fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Jeden pacjent i kilkunastu lekarzy. Tak funkcjonuje teraz wiele szpitali powiatowych [REPORTAŻ]

W szpitalu, w którym pracuję dzień wygląda tak, że na dyżur przychodzi ordynator i kilku lekarzy. Jeszcze miesiąc temu mieli trzech pacjentów. Teraz już nie mają nikogo – przyznaje jeden z rozmówców. 

Odkąd w Polsce wybuchła epidemia koronawirusa, zostały wstrzymane przyjęcia do większości szpitali, planowane operacje przełożonoa większość pacjentów wypisano do domów. W każdym województwie utworzono natomiast jednoimienne szpitale zakaźne. Na początku kwietnia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska zaapelował jednak, że wszystkie szpitale w Polsce powinny być gotowe na przyjęcie pacjentów zakażonych koronawirusem lub takich, u których podejrzewane jest zakażenie. Od tego czasu minął prawie miesiąc. Wiele szpitali powiatowych stoi niemal pustych, nie licząc przebywających w nich lekarzy, którzy mimo braku pracy, mają za nią płacone. – Czy tak powinno być, że w takiej sytuacji lekarze powinni tylko siedzieć i czekać? – pyta jeden z moich rozmówców. 

>>> Kebab za 9 gr i pieczywo za darmo. Tak restauratorzy pomagają polskiej służbie zdrowia

fot. PAP/Andrzej Grygiel

Likwidacja szpitali powiatowych? 

Wstrzymane są przyjęcia do szpitali. Lekarze jednak w nich przebywają każdego dnia i często nic nie robią i dostają za to normalną zapłatę. To nie jest dobre rozwiązanie, tym bardziej, że te szpitale często toną w długach, a w Polsce brakuje pieniędzy na podstawowy sprzęt medyczny – mówi Ewelina, pielęgniarka oddziałowa z jednego ze szpitali w województwie dolnośląskim. 

W szpitalu, w którym pracuję dzień wygląda tak, że na dyżur przychodzi ordynator i kilku lekarzy. Jeszcze miesiąc temu mieli trzech pacjentów, teraz nie mają już nikogo, bo wszyscy zmarli. Mimo to czasami ci lekarze biorą nawet dyżury całodobowe i często mają płacone blisko sto złotych za godzinę. To sto złotych mogłoby uratować komuś życie, gdyby tylko wprowadzono jakieś logiczne rozwiązanie w tej nienormalnej sytuacji – przyznaje Łukasz, ratownik medyczny ze szpitala powiatowego w Myślenicach.  

>>> Ratownik medyczny: nie pracuję, bo od poniedziałku przebywam na kwarantannie [REPORTAŻ]

Przygotowując ten materiał udało mi się dotrzeć także do jednego z pacjentów szpitala powiatowego, który był w nim leczony na początku kwietnia. 

W szpitalu powiatowym w Wielkopolsce byłem leczony jeszcze na początku kwietnia, mimo że inni zostali z niego wypisani. Miałem bowiem zaplanowaną bardzo ważną operację, której lekarze nie zdecydowali się odwołać. W sali szpitalnej leżałem sam przez tydzień, a lekarze odwiedzający mnie często się zmieniali i czasami sami z uśmiechami na twarzy przyznawali, że oprócz mnie, hospitalizowana jest tylko jeszcze jedna osoba. 

fot. EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON

Dwa tygodnie temu na temat sytuacji w szpitalach powiatowych w „Menedżerze Zdrowia” wypowiedział się Prezes Zarządu Powiatów Polskich i starosta bielski Andrzej Płonka: 

Musimy stanowczo i zdecydowanie powiedzieć, że jako powiaty, a więc podmioty prowadzące szpitale powiatowe, nie jesteśmy za tym, aby likwidować te placówki. Owszem, sytuacja w polskim szpitalnictwie jest coraz trudniejsza. W naszej ocenie w dalszej perspektywie obecne finansowanie tego sektora może prowadzić do konieczności likwidacji 90 proc. szpitali – patrząc tylko z ekonomicznego punktu widzenia. 

W dalszej części komentarza prezes Płonka sam przyznaje, że w Polsce istnieje duży kryzys w finansowaniu szpitali. Jednocześnie przypomina, że zadłużenie szpitali powiatowych wynosi poniżej 15 proc. całkowitego zadłużenia szpitali w Polsce. 

>>> Były piłkarz ekstraklasy i Warty Poznań dziś jest ratownikiem medycznym i apeluje: „Nie kłamcie medyków”

Między rzeczywistością a sumieniem 

O odniesienie się do słów Płonki poprosiłam pielęgniarkę oddziałową Ewelinę oraz Katarzynę – chirurga ortopedę ze szpitala powiatowego w Wielkopolsce.  

Jako że jestem pielęgniarką oddziałową, problem szpitali powiatowych dotknął także mnie. Jednak w zupełnie inny sposób niż pracujących w nich lekarzy. W szpitalu, w którym jestem zatrudniona, godziny pracy pielęgniarek zostały zmniejszone. Sama często jeżdżę teraz w karetce pogotowia, bo wolę w tym czasie komuś pomagać, zamiast siedzieć bezczynnie. Ale bywając czasami w szpitalu wiem, jak wygląda tam teraz praca od podszewki. I mimo że prezes Płonka mówi o dość niskim jego zdaniem zadłużeniu szpitali powiatowych, to warto się zastanowić, ilu chorym osobom mogłoby pomóc chociaż tymczasowe zmniejszenie pensji lekarza. Każdego dnia słyszymy w mediach o kolejnych znanych osobach, które przekazały pieniądze na zakup sprzętu medycznego. Ale jakoś nie słyszałam jeszcze o tym, by któryś z lekarzy ze szpitali powiatowych zdecydował się na gest pomocy innym. To jest po prostu przykre – podkreśla Ewelina. 

A jak wygląda zaprezentowana sytuacja z perspektywy lekarza pracującego w szpitalu powiatowym? 

Trudno jest mi się wypowiadać w tej sytuacji. Przyznam, że jestem nieco rozdarta między słowami Płonki, a własnym sumieniem. Tak, to prawda, że obecnie na dyżurze w szpitalu przebywa czasami nawet kilkunastu lekarzy, mimo że pacjent jest jeden i tylko czasami odbywa się jakaś operacja na ostro. Myślę jednak, że wiele osób będąc w sytuacji lekarza ze szpitala powiatowego, zrobiłoby to samo co on, czyli mimo wszystko poszło do pracy. Owszem, gdyby była taka decyzja, nie miałabym nic przeciwko obcięciu mojej pensji, ale jeśli nie ma, to już zależy tylko od sumienia lekarza. Proszę jednak pamiętać, że my, lekarze, też mamy dzieci, dom i kredyty. Musimy się z czegoś utrzymać. 

Granice pomocy 

Na podstawie art. 47 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi można skierować personel medyczny oraz inne osoby do pracy przy zwalczaniu epidemii. Już w marcu chciał zrobić to wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, który zwrócił się do prezesa Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie prosząc o dane lekarzy. Nie otrzymał ich. 10 kwietnia zdecydował się zaapelować do lekarzy, by pomogli w walce z koronawirusem. W rozmowie z RMF FM prezes OIL przyznał, że jak dotąd do pracy zgłosiło się czterech lekarzy, mimo że w Warszawie jest ich 29 tysięcy. 

>>> Czy można oswoić się ze śmiercią? Opowieść o tym, jak wygląda dyżur ratownika medycznego i strażaka

Do pracy w szpitalach zakaźnych powoływani są nie tylko lekarze, lecz także pielęgniarki, często ze szpitali powiatowych. Większość osób, które nie zgłosiły się do pracy przedstawiło zwolnienie lekarskie, które zostało wystawione dokładnie w dniu dostarczenia decyzji o oddelegowaniu – poinformowała rzecznika wojewody mazowieckiego Ewa Filipowicz.  

fot. EPA/ANDREA FASANI

Przygotowując ten reportaż udało mi się dotrzeć do pielęgniarki, która również została oddelegowana do pracy w szpitalu zakaźnym i zdecydowała się na L4. 

Wiem, co o takiej postawie sądzi społeczeństwo. Czytałam komentarze w internecie… Tylko chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, że ja zupełnie nie znam się na pracy w szpitalu zakaźnym. Poza tym mieszkam z rodzicami, mężem i dwójką małych dzieci. Nie chcę ich tak bardzo narażać. 

Tymczasem w szpitalach zakaźnych jest coraz mniej osób do pracy. W rozmowie z portalem bia24.pl dyrektorka szpitala MSWiA w Białymstoku Alicja Skindzielewska przyznaje, że na izbie przyjęć w tym szpitalu jest tylko dwóch lekarzy, którzy pracują bez przerwy. Dodaje także, że już teraz bardzo trudno było ułożyć grafiki pracy i wygląda na to, że nie będzie łatwiej. 

Imiona osób udzielających wypowiedzi do reportażu zostały zmienione. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze