Wieści z Cochabamby
Co słychać w Boliwii? Kolejki do szkoły i niebezpieczna droga do miasteczka Independencia. Czyli następna garść informacji o misji w Cochabambie.
W Boliwii dzieci mają wakacje. Szkoły są więc jeszcze puste, ale nabór się już rozpoczął. Przed niektórymi ustawiają się długie kolejki. Przed naszą salezjańską szkołą również się takowa ustawiła, a niektórzy muszą czekać nawet trzy doby, by zapisać się na listę oczekujących na przyjęcie. Niektóre szkoły prywatne cieszą się ogromną popularnością, jednakże – tak jak wszędzie – mają ograniczoną liczbę miejsc.
Ostatnie wydarzenia wstrząsnęły nami, a jak mniemam również i Polską – chodzi o zabójstwo wolontariuszki Heleny. Jedna z moich kaplic mieści się około 800 metrów od domu sióstr, w którym doszło do tego morderstwa. Mam stały kontakt z siostrami. Sporo już pewnie słyszeliście, więc ograniczę się tylko do poinformowania, że tutaj, w Cochabambie, mieszkańcy bardzo potępili ten czyn. Tym bardziej że jeden z napastników to były uczeń szkoły prowadzonej przez siostry.
W sobotę wraz z ekonomem prowincjonalnym i jednym ze współbraci wyruszyliśmy do miasteczka Independencia. Liczy ono około trzech tysięcy mieszkańców. Odbywała się tam uroczystość odsłonięcia pomnika naszego zmarłego współbrata salezjanina, włoskiego misjonarza, który przez ładnych kilka lat służył tamtejszej ludności. To dzięki niemu powstała tam między innymi szkoła i wiele innych pięknych dzieł, z których społeczność może korzystać. Z inicjatywą wybudowania pomnika wyszli jego byli uczniowie. Musieliśmy pokonać 250 km samochodem z napędem na cztery koła. Inaczej pojazd nie pokona gór w wysokości 5000 m n.p.m. Drogi są bez asfaltu, a w porze deszczowej jazda staje się prawie niemożliwa. Nasiąknięta glina staje się śliska jak lód.
Droga jest wymagająca, bo z jednej strony ciągnie się przepaść, z drugiej ściana skalna. Do Independencii dojechaliśmy po sześciu godzinach. Auto powoli wspinało się krętą drogą w górę i znów zjeżdżało w dół. Gdy dojechaliśmy, powitała nas ulewa, ale w porze deszczowej to normalne. W dzień odsłonięcia pomnika, czyli w niedzielę, wszystko rozpoczęło się od Mszy św. Po deszczu wyszło słońce, które dosyć mocno przygrzewało. Na końcu zjedliśmy obiad i wyruszaliśmy z powrotem do Cochabamby. Wybraliśmy krótszą, ale według niektórych bardziej niebezpieczną drogę.
Powrót był w istocie bardziej niebezpieczny, ale również przepiękny. Cudowne pejzaże gór, a także kaskady wody spadające majestatycznie z wierzchołów. Piękne dzieła Stwórcy. Jechaliśmy powoli, bo droga była niezwykle wąska i stroma. Dzięki Bogu wróciliśmy cali i mogliśmy rozpocząć nowy tydzień, z nowymi obowiązkami. U was pewnie wciąż zima, być może widoczne są symptomy zbliżające się wiosny. U nas druga połowa lata i zaczyna się czas karnawałowy. Właściwie już teraz trwają przygotowania. Ale o tym napiszę następnym razem.
Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie, z pamięcią w modlitwie!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |