Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Koszyk

Magdalena Koszyk: w „The Voice of Poland” też dzieliłam się swoim świadectwem [ROZMOWA]

Magdalenę Koszyk mogliśmy zobaczyć  w czternastym sezonie „The Voice of Poland” w drużynie Marka Piekarczyka. Jak sama przyznaje – program dodał jej odwagi i dzięki niemu nabrała skrzydeł. Do dalszego rozwoju, prowadzenia TikToka, na którym dzieli się wiarą i do… pójścia na pielgrzymkę.

Karolina Binek (misyjne.pl): Śpiewasz od dziecka czy zaczęłaś trochę później, już jako dorosła osoba?

Magdalena Koszyk: Śpiewam właściwie od najmłodszych lat. Mój tata jest drużbą weselnym, więc już w domu podchwyciłam jego pasję. Na początku były to utwory góralskie. A później, w szkole podczas akademii, pani nauczycielka zauważyła, że śpiewam głośno i wyraźnie, czym wyróżniałam się od reszty grupy. I to właśnie ona wysłała mnie na pierwszy konkurs „Promyczki dobra” do Nowego Sącza, co też było powiązanie z wiarą. Od tego momentu zaczęłam poważniej myśleć o muzyce, w czym bardzo wspierali mnie moi rodzice. Dlatego też niedługo po tym konkursie poszłam do szkoły muzycznej, zaczęłam grać na instrumencie i tak zostało już do dzisiaj.

Pójście do „The Voice of Poland” było dla Ciebie w takim razie taką naturalną koleją rzeczy czy też długo się nad tym zastanawiałaś?

– Bardzo się wahałam przed pójściem do programu. Teraz jestem już odważniejsza i bardzo zbiegło się to z rozwojem mojej wiary. Ale wcześniej byłam bardzo zamknięta i nieśmiała. Nie przepadałam za występami publicznymi. Jednocześnie jednak wiedziałam, że jeśli chcę osiągnąć coś więcej, to muszę się odważyć. Właściwie zaczęłam więc wtedy negocjacje z Panem Bogiem. Powiedziałam Mu, że jeśli chce, to wezmę udział w tym programie i spełnię swoje największe marzenie. Jednocześnie też dałam Mu wtedy obietnicę, że jeśli przejdę do kolejnego etapu, to pójdę pierwszy raz na pieszą pielgrzymkę tarnowską. Zawsze w jakiś sposób się tego obawiałam, ale skoro obiecałam, to tak też później zrobiłam.

Jak wspominasz tę przygodę z „The Voice of Poland”? Jakie to były dla Ciebie emocje? Jakie wrażenia?

– Dla mnie mimo wszystko było to szczęście, że zaszłam tak daleko, mimo że odpadłam w następnym etapie. Ale i tak bardzo to wszystko doceniam. W „The Voice of Poland” poznałam różne osoby z całej Polski, ludzi wierzących i niewierzących. W programie starałam się też dawać świadectwo. Dzisiaj mam czasem kontakt z niektórymi uczestnikami i to miłe, że oni sami wspominają o mojej wierze. Jestem przekonana, że nieprzypadkowo trafiłam też na pana Marka Piekarczyka. Był to dla mnie taki znak z góry, bo kiedy mieliśmy pierwsze warsztaty, to pan Marek, wchodząc na salę, powiedział, że wierzy, że to, że tutaj jesteśmy było zaplanowane z góry przez Pana Boga. Ja wcześniej myślałam o innych trenerach, ale wtedy właśnie ucieszyłam się, że właśnie tak wszystko się potoczyło. Poza tym w „The Voice of Poland” zdobyłam też doświadczenie w pracy przed kamerami i z produkcją, dzięki czemu dzisiaj jestem już bardziej świadoma na scenie.

>>> Wyjaśniają słowo Boże i przypominają, że ksiądz to też zwykły człowiek – duchowni w internecie

W jaki sposób jeszcze zmieniło się Twoje życie po programie?

– Stałam się bardziej odważna. I wcześniej też ludzie patrzyli na mnie bardziej przez pryzmat tego, że chodzę do szkoły muzycznej, ale nic z tego nie będę miała, bo jestem artystką i nie ma dla mnie przyszłości. Słyszałam wiele razy, żebym poszła na normalne studia i zaczęła zwyczajnie zarabiać. Tymczasem w programie nabrałam skrzydeł. Zrozumiałam, że ja naprawdę kocham muzykę. Dzięki temu też zdecydowałam się założyć konto na TikToku. Wcześniej na pewno nie miałabym na to odwagi, a dzisiaj mam w sobie więcej dystansu. I nieważne, co ludzie mówią, ja po prostu chcę spełniać swoje marzenia. Tym bardziej, że widzę że Bóg mi błogosławi na tej drodze i pokazuje, że to jest dobre.

Wspominałaś, że w programie również dzieliłaś się swoim świadectwem. W jaki sposób? Kiedy był czas na takie rozmowy?

–Na rozmowy było bardzo dużo czasu za kulisami i przed wywiadami, kiedy czekaliśmy na swoją kolej. Często wtedy ktoś mnie pytał, dlaczego jestem taka wesoła. I właśnie dzięki temu mogłam skierować rozmowę na Pana Boga. Poza tym właściwie cały czas czułam się, jakbym była wśród dobrych znajomych. W ogóle się niczym nie przejmowałam przed wejściem na scenę. Za to zawsze wcześniej robiłam znak krzyża, przez co ludzie z produkcji czasami dziwnie na mnie patrzyli. Ale byłam przekonana, że dobrze robię. Później też często dziennikarze zadawali mi pytania na temat wiary, czym byłam mile zaskoczona. Bo z innymi uczestnikami najczęściej poruszano kwestie rodziny. A mnie pytano na przykład o to, jak wyglądają uwielbienia, czy też jak to się stało, że śpiewam w kościele.

Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Koszyk

Wiara zawsze była Ci tak bliska?

– Wiara była w moim życiu od zawsze. Moi rodzice to wierzący tradycjonaliści. I moja wiara do 2021 r. też była związana z tradycją. Chodziłam w niedziele na mszę świętą, a codziennie wieczorem i czasami rano się modliłam. A później bardzo dużo się zmieniło, kiedy pojechałam na Strefę Chwały do Starego Sącza, gdzie byłam wolontariuszką. Były to rekolekcje dla rodzin, które mnie odmieniły. Wcześniej rozmawiałam z Bogiem raczej w takich awaryjnych sytuacjach, jak np. egzaminy. Ale nie dzieliłam się z Nim tym wszystkim, co dzieje się wokół mnie, nie miałam z Nim bliskiej relacji. I na Strefie też na początku trzymałam się raczej z dala od głównego namiotu. Wolałam pomagać przy dzieciach i wykonywać swoją pracę. Poza tym czułam się tam jakoś obco. Bo po innych widziałam, że są napełnieni Duchem Świętym i że są wdzięczni, że tam są, a ja nie byłam. W jakiś sposób wręcz się od tego wszystkiego odsunęłam. Aż w pewnym momencie pomyślałam, że ostatniego dnia pójdę na adorację. Załatwiłam zastępstwo do dzieci i poszłam. Było to też w okresie, kiedy właściwie wcale nie płakałam. Nie miałam takiej potrzeby i nawet nie potrafiłam, bo miałam tak wiele problemów na głowie, które się kumulowały, i nie byłam w stanie się otworzyć i o nich opowiedzieć. Tymczasem przed Najświętszym Sakramentem oddałam wszystko Bogu i powiedziałam: „Boże, jeśli chcesz teraz do mnie przyjść i chcesz mi pokazać, że mam pogłębiać relację z Tobą, że chcesz dla mnie dobra, to daj mi ten płacz”. I wtedy zaczęłam płakać. Było to dla mnie wręcz dziwne doświadczenie, nagle coś się we mnie odblokowało. Zrzuciłam z siebie jakieś ciężary, coś, co mnie przytłaczało. Zniknęły wątpliwości, czy Bóg rzeczywiście istnieje. Od tamtej pory sama zaczęłam Go uwielbiać i postanowiłam dać coś od siebie w swojej parafii. Zaczęłam bardziej się interesować mszą świętą i pojmować, co się podczas niej w ogóle dzieje.

Opowiadasz o relacji z Bogiem, ale jestem też ciekawa Twojej relacji z samą sobą. Czy ona też się zmieniła? Była inna przed Strefą Chwały, a inna jest teraz?

– Tak. Przed Strefą Chwałą byłam zamknięta w sobie. Nie lubiłam siebie za to, że wybrałam tę muzyczną drogę. Miałam wątpliwości co do tego. I nawet nie potrafiłam odnaleźć się w szkole muzycznej. Ciągle byłam gdzieś tylko na chwilę, nie miałam relacji, nie miałam przyjaciół, nie miałam kogoś, do kogo rzeczywiście mogłabym się odezwać w każdej chwili. Kiedy w podstawówce lub w gimnazjum ludzie szli gdzieś wspólnie po lekcjach, to ja zawsze jechałam do szkoły muzycznej. Bardzo się o to obwiniałam. A teraz mam dużo dobrych znajomych, wśród których są też księża. Mogę zawsze się do nich odezwać, oni zawsze coś mi doradzą. Dziś nie muszę prosić, żeby ktoś mnie wysłuchał, tylko wręcz widzę zainteresowanie innych tym, co się u mnie dzieje. I przez to wzrasta też moja wartość. Wiem, że jestem dzieckiem Bożym, że jestem wartościowa dla Boga, że nic tego nie zmieni i chcę się starać kochać innych tak jak On kocha mnie.

Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Koszyk

Mimo dobra, którego doświadczyłaś, miałaś czasem opory, żeby przyznać się do tego, że jesteś wierząca?

– Czasami się tak zdarzało, ale wcześniej. Moi rodzice nauczyli mnie, żeby się przeżegnać, kiedy przejeżdżam obok kościoła. Ale kiedy mieszkałam w internacie w Sączu i jeździłam autobusem miejskim do szkoły muzycznej, to tego nie robiłam. Nie miałam w tym czasie jeszcze tak dobrej relacji z Panem Bogiem, więc czasami pojawiał się we mnie wstyd lub skrępowanie w związku z wiarą. Aż wreszcie przezwyciężyłam to w sobie i w autobusie pełnym ludzi się przeżegnałam. I wtedy pan, który siedział obok mnie, bardzo niegrzecznie zwrócił mi uwagę. Ale tym bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że dobrze zrobiłam. Miłe te było, że dziewczyny, które siedziały w pobliżu, poparły mnie. I od tamtej pory nie mam już żadnych oporów przed przyznaniem się do wiary.

>>> Młodzi nie chcą zbawienia, tylko żyć tu i teraz – pokolenie Z w Kościele i w pracy

Wiarą dzielisz się też na TikToku. To chyba taka przestrzeń, dzięki której łączysz wiarę i muzykę, prawda?

– Zdecydowałam się założyć TikToka po programie. Mimo zakończenia tego etapu, wciąż chciałam coś tworzyć. Widziałam też, że wielu znajomych z „The Voice of Poland” zamknęło się w sobie. Niektórzy zrezygnowali z muzyki. A mnie wszystkie doświadczenia z programu wręcz podbudowały. Na początku oczywiście zastanawiałam się, czy pokazywać swoją wiarę na szerszą skalę w tej aplikacji. Ostatecznie się na to zdecydowałam i właśnie pierwszym filmikiem, który się wybił, był ten, na którym śpiewam „Oceany”. Wtedy zrozumiałam, że to dobry kierunek i że Bóg błogosławi mi na tej drodze. Ludzie pisali mi też w wiadomościach prywatnych, że nie są wierzący, ale kiedy usłyszeli moją wersję, to coś ich poruszyło i poczuli potrzebę poznania Boga. Była to dla mnie mobilizacja. Ale poza tym śpiewam też inne piosenki, bo nie chcę się zamykać na innych. A dzięki temu niewierzący mogą trafić też na te treści dotyczące wiary. Widzę to chociażby po wiadomościach, w których ktoś pisze: „Hej, zazdroszczę talentu. Ale po innych piosenkach widzę też, że wierzysz w Boga”. I dla mnie to jest pierwszy krok do ewangelizacji.

Które wiadomości są dla Ciebie najbardziej budujące? Właśnie te związane z wiarą?

– Chyba najbardziej te. I te, w których ludzie piszą, że dopiero teraz widzą, że chrześcijanie są normalni. O mnie czasami w mojej miejscowości mówią „święta Madzia”, bo wiedzą, że śpiewam w kościele. Tymczasem chciałabym to wszystko znormalizować i pokazywać, że nie trzeba być świętym, żeby dzielić się wiarą. I owszem, Bóg jest ważną częścią mojego życia, ale oprócz tego można ze mną porozmawiać o wszystkim i o niczym. Ja nadal spotykam się ze znajomymi, którzy są daleko od Niego. Bo chcę dawać świadectwo we wszystkich sferach. Ostatnio też ktoś do mnie napisał, że poszedł do kościoła i na adorację. To jest dla mnie bardzo budujące.

Fot. Archiwum prywatne Magdaleny Koszyk

Zdarza się, że po programie ktoś rozpoznaje Cię na ulicy? Jakie to uczucie?

– Tak. Zostałam rozpoznana chociażby na dwóch różnych weselach znajomych, na których byłam. Czasami też jakieś dzieci podchodzą do mnie, proszą o zdjęcie i pytają o program. A wczoraj nawet w sklepie dwóch chłopaków się ze mną przywitało, bo kojarzyli mnie z TikToka. Te wszystkie momenty są dla mnie bardzo miłe.

Kilka razy w naszej rozmowie wspominałaś o śpiewaniu w kościele. Dlaczego się na to zdecydowałaś?

– Już kiedy byłam w podstawówce, jeden ksiądz zaczął działać z młodzieżą, co miesiąc organizował wielbienia. Poza tym chodziłam też na spotkania Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, ale robiłam to „nielegalnie”, bo można było w nich uczestniczyć od szesnastego roku życia, a ja wtedy miałam czternaście. Ale moi znajomi powiedzieli wtedy księdzu, że chodzę do szkoły muzycznej i że mogłabym śpiewać. I właśnie tak się to zaczęło. Najpierw śpiewałam, później zaczęłam grać na skrzypcach. Z czasem też ludzie zaczęli mnie prosić o to, żeby zaśpiewać na ślubie. A gdy zmienił się ksiądz w naszej parafii i ten nowy tak nie bardzo chciał działać z młodzieżą, to postawiłam na swoim i powiedziałma, że my musimy przybliżać młodym Boga i chociażby organizować dla nich uwielbienia.

>>> Kamil Dżalak OMI: pieśni wielkopostne pomagają odczuwać współczucie wobec cierpiącego Chrystusa [ROZMOWA]

A jeśli chodzi o pielgrzymkę, na którą poszłaś po występie w programie, dlaczego tak naprawdę nie zdecydowałaś się na to wcześniej?

– Strasznie się tym stresowałam. Bo owszem, chodziłam na pielgrzymkę, ale tylko na cztery dni i nigdy nie byłam na całej, która trwa dziewięć dni. Później przekonałam się, że tych czterech dni z dziewięcioma właściwie nie ma co porównywać. Pierwszego dnia oczywiście byłam bardzo zadowolona, bo na rozgrzewkę przeszliśmy 20 kilometrów. Ale w kolejne dni było trudniej. W dodatku skręciłam kostkę, o czym nawet nie wiedziałam. Miałam opuchniętą stopę, ale mimo to się nie poddawałam. Szłam o własnych siłach mimo dużego kryzysu. Zdarzało mi się oczywiście narzekać i mówić, że nigdy więcej się na to nie zdecyduję. Ale kiedy już byliśmy na wałach jasnogórskich, to powiedziałam, że nie ma takiej opcji i że za rok też się tutaj znowu pojawię. Dziś poza tym też wiem, jak pielgrzymka potrafi zmienić człowieka.

Cieszę się, że poruszyłaś temat zmian. Bo chyba taką zmianą może być też moment, w którym obieramy sobie jakiś cel, a później odpadamy z programu i nie wiemy, co robić dalej. W jaki sposób Ty znalazłaś w sobie siłę, żeby mimo wszystko pozostać osobą publiczną?

– Nie chcę tutaj nikogo urazić. Ale ja zawsze miałam jakieś wyższe cele niż moi rówieśnicy. Myślałam o tym, gdzie pójdę na studia i jak będę pracować. Wiedziałam, że chcę robić cały czas to, co kocham i lubię. I dzięki Panu Bogu moja praca związała się z pasją, a przy okazji mogę Go jeszcze w niej wielbić. Dlatego również po programie stwierdziłam, że nikt za mnie niczego nie zrobi. I że ze względu na moją wiarę, ale i na rodziców, którzy zawsze mnie wspierali, nie mogę się załamać. Chciałam im pokazać, że ich trudy nie poszły na marne. I koniec „The Voice of Poland” nie oznaczał dla mnie końca muzyki. Odpadłam. Ale to nie był koniec. Rodzice powtarzali mi wtedy, że to nie znaczy, że jestem słaba. Dlatego stwierdziłam, że będę szła w to wszystko dalej i że wciąż będę spełniać swoje marzenia.

Jakie masz teraz plany na przyszłość?

– Na pewno chcę bardziej działać na Instagramie i na TikToku. Po Wielkim Poście będę dodawać także na Instagrama moje utwory. Jednocześnie nadal będę kształcić się muzycznie. Bardzo chciałabym pójść na studia na Akademię Muzyczną i na pewno będę startowała w tym roku. Ostatnio mi się nie udało. Zobaczymy więc, jaki plan ma dla mnie Bóg tym razem. Ale mimo wszystko fajnie byłoby być muzykiem bardziej wykształconym.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze