Etiopia, Zway: Misja w kraju chrześcijańskim

Kilka lat temu byłam na wakacjach w Boliwii, nawet kilka razy. Spotkałam tam wielu misjonarzy i muszę przyznać, że ich misja  tam wydała mi się oczywista. Ludzie wierzą w duchy i czarownice, składają ofiary, zwykle bogini ziemi – Pachamamie, bo według nich to ona wstawia się za nimi u Pana Boga, bo On ją stworzył. Czarowników można spotkać wszędzie. Na targach można kupić płody lam, aby złożyć je w ofierze. Kiedy turystycznie zwiedza się kopalnię, tuż przed wejściem też należy nabyć dary dla matki ziemi, aby je zostawić w środku, nie wspominając już o ofiarach pod budowę na przykład mostu…

W Etiopii jest inaczej, przynajmniej tu, gdzie ja jestem. Nie będę przeprowadzać naukowej rozprawy o religii. To wielki kraj, trzy i pół raz taki jak Polska, więc nie można jednoznacznie powiedzieć, że wszędzie jest tak samo. Są takie miejsca, jak niektóre rejony Tigray na północy kraju, o których mówi się, że tam mieszkają sami katolicy, jak w miasteczku Bonga na południu, gdzie na Mszy świętej niedzielnej jest ponad tysiąc dzieci i młodzieży, ale są też takie jak Zway, gdzie na Mszy niedzielnej jest w sumie 60 osób, w tym tylko  kilkoro dzieci.

Piszę o Zway i Addis Abebie, gdzie spędzam najwięcej czasu, o tym czego doświadczam codziennie, podczas pobytu tutaj, podczas spotkań i rozmów z ludźmi.

Etiopia to kraj chrześcijański, przeważający jest tutaj Etiopski Kościół Ortodoksyjny i to widać. Generalnie nie ma tu zabobonów, bóstw, ofiar. Jest natomiast krzyży, trochę inny niż nasz – bez Jezusa. Ludzie mówią, że przecież Jezus Zmartwychwstał, nie ma Go już na krzyżu, więc to oczywiste, że krzyż jest pusty. Jakbyśmy miarą pobożności uznali obecność krzyża na szyi, na ubraniach, w domu, na środkach transportu, to na pewno uznalibyśmy Etiopczyków za bardzo religijny naród. Od małego noszą czasem nawet dwa lub trzy krzyżyki na szyi. Zresztą można je kupić naprawdę wszędzie, szczególnie te na szyję. Zresztą sklepy z dewocjonaliami lub rozłożone na chodniku przed kościołem małe kramiki są tutaj stosunkowo popularne.

Kościoły też wydają się być częściej odwiedzane, ludzie po prostu wstępują na modlitwę. Bardzo charakterystyczna jest też biel. Afryka kojarzyła mi się z kolorem. Etiopia jest biała. Tradycyjne stroje kobiet są białe, mężczyźni dzisiaj już rzadko używają swoich, są nowocześni i praktyczni, natomiast na modlitwę czy do kościoła wszyscy przychodzą okryci w białe szale, prawie jak peleryny. Dlatego nawet na ulicach w niedzielę czy święta ten kolor jest przeważający.  Katolicy w Etiopii też używają tych szalów oraz tradycyjnych sukienek z wyhaftowanych krzyżem.

W sensie teologicznym jesteśmy bardzo blisko siebie. Wyznawcy Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego wierzą w Boga w trzech osobach, w Maryję jako Matkę Jezusa, mają tak jak my sakramenty. Można powiedzieć, że mamy inną drogę, inny kształt, ale cel ten sam. 

Różnica, którą ja zauważyłam najszybciej, to ilość postów, bardziej restrykcyjnych niż nasze, w dodatku bardzo skrupulatnie przestrzeganych. Jedzenie tutaj w ogóle nie jest urozmaicone. Jemy bardzo monotonnie, a i tak pewnie na misji jemy bardziej różnorodnie niż Etiopczycy, bo siostry są z różnych stron, więc kuchnia jest mieszana.

W czasie postów (czyli także w każdą środę i piątek)  nie można jeść niczego, co pochodzi od zwierząt i nie ogranicza się to tylko do mięsa. Ludzie naprawdę przestrzegają tych postów. Przed Wielkanocą (Fasika) mięsne sklepy prowadzone przez chrześcijan są zamknięte przez 50 dni. Można zresztą zawsze rozróżnić, jakiego wyznania jest właściciel, bo zwykle na jednych jest krzyż, a na drugich półksiężyc i gwiazda.

Posty to różnica, która dla mnie jest widoczna, bo inna jest moja perspektywa patrzenia. Ja w Polsce objadam się często, lubię jeść, moje spojrzenie jest dużo bardziej konsumpcyjne. Wiele smakołyków na co dzień kusi mnie w Polsce. Tutaj mięso, jajka, mleko, sery obecnie mają takie ceny, że naprawdę nie są to towary powszechnie kupowane, więc i w czasie postów nie odczuwa się też tak dotkliwie ich braku, bo wielu ludzi na co dzień tego nie je, bynajmniej nie ze względu na wstrzemięźliwość.

Natomiast kiedy zapyta się o różnice, ludzie zwykle  jako pierwszą, z wielką dumą i radością podają to, że mają dłuższe Pismo Święte, że mają więcej ksiąg.

Ludzie dużo się modlą, na pewno zawsze przed posiłkami, to tutaj norma. Bardzo często w życiu codziennym odwołują się do Jezusa, powierzają swoje kłopoty, obiecują modlitwę w twojej intencji. Kiedy w miejscu publicznym pojawia się kapłan, od razu podchodzą go pozdrawiać, całują wielki krzyż, który ma na szyi. To zdjęcie zostało zrobione akurat w domu księdza, ale krzyż widać.

Przed wejściem do kościoła zdejmują buty, bo na nich jest brud i grzech, zostawiają je przed drzwiami, czasem nawet katolicy to robią. Całują ramę drzwi lub bramy trzy razy przed wejściem do świątyni, w imię Ojca i Syna i Ducha św. Mężczyźni i kobiety siedzą po dwóch różnych stronach w kościele, najczęściej też wchodzą innymi drzwiami, jeśli to możliwe. Jak wspomniałam – wszyscy w bieli, kobiety przykrywają też głow. Na koniec modlitw czy Mszy św. kapłani dają wodę się święconą, aby się wzmocnić, napić, uświęcić. Wszystkim z tego samego kubeczka. 

Raz byłam w kościele, kiedy dawali wodę. W zasadzie nie można odmówić, ale biorąc pod uwagę wszystkie szkolenia o wodzie, bakteriach i chorobach, to piłam ją z myślą, czy aby ta woda na pewno mnie wzmocni, czy raczej położy… Na szczęście obyło się bez komplikacji.

Głową Kościoła Ortodoksyjnego jest Abune Mathias. Etiopczycy nie uznają zwierzchności Papieża jako głowy Kościoła. Inaczej wygląda też kwestia celibatu: księża mogą mieć rodziny, celibat obowiązuje tylko tych wyższych rangą, takich jak biskupi.

Często jednak ta widoczna religijność nie przekłada się na życie codzienne. Ja to odbieram jako inne rozumienie przykazań,  bardzo podlegające wpływom kultury i zwyczajów. Czasami jakby mało miłosierdzia jest w tej wierze. Wiele razy zastanawiam się, co nas tak naprawdę różni? Kiedy rozmawiamy o Jezusie, mówimy to samo. Tak samo się modlimy: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, dokładnie tymi samymi słowami…

Może pomagać tak, aby nie kojarzyć się tylko z punktem wydawania darów?

By słowo katolik, nie było tylko naszym „mundurkiem” …. aby ludzie naprawdę chcieli zapytać: w co ty wierzysz, że tak robisz?

Uświadamianie ludziom, skąd bierze się to „bogactwo” misji. Dlaczego nasze szkoły są lepiej wyposażone, dlaczego w naszej przychodni można dostać leki za darmo? Że ktoś na drugim końcu świata pracuje każdego dnia, aby zarobić, a potem podzielić się swoją wypłatą. I robi to, dzieli się, choć nie zna odbiorcy. W co wierzy, co myśli, dlaczego się dzieli?

Tekst: Agnieszka Truchan/SWM

W każdej chwili możesz wspomóc szkołę krawiecką w Zway! 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze