Fot. Freepik/Freepik

Dlaczego nie warto zostawać influencerem i jak manipulują nas w mediach społecznościowych? [FELIETON]

Janek Strojny był influencerem. Widział świat, do którego wielu chciałoby mieć bilet wstępu. Jego filmiki miały nawet osiemdziesiąt milionów wyświetleń, dzięki czemu chłopak wie, jak można zarabiać w internecie. „Powiem wam, jak to zrobić. Ale przede wszystkim pokażę, dlaczego nie warto” – pisze w swojej pierwszej książce, po którą dobrze sięgnąć i przekonać się, że działanie w sieci to nie tylko pieniądze, ale i negatywne konsekwencje.  

Coraz częściej w szkołach ponadpodstawowych można wybrać profil vlogerski albo stworzony dla przyszłych influencerów. A coraz więcej młodych na pytanie o to, kim chcieliby zostać w przyszłości, odpowiada, że influencerami. Niezwykłą popularnością cieszy się więc dzisiaj zawód, który jeszcze niedawno nawet nie istniał. Zawód, który na pozór może wydawać się bardzo prosty i przyjemny, a dzięki któremu można szybko się wzbogacić. I owszem, te wszystkie cechy mogą być prawdą. Ale do tego worka ze znakami szczególnymi influencera warto jeszcze dodać nieustanną presję (często narzucaną samemu sobie), problemy ze zdrowiem psychicznym, uzależnienia i utratę bliskich znajomych. Oczywiście zawód ten nie musi przynieść negatywnych konsekwencji. Ale tak się składa, że bardzo często niestety się z nimi wiążę. Podkreśla to w swojej książce pt. „Nie zostawaj influencerem” Janek Strojny – popularny tiktoker, który świadomie zrezygnował z tej ścieżki kariery. 

>>> Co mnie „przeraża” w niektórych katoinfluencerach? [FELIETON]

Wymyślić siebie na nowo  

Najpierw, w czasach kiedy jeszcze pionowe wideo nie rządziło światem, a media społecznościowe nie były aż tak bardzo rozwinięte, Janek zaczął się interesować montażem filmów oraz sprzętem służącym do ich nagrywania. Dość szybko po obejrzeniu wielu instruktaży i pracy w branży (choć jeszcze nie w charakterze osoby tworzącej kontent), chłopak zaczął podejmować swoje pierwszy próby nagrywania filmików, które prezentował bratu. Nie wszystkie były udane i musiało minąć trochę czasu, zanim autor książki zorientował się, co tak naprawdę może wpłynąć na zainteresowanie odbiorcy i – co najważniejsze – wywołać jego uśmiech. Aby dotrzeć więc do momentu, w którym filmy Janka biły rekordy popularności na TikToku, nie tylko nabył on doświadczenie związane z montażem, ale i z… technikami manipulacyjnymi, dzięki którym mógł dłużej utrzymać uwagę widza i – co za tym idzie – być bardziej atrakcyjnym dla agencji reklamowych. A! I prawie zapomniałabym o najważniejszym – Janek musiał (a może chciał?) wymyślić siebie na nowo. Wymyślić takiego Janka, którego właściwie każdy z nas będzie chciał mieć wśród znajomych, któremu się zaufa, zareaguje na jego opowieści, będzie się mu kibicowało i wiernie wracało na jego profil.  

>>> Kawiarnia Niebo w Mieście – tutaj obsługa modli się za gości [REPORTAŻ]

Ile można zrobić dla pieniędzy? 

Z takim Jankiem chciały też współpracować wspomniane już agencje, które za wideo z lokowaniem produktu płaciły mu niemałe sumy. Jednocześnie, mając przy tym wiele wymagań i pomysłów, które niekoniecznie były spójne z tym, co prezentował u siebie Janek. Czasem jednak dla pieniędzy zrobi się wiele. A nawet więcej niż by się kiedykolwiek przypuszczało… 

Dwa filmiki dziennie publikowane w konkretnych porach opowiadające właściwie o życiu codziennym, czasami przeplatane współpracami reklamowymi. To treści, które można było zobaczyć na profilu Janka, a które nie były zbyt długie. O wiele więcej czasu zajmowało jednak ich wymyślanie i tworzenie. Kiedyś etap ten sprawiał chłopakowi wiele frajdy. Z czasem stał się dla niego obowiązkiem, do którego właściwie musiał się zmuszać. Ale mimo to nie tak szybko Strojny postanowił zupełnie zrezygnować z TikToka. Stało się to dopiero, gdy – jak sam podkreśla – zwariował. Dzisiaj twórca ten ma za sobą próbę samobójczą i pobyt w szpitalu psychiatrycznym. I choć nie można do tego dodać spokoju w głowie, to i tak jest lepiej niż wtedy, kiedy Janek Strojny był influencerem.  

Fot. Freepik/Freepik

Co (się) wciąga 

Bycie inluencerem wciąga. Niczym kokaina, która na imprezach osób znanych z mediów społecznościowych jest codziennością. Choć czasami nawet łatwiej zdobyć ją niż zaproszenie na taką imprezę, na której nie pojawia się każdy, a tylko wybrani. Bo tylko wybrani mają dostęp do „prawdziwego świata influencerów”. Do świata, który zdecydowanie odbiega od tego przedstawianego nam na TikToku czy Instagramie, a który przybliża czytelnikom Janek. To często świat ludzi zagubionych, wymyślonych na potrzeby branży, będących w związkach, w których brak miłości, ale dzięki którym są pieniądze. W tym świecie są też podziały – są ważniejsi i tacy, którym ci usytuowani wyżej nawet nie podają ręki, a którzy cieszą z zaproszenia na organizowany przez nich event, na którym wątpliwe jest, czy w ogóle ich zobaczą. Ale przynajmniej mają dzięki temu materiał na kilka filmików. A pod nimi lajki i komentarze. Nierzadko od ludzi, którzy chcieliby być jak oni – nie tylko być w świecie, ale i bywać. Jednocześnie też, nie zdając sobie sprawy z tego, jaka jest tego cena. I że zdecydowanie przewyższa ona wszelkie kontrakty reklamowe. Bo tą ceną często jest zdrowie psychiczne. A nawet życie.  

Fot. materiały prasowe

>>> Ceremoniarz na TikToku: postanowienia wielkopostne mają sens, gdy chcesz coś w sobie zmienić [ROZMOWA]

Zalogować się w realu  

Książkę „Nie zostawaj influencerem” polecam każdemu. Szczególnie tym, którzy korzystają z mediów społecznościowych. I tym, których dzieci zaczynają wchodzić w ten świat. Polecam ją też nauczycielom. Podobnie jak zorganizowanie spotkania z Jankiem w szkole, podczas którego młodzi ludzie dowiedzą się, co naprawdę znaczy bycie influencerem. I że nie jest to tylko szybkie nagrywanie filmików, które bez problemu zdobędą wiele wyświetleń tylko ze względu na to, że osoba na nich przedstawiona jest rozpoznawalna. Nic bardziej mylnego. Wystarczy niewiele, by przestać być atrakcyjnym dla algorytmów i dla odbiorców. Ale dużo więcej potrzeba, by ze świata wirtualnego znów zalogować się w realu. I by odnaleźć tę wersję siebie, którą było się wcześniej.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze