fot. PAP/Sławomir Mielnik

Izabela Zalewska: zawsze mam w sobie cień nadziei [ROZMOWA]

Izabela Zalewska – dyrygentka chóralna, nauczycielka śpiewu i wokalistka. Laureatka „Szansy na sukces Opole 2020”, a także Nagrody Publiczności DEBIUTY na 57. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2020. W rozmowie z Karoliną Binek opowiada o swoim życiu, przygotowaniach do festiwalu oraz o współpracy z Alicją Majewską i Włodzimierzem Korczem. 

Karolina Binek (misyjne.pl): Tytuł piosenki, któ zaśpiewałaś w Opolu to „Cień nadziei”. Ty chyba jesteś osobą, która zawsze ma nadzieję? 

Izabela Zalewska: To prawda. W moim życiu teraz dzieje się dużo dobrego, ale miałam też gorsze chwile. Tego, że nie można się poddawać, nauczyli mnie rodzice. I nawet jeśli jest źle, to tymi ostatkami sił walczę, by było dobrze, więc w tym stwierdzeniu jest dużo prawdy. Chyba właśnie dlatego ten tekst jest tak bardzo ze mną spójny. Bardzo chciałam, by odbiorcy też poczuli ten przekaz  tak prawdziwie, żebyśmy się zrozumieli, żebyśmy mówili jednym językiem. Nagroda publiczności jest dla mnie sygnałem, że złapałam z nimi taki kontakt, o którym marzyłam. 

Jak zaczęła się Twoja historia z muzyką? 

Pochodzę z bardzo muzykalnej rodziny, co sprawiło, że trudno było uniknąć zaprzyjaźnienia się z tą dziedziną. Rodzice zarówno mnie, jak i mojego brata zapisali do szkoły muzycznej. Jako dziecko chciałam grać na gitarze, ale podczas zapisów do szkoły muzycznej pani zaproponowała mi dołączenie do klasy fortepianu. Zaczęłam na nim grać i bardzo to polubiłam. I tak zaczęła się ta przygoda, do której później również dołączył śpiew.  

>>> Krzysztof Antkowiak: Bóg odebrał mi hazard [ROZMOWA]

Pamiętasz swój pierwszy konkurs? 

Oczywiście, że tak. To nie była taka łatwa droga. Pamiętam, że miałam koleżanki, które miały ogromne głosy i pięknie śpiewały, a spędzały dużo mniej czasu niż ja na ćwiczeniu. Ja bardzo długo wyjeżdżałam bez nagrody. Moi nauczyciele przez cały ten czas bardzo mnie wspierali. Nigdy się nie poddałam  spędzałam długie godziny wyśpiewując przeróżne utwory, wierząc, że kiedyś uda mi się osiągnąć choć mały sukces. Aż w końcu się udało i wygrałam pierwszy konkurs, śpiewając piosenkę Edyty Geppert pt. „Nie żałuję”. Zdobyłam wtedy trzecie miejsce, była to dla mnie ogromna radość, mieć ten dyplom, wpisane nazwisko i powiesić go sobie na ścianie.  

Kto dawał ci to największe wsparcie w tym czasie? 

Przede wszystkim rodzice. To oni najbardziej mnie wspierali, ale też nauczyciele. Moja pani od muzyki ze szkoły podstawowej zawsze ze mną jeździła na konkursy, poświęcała dla mnie swój czas. Miałam też wtedy jedną przyjaciółkę od serca, która również śpiewała. Właśnie  te chwile, które spędzałyśmy na wspólnym ćwiczeniu były najlepsze i zapewne będę je długo pamiętać. 

Jesteś dyrygentką chóralną oraz nauczycielką śpiewu. A co najbardziej lubisz w swojej pracy? 

Można powiedzieć, że wszystko. Czasami, jak każdy, mam zły dzień, nie chce mi się wstać i jechać do pracy. Ale gdy pojawia się pierwszy uczeń, ten uśmiech i spojrzenie, to wtedy dostaję wielką moc i siłę do działaniagłównej mierze największą satysfakcję nam, nauczycielom, sprawia rozwój naszych uczniów, studentów czy też zespołów 

Trudno jest oddzielić pracę z pasją? 

Jest bardzo trudno. Całe moje życie w pewnym sensie się zapętla. Pomiędzy pracą a pasją jest bardzo cienka granica. Natomiast scena, do której udało mi się dotrzeć drobnymi kroczkami, jest dla mnie dużym spełnieniem i to ją właśnie traktuję jako moją pasję. Zawsze śpiew traktowałam jako coś mojego, intymnego i indywidualnego, co jest moją siłą przekazu i emocji, które noszę w sobie. 

A największa misja w twojej pracy? 

Przede wszystkim zarażać moich uczniów miłością do muzyki. Chcę ich też nauczyć, że warto walczyć do końca i się nie poddawać. Każda próba, któ podejmujemy w życiu zawsze przynosi nam coś nowego i w pewnym sensie wzbogaca. Poza tym, w każdej osobie, któ poznaję, chciałabym też dostrzegać indywidualny kryształek, który można rozwinąć. To moja największa misja, żeby dać moim uczniom wiarę w siebie i siłę do rozwijania tego, co mają najlepsze. 

>>> Eleni: w modlitwie jest siła [ROZMOWA]

Skąd pomysł, by się zgłosić do „Szansy na sukces”? 

Kilkoro z moich uczniów bardzo chciało spróbować swoich sił w programie The Voice of Poland, ale okazało się, że organizacja udziału w castingu w Warszawie była dla nas bardzo trudna logistycznie. Później znalazłam w Internecie ogłoszenie o castingu do „Szansy na sukces”, który miał odbyć się w Poznaniu. Zaproponowałam więc udział w nim moim uczniom. I w sumie zachęciłam ich. Ale moi przyjaciele, moja rodzina, mój narzeczony postanowili zachęcić też mnie. Jeszcze wieczorem przed castingiem o godzinie 23 pomyślałam, że być może mają rację, i że chętnie sprawdziłabym swoje możliwości, ale okazało się, że nie miałam pendrivea.  

Ten casting był w sobotę rano, a w piątek wieczorem mój narzeczony do mnie zadzwonił i zapytał, czy idę, a ja na to, że nie, bo nie mam pendrivea. Pewnie gdyby nie to, że postanowił mnie zaskoczyć i przywieźć mi go na ostatnią chwilę, sama bym sobie go nie zorganizowała. Więc trochę takim lekkim przymusem i jednocześnie zachętą poszłam wcześnie rano ustawić się w kolejkę i czekać na swoją „szansę”.

A jak przebiegają próby już w Opolu? 

Do Opola przyjechaliśmy dwa dni przed występem. Było pierwsze zapoznanie ze sceną i nagłośnieniem, pierwsza próba z orkiestrą, która jest naprawdę wielką wartością tego koncertu. To nie tylko niesamowite emocje, ale też przemiłe wspomnienia. Atmosfera w Opolu była zupełnie niekonkursowa. 

Czuliśmy, że tworzymy coś fajnego, duży koncert, którym się podzielimy z publicznością. I to było dla mnie najważniejsze. 

Chciałam jeszcze zapytać o Twoją sukienkę. Sama ją wybrałaś czy też zajął się tym stylista? 

Tak, sama ją wybierałam, ale oczywiście było grono osób, które mi doradzały. Ubiór jest bardzo ważnym elementem dla każdego artysty, zaraz po muzyce, ponieważ musimy się dobrze czuć. Swojej sukienki szukałam dwa miesiące. Przymierzałam wiele sukienek i chyba na dwa tygodnie przed występem znalazłam tę odpowiednią.  

„To jedno ze zdjęć, które daje mi do zrozumienia, że nigdy nie ma punktu w życiu, w którym należy się zatrzymać (bo wypada, bo po co robić więcej niż trzeba?)”. To fragment twojego wpisu na Facebooku. twojej karierze zdarzyły się momenty zwątpienia lub osoby, które cię demotywowały do dalszej pracy? 

Czasami zdarzają się takie osoby. Zazwyczaj, gdy czuję, że ktoś w którymś miejscu zabiera mi energię, to intuicyjnie odsuwam się od tej osoby. Dlatego chyba nie było tak, że ktoś mnie w życiu zniechęcał. Ja też jestem człowiekiem bardzo zadaniowym. Nie potrafiłabym czegoś nie skończyć, jeśli już to zaczęłam. Więc miałam takie etapy zadaniowości i w tym też oczywiście momenty zwątpienia.  

Mówiłaś, że nie byłaś wcześniej gotowa na scenę. A czym jest dla ciebie ta gotowość? 

Trudno mi to nazwać słowami. Ale być może jest to całokształt rozwoju muzycznego i osobowości, poczucie, że nadszedł ten moment, że ja już wiem, co chcę przekazać. Myślę, że gdybym pojawiła się na tej scenie pięć lat temu, to zupełnie bym nie wiedziała, czym chciałabym się podzielić z publicznością. Wiem, że to nie był jeszcze mój czas. Teraz natomiast moja artystyczna dusza się ukierunkowała. Czuję, że pewną drogę już przeszłam i ona dodaje mi teraz pewności, że to, co robię, jest właściwe. 

>>> Gotująca się muzyka Hildur Guðnadóttir

A teraz jakie jest Twoje największe marzenie? 

Chciałabym, mam nadzieję, w niedalekiej przyszłości wydać płytę, a przede wszystkim koncertować dla jak największego grona publiczności. Będę bardzo szczęśliwa, jeśli znajdą się osoby, z którymi będę mogła się dzielić swoją twórczością.   

A w jakim klimacie będzie yta? 

Wydaje mi się, że w podobnym klimacie jak sam „Cień nadziei”.  

Chciałabym działać w tym nurcie i śpiewać po polsku. Chociaż kusi mnie też język francuski. Być może uda mi się Państwa zaskoczyć, ale na ten moment nie będę zdradzać szczegółów. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze