miłosierdzie Jezu Miłosierny medalik

fot. pixabay

Czym tak naprawdę jest miłosierdzie i jak można je wcielić w życie? 

Wiele na pewno słyszeliśmy o miłosierdzie, nie bez powodu. Jest ono tak ważne, ponieważ sam Chrystus uczynił z niego nowe przykazanie. To dar, dlatego powinniśmy o niego nieustannie prosić.  

Można zapytać: o co chodzi z tym nadludzkim darem? Miłosierdzie jest czymś więcej niż miłość. Miłość jest naturalna, a miłosierdzie jest nadludzkie, boskie. To posiadać w sobie miłość Boga, to kochać jak Bóg, z całą intensywnością. Może nam się to wydać górnolotne, trudne i dlatego bywa, że źle to interpretujemy, próbując przekuć słowa w czyny.  

Według Katechizmu Kościoła Katolickiego miłość jest cnotą teologalną, dzięki której miłujemy Boga nade wszystko dla Niego samego, a naszych bliźnich jak siebie samych ze względu na miłość Boga (KKK 1822). Przyjrzyjmy się zatem, czym w praktyce jest miłosierdzie, a czym nie jest. 

Pokazywać, że nie wszystko jest dobre 

Tak samo jak z małym dzieckiem: musimy nauczyć się nie przyzwalać na wszystko. Kochać drugiego i jego słabości oznacza jednocześnie starać się, by ta osoba zrozumiała, że nie wszystko jest dobre, że nie można robić wszystkiego, na co się ma ochotę. Trzeba uczyć drugiego, że czasem usłyszy od nas „nie” zamiast „tak”. Pierwszymi, którzy powinni się tego uczyć, jesteśmy my sami. Jeśli mówią nam, że „nie”, to z miłości i chcąc dla nas jak najlepiej. 

>>> W kolejce po Boże miłosierdzie

siostra zakonna
Fot. cathopic

Pomoc w odkrywaniu błędów 

Bóg kocha nas bezwarunkowo, to znaczy, że pomimo iż nie wszystko robimy dobrze, On nadal tam jest ze swoją miłością. Jednak to, że Jego miłość jest bezwarunkowa, nie oznacza, że zgadza się ze wszystkim, co robimy. To samo powinniśmy pokazywać tym, którzy są na złej drodze. Kochać ich miłosiernie oznacza poprawiać ich z miłością i nie pozwolić, by nadal błądzili. Złem byłoby zostawienie ich w takim stanie, w jakim się znajdują. 

Kochać siebie samego 

Jeśli do kochania bliźniego niezbędna jest miłość własna (będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego), powinniśmy właśnie od tego zacząć. Od samego siebie. I bliźni, i ja mamy godność dzieci Bożych i godność ludzką, dlatego nie możemy się na żaden z tych dwóch sposobów zaniedbać. 

Kim ja jestem, by kogoś poprawiać, skoro sam to robię? 

Nie mogę zmodyfikować treści Ewangelii dlatego, że są tam fragmenty, którym nie jestem w stanie sprostać. Zdarza nam się głosić tylko to, co nam samym dobrze wychodzi. To, co jest trudne i nie do osiągnięcia przez nas, pomijamy albo ledwo wspominamy, by nie wyjść na hipokrytów. Jednak miłość bliźniego oznacza dzielenie się z nim całą prawdą, również tą, której nie jesteś w stanie wypełnić. Jest to też zaproszenie do tego, by wysilać się w tym kierunku, czynić prawdę częścią naszego życia. 

Miłosiernie poprawiać 

Używamy czasem wyrażenia: „muszę ci coś powiedzieć dla twojego dobra”, a sprawiamy wrażenie, jakbyśmy nie mieli mu powiedzieć nic dobrego. Niekiedy tłumaczymy się, że poprawiamy kogoś, chcąc dla niego tego, co najlepsze, być jak z najlepszym bratem. Jednak w rzeczywistości jesteśmy surowi i karzący. W porządku, musimy poprawiać, ale jako pierwsza powinna iść miłość. Pamiętaj, że w tym bliźnim jest sam Chrystus, który cierpi i ujawnia się właśnie w kruchości drugiego człowieka. Poprawiałbyś w ten sposób, widząc Go na miejscu bliźniego? 

Fot. arch. misjonarze oblaci

Szukanie tego, co najlepsze dla drugiego wymaga wysiłku 

Dbajmy o drugiego, jakby był delikatnym skarbem. Szukajmy dla niego zawsze tego, co najlepsze pamiętając, że to boli. Miłosierdzie przeżywane tak, jak to robił Chrystus, oznacza niewygodę i wyrzeczenie, dlatego jeśli myślisz, że jesteś miłosierny, ale to doświadczenie jest dla ciebie zbyt przyjemne i wygodne, poddaj w wątpliwość to, czy rzeczywiście idziesz dobrą drogą. Nie chodzi wcale o to, że miłowanie jest czymś nieprzyjemnym, ale być może byłbyś w stanie pójść krok naprzód i kochać z większą intensywnością. Precyzyjnie mówi o tym św. Teresa z Kalkuty: „Miłość, aby była prawdziwa, musi kosztować” i „Kochaj aż do bólu. Gdy boli, to jest dobry znak”. 

Pozwolić, by rany się zagoiły 

Na pewno znasz tę historię o mężczyźnie, który zamiast dawać ryby, uczy je łowić. Miłosierdzie wyrażone w uczynkach często mylone jest z towarzyszeniem, ze wsparciem, trochę jak w przypadku trenera osobistego albo mentora. Nasz bliźni ma odwagę sam z siebie i nie zależy ani od nas ani od naszej pomocy. Nasze miłosierdzie nie powinno nikogo blokować. Ma być obecnością w procesie gojenia się ran. 

Zdać sobie sprawę z wartości drugiej osoby 

Nie kochamy z litości. Nie kochamy też dlatego, że myślimy o naszym bliźnim jak o jakimś ograniczonym biedaku, który nie zna swojej wartości i nie rozumie życia. Św. Paweł mówi: „(…) w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. (…) To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie” (Flp 2,3b.5). Miłosierna miłość wyraża, że człowiek obok mnie jest ważny, cenny i godny bycia kochanym, ponieważ sam Chrystus go kocha. 

fot. parroquiamadridejos/Cathopic

Miłosierdzie jest bezinteresowne 

Często ludzie mylą miłosierdzie i solidarność. Wielu wykonuje solidarne czyny, by wyrazić miłosierdzie, a instytucje charytatywne je nagłaśniają. Wspierając w ten sposób, dostaje się nawet zaświadczenie w formie naklejki czy bransoletki, by wszyscy wiedzieli, że pomogłeś. Kochamy, bo Jezus ustanowił miłość jako przykazanie, bo to centrum życia chrześcijańskiego, bo doświadczyliśmy miłość Boga. Niczego nie robimy interesownie, by się przypodobać albo widnieć na jakiejś liście. 

Miłosierdzie to nie tylko wspaniałe uczucie 

Istnieją trzy typy miłości pochodzącej od Boga:  

– doceniająca, kiedy to rozum rozumie, że Bóg jest najwyższym dobrem i nasza wola świadomie to akceptuje, 

– rzeczywista, gdy okazujemy to naszymi uczynkami, 

– uczuciowa, gdy czuje ją serce. 

By miłosierdzie było prawdziwe, musi być doceniające i rzeczywiste, ale niekoniecznie uczuciowe. Gdyby nasze miłosierdzie zależało od uczuć, dawno by już umarło. To dlatego, że rzeczywistości duchowe, jak np. miłosierdzie są trudniejsze do odczucia niż te fizyczne. Może nas boleć bardziej choroba niż ciężki grzech, jednak to, że nie czujemy bólu z powodu tego grzechu, nie oznacza, że jest on mniej poważny.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze