fot. cathopic.com

Biskup z Kambodży: Papież tchnął w nas zaufanie do Ducha Świętego

„Franciszek tchnął w nas zaufanie do Ducha Świętego, w to że On nie tylko towarzyszy nam w naszej misji, ale również ją poprzedza”. Tak papieskie przemówienie do biskupów Tajlandii i całej Azji komentuje bp Olivier Schmitthaeusler, zwierzchnik Kościoła katolickiego w Kambodży.

Jego zdaniem bardzo ważne jest, że Franciszek sytuuje pracę dzisiejszych misjonarzy w ciągłości z tym wszystkim, czego dokonali ich poprzednicy na przestrzeni minionych wieków.

>>> Papież na mszy w Bangkoku: idźcie śladem pierwszych misjonarzy

– Już wczoraj wieczorem, a także dziś rano papież kładł nacisk na przykład pierwszych misjonarzy, którzy opuszczali swą ojczyznę, cierpieli, byli gotowi na męczeństwo, a przy tym trwali w powierzonej im misji. Przybyli tu ze swoją wiarą, z konkretnym sposobem pojmowania Ewangelii i Kościoła, ale pozwolili też, by przemieniła ich miejscowa kultura. W ten sposób papież chciał nam przypomnieć, że ten kto głosi Ewangelię, nie będzie miał łatwego i spokojnego życia, są przeszkody i trudności, które trzeba przetrzymać, często znosząc je w milczeniu, a niekiedy również pośród prześladowań, dotyczy to zwłaszcza Kościoła w Azji. Kambodża i Laos są tego dobrym przykładem – powiedział Radiu Watykańskiemu bp Schmitthaeusler. – A przy tym trzeba mieć w sobie tę odwagę, by dalej głosić Dobrą Nowinę. «Tak trzymać, idźcie na przód» – to były też ostatnie słowa, które papież powiedział nam przed dwoma laty na zakończenie wizyty ad limina. Głosić Ewangelię, ale w taki sposób, by współbrzmiała z lokalną kulturą Kambodży, Tajlandii, w ogniu Ducha Świętego.

fot. EPA/CIRO FUSCO

Francuski biskup misyjny dodaje, że w krajach takich jak Tajlandia czy Kambodża, gdzie religią dominującą jest buddyzm, najbardziej czytelnym, a zarazem bulwersującym przejawem Ewangelii jest troska o tych, którzy są odrzuceni. Kiedy ludzie widzą, że chrześcijanie okazują miłość ostatnim, że ich los na przekór przeznaczeniu się odmienia, zaczynają interesować się Ewangelią. Bp Schmitthaeusler przyznaje, że właśnie w ten sposób rozpoczynał swoją misję, kiedy przed 20 laty przyjechał jako młody kapłan z Paryża do Kambodży. Dziś udało mu się założyć specjalną wioskę właśnie dla tych, którzy w miejscowym społeczeństwie zostali odrzuceni.

>>> Papież do tajskiej młodzieży: zakorzenieni w Chrystusie, ufnie patrzcie w przyszłość 

– Jest to tak zwana wioska pokoju. Przyjmujemy tam rodziny chore na Aids, dzieci z ciężkim upośledzeniem, porzucone kobiety, które u nas znalazły pracę w przędzalni. Upośledzeni natomiast pracują w małej fabryce słodyczy – opowiada Radiu Watykańskiemu bp Schmitthaeusler. – Ta wspólnota jest małym znakiem Ewangelii. Interesujemy się w niej tymi, dla których nie ma miejsca w społeczeństwie, którzy w społeczeństwie cieszą się złą opinią, bo w buddyzmie powszechnie uważa się, że ze względu na swą karmę, czy przez swych rodziców, mają taki właśnie los, chorobę czy upośledzenie. U nas tymczasem zostają włączeni do wspólnoty, która stała się naprawdę znakiem miłości do najmniejszych, w której czują się oni zaproszeni na ucztę z Panem. I w konsekwencji doświadczamy też małych cudów. Są nawrócenia i uzdrowienia. Młody chłopak, który przez 16 lat nie chodził, teraz chodzi. Dziewczyna, która do 18. roku życia była głucha, a potem coś się w niej odblokowało, teraz słyszy i mówi. A zatem czuję się trochę jak w Ewangelii: chromi chodzą, głusi słyszą. Miłość wydaje owoce, jeśli tyko dajemy się prowadzić Duchowi Świętemu.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze