Ks. Isakowicz-Zaleski: wróćmy do istoty Świąt! Bez tego mogą być one naprawdę męczące [ROZMOWA]
Trzeba wrócić do istoty Świąt Bożego Narodzenia. Jeśli sprowadzimy świętowanie do porządków domowych, świecidełek i komercji, mogą być naprawdę męczące – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta. Tymczasem nawet skromne święta, ale przeżyte religijnie, w duchu pojednania z Bogiem i drugim człowiekiem, z otwartością na bliźniego – dają radość.
Czujemy, że takie święta są ważne. Jak wyjaśnia ks. Isakowicz-Zaleski w rozmowie z KAI, pomoc potrzebującym może być również dla wielu ludzi niewierzących drogą do Boga.
KAI: Za chwilę święta. W tym roku – widać to zwłaszcza w mediach – bardzo wiele osób narzeka: że trzeba się umordować w kuchni, że rodzina męcząca, że rozmowy przy stole sztuczne i pełne hipokryzji, że to wszystko strasznie drogo kosztuje… Niektórzy deklarują, że nie będą świętować, że zamierzają leżeć pod kocem lub wyjechać w tropiki. Czy mamy już dość Świąt Bożego Narodzenia?
– Trzeba wrócić do istoty tych świąt, które mają charakter przede wszystkim religijny. To są święta, które przypominają nam to, że Jezus narodził się w Betlejem i od tego wydarzenia rozpoczęła się dla świata zupełnie nowa epoka. Symbolicznie wyrażamy to tym, że liczymy lata od narodzenia Chrystusa.
Oczywiście z biegiem lat w różnych krajach świętowanie Bożego Narodzenia obudowane zostało przeróżnymi zwyczajami, co zresztą moim zdaniem jest czymś bardzo pięknym. Budowanie szopek – tradycja, którą rozpoczął św. Franciszek, choinka – zwyczaj, który przybył do Polski z Niemiec, czy łamanie się opłatkiem, co jest tradycją typowo polską. Ale te wszystkie elementy – również potrawy wigilijne i prezenty – choć miłe, nie są konieczne. Nawet, gdy tego wszystkiego nie ma, gdy święta są bardzo skromne ale zachowany jest ich religijny charakter – to są święta piękne i bardzo istotne dla każdego chrześcijanina.
Ważne jest to, by się duchowo przygotować, by dobrze przeżyć Adwent – przez modlitwę, czytanie Pisma św., uczestnictwo w Mszach św. roratnich, spowiedź, pojednanie się z Chrystusem i z drugim człowiekiem. Ale też dostrzeżenie kogoś, kto jest w potrzebie – ubogiego, bezdomnego, samotnego. Ważne, by przy stole wigilijnym razem się pomodlić, by złożyć sobie życzenia w duchu pojednania i przebaczenia, by wspólnie pójść do Kościoła, zwłaszcza na Pasterkę oraz w pierwszy i drugi dzień świąt.
Wtedy te święta są piękne. Jest, co świętować. Natomiast jeśli usunie się element religijny, to mogą stać się one zwyczajem, który sprowadza się do zakupów, gotowania, prezentów i dekoracji. I to na dłuższą metę faktycznie może być męczące.
>>> Po co było Boże Narodzenie?
Czy to nie jakiś paradoks, że Boże Narodzenie, gdy świętujemy uniżenie Boga, który narodził się w stajence, stały się największym świętem komercji?
– Niestety, potrafimy każdy element naszego życia, również życia religijnego sprowadzić do zakupów. Przecież praktycznie od listopada mamy w centrach handlowych amerykańskie piosenki, sztuczny śnieg i „magię świąt”, która ma zwiększać obroty sklepów i firm.
Jest też tak, że osoby niewierzące albo takie, dla których element religijny jest mało istotny, próbują istotę Bożego Narodzenia zastępować czymś innym. Bałwany, sanie, renifery czy św. Mikołaj w postaci czerwonego krasnala nie mają przecież nic wspólnego z historią przekazaną nam w Ewangelii.
Ostatnio dostałem kartkę świąteczną od jednego z samorządów z życzeniami: „Wesołych Świąt Zimowych”. Przecież to nie są żadne Święta Zimowe. To są święta chrześcijańskie. Jeśli ktoś ich nie obchodzi, to trudno. Ale nie można wmawiać wierzącym, że świętujemy coś innego – ślizgawkę na łyżwach, czy padający śnieg. Skądinąd w Australii czy Ameryce Pd jest wtedy upał.
Bardzo ważne jest, by chrześcijanie świadomie bronili duchowego charakteru Świat. Jesteśmy za to odpowiedzialni, jako osoby ochrzczone i bierzmowane. Wbrew temu, co płynie z mediów. To jest niekiedy ustawiczna walka, również z samym sobą. Ważne, by chrześcijanin, niezależnie od swojej pozycji społecznej, zamożności i zasobów finansowych nie koncentrował się na sprawach materialnych. Oczywiście jest miło, gdy są stroiki, choinki, poczęstunek i prezenty. Ale to nie może być na pierwszym planie.
Czy ma Ksiądz jakieś praktyczne podpowiedzi, jak dobrze przeżyć Święta?
– Tak, jak wspominałem, najważniejsze jest duchowe przygotowanie i duchowa celebracja – modlitwa, czytanie Pisma św., sakrament pokuty, Eucharystia, pojednanie z bliźnim, otwarcie na drugiego człowieka. Pomóc w tym mogą przepiękne zwyczaje wypracowane przez całe pokolenia naszych przodków, jak np. wspólne budowanie szopki. Często rodzice czy dziadkowie robią ja z dziećmi. To może być znakomita okazja, by im opowiedzieć o Bożym Narodzeniu, o tym, co się naprawdę wydarzyło. Dlaczego są pasterze i aniołowie, dlaczego stajenka, a nie pałac.
Z własnego dzieciństwa pamiętam własnoręczne robienie dekoracji, wykonywanie zabawek czy ozdób na choinkę. To było coś bardzo pięknego. Można przez to pokazać dzieciom, że nie chodzi o komercję.
Sama wigilia powinna być okazją do przeczytania Pisma św. i wspólnej modlitwy, nawet, gdy o nią na co dzień trudno.
A jak uniknąć osławionej hipokryzji przy wigilijnym stole?
– Najwięcej krzyczą o hipokryzji ci, którzy sami są hipokrytami. Często boją się skonfrontować z samym sobą. Chrześcijaństwo nie jest łatwą religią. Nie wszystko jest miłe, przyjemne i wesołe. Nieraz są konflikty w rodzinach, spory z sąsiadami. Wigilia to okazja, by się spotkać, pojednać, albo przynajmniej zrobić krok w tym kierunku.
W czasach dobrobytu – takie jest moje spostrzeżenie – trudno czasem wrócić do wartości podstawowych. Gdy pojawia się zagrożenie, cierpienie, choroba, człowiek zaczyna się zastanawiać i uświadamiać sobie, że nie wszystko „da się załatwić” kupując prezent. Że nieraz ważniejsze jest, by powiedzieć „przepraszam”. A nawet, jeśli ktoś nie może się zdobyć na to słowo – przynajmniej zasiąść wspólnie do stołu i powiedzieć coś życzliwego do osoby, z którą się jest na co dzień skłóconym.
Pamiętam wigilie z okresu stanu wojennego. To był wstrząs dla wielu ludzi, a nieraz droga, żeby ktoś – w obliczu zagrożenia i wspólnego nieszczęścia – wreszcie zauważył swojego sąsiada i porozmawiał z nim.
Zachęcam, aby broń Boże nie rozmawiać o polityce i finansach. Raczej trzeba się zapytać o podstawowe rzeczy. Jak się czujesz? W czym ci pomóc? Czy masz jaką sprawę, którą moglibyśmy załatwić wspólnie? Taka postawa to nie jest hipokryzja, tylko świadome odejście od tego, co na co dzień dzieli.
>>> Miniaturowe miasto z piernika – jedyne takie miejsce w Polsce [RELACJA]
A prezenty?
To powinny być drobne upominki, które są wyrazem pamięci o drugiej osobie. Często się kupuje nie wiadomo co, dziesiątki niepotrzebnych, drogich rzeczy…
Chcę podkreślić, że Wigilia nie powinna być celebrowana jak zwykła uroczystość rodzinna. Powinna mieć charakter religijny. W dobrym jej przeżyciu pomaga też śpiewanie kolęd i nawiedzanie szopek w kościołach, co np. w Krakowie jest bardzo popularne.
Rzecz jasna, część osób zawsze to będzie bojkotować, bo ma inne poglądy. Ale my chrześcijanie nie powinniśmy ulegać ich presji. To jest zadanie apostoła, którym jest każdy bierzmowany.
Przy wigilijnym stole zostawia się jedno puste miejsce…
Tak. Często ma to charakter dekoracyjny. Tymczasem trzeba wrócić do istoty tego zwyczaju. Warto przypomnieć, że pojawił się on w XIX w. w Polsce, gdy bardzo wiele osób było na emigracji, w więzieniach, na zesłaniu. To nie było żadne zarządzenie kościelne, ale oddolna tradycja. Puste miejsce czekało na kogoś, kto przyjdzie, na wędrowca, na bezdomnego. Zwyczaj ten bardzo szybko zakorzenił się w tradycji polskiej a dziś powinniśmy sobie przypomnieć, co on naprawdę oznacza.
Powinniśmy dostrzec osoby potrzebujące, ubogie, samotne, uchodźców. Przynajmniej w czasie świąt. Zaprosić. Przeżyć wspólne kolędowanie.
Patron naszej Fundacji, św. Brat Albert, bardzo się starał, by w czasie świąt również człowiek najbiedniejszy, najbardziej wyrzucony poza społeczny margines, miał okazję do świętowania. Te piękną tradycję kontynuuje wiele parafii i wspólnot, poprzez organizowanie wigilii dla ubogich i samotnych, przygotowywanie paczek świątecznych oraz poprzez szereg inicjatyw charytatywnych.
W Krakowie np. od lat organizowana jest wigilia na Rynku – z inicjatywy Jana Kościuszko, restauratora. Co roku biorę w tym udział, wydając posiłki. Ale okazuje się, że wcale nie o ten posiłek głównie chodzi. Przychodzą ogromne tłumy ale to niekoniecznie są ludzie bardzo biedni. Przeważają samotni. Chcą nawiązać kontakt z drugim człowiekiem, spotkać się, pobyć razem, porozmawiać. Do dziś pamiętam rozmowę z jedną panią, która przychodzi co roku. – Ja mam dom i godziwą emeryturę – mówi – ale moje dzieci i wnuki są zagranicą. W Wigilię jestem sama, widzę ich tylko przez Skype’a.
I dziś są wśród nas bezdomni, co mieszkają na działkach czy w kanałach, lecz dziś bezdomność ma dużo szerszy charakter. Dotknięci są nią często ludzie bez domu, bez bliskich, bez własnego środowiska. Samotność jest największą chorobą XXI w. To się ogromnie ujawniło w czasie pandemii. I to jest też wielkie zadanie dla nas, chrześcijan.
>>> Dlaczego Boże Narodzenie obchodzimy w grudniu? [ROZMOWA]
Ksiądz opiekuje się potrzebującymi na co dzień.
– Nasza Fundacja opiekuje się osobami z niepełnosprawnością intelektualną, prowadząc 36 placówek, ale w tym roku mamy dodatkowe przeżycie, gdyż pojawiło się u nas ok. 100 uchodźców z Ukrainy, głównie wschodniej. Naprawdę nie mają gdzie wrócić.
Oni są jak Pan Jezus, który jako niemowlę uciekał do Egiptu. Też mają swojego Heroda. Warto, żebyśmy jako chrześcijanie o tym pamiętali – że takie rzeczy wciąż się dzieją. Przecież nie tylko na Ukrainie.
Zastanawialiśmy się, kiedy i jak te święta zorganizować – bo uchodźcy są w większości prawosławni i świętują 7 stycznia. Okazało się, że oni chcieliby świętować dwa razy – w swoim terminie, ale również wcześniej, z Polakami. Moim zdaniem, to jest ten prawdziwy ekumenizm. Oni zostaną prawosławnymi, my katolikami, ale to, że się spotkamy na Wigilii to będzie piękny, niespodziewany znak.
Dla mnie osobiście nie jest to nic niezwykłego. Wyniosłem to z domu, gdzie – z uwagi na to, ze rodzina należała do różnych obrządków – można było świętować na trzy sposoby: 25 grudnia – po rzymskokatolicku, 7 stycznia – po grekokatolicku i 6 stycznia, obchodząc jednocześnie pamiątkę narodzin w Betlejem, pokłonu mędrców i chrztu Jezusa w Jordanie – według obrządku ormiańsko–katolickiego. Były u nas 2 wigilie i jeszcze szło się na trzecie nabożeństwo. Oczywiście obowiązkową potrawą była kutia. Dzięki obecności uchodźców wracamy więc w pewnym sensie do tradycji wielokulturowości i wieloobrzędowości, która była od wieków charakterystyczna dla Rzeczypospolitej.
Otwarcie na potrzebujących pozwoli nam zatem lepiej przeżyć święta i bardziej się nimi cieszyć?
– Tak. I jeszcze chcę dodać coś, co mi się wydaje bardzo ważne. Znam ludzi, którzy z wielu powodów są bardzo daleko od Pana Boga. Ale gdy widzą, że mogą się zaangażować na rzecz potrzebujących, że to nie chodzi o to, by się pokazać, zrobić szybko paczkę i zapomnieć, że tam jest naprawdę motywacja religijna, włączają się i to jest często dla nich droga do Boga.
Wspólne pomaganie to też szansa na działania ponad podziałami, przełamywanie barier, konfliktów, wojny polsko – polskiej, w którą bywamy uwikłani.
W jaki jeszcze sposób można świętować Boże Narodzenie?
– Bardzo mnie ujmują niektóre nowe zwyczaje, jak np. żywe szopki a przede wszystkim Orszak Trzech Króli. To świetna inicjatywa, angażująca bardzo wiele osób w to, by wyjaśnić, jakie wydarzenie naprawdę świętujemy. To jest bardzo piękna, pozytywna uliczna ewangelizacja.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |