Fot. Archiwum prywatne Karoliny

Boskie Kreski: kobiety są niesamowite i mają wielką siłę [ROZMOWA]

Karolina z wykształcenia jest lekarzem. Po pracy maluje akwarelami i przygotowuje grafiki. Jak sama mówi, boskie obrazki tworzy boską ręką. Dlatego też w sieci znana jest jako Boskie Kreski. Niedawno ukazała się też książka Kasi Olubińskiej pt. „Szczęście w wielkim mieście”, której Karolina jest bohaterką. O tym jak bardzo zmieniło się jej życie po premierze opowiedziała w rozmowie z Karoliną Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl): Jaka historia kryje się za nazwą Boskie Kreski?

Karolina (Boskie Kreski): To jest trochę długa historia, bo na co dzień jestem lekarzem. Wszystko zaczęło się od tego, że szukałam miejsca dla siebie, przestrzeni zupełnie innej niż moja praca zawodowa. Natomiast chciałam znaleźć coś, co będzie odskocznią od pracy zawodowej i też wykorzystam przy tym to, co Pan Bóg mi podarował, czyli zmysł artystyczny i trochę umiejętności plastycznych. Bardzo długo się zastanawiałam, co by to mogło być i jak mogłabym zacząć działać. Któregoś dnia pomyślałam sobie, że zacznę się modlić się o to, żeby Pan Bóg zesłał mi jakiś pomysł. Po pewnym czasie wymyśliłam też, że chciałabym połączyć moją duszę artystyczną z wiarą, z moimi wartościami, w które wierzę. W związku z tym postanowiłam, że założę profil na Instagramie, gdzie będę pokazywać moje małe dzieła o tematyce religijnej, które tworzę po pracy, głównie wieczorami i weekendami. Siedząc któregoś wieczoru z moim mężem zastanawiałam się jak nazwać tę stronę. Wymyśliłam, że chcę, żeby w nazwie było słowo „boska, boski”, ale nie wiedziałam, z czym to połączyć i nie miałam na to żadnego konkretnego pomysłu. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to „Boskie Kredki”. Natomiast nie miałam zamiaru malować tylko kredkami, lecz .tworzyć swoje dzieła różnymi technikami, również na komputerze. Mój mąż zaproponował więc Boskie Kreski. Byłam zachwycona tą nazwą i poczułam, że jest odpowiednia. Było to już naprawdę bardzo późno wieczorem. Mimo to do trzeciej nad ranem siedziałam przed komputerem i tworzyłam pierwsze rzeczy, bo byłam tak podekscytowana. I tak się to wszystko zaczęło.

To jeszcze był taki moment w moim życiu, który był dla mnie dość trudny. Wtedy zaszłam w ciążę i pomyślałam sobie, że to będzie odpowiedni czas, że będę siedzieć w domu i będę miała więcej możliwości do tworzenia. Po kilku tygodniach dowiedzieliśmy się jednak, że nasz synek ma ciężką chorobę, która daje bardzo małe szanse przeżycia. Nasza wspólnota droga trwała 27 tygodni i niestety została zakończona odejściem Ignasia. Ten czas był takim momentem zwrotnym w moim życiu i takim zatrzymującym mnie, trochę skupiającym większą uwagę na wierze, na relacji z Panem Bogiem, z Maryją, która jest dla mnie bardzo poważną relacją. Tak naprawdę więc sam pomysł powrotu do Boskich Kresek odżył dopiero, gdy już doszłam do siebie.

Fot. archiwum prywatne Karoliny

Pierwsze zamówienia pojawiły się szybko czy trzeba było na nie trochę zaczekać?

– Na początku w ogóle nie myślałam o tym, żeby tworzyć i sprzedawać. Bardziej chciałam tylko pokazywać moje dzieła w internecie. Natomiast gdy zaczęłam wrzucać posty na Instagram, to pewnego dnia odezwała się do mnie Kasia Olubińska – redaktorka z TVN-u i zapytała, czy mogłaby coś ode mnie zamówić, bo bardzo podobają jej się moje prace. Najbardziej spodobał jej się obrazek Maryi tulącej dziecko w ramionach. Szczerze mówiąc, byłam bardzo zaskoczona tą wiadomością, tym, że mnie w ogóle mnie znalazła. Wysłałam jej obraz Maryi i jeszcze jeden obrazek akwareli kwiatów. Po otrzymaniu przesyłki Kasia wrzuciła te moje obrazy na story na Instagramie, czym mimochodem mnie zareklamowała. Od tego momentu zaczęłam otrzymywać mnóstwo wiadomości na Instagramie z pytaniem o zamówienia. Wtedy pomyślałam, że to jest chyba czas, kiedy muszę stworzyć stronę i sklepik, przez które będzie można składać zamówienia. I tak się to wszystko zaczęło rozkręcać. W pewnym momencie było tych zamówień bardzo dużo, a ponieważ każdą akwarelę maluję ręcznie, to trochę to trwało. Nie spodziewałam się takiego odzewu, ale niesamowitą radość sprawiało mi malowanie i przygotowywanie tych prac, szczególnie, że później dodawałam zdjęcia moich obrazów w domach osób, które je zamówiły. I to było naprawdę bardzo poruszające, że Boskie Kreski zdobią przestrzeń czyjegoś mieszkania. Jednocześnie motywowało mnie to dalszej działalności. Dzięki temu upewniłam się, że to jest dobry pomysł, że dzięki temu ja się zbliżam do Pana Boga, a ludzie przez te prace i obrazy mogą rozwijać swoją wiarę.

>>> Magdalena Bartecka: Bóg ma na wszystko plan, potrzebuje tylko ludzi do współpracy [ROZMOWA]

Często się zdarza, że osoby zamawiające obrazy otwierają się przez Tobą i opowiadają Ci swoją historię?

– Zdarza się, jak najbardziej. Kilka takich poruszających wiadomości otrzymałam po ukazaniu się książki Kasi Olubińskiej pt. „Szczęście w wielkim mieście”, w której miałam swój udział razem z sześcioma innymi bohaterkami. Po jej ukazaniu się kobiety pisały do mnie, że zainspirowały się moją historią i dzięki temu coś u mnie zamówiły. Wiele z nich miało podobne doświadczenia do moich. Dlatego tym bardziej cieszę się, że mogłam nieznajome mi, a jednocześnie tak bliskie osoby zainspirować do spełnienia marzeń.

fot. Maciej Kluczka

Twoje życie zmieniło się dzięki tej książce?

– Zdecydowanie tak. Kasia zaprosiła mnie też na wieczór autorski, co było dla mnie niesamowitym doświadczeniem, ponieważ jestem osobą, która nie przepada za wystąpieniami publicznymi. Ale wiedziałam, że nie mogę odmówić uczestnictwa w tym spotkaniu. Dzięki temu zyskałam wiarę w siebie, nabrałam odwagi i zauważyłam, że jestem silna, że ja też mogę robić rzeczy, które inspirują innych. Nawet to, że udzielam tego wywiadu świadczy o zmianie we mnie, bo myślę, że wcześniej, gdyby ktoś zaproponował mi taką rozmowę, to odmówiłabym tłumacząc, że się wstydzę i że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Dlatego myślę, że ta książka, że działalność w Boskich Kreskach też mnie trochę odmieniły. To jest taka dobra zmiana. Bo ta odwaga pozwala mi robić naprawdę dobre rzeczy i zachęcać do tego innych.

Książka „Szczęście w wielkim mieście” pokazała mi też, że kobieta to wielka siła.

– Czasem sobie myślę, że kobiety są naprawdę niesamowite. Gdy poznałam dziewczyny – współautorki tej książki, to byłam bardzo pozytywnie zaskoczona jak kobiety potrafią sobie niesamowicie radzić, jak dążą do realizacji swoich marzeń, jak są odważne. To też zainspirowało mnie samą. Podziwiam chociażby Dominikę, która tworzy piękne różańce, która zaufała i zrealizowała swój pomysł, który na pierwszy rzut oka może wydawać się szczególnie niepewny, tym bardziej w dzisiejszych czasach. Zachwyca mnie to, jak kobiety potrafią o siebie walczyć.

Wracając jednak do Boskich Kresek – wśród obrazków, które malujesz jest taki, który cieszy się szczególną popularnością?

– Tak, jest jeden taki obrazek. W ostatnim czasie mam na niego bardzo dużo zamówień, a jego tytuł to „Miłość mamy”. Namalowałam go tak naprawdę trochę egoistycznie z myślą o sobie, bo zdałam sobie sprawę, że nic sobie nie podarowałam, co mogłabym zatrzymać w domu. Zawsze myślałam, że to tak niefajnie wygląda jak się ma swoje prace w domu – jakbym się sobą zachwalała. Natomiast gdy nadszedł mój pierwszy dzień mamy, bo jestem od pięciu miesięcy szczęśliwą mamą Juleczki, to właśnie pomyślałam sobie, że chciałabym namalować coś dla siebie i dla niej na pamiątkę z tej okazji. Stworzyłam więc obrazek Maryi. Widać na nim czułość mamy do swojego dziecka, a całość kształtem przypomina serce. Rzeczywiście w ostatnim czasie bardzo dużo mam takich zamówień i jestem szczęśliwa, że przypadł też innym do gustu, bo bardzo lubię go malować.

>>> Teatr Droga – sztuka, która porusza i ewangelizuje [REPORTAŻ]

Jest coś, czym się inspirujesz czy wszystkie Twoje prace to owoce Twojej kreatywności?

– Czasami oglądam na Instagramie różne profile o podobnej działalności. A czasami jest to zupełny impuls. Nie wiem, skąd to się bierze, że siadam do kartki, do akwareli i widzę zarys tego obrazka. Na początku nie wiem, jaki będzie finalny efekt. Gdzieś w głowie pojawia się ten mały zarys, siadam i maluje. Nie ma czegoś takiego, że mam gotowy obrazek przed oczami. Tak samo jest z grafikami, które robię na komputerze i które lubię wykonywać z pomocą tabletu graficznego – mam pomysł połączenia fragmentu z Pisma Świętego z jakimś motywem i po prostu go maluję.

 

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 

Post udostępniony przez boskie kreski (@boskie_kreski)

 

 

Jesteś mamą, jesteś artystką, jesteś kobietą pracującą zawodowo. Jak znajdujesz na to wszystko czas?

– Szczerze mówiąc to nie wiem. Naprawdę sama się zastanawiam jak to wszystko ogarniam. Wracając też do tego, że kobieta jest siłą – mamy taką niesamowitą zdolność ogarniania kilku rzeczy na raz. Bo rzeczywiście trochę tak jest, że mam rozłożone akwarele, maluję, w międzyczasie biegnę do Julki, bo się budzi i trzeba dać jej jedzenie tu i teraz, bo jak nie dostanie jedzenia, to jest największy dramat na świecie. Potem w międzyczasie z nią na rękach idę do kuchni wstawić obiad, bo za godzinę przychodzi mój mąż. I tak wygląda moja codzienność, która czasami od godziny 5 rano do godziny 16, kiedy wraca mój mąż mija mi jak kilka minut. I czasami się zastanawiam jak to się stało, że już minęło tyle czasu. Myślę, że to kwestia organizacji i właśnie tego, że jestem kobietą, więc jakieś nadprzyrodzone zdolności i umiejętności pozwalają mi na realizację tych wszystkich czynności.

Zdarzają się jednak momenty, że potrzebujesz tak naprawdę odpocząć?

– Tak, to są takie momenty, że widzę już po sobie, że muszę trochę sfolgować, że za dużo jest tych rzeczy, że potrzebuję chwili tylko dla siebie. Pomimo tego, że uwielbiam spędzać czas z moją córką, że jest mi trudno wyjść samej, to też potrzebuję tej chwili samotności, wyjścia na spacer, do kościoła. Dobrze jest znaleźć czasami trochę swojej przestrzeni, żeby uspokoić głowę, myśli i trochę się wyciszyć. Zdecydowanie miewam takie momenty. Na szczęście mój mąż jest świetnym tatą i mężem i bardzo mi pomaga. Często jest tak, że jak przychodzi, to przejmuje Julkę, a ja mogę dokończyć akwarele, wiec jestem mu bardzo wdzięczna, że pomaga mi w realizacji moich pasji i jakoś sobie radzimy.

>>> Przepis Katarzyny Olubińskiej na szczęście w wielkim mieście [RECENZJA] 

Wspomniałaś, że w wyciszeniu pomaga Ci pójście do kościoła. Masz swoją ulubioną modlitwę, którą odmawiasz w takich chwilach?

– Tak, zdecydowanie tak. Bardzo lubię modlić się na różańcu. Ta relacja z Maryją jest dla mnie bardzo ważna. Dużo na Boskich Kreskach jest wizerunków Maryi, bo jest bliska mojemu sercu. Często modlę się przez jej wstawiennictwo o różne rzeczy  w takich trudniejszych momentach, bo to nie jest tak, że zawsze jest kolorowo, pięknie i łatwo. Właśnie wtedy uciekam do Maryi, do tej modlitwy lub do litanii dominikańskiej, którą bardzo lubię. Ale samo malowanie też jest dla mnie formą modlitwy, szczególnie, jeśli mogę znaleźć moment spokoju i ciszy. To dla mnie takie oderwanie od codzienności i skupienie na tym, co robię tu i teraz.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze