Kawa i misja w sercu Poznania
W samym centrum Poznania jest takie urokliwe miejsce, w którym można wypić pyszną kawę, zjeść prawdziwe lody i inne smakołyki. Ale nie jest to kawiarnia jak każda inna. To miejsce, w którym zbierają się ludzie z misją.
Marcin Kaźmierski jest jednym z współtwórców tego miejsca.
Marcinie, skąd wzięliście pomysł na takie miejsce?
To jest bardzo dobre pytanie, ponieważ Café Misja nie narodziła się z pomysłu, nie narodziła się z planu. Narodziła się z przypadku. A przypadki przez nas, chrześcijan, są uznawane za plan Boży. I myślimy, że tak jest, że jest w tym jakieś działanie Boga. Choć tego oczywiście nie wiemy. Pan Bóg nam osobiście tego nie powiedział, nic w stylu: „Marcin, zrób Café Misja”. Przedtem nie myśleliśmy o tym, żeby stworzyć takie miejsce.
Zatem jak się to zaczęło?
Wyjechałem z moim przyjacielem i wspólnikiem kawiarni Tomkiem na seminarium biznesowe i tam pomyśleliśmy, że może otworzymy jakąś kawiarnię biznesową. Wiedziałem, że mój przyjaciel, ks. Wojciech Wolniewicz, ówczesny proboszcz fary poznańskiej, miał jakąś przestrzeń, w którym chciał otworzyć sklepik parafialny więc zapytałem go, gdzie jest to miejsce. On nas tutaj przyprowadził i ja powiedziałem, że w takim miejscu nie może znajdować się zwykła kawiarnia.
Później zrodziła się taka myśl, że jeśli to są budynki kolegium pojezuickiego i znajdujemy się w najstarszej części tego kolegium, to warto byłoby nawiązać do jezuitów. Kasia, z którą też współtworzyliśmy to miejsce, choć dołączyła trochę później, pisała wtedy doktorat o redukcjach jezuickich w Ameryce Południowej.
Czyli „przypadków ciąg dalszy”…
Co ciekawe, nie mając jeszcze nazwy, nie mając jeszcze pomysłu, chociaż już planowaliśmy, że jakoś nawiążemy do tych misji jezuickich, nasze projektantki – dwie Kasie – miały za zadanie obejrzeć film „Misja” z Robertem De Niro i muzyką Ennio Morricone. Miały też wybrać się na wykład ks. prof. Piotra Nawrota, najlepszego specjalistę od misjologii i muzyki Ameryki Południowej. I tak to ruszyło.
Kiedy dopiero tworzyliśmy to miejsce, remontowaliśmy, kuliśmy w ścianach niewiele oczywiście, bo to jest zabytek, pojawiały się wspaniałe osoby, które chciały coś u nas robić. I to był ks. Szymon Stułkowski, opiekun misji w naszej diecezji i opiekun Akademickiego Koła Misjologicznego, który tutaj koniecznie chciał zrobić tydzień misyjny i to było też jakieś zrządzenie. On faktycznie się do nas dobijał, chociaż może nie mieliśmy dla niego aż tyle czasu. Ale ten temat nie mógł nam uciec, ponieważ on był zdeterminowany. I kiedy już ten czas dla niego się znalazł to z przyjemnością zaangażowaliśmy się w to, co proponował. Także pani Halina Borys chciała tutaj robić zajęcia plastyczne. Więc plany kulturalnie same przychodziły do nas. Praktycznie ludzie sami przychodzili do nas i chcieli z nami współtworzyć to miejsce.
A czy teraz jesteście jakoś związani z misjonarzami, czy oni do was przyjeżdżają?
Od samego początku było tak, że oni tutaj trafiają przez znajomych związanych z misjami, czy to Akademickie Koło Misjologiczne, które w początkowych latach tutaj bardzo mocno działało, organizując cyklicznie spotkania z misjonarzami. Później pojawiały się kolejne grupy, na przykład Redemptoris Missio, Przymierze Miłosierdzia, „Misyjne Drogi” także przecież uczestniczyły w różnych wydarzeniach.
A które najbardziej zapadły ci w pamięć?
Było ich dużo. Ale ja w tej chwili przypominam sobie, jak w początkowych latach był u nas o. Paweł Zając, oblat, który ewangelizował Grenlandię. To było bardzo ciekawe i bardzo fajnie o tym opowiadał. Bardzo też zapadły mi w pamięć spotkania z panią doktor Wandą Błeńską.
To taka nasza poznańska misyjna legenda.
Tak, można powiedzieć, że miałem okazję przebywać ze świętą, być obok świętej i to było dla mnie ogromne przeżycie.
Macie też w swojej ofercie produkty Fair Trade. To działalność bardzo ważna dla mieszkańców krajów misyjnych, ale na czym na tak naprawdę polega?
Te produkty nie pojawiły się u nas przypadkiem. Jest to związane z naszą wizją i misją tego miejsca. Chcemy promować tamte rejony i tamtych ludzi. Wyjątkowość tych produktów polega na tym, że są sprawiedliwe. Sprawiedliwość tego produktu polega na tym, że organizacja stara się na tyle na ile potrafi sprawiedliwie rozdzielać zyski, które trafiają na rynek europejski, w tym wypadku do Polski. A co za tym idzie producenci, miejscowi plantatorzy afrykańscy, z Etiopii, z Kenii otrzymują sprawiedliwe wynagrodzenie, które jest kilkukrotnie wyższe od tych, które otrzymują od korporacji.
To nadal jest krytycznie mało, jeśli chodzi o środki na utrzymanie, na przykład w porównaniu z Europą. Natomiast w porównaniu z innymi mieszkańcami tych rejonów oni mają kilkukrotnie lepiej. Młodzi z Akademickiego Koła Misjologicznego wyjeżdżali do tych miejsc i przywozili opowieści o tym, że tak rzeczywiście jest.
Czyli można powiedzieć, że Cafe Misja oprócz wartości kulinarnych chce promować też wartości ogólnoludzkie?
Zdecydowanie. Dla nas najważniejszym jest, by promować te produkty i w ogóle ideę sprawiedliwego handlu. Każdy z wymiarów sprawiedliwości jest dla nas ważny.
***
Na stronie internetowej Café Misja możemy też przeczytać, że sprawiedliwość jest także priorytetem działania samej kawiarni. Poza tym praca ma tam także wymiar służby, by osobom, które tam przychodzą, podarować nie tylko produkt, ale także uśmiech i dobre słowo. „A to wszystko po to, by rozkoszowanie się kulturą przy filiżance wybornej kawy w naszych zabytkowych murach stało się jeszcze przyjemniejsze i bardziej ubogacające!” – czytamy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |