Niektóre odłamy santerii mają swoje stałe miejsca kultu; na zdjęciu dom modlitwy św. Jana Chciciela w Los Letreros/ ks. Witold Lesner

Niebezpieczne pomieszanie

Będąc na Kubie, trudno nie spotkać wyznawców santerii. Około 80% mieszkańców wyspy w jakiejś mierze spełnia praktyki tej synkretycznej religii. 

Santeryści są rozpoznawalni po całkowicie białych ubraniach. Mało spostrzegawczy turysta może się jednak łatwo pomylić, ponieważ od jakiegoś czasu santeria, yoruba i inne grupy spirytystyczne są kreowane i finansowo wspierane przez władze jako część kultury kubańskiej. Tak więc nie wszyscy, których można spotkać w miejscach turystycznych, są santerystami, bo czasami mogą być po prostu „artystami” dbającymi o „klimat kubański” dla obcokrajowców i liczącymi na un dolar za pozowanie do zdjęcia. Z drugiej jednak strony nie wszyscy prawdziwi wyznawcy ubierają się na biało, bo ten strój wyróżnia tylko najbardziej wtajemniczonych. Początkujący ubierają się normalnie i z czasem, po kolejnych etapach wprowadzenia w sektę, niejako zasługują lub zdobywają prawo noszenia bieli. 

Widok „świętych” w bieli jest na Kubie bardzo częsty; na zdjęciu grupa w Santiago de Cuba, fot. ks. Witold Lesner

Bóg i orishas 

Santerię, zwaną „drogą świętych”, czyli „regla de ocha”, możemy określić bardziej jako pewne zjawisko religijne niż jakąś określoną, jednolitą religię. Proszę się więc nie dziwić, że różni autorzy mogą podawać różne informacje na jej temat. Nie istnieje jak dotąd systematyczne, szczegółowe opracowanie tego zagadnienia, a i w rozmowach wychodzi, że sami wyznawcy mają spory kłopot w określeniu spójnej doktryny, praktyk czy nazw. 

Santeria zrodziła się z pomieszania wierzeń afrykańskich niewolników przywożonych na wyspę z chrześcijaństwem. Hiszpańscy panowie, jako „dobrzy katolicy”, obowiązkowo chrzcili pozyskiwanych niewolników, ale już za bardzo nie dbali o ich katechizację, zobowiązując ich jedynie do udziału w świątecznych mszach świętych. Afrykańczycy szybko nauczyli się więc ukrywać swoje prawdziwe wierzenia, przyjmując katolicką zewnętrzną rytualność i nazewnictwo.  

Obrzędowość „świętych” – jak siebie sami nazywają – czerpie nie tylko z katolicyzmu, ale też ze wspomnianej już yoruby – innego odłamu zachodnioafrykańskich wyznań – czy nawet z voodoo przenikającego z sąsiedniego Haiti. Nie ma konkretnych struktur i hierarchii, a same praktyki i modlitwy niekiedy bardzo się od siebie różnią, w zależności od regionu czy osobistych preferencji przewodniczącego lokalnej wspólnoty. Można więc spotkać kogoś, kto jest określany jako kapłan (chociaż należą oni do mniejszości), ale zwykle lokalnej wspólnocie przewodzi „samozwańczy” przewodniczący zwany babalawo (babalao). Niektóre odłamy posiadają coś na wzór kaplic, ale zwykle wszelkie praktyki odbywają się w domach prywatnych lub pod gołym niebem. 

Niekiedy turyści od ulicznych santerystów mogą usłyszeć dobre słowo lub wróżbę na przyszłość albo… za dolara zrobić sobie zdjęcie, fot. ks. Witold Lesner

Generalnie santeryści wierzą w Boga Najwyższego, zwanego Olodumare lub Olorum, który utożsamiany jest z chrześcijańskim Bogiem Ojcem i jest Stwórcą świata. Podległe jego mocy są tzw. orishas, czyli święci, zwani też niekiedy bogami. Pełnią oni rolę pośredników między bóstwem i ludźmi, będąc odpowiedzialnymi za poszczególne przejawy codziennego życia. Wśród nich znajdujemy m.in. Olofín, utożsamianego z Jezusem, czy Oloruna, czyli Ducha Świętego, którzy pod wpływem doktryny chrześcijańskiej niekiedy zlewają się z głównym bóstwem Olodumare. Jest oczywiście i Maryja, która jednak, w zależności od czczonego wizerunku, odpowiedzialna jest za różne sprawy. Dla przykładu: Yemayá to orisha energii oceanu, odnosi się do Maryi z La Regla, podhawańskiego sanktuarium, i jako dobra matka jest patronką kobiet, które chcą zajść w ciążę. Oshún, córka Yemayí, utożsamiana jest z Matką Bożą z El Cobre, patronką Kuby, jest żeńską orishą seksualności i obfitości. Obbatalá zaś, „Pani w bieli”, jest bóstwem opiekuńczym całego życia i utożsamiana jest z Maryją de Merced, Matką Bożą Miłosierdzia. Utrzymuje się, że to właśnie od niej santeryści ubierają się na biało, bo to jej ulubiony kolor. Obbatalá w formie pierwotnej istnieje w każdym człowieku jako kości, które są przecież koloru białego. Wyznawcy, aby zaakcentować swoją świętość i oddanie, wkładają biały strój, utożsamiając się w ten sposób ze swoją orishą

Wśród ponad 20 bóstw są jeszcze m.in.: Orula lub Ornula (św. Franciszek z Asyżu), bóg ludzkiego losu, a niekiedy też ciągłości życia, w tym i reinkarnacji; Shangó (św. Barbara), bóg grzmotów, burzy i wojny; Oggún (św. Piotr), orisza metalu, sprawiedliwości i pracy; Oshosi (św. Cecylia lub św. Norbert), patron myśliwych i oskarżonych; Eleggúa (św. Antoni z Padwy), opiekun dróg, podróżnych i domów; czy Babalú Ayé (św. Łazarz), orisza zdrowia. 

Praktyki i ofiary 

Praktyki santerystów sprowadzają się głównie do dwóch rodzajów: ochrony i przebłagania. Przez modlitwy, zaklęcia, śpiewy (każdy orisha ma swoje własne), talizmany i ofiary wierni chcą się zabezpieczyć przed tzw. złym okiem czy przekleństwami rzucanymi przez wrogów oraz chcą wyprosić opiekę nad sobą, swoją rodziną czy swoim domem. Składając ofiary najczęściej z roślin (ziarna, liście, tytoń), produktów spożywczych (alkohol, chleb, słodycze) lub zwierząt (gołąb, kura, a w poważniejszych sprawach koza lub prosię) intonują odpowiednią melodię i wypowiadają słowa zaklęć, by porozumieć się z bóstwami.  

Bardzo ważne dla santerystów są też rytuały oczyszczenia, zwane również uświęceniem. Przez post, odpowiednie modlitwy i ofiary członkowie pokonują kolejne stopnie wtajemniczenia i upodobnienia się do bóstwa, aż do osiągnięcia świętości, czyli zakończenia procesu inicjacji, po którym przysługuje im noszenie koloru białego.  

Miałem okazję zobaczyć jeden z tych obrzędów, kiedy to na plaży dziewczyna była oczyszczana przez babalawo. Za ofiarę posłużyły dwa gołębie i kura. Mniejsze ptaki utopione w falach posłużyły do obmycia ciała dziewczyny, a kura, której skręcono szyję, została spalona w ognisku. Ceremonia, która wypełniona była recytacjami i śpiewami, nie miała żadnej zewnętrznej sakralności i trwała ok. 15-20 min. 

Duchowe zagrożenie 

I chociaż dziś już nie ma przymusu bycia katolikiem, u spirytystów i santerystów zachowały się wyraźne, choć, przypuszczam, niekiedy nawet nie do końca uświadomione tradycje katolickiego chrześcijaństwa. Dla przykładu, aby być pełnoprawnym wyznawcą santerii, a już zawsze w przypadku bycia babalawo – przełożonym wspólnoty pełniącym funkcje sakralne, trzeba być ochrzczonym przez katolickiego księdza. Większość santerystów chrzest przyjmuje w rzekach w dzień św. Jana Chrzciciela, 24 czerwca. Ta ceremonia powtarzana jest każdego roku i w tradycyjnych, odludnych miejscach gromadzi rzesze wyznawców. Jest w tym gronie, niestety, sporo wierzących i praktykujących katolików. Dla nich – jak często tłumaczą – jest to folklorystyczne spotkanie, coś jak dla nas topienie Marzanny. Napisałem „niestety”, ponieważ to, co dla jednych jest folklorem, dla drugich jest świadectwem, że różnica między santerią a katolicyzmem jest bardzo mała lub w ogóle jej nie ma. 

Może to nie znaczyć nic, ale – według mnie – niebezpieczeństwo duchowe polega na tym, że santeria swój współczesny rozwój „zawdzięcza” rewolucji komunistycznej Fidela Castro. Za jego rządów działalność Kościoła katolickiego została bardzo ograniczona i drastycznie też spadła liczba kapłanów oraz katechetów. Kościoły zostały pozamykane, więc ludzie naturalnie religijni, poszukując dla siebie jakiejś przestrzeni sacrum, czyli liturgii, sakramentów, głoszenia kazań, modlitwy wspólnotowej, znajdowali ją w grupach wyznawców tej synkretycznej religii. Odnajdywali tu Jezusa Chrystusa, Maryję, świętych. Mogli przyjąć chrzest, złożyć ofiarę lub promesę, czyli materialne podziękowanie za otrzymaną łaskę. Tu mogli, choć w domu prywatnym, odnaleźć „kościelną” wspólnotę. 

Nawet pobożni katolicy sporadycznie praktykują lub odwołują się do wierzeń santerii. Nazwa camionu, ciężarówki do przewozu ludzi, nosi imię Ogguna, bóstwa opiekuńczego dobrej pracy, ks. Witold Lesner

Niebezpieczeństwo polega na tym, że sporo tych zwyczajów teraz, jako pewnego rodzaju echo, możemy też rozpoznać w praktykach katolików. Niejednokrotnie np. przy figurce Matki Bożej można znaleźć pogańską promesę: garść ziarna, kamień, a nawet głowę koguta lub gołębia, albo jego łapkę. Wielokrotnie, pytając rodziców proszących o chrzest dla dziecka, czy są ochrzczeni, odpowiadali twierdząco. Jednak na pytanie: „A w jakim kościele?”, otrzymywałem odpowiedź, że w rzece. Przez to wzajemne przenikanie się pogaństwa z chrześcijaństwem zaciera się granica i w efekcie wiara staje się „moją wiarą”. Określenie „nie jestem katolikiem, ale mam swoją wiarę” jest czyś powszechnym na Kubie. To pomieszanie jest tak wielkie, że chociaż są rozpoznawalni na pierwszy rzut oka przez swoją biel i nakrycie głowy, to w kościele niekiedy udziela im się Komunii świętej. Wydaje mi się, że Kościół, a szczególnie biskupi, powinni zwrócić większą uwagę na to, by przez odpowiednią katechizację wierni katolicy umieli oddzielić chrześcijaństwo od wierzeń pogańskich, a tym samym zaprzestać praktyk santerii, a w konsekwencji ocalić dusze. 

Galeria (2 zdjęcia)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze