Bp Damian Bryl: decyzja o kapłaństwie kosztuje coraz więcej [ROZMOWA]
Kandydaci do kapłaństwa muszą dziś mierzyć się także z wykluczeniem i odrzuceniem – zauważa w rozmowie z KAI biskup kaliski Damian Bryl.
– Niektórzy, po deklaracji o pójściu do seminarium zostają zablokowani przez znajomych w mediach społecznościowych, a nawet wykluczani z grona rodzinnego – mówi członek Komisji Duchowieństwa KEP. – Chcemy widzieć osobę, która przychodzi do seminarium, w całym jej bogactwie i z wszystkimi ograniczeniami czy słabościami – podkreśla bp Bryl. Towarzyszenie kandydatowi do kapłaństwa obejmuje także wsparcie psychologów, terapeutów, psychiatrów czy seksuologów. Biskup kaliski ocenia, że wśród kapłanów wzrosła umiejętność i chęć mówienia o dotykających to środowisko kryzysach natury psychicznej. Zaznacza przy tym, że w Polsce działa coraz więcej ośrodków, które wspierają kapłanów w trudnych doświadczeniach w wymiarze psychicznym, ludzkim, duchowym.
Tomasz Królak (KAI): Jakiego księdza potrzebuje dziś Kościół w Polsce?
Bp Damian Bryl: – Przyglądając się temu, co się wokół dzieje mogę powiedzieć, że nasi wierni dzisiaj bardzo oczekują kapłana, człowieka głęboko żyjącego Ewangelią, a jednocześnie bliskiego wiernym.
Z jednej strony, ludzie pragną kogoś, kto jest otwarty na Bożą łaskę, świadka Ewangelii. Kogoś odważnego, radosnego i – pomimo, że dźwiga swój krzyż – szczęśliwego w swoim powołaniu.
Z drugiej strony wierni oczekują księdza, który jest blisko ludzi i ich spraw, do którego mogą przyjść, porozmawiać, który chce i potrafi zrozumieć ludzkie biedy i niedoskonałości, który umie życzliwie towarzyszyć, wspierając i pokazując drogę.
To dość wysoko zawieszona poprzeczka. Ilu, procentowo, jest dziś w Polsce takich księży?
– Wiem, że mamy bardzo wielu księży oddanych Bogu, którzy gorliwie, z oddaniem służą swoim wspólnotom. Trzeba to widzieć i docenić, choć trudno ująć to w liczbach. W przekazie medialnym często słyszymy negatywne wiadomości o księżach, o ich niewłaściwym postępowaniu, o zgorszeniu. Niestety takie doświadczenia też się zdarzają.
Ksiądz Biskup był odpowiedzialny za prace nad nową wersją dokumentu dotyczącego zasad formacji kapłanów (Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia). Dotyczy on zarówno kryteriów przyjęcia do seminarium jak i formacji księży na dalszych etapach życia. Zasady są od paru lat wprowadzane w życie. Widać pierwsze skutki?
– Bp Damian Bryl: Po zatwierdzeniu dokumentu przez Episkopat i Stolicę Apostolską, rozpoczęło się jego wdrażanie. W ramach Komisji ds. Duchowieństwa KEP został powołany specjalny zespół. Pracowaliśmy nad dwoma szczegółowymi tekstami: ramowych statutem seminarium i typicznym projektem wychowawczym seminarium. Oba teksty zostały już przekazane do wykorzystania przez formatorów seminaryjnych. Będą stanowić dużą pomoc we wdrażaniu Ratio pro Polonia.
Druga sprawa: pracujemy także nad formacją formatorów. Dokonuje się to przede wszystkim przez szkoły formatorów (u salwatorianów i u jezuitów w Krakowie), przez coroczne spotkania rektorów, ojców duchownych i formatorów kapłanów oraz przez ogólnopolskie sesje specjalistyczne.
Trzecia sprawa: wspieramy seminaria we wprowadzaniu konkretnych rozwiązań formacyjnych. Szczególnie myślę tutaj o etapowości formacji. Ratio wprowadziło etapowość formacji seminaryjnej: etap propedeutyczny, etap stawania się uczniem Jezusa, etap upodabniania się do Chrystusa i etap pastoralny. Szczególne wyzwanie organizacyjne stanowi etap propedeutyczny. Wprowadziła go już większość seminariów w Polsce, choć w różnej formule, czasami zbyt fragmentarycznej. Dlatego szczególnym forum wsparcia i współpracy formatorów seminaryjnych stanowią spotkania osób, które w diecezjach są za ten etap odpowiedzialne. Bez wątpienia dużą trudnością są małe wspólnoty formacyjne, kiedy to w diecezji na etapie propedeutycznym jest zaledwie dwóch, trzech kleryków.
Trudno w takiej sytuacji zapewnić właściwy poziom kształcenia, formowania, towarzyszenia.
– Dlatego myślimy o łączeniu ośrodków formacji. Tu, w Kaliszu, okres propedeutyczny organizujemy dla kleryków z czterech diecezji. Podobnie działa już kilka innych ośrodków.
Dokonaliśmy też ujednolicenia programów studiów kleryków na wydziałach teologicznych i w innych ośrodkach kształcenia teologicznego. Troszczymy się, aby formacja była integralna, ciągła, wspólnotowa, misyjna, czyli w takim duchu, jaki zaleca papież Franciszek i Dykasteria ds. Duchowieństwa. Czymś ważnym jest to, że w seminariach, obok wsparcia duchowego, proponujemy pomoc psychologiczną, pedagogiczną czy terapeutyczną.
Niedawno zachęcał Ksiądz Biskup formatorów seminariów żeby pomagali klerykom “odkryć wszelkie zakłamania, nieszczerości, które gdzieś się wkradły”. W przeszłości chyba nie zwracano należytej uwagi na wyniesione z domu doświadczenia, czasami traumatyczne, z którymi ci młodzi ludzie wstępowali do seminarium.
– Formacja, którą proponujemy, jest formacją konkretnego i całego człowieka. Chcemy widzieć osobę, która przychodzi do seminarium, w całym jej bogactwie i z wszystkimi ograniczeniami czy słabościami, które niesie.
I chyba w sposób bardziej zindywidualizowany niż kilkadziesiąt czy nawet naście lat wcześniej?
– Tak. Patrząc w sposób bardzie zindywidualizowany na kleryków chcemy zobaczyć ich w danym momencie ich życia, szanując dotychczasową drogę życia, wiary i powołania. Rozeznając wielopłaszczyznowo sytuację osoby, szukamy dobrych sposobów, aby umiejętnie towarzyszyć w rozwoju powołania, ale także człowieczeństwa, życia we wspólnocie, wiary….
A można powiedzieć, że takiego czy innego wsparcia potrzebuje coraz częściej?
– Tak. Bez wątpienia osoby przychodzące do seminarium potrzebują głębszego poznania siebie i przepracowania wielu aspektów swojego życia. Chcemy, aby seminarzysta poznał siebie, odkrył swoje talenty i dary, ale także słabości, zranienia, aby spróbował zrozumieć historię swojego życia i nauczył się bycia i służenia we wspólnocie. Dlatego tak ważny jest okres propedeutyczny, w którym podjęcie wymiaru ludzkiego i duchowego ma określić dalszą drogę formacji.
W związku z przypadkami wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych, jednym z kluczowych elementów w procesie przygotowania do kapłaństwa musi być maksymalnie skuteczna praca nad prewencją w tym zakresie. Chodzi więc o kwestię seksualności kandydatów do kapłaństwa.
– Robimy wszystko, żeby badać tę sprawę bardzo gruntownie, począwszy od stosowania jasnych i konkretnych procedur przyjmowania do seminarium. Korzystamy z pomocy psychologów, terapeutów, psychiatrów, seksuologów. Ukierunkowujemy kleryków na proces terapeutyczny, jeśli jest on niezbędny. Mamy też określone zasady postępowania wobec kandydatów, którzy doświadczyli w swoim życiu różnego rodzaju przemocy.
Bo często zdarza się – o czym mówią terapeuci, psychologowie i seksuologowie – że osoba, która doznała przemocy seksualnej, jest bardziej narażona na to, że sama będzie ją stosować….
– I dlatego tak ważne jest terapeutyczne, duchowe i pedagogiczne towarzyszenie kandydatowi, także po to, by zweryfikować, czy jego doświadczenia z przeszłości nie stanowią przeszkody w przyjęciu go do seminarium, a potem – w przyjęciu święceń. Zwykle wiele problemów można przepracować, jeśli dany seminarzysta uczciwie i z przekonaniem zaangażuje się w pracę nad sobą i współpracę ze specjalistami.
Poza tym, to nie jest tak, że ksiądz wychodząc z seminarium jest w pełni ukształtowaną i nie zmieniającą się osobą. Każdy ksiądz (oczywiście także każdy świecki) powinien być gotowy do formowania się przez całe życie…
– Bez wątpienia. Na etapie seminarium chcemy uszanować drogę wiary, którą nasz kandydat przeszedł, ale też chcemy zaproponować mu towarzyszenie, formację, którą będzie podejmował przez całe swoje życie.
Bardzo ważnym założeniem dokumentu o formacji w seminarium jest to, że formację traktujemy jako zadanie na całe życie. W seminarium chcemy wprowadzić naszego kandydata na taką właśnie drogę. Bo tak, jak osoby różnych zawodów potrzebują dokształcania i doskonalenia umiejętności, tak samo potrzebuje tego kapłan. Chcemy rozbudzać w kandydatach do kapłaństwa zgodę na bycie “w drodze”, na rozwój, w którym zobaczą konieczność i szansę, coś ważnego dla siebie i dla posługi innym. To jest niezbędne, bo nowe czasy wymagają wewnętrznego zaangażowania i trudu wielu zmagań, a jednocześnie szukania nowy sposobów i metod dotarcia z Dobrą Nowiną. Dążymy do tego, aby taka postawa była potrzebą serca każdego kapłana, podjętą z pragnienia radykalnego życia wiarą i lepszego służenia innym.
Jakie są dziś najczęstsze motywacje kierujące młodych (a czasem starszych) mężczyzn do seminarium? Czasy powołaniowej świetności mamy daleko za sobą ale może te dzisiejsze decyzje, wymagające większej jednak odwagi, są mocniej ugruntowane, a przez to lepiej rokują?
– Wielu kandydatów do kapłaństwa wie, że wybór tej drogi dużo kosztuje. Niektórzy przyznają, że gdy powiedzieli o swoim pójściu do seminarium, to znajomi zablokowali ich w mediach społecznościowych. Zdarza się, że nawet rodzina wyklucza seminarzystę ze swojego grona. Niektórzy z kolei dają nam sygnały, że chcieliby przyjść do seminarium, ale nie mają odwagi, żeby zmierzyć się z reakcją otoczenia, z wykluczeniem i odrzuceniem. To odrzucenie jest – nie zawsze, ale często – dużym ciężarem dla kandydatów do kapłaństwa.
I czynnikiem hamującym ostateczną decyzję.
– Tak. Ale jest też prawdą, że głęboka, nadprzyrodzona intencja powołaniowa daje wiele wewnętrznych sił i pomaga dużo przezwyciężyć. Mamy wiele poruszających świadectw osób podejmujących powołanie z wielką determinacją, mimo wielu przeszkód.
Ale czy w związku z tym, że czasy są wobec Kościoła i religii nieprzychylne czy sceptyczne, decyzje o wstąpieniu do seminarium można uznać za bardziej dojrzałe, głębsze, lepiej rokujące? Czy niekoniecznie?
– Bałbym się uogólnień. Bywa bardzo różne. Zgłaszają się osoby, będące już w bardziej dojrzałym wieku, po studiach, z doświadczeniem pracy. Tacy ludzie musieli bardzo wiele zostawić, zrezygnować z tego, co było dla nich cenne, by rozpocząć formację seminaryjną. Widać, że towarzyszy im rzeczywiście silna i wyjątkowo dojrzała motywacja.
Mamy też takich kandydatów, którzy szukają dla siebie jakiegoś spokojniejszego, bezpieczniejszego miejsca w życiu, szukają dobrej wspólnoty lub realizacji swoich pragnień. Dlatego praca formacyjna nad rozeznaniem motywacji jest naprawdę bardzo ważna.
Z kilku ostatnich Księdza wypowiedzi wynika, że społeczeństwo polskie jest jednak dosyć mocno antyklerykalne. A może zawsze ten antyklerykalizm był obecny tyle, że teraz po prostu lepiej go widać?
– W ostatnich latach bardziej dostrzegamy pewne specyficzne zjawisko, a mianowicie: nawet rodzicom, którzy identyfikują się z Kościołem, niekiedy bardzo zaangażowanym, trudno jest pogodzić się z wyborem syna lub córki o wstąpieniu do seminarium czy zakonu. Przez lata pracowałem w seminarium i towarzyszyłem wielu rodzicom w drodze godzenia się z wyborem ich syna. Ale gdy dziś rozmawiam z formatorami w seminarium i porównuję to z moimi doświadczeniami sprzed 20 lat, to widzę, że to napięcie jest jeszcze większe.
Czy wynika ono z tego, że w świecie zorientowanym na karierę rodzice mają przekonanie, że ich dziecko bardzo wiele jednak traci?
– Wybór drogi do kapłaństwa w wielu środowiskach jest wyborem nie tylko czegoś mało atrakcyjnego, ale wiąże się także ze środowiskowym czy rodzinnym wykluczeniem. Rodzice chcą jak najlepiej dla swojego dziecka, ale często sami chcą decydować o wyborze drogi życiowej dzieci, mają gotowy program na życie swoich dzieci, niekoniecznie uwzględniający Boży plan. Zdarza się, że rodzice np. prowadzący własną firmę widzieli w swoim synu kontynuatora rodzinnych tradycji. Bardzo trudnym doświadczeniem jest swoisty szantaż, „albo wrócisz, albo to nie jest twój dom”. Wielu młodych nie wytrzymuje i wracają, choć w głębi noszą przekonanie o Bożym zaproszeniu.
Zastanawiam się, na ile ta decyzja o seminarium czy zakonie jest dla młodych mężczyzn i kobiet tak trudna wyłącznie z powodu “świata” a na ile – samego Kościoła? Przykład, także w Kościele, pociąga najbardziej, więc może świadectwo życia księży (sióstr pewnie w mniejszym stopniu) było nie dość wiarygodne, dlatego taki chłopak czy dziewczyna chcąc odpowiedzieć na powołania, spotykają się dziś z ostracyzmem?
– Sprawa dobrego przykładu zawsze była istotna w Kościele. Ilu z nas zostało mocno poruszonych przez piękne, oddane Bogu postawy duchownych, ale też jak mocno dystansują nas i odpychają doświadczenia grzechu i niewierności wśród osób oddanych Bogu.
Ale takie przypadki wciąż się zdarzają.
– Niestety. I rzucają cień na tych, którzy gorliwie, z oddaniem pracują, a których mamy bardzo wielu wokół nas.
Komuś, kto przyjmował święcenia kapłańskie powiedzmy 30 lat temu, zapewne ciężko jest odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości: religijnej, społecznej, kulturowej. Stąd, jak mi się wydaje, proces stałej formacji kapłana jest dziś chyba ważniejszy niż kiedykolwiek dotąd?
– Zgoda. Istnieje potrzeba większego niż dotąd wspierania kapłanów, dobrej formacji. Chodzi o to, żeby, z jednej strony, zmieniająca się rzeczywistość nie przytłoczyła ich, żeby nie stracili ducha, sensu, i mogli się rozwijać. A z drugiej strony, żeby potrafili zrozumieć otaczający ich świat i szukali adekwatnej, ewangelicznej odpowiedzi, odpowiedniego języka i argumentacji, aby móc nieść dzisiaj Dobrą Nowinę innym.
Formacja kapłanów winna stawać się wielowymiarowa: ludzka, duchowa, intelektualna, duszpasterska, wspólnotowa, liderska itd. Bardzo zależy nam na rozwoju całego człowieka, kapłana.
Czy dziś częściej niż dotąd zdarzają się u księży kryzysy czy załamania natury psychicznej? I czy księża, którzy przeżywają takie trudności mogą liczyć na wsparcie swojej wspólnoty, przełożonego, biskupa?
– Żyjemy w tym świecie i z tym wszystkim, co on niesie. Trudno powiedzieć, czy teraz takich doświadczeń jest więcej. Natomiast z pewnością dziś potrafimy i chcemy o tym mówić, chociaż w gronie kapłańskim nie zawsze przychodzi nam to łatwo.
Niektórzy kapłani z naszej diecezji, podzielili się ze mną swoimi trudnymi doświadczeniami, czy kryzysami. Wspólnie mogliśmy szukać sposobów, jak się z tym zmierzyć. To były dla mnie ważne spotkania. Wiem, że niektórzy kapłani nie chcą dzielić się swoimi doświadczeniami z biskupem. Szanuję to. Słyszałem, że niektórzy szukają pomocy swoimi drogami. Dzięki Bogu w naszym regionie mamy wielu dobrych psychologów i terapeutów oraz duchowych przewodników. W naszej diecezji jest też kapłan, który jest człowiekiem zaufania, do którego zawsze można zadzwonić, prosząc o pomoc. Jeśli sam nie daje rady pomóc, to wskazuje miejsca i osoby, gdzie można znaleźć odpowiednią pomoc.
W Polsce działa coraz więcej ośrodków, które wspierają kapłanów w trudnych, kryzysowych doświadczeniach w wymiarze psychicznym, ludzkim, duchowym. Jeden z takich ośrodków prowadzą księża Jezuici w Starej Wsi. W Kowalewie natomiast jest ośrodek wsparcia kapłanów zmagających się z chorobą alkoholową. Bardzo nam zależy na tym, żeby nie zostawić kapłanów samych w trudnych doświadczeniach. Istotne jest stworzenie klimatu szacunku i zrozumienia, abyśmy nie bali się dzielić naszymi doświadczeniami, także kryzysowymi.
Myślę, że nie do przecenienia jest tu postawa biskupa Dajczaka, który publicznie opowiedział o swoich zmaganiach z depresją. To zapewne dodało sił tym księżom (a może nie tylko im), którzy cierpieli podobnie, ale pozostawali z tym sami.
– Tak, a na potwierdzenie tego spostrzeżenia powiem, że kilka tygodni temu jeden z księży podzielił się ze mną swoim bardzo trudnym doświadczeniem, poruszony czy zachęcony właśnie przykładem biskupa Edwarda.
Czy jesteśmy skazani na stopniowy i nieubłagany spadek powołań, czy też ta krzywa w jakimś momencie się zatrzyma i nastąpi wzrost? Przy założeniu oczywiście, że ilość nie jest rzeczą najważniejszą…
– Tego nie wiemy. Powołanie, jego odkrycie i podjęcie zawsze jest jakąś tajemnicą. Dlatego nie spekulujemy. Wobec nieprostych doświadczeń spadku powołań uczymy się pokory. W niektórych seminariach jednego roku mamy dwóch kandydatów, a w następnym zgłasza się czterech czy pięciu. Uczymy się zgody na to, co jest nam dane, ale jednocześnie pytamy, jak w tych nowych realiach podejmować pracę duszpasterską w parafiach i wspólnotach?
Nie należy więc popadać w defetyzm, tylko spokojnie zastanawiać się nad tym, jak wykorzystać talenty tych dwóch.
– W wielu parafiach, w których do tej pory było kilku księży, teraz będzie dwóch. W wielu małych parafiach już teraz pracuje tylko proboszcz. To trudne doświadczenie, ale powoli uczymy się tych nowych realiów.
Ta sytuacja mobilizuje wielu duszpasterzy, aby zaprosić do współpracy świeckich, aby dzielić się niektórymi zadaniami. W naszej diecezji odkrywamy powołania do diakonatu stałego.
Chcę zapytać o lekcje religii w szkole, a konkretnie o to, czy księża i świeccy są wystarczająco dobrze przygotowani do wejścia w dialog z młodym pokoleniem. A pytam biskupa, który jest także członkiem Komisji Wychowania Katolickiego…
– Mamy wielu dobrych katechetów, bardzo oddanych sprawie, prawdziwych liderów, dobrych wychowawców, którzy są bardzo zaangażowani w samą katechezę, ale także w działanie kulturowe, społeczne, patriotyczne szkoły. Bywają również przeciętni i słabsi katecheci, którym trudno jest złapać z młodzieżą dobry kontakt.
Odnośnie do przygotowania katechetów, to warto pamiętać, że standardy przygotowania pedagogicznego są dla wszystkich nauczycieli takie same. Chcemy wspierać katechetów przez formację stałą, którą organizuje diecezja i pomagać im doskonalić się zawodowo na kursach metodycznych. Nie jest im łatwo, w niektórych szkołach frekwencja na lekcjach religii mocno spadła. Spotkanie z grupą zaledwie 5, 6, 7 osób stanowi dla katechetów nowe wyzwanie.
W Episkopacie coraz powszechniejsza staje się przekonanie o tym, że szkolne lekcje religii nie wystarczą, że edukację trzeba dopełnić katechizacją, wtajemniczeniem w sakramenty, a miejscem do tego najbardziej stosownym są pomieszczenia parafialne. Czy ma Ksiądz Biskup jakiś twórczy pomysł na opracowanie takiego systemu?
– Szkole nauczanie religii jest bardzo ważne i wciąż warto dbać o to, żeby religia miała swoje miejsce w całym procesie edukacji. Natomiast zawsze wskazaliśmy na to, że istnieją trzy środowiska katechetyczne: rodzina, szkoła i parafia. Szkoła jest więc jednym z takich miejsc. Nauczanie szkolne religii ma ona dużo plusów, ale i swoje ograniczenia, nie wypełnia wszystkich zadań, które stawiamy wobec katechezy.
I dlatego działania w parafii.
– Tak. Katecheza wprowadzająca w życie wspólnotowe i sakramentalne w parafii. W naszej diecezji mocno kładziemy akcent na przygotowanie do sakramentów, szczególnie do Pierwszej Komunii św., a właściwie do życia eucharystycznego. Bardzo mocno bazuje ono na współpracy z rodzicami. Zakładamy, że dzieci są w miarę dobrze przygotowane przez katechezę szkolną, a także niedzielne Eucharystie. Dlatego akcent szczególny na rodziców, na ich zaangażowanie we wspólne przygotowanie do życia eucharystycznego dzieci.
Co do bierzmowania, to bardzo ważną sprawą jest jakość przygotowań, znalezienie właściwy metod wprowadzających w doświadczenie sakramentalne i wspólnotowe. W naszym systemie przygotowań mocno akcentujemy osobiste rozmowy duszpasterza, szczególnie na początku i końcu formacji. Spotkania w małych grupach animacyjnych przynoszą najlepszy rezultat wówczas, gdy prowadzą je osoby świeckie. Specjalne celebracje wprowadzają zaś w głębsze przeżywanie tajemnic wiary. Chcemy też, żeby młodzi angażowali się w różne dzieła, tym bardziej, że oni naprawdę mają pragnienia angażowania się.
Działaniom katechetycznym winny towarzyszyć inne formy duszpasterstwa, działań przyparafialnych. W naszej diecezji stworzyliśmy kilka tzw. dom-spotów, czyli miejsc spotkań dla młodych ludzi. Mogą tam wspólnie i bezpiecznie spędzić czas: pograć w gry planszowe, odbyć korepetycje czy po prostu porozmawiać przy herbacie. Widzimy, że takie miejsca są dla młodych ważne. Działają one głównie w miastach powiatowych, do których młodzież przyjeżdża do szkoły.
Inną przestrzenią angażowania się młodzieży jest wolontariat. Jak wspomniałem, wielu młodych chce angażować się na rzecz innych. Trzeba tylko stworzyć im możliwości. To jest też bardzo dobra droga pre-ewangelizacyjna, droga, którą “podprowadzamy” ich do Kościoła. W diecezji kaliskiej organizujemy też większe, comiesięczne spotkania dla młodzieży w rejonach, natomiast raz w roku robimy duże spotkanie „Festiwal Tratwa” w Pleszewie.
Przed jakimi wyzwaniami staje Kościół w Polsce, myślę o całej wspólnocie, w perspektywie najbliższych 5-10 lat?
– Fundamentalną sprawą jest nasze wyznanie wiary: Panem jest Jezus Chrystus, On jest jedynym Zbawcą. To Chrystus musi być w centrum wszystkiego co podejmujemy w Kościele: wokół Niego się spotykamy, Jego słuchamy, Jemu chcemy służyć, Jego głosić.
Stąd płynie zadanie troski o wiarę, o jej pogłębienie, o spójność wiary i życia, o ewangeliczny styl życia pielęgnowany zarówno przez duchownych, jak i świeckich. Wtedy nasze świadectwo będzie mogło innych poruszać i otwierać na Ewangelię. Wtedy też będziemy potrafili rozeznać ewangelicznie czas w którym żyjemy i to, co dzieje się wokół nas.
Cały Kościół jest wspólnotą pielgrzymów, dlatego ważne, żebyśmy jako duszpasterze, byli cierpliwi i umieli mądrze towarzyszyć naszym wiernym na drogach ich życia i rozwoju. Z drugiej strony chcemy wychodzić z Dobrą Nowiną do innych ludzi, rozmawiać w duchu „kultury spotkania” z osobami z różnych środowisk. Tak, żeby w klimacie szacunku poszukać tego, co nas łączy, aby „budować mosty”.
Myślę, że jednym z ważnych zadań dla Kościoła jest poszukiwanie języka, sposobu wyrażania wiary, który będzie zrozumiały, zapraszający, otwierający. Potrzebne jest i to, by nasze parafie i wspólnoty oprócz wymiaru modlitewnego, były miejscami wzajemnego wsparcia, troski o potrzebujących, biednych, bezdomnych. Wtedy nasze świadectwo będzie bardziej przekonujące i zapraszające.
Myślę, że patrząc na to, co przed nami, musimy przede wszystkim mocno wierzyć, że Jezus w mocy Ducha żyje w swoim Kościele i ten Kościół prowadzi.
Nie należy więc za bardzo przejmować się liczbami, wskaźnikami i krzywymi.
– Trzeba je poznawać i próbować zrozumieć. Ale na pewno nie jest to dla nas ostateczny punkt odniesienia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |