mnisi przerywają pracę i idą na południową modlitwę brewiarzową, po której zjedzą skromny obiad. Później odpoczynek, znów praca, potem modlitwa, kolacja i brewiarz, który o godzinie 20 kończy ich dzień. Można pomyśleć, że w monotonnym życiu benedyktynów nie ma nic fascynującego. Ale to nieprawda. Bóg zaskakuje ich każdego dnia. Nauczyli się dostrzegać Jego niespodzianki w najzwyklejszych gestach serdeczności. W tym, że zamiast deszczu zaświeciło słońce, a ktoś, kto przyjechał kupić słoik miodu powie, że się za nich modli. I tego prostego życia można się od benedyktynów uczyć.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze