fot. unsplash / Florencia Viadana

Józef Augustyn SJ: terapeuta ma obowiązek uszanować wartości religijne klienta [ROZMOWA]

Kiedy młody człowiek mówi mi, że kilka lat temu głęboko obraził się na Boga po śmierci swojej mamy, to – w moim odczuciu – jest to bardziej problem terapeutyczny, a nie religijny – mówi o. Józef Augustyn, jezuita. Kiedy więc do duchowego, religijnego rozwoju człowieka powinna dołączyć pomoc psychologa, psychoterapeuty? O tym opowiada jezuita, animator rekolekcji ignacjańskich i kierownik duchowy.

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy zdarzają się sytuacje, kiedy mimo zdrowej kondycji duchowej, człowiek potrzebuje pomocy psychoterapeuty?

Józef Augustyn SJ: – Oczywiście, że tak. Jesteśmy ludźmi religijnymi, szczerze się modlimy, korzystamy z sakramentów, a mimo to nie radzimy sobie z bolesną przeszłością, z relacjami w rodzinie, w pracy, ulegamy różnorakim uzależnieniom itp. W takiej sytuacji koncentrujemy się na sobie: swoim bólu, lęku, poczuciu winy, krzywdzie. Pana Boga traktujemy jako „pomoc” w radzeniu sobie z życiem. Tymczasem w autentycznym życiu duchowym Bóg ma być w centrum naszej intymnej więzi z Nim, a nie jedynie „pomocniczym środkiem”. Dobrze prowadzona terapia może być więc pomocna także dla pogłębienia życia duchowego.

>>> Łaska buduje na naturze, czyli o psychologii w nauczaniu Kościoła 

fot. jezuici.pl / G. Lasoń

Kiedy przewodnik duchowy może powiedzieć, że człowiek, z którym rozmawia, potrzebuje bardziej psychoterapii, niż rozmowy na gruncie religijnym?

– Bardzo często po pomoc do nas, księży, przychodzą osoby w czysto ludzkich sprawach: z problemami rodzinnymi, z głębokim poczuciem krzywdy, ze sprawami majątkowymi itp. I choć są one powiązane z życiem moralnym i duchowym, to jednak wymiar „ludzki” jest tu istotny.

„Sytuacja klasyczna”, która przydarzyła mi się wiele razy: przychodzi kobieta czy mężczyzna i prosi o pomoc w rozwiązaniu konfliktu małżeńskiego, przy czym niemal przez godzinę żali się i narzeka na męża czy żonę. I choć przychodzi do księdza, to jednak potrzebuje bardziej pomocy terapeutycznej niż pouczenia moralnego. My księża nie mamy ani metody, ani też czasu, by takim ludziom – szczególnie gdy konflikt jest zastarzały – pomagać w sposób skuteczny. W tej sytuacji – zachowując się delikatnie, z wyczuciem – trzeba nakierować te osoby na pomoc terapeutyczną.

Jakie muszą być spełnione warunki, by psychoterapia i życie duchowe ze sobą współgrały, by się uzupełniały?

– Psychoterapia ma charakter pomocniczy, drugorzędny. Osoby korzystające z terapii powinny także korzystać w tym czasie z sakramentu pojednania, z kierownictwa duchowego, powinny więcej się modlić, adorować Najświętszy Sakrament. Psychologiczne poznanie siebie, historii swojego życia, bolesnych zranień – powinno być w procesie terapeutycznym przedmiotem modlitwy. Psychoterapia pomaga poznać ludzki wymiar w nas, by nabrać dystansu – choćby minimalnego – do tego, co jest trudne, obolałe. Z dobrą psychoterapią łatwiej pokonać egocentryzm, naiwność emocjonalną, pretensjonalne podejście do życia, nauczyć się współczucia, a nade wszystko otwierać się na drugiego: Boga i ludzi.

>>> Za mało specjalistów, coraz więcej samobójstw [RAPORT]

fot. Molnar Balint / unsplash

Psychologia, psychoterapia w pracy duszpasterskiej i formacyjnej to nowości ostatniego stulecia. Jak ludzie religijni w duszpasterstwie i formacji zakonnej oraz kapłańskiej radzili sobie bez takiej pomocy?

– Powiedzmy szczerze, psychoterapia – dobrze prowadzona – może być ogromnie pomocna, ale nie jest konieczna dla rozwoju duchowego. Każda głęboka relacja z Bogiem, medytacja słowa Bożego, szczera i regularna spowiedź, lektura duchowa – zwłaszcza życiorysów świętych, budowanie autentycznych więzi przyjacielskich i rodzinnych, posiada terapeutyczny charakter, także w wymiarze psychologicznym. Widzimy to na przykładzie ojców pustyni, którzy modlili się wiele godzin dziennie, pościli, rozmawiali o swoich doświadczeniach ze starcami (z kierownikami duchowymi). Rady i pouczenia ojców pustyni posiadają głęboki charakter terapeutyczny.

Terapia psychologiczna jest wręcz konieczna dzisiaj dla osób zamkniętych na Boga i na ludzi. Od czegoś trzeba zacząć. Zaczynamy zatem od szczerej rozmowy z terapeutą, by zakończyć na szczerej rozmowie z Bogiem. Kiedy młody człowiek mówi mi, że kilka lat temu głęboko obraził się na Boga po śmierci swojej mamy, to – w moim odczuciu – jest to bardziej problem właśnie terapeutyczny, a nie religijny.

Czy nie wydaje się Ojcu, że psychoterapia bywa czasami przeceniana w duszpasterstwie i formacji kapłańskiej?

– Czasami tak – gdy brakuje głębokiego zaangażowania duchowego i moralnego oraz determinacji w walce z uzależnieniami i grzechami nałogowymi. Dotyczy to zwłaszcza osób duchownych.

Intensywna psychoterapia, bez modlitwy, pokory, skruchy serca, sakramentu pokuty, posłuszeństwa przełożonym wypłukuje nieraz resztki motywacji duchowej, moralnej i powołaniowej, naprowadzając na racjonalistyczne myślenie o sobie: „swoich prawach”, instynktach, zobowiązaniach ludzkich. Braku zaangażowania duchowego i moralnego nie da się zastąpić rozbudowaną psychoterapią. Rainer Maria Rilke (1875-1926) namawiany przez przyjaciół do freudowskiej psychoanalizy miał powiedzieć: gdybym utracił moje demony, opuściły by mnie także moje anioły”. Przecenienie psychoterapii przejawia się między innymi w swoistym uzależnieniu od psychoterapeuty.

fot. unsplash / Priscilla du Preez

Czy istnieją nurty w psychoterapii, które z punktu widzenia duchowości chrześcijańskiej są nie do przyjęcia?

– Tak, nurty, których założenia antropologiczne mają charakter redukcjonistyczny (biologizm, psychologizm, socjologizm). Negują one z założenia transcendencję człowieka, jego wymiar duchowy, moralny i religijny i nie dają się pogodzić z duchowością chrześcijańską. Każdy redukcjonizm antropologiczny jest de facto nihilizmem – stwierdza V. E. Frankl. [Człowiek nie jest niczym więcej, jak tylko (nothing but)]. Cel terapeutyczny, jakie stawia sobie określony nurt psychoterapii, czy też metody jakich używa, nie mogą być sprzeczne z całym systemem wartości duchowych i moralnych „klienta” (C. Rogers).

Terapeuta nie musi być osobą wierzącą czy religijną, nie musi podzielać poglądów pacjenta, ale winien z najwyższym szacunkiem odnosić się do jego świata wartości duchowych, moralnych i religijnych, a podpowiadane rozwiązania problemów nie mogą go naruszać.

A jakie są związki, podobieństwa i różnice, pomiędzy spowiedzią a psychoterapią?

– Najpierw różnice. Spowiedź nie powinna przybierać formy analizy uczuciowej, o charakterze czysto terapeutycznym. Jan Paweł II mówi, że „sakrament pokuty nie jest i nie powinien stać się techniką psychoterapeutyczną”. Z drugiej strony terapia psychologiczna nie powinna też przybierać formy sakramentalnej spowiedzi, gdzie terapeuta zwalnia z odpowiedzialności moralnej swojego klienta. Ksiądz rozgrzesza, ponieważ działa w imieniu Boga, terapeuta działa zawsze jedynie w swoim własnym imieniu i nie ma prawa zwalniania swoich pacjentów z odpowiedzialności moralnej.

Niektórzy, terapeuci lekceważąc duchowość, moralność i religię, „bawią się niekiedy w bogów”. Udzielając pacjentom rad, decydują za nich, co w ich życiu jest moralnie dozwolone, a co niedozwolone. Ponieważ niektórzy rekolektanci mówili mi o takich nadużyciach terapeutycznych, chciałbym jeszcze raz z naciskiem powiedzieć, że każdy terapeuta ma obowiązek uszanować system wartości religijnych, duchowych i moralnych swojego klienta. Jeżeli go lekceważy, zachowuje się w sposób niekompetentny i nieprofesjonalny. Jeżeli pacjent dotyka spraw moralnych i religijnych, winien zachować najwyższą ostrożność, aby nie dochodziło do lekceważenia fundamentalnych wartości moralnych pacjenta.

A podobieństwa?

– Mają one charakter czysto zewnętrzny. Spowiedź posiada także głęboko terapeutyczny charakter, o czym już wspomniałem.

Czy można powiedzieć, że prawidłowo rozwinięte życie duchowe dobrze wpływa na zdrowie i kondycję psychiczną człowieka?

– Jest wielu ludzi chorych z głębokimi zaburzeniami emocjonalnymi, psychicznymi, których życie duchowe nie jest w stanie naprawić. Jako ludzie chorzy, niekiedy chorzy psychicznie, mogą jednak prowadzić życie duchowe. Byłem tego świadkiem, mieszkając przez rok czasu z osobami zaburzonymi emocjonalnie i psychicznie we wspólnocie L’Arche w Trosly-Breuil we Francji. Chorzy tego rodzaju posiadają głęboką intuicję, są świadomi swojej „bolesnej inności”. Głębia życia duchowego wyraża się u nich w akceptacji krzyża choroby. Posiadają oni nieraz wyjątkowo głębokie doświadczenie kontemplacji męki Jezusa.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze