fot. pexels.com

Karolina Binek: być internetowym ekspertem od wszystkiego [FELIETON]

Jesteś chory? Napisz o tym w mediach społecznościowych. Internauci w kilka sekund postawią Ci diagnozę. Już nie musisz iść do lekarza. Dziękuj za to swojemu mężowi i dzieciom, że jeszcze z tobą wytrzymują. Przecież jesteś złą żoną i matką. Dobrą będziesz tylko wtedy, gdy posłuchasz ich rad. Rad internetowych ekspertów od wszystkiego. 

„Złote rady”. Wpisuję to hasło w wyszukiwarce Google. Na pierwszym miejscu pojawiają się złote rady dla przyszłej mamy, później są złote rady małżeńskie, dla przyszłej żony i przyszłego męża. Ale wśród najpopularniejszych złotych rad znajdziemy też te dotyczące odchudzania czy po prostu życia. I zastanawia mnie tylko, kto poszukuje tych rad. Osoby, do których są skierowane, czy też osoby, które chcą je do kogoś skierować.  

>>> Tropiciele internetowych herezji 

Eksperci od wszystkiego 

Ostatnio w mediach społecznościowych zauważyłam ciekawy i coraz bardziej szerzący się trend. O ile tak właśnie można nazwać to zjawisko. Wiele osób, chociaż nigdy by się ich o to nie podejrzewało, okazuje się nagle ekspertami od wszystkiego. I to w dodatku ekspertami, którzy wspomniane złote rady oferują najczęściej wtedy, kiedy nikt o nie nie prosi i ich nie potrzebuje. Odnoszę też wrażenie, że najwięcej rad otrzymują na Instagramie młode mamy. Było to zauważalne chociażby, kiedy jedna z aktorek zapytała na swoim Instastory o to, jak jej obserwatorki znosiły połóg. Już chwilę później pojawiły się też wiadomości z poradami dotyczącymi tego, co jest najlepsze na ten czas w życiu młodej mamy. Chociaż takie pytanie ze strony aktorki nie padło.  

>>> Czy wiesz co będzie po twojej śmierci… z danymi, które zostawiłeś w Internecie?

Takich przykładów można wymieniać wiele. Chociażby, jak pisze w jednym z tekstów Bartkiewicz, było to zauważalne podczas zdobywania Nanga Parbat przez Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol w 2018 r. I chociaż himalaizm jest sportem niszowym, to wówczas po wyliczeniach dr. Jakuba Jakubowskiego z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM okazało się, że łącznię te sprawę komentowało 40 tysięcy internautów, mimo że sam Polski Związek Alpinizmu ma około 5 tysięcy członków. Nagle osiem razy tyle osób stało się ekspertami w temacie wspinaczki wysokogórskiej. Wśród nich byli nie tylko udzielający porad, lecz także zastanawiający się nad sensem chodzenia po górach. 

>>> Carlo, święty od Internetu. Dziś 30. rocznica jego urodzin

fot. pexels.com

Na Instagramie mamy też wielu ekspertów od zdrowia. I mimo że prawdziwi lekarze wielokrotnie podkreślają, że nie udzielają porad online, to decydują się na to osoby nieposiadające wykształcenia medycznego. Wystarczy, że ktoś napisze o swoim złym samopoczuciu. Już po chwili pojawiają się wiadomości z poradami dotyczącymi nie tylko zalecanych badań czy polecanych leków, lecz nawet diagnoz. Bo przecież „miałam te same objawy, na pewno jest to ta choroba”. I w tym przypadku jednak warto mieć na uwadze tak drobny, a jakże ważny fakt, że nikt o poradę nie prosił. 

>>> Ewangelizacja na TikToku, czyli czego lepiej nie robić 

Bogu się to nie spodoba 

Na uwagę w tym tekście zdecydowanie zasługuje też osobny rodzaj ekspertów, jakimi są eksperci od wiary. Nie wiem, czy założyli sobie, że ich misją w życiu będzie instagramowa ewangelizacja, czy o co innego tutaj chodzi. Ale ewidentnie większość z nich nie tylko swoimi poradami próbuje przekonać innych do wiary, lecz wręcz uważa osoby niewierzące i mówiące o tym otwarcie za gorsze. Jedna ze znanych mam otrzymała chociażby pytanie na Instagramie o to, dlaczego zdecydowała się na botoks i czy to nie kłóci się z „naszą wiarą”. Po otrzymanej odpowiedzi wyjaśniającej, że przecież zabieg ten nie jest niczym złym, znów pojawiała się wiadomość od wspaniałego „ewangelizatora”. Tym razem polecił on poczytać o tym, że Kościół zakazuje botoksu, a zrobienie go jest… grzechem pychy. Ale czy nie grzechem jest tutaj zachowanie tej osoby, która na siłę próbuje komuś wmówić, że postępuje źle? I można by powiedzieć, że odwołuję się tutaj do skrajności. Ale to naprawdę jeden z wielu znanych mi tego typu przykładów. Owszem, dla niektórych szokujące może być to, jak żyją inni, jednak nie chodzi o to, by niemiłymi komentarzami, a czasami wręcz zastraszaniem („Nie boisz się kary Bożej, że nie chrzcisz dziecka?”) próbować innych ewangelizować.  

>>> Michał Jóźwiak: algorytmy przejmują naszą wolność?

fot. pexels.com

Żyjesz w bańce. Swojej bańce 

W dzisiejszych czasach ze względu na tak wiele informacji, które do nas docierają, często mamy problem z rozróżnieniem, które z nich są tymi prawdziwymi. Szczególnie, gdy już od dłuższego czasu jesteśmy użytkownikami internetu i chociażby Google nauczyło się „podsuwać” nam wiadomości zgodne z naszym punktem widzenia. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. A szkoda, bo tak łatwo dziś uwierzyć, że mamy zawsze rację i zamknąć się zupełnie na inne opinie. To przykre, jednak coraz bardziej powszechne zjawisko. 

>>> Siostra Keller: Bóg także dał nam… komputer

Dlatego też warto zdać sobie sprawę z faktu, że każdy żyje w swojej bańce i nie atakować innych swoimi poradami. To, że coś jest dobre dla ciebie, nie oznacza, że będzie dobre dla mnie. Nie musisz być ekspertem od wszystkiego. Szczególnie, gdy nikt o twoje złote rady nie prosi. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze