Ks. Sebastian Kosecki: nie rozdaję autografów. Na TikToku nie chodzi o mnie, a o Ewangelię [ROZMOWA]
Jak to jest być księdzem, prowadzić konto na TikToku, które ma ponad 300 tysięcy obserwujących, otrzymywać prośby o autograf, być rozpoznawanym oraz dostawać propozycje reklamowe? Na te oraz na kilka innych pytań Karolinie Binek odpowiedział ks. Sebastian Kosecki podkreślając przy tym, że „Nie o mnie w tym wszystkim chodzi, lecz o Ewangelię”.
Skąd pomysł, żeby założyć konto na TikToku?
– To jest ciekawa historia, ponieważ przez długi czas „walczyłem” z TikTokiem, choć ludzie –uczniowie, ministranci – zachęcali mnie, żebym założył sobie konto. W sumie były dwa takie momenty przełomowe. Pierwszy był wtedy, kiedy założyłem TikToka szkoły, w której uczę – II Liceum Ogólnokształcącego im. Heleny Malczewskiej w Zawierciu. Tam jeden TikTok się wybił. Po jakimś czasie zobaczyłem nagranie ks. Rafała Jarosiewicza, który odpowiadał na pytanie, dlaczego założył TikToka. Wspomniał wtedy, że zrobił to ze względu na młodzież, bo sam jest odpowiedzialny za młodych, chce z nimi być, dlatego powinien być też tam. To mnie przekonało, bo odnajduję się w duszpasterstwie młodzieży. Ta rzeczywistość jest dla mnie ważna na poziomie parafialnym i diecezjalnym, więc stwierdziłem, że chyba ma to sens i spróbuję. Zobaczę, jak to będzie działać, no i okazało się, że zadziałało.
Z czego wynikały te wcześniejsze obawy u księdza?
– Miałem obawy przede wszystkim przed TikTokiem jako platformą, ponieważ starałem się dystansować od rzeczy, za którymi szli wszyscy. Życie nauczyło mnie, że może to być bardzo duży pochłaniacz czasu. Skoro tak wiele osób zaangażowało się w to medium, to nie wiedziałem, czy chcę się w to też angażować, żeby nie tracić czasu, który jest dla mnie cenny. Poza tym mam też wiele innych rzeczy, które muszę robić, chociażby obowiązki w szkole czy w parafii. Ale okazało się, że jest to coś większego niż tylko wrzucanie filmików.
>>> Paula Jakubik: zaczęła się era wierzącego TikTokera [ROZMOWA]
Pamięta ksiądz nagrywanie pierwszego TikToka? Był stres?
– Przed samym nagrywaniem raczej nie, bo już wcześniej nagrywałem różne rzeczy – czy to na YouTubie, czy do jakiegoś wydawnictwa, więc byłem obecny w tej rzeczywistości. Natomiast miałem stres, żeby zrobić to dobrze w rzeczywistości TikTokowej, żeby nie było to jakieś boomerskie i tandetne. Byłem zszokowany, kiedy mój pierwszy normalny TikTok wybił się i zdobył 700 tysięcy wyświetleń, a był po prostu wyznaniem wiary – podkładaniem ust do piosenki o Panu Bogu. Wszelkie obawy i stres zniknęły wraz z pierwszym TikTokiem.
Od razu przyszło też dużo obserwujących?
– Dość dużo pracuję z ludźmi. Wiele osób kojarzy mnie przez pracę w szkołach, służbę liturgiczną, jako kleryk prowadziłem też zespół muzyczny, więc ruszyło to w miarę szybko, ale nie w jakimś powalającym tempie. Natomiast z czasem przez to, że byłem też na Facebooku, Instagramie czy w innych portalach, potoczyło się to jakąś falą i ludzie przekazywali sobie dalej informacje, że ksiądz ma TikToka.
Jakie TikToki lubi ksiądz dzisiaj nagrywać najbardziej?
– Teraz, gdy już jestem od ok. czterech miesięcy na TikToku, do samego nagrywania podchodzę już bardzo zwyczajnie. Najbardziej lubię natomiast nagrywać TikToki z kimś, nie sam. Bo wtedy zawsze jest jakaś forma integracji oraz zabawy – czy to z rodziną, czy ze służbą liturgiczną. Zawsze w takich momentach jestem też zdecydowanie bardziej radosny niż podczas nagrywania samemu.
Młodzież chętnie z Księdzem nagrywa?
– Raczej tak, są otwarci, czasami sami wychodzą z inicjatywami różnych TikToków. Aczkolwiek ja sam sobie narzucam ograniczenia, nie wszystko powinienem nagrywać. Występuję na tej platformie jako ksiądz, więc pewne rzeczy nie do końca wypada robić. Natomiast rozumiem, że kontent powinien być szeroki, żeby dotrzeć też do ludzi, którzy nie są związani z Kościołem, żeby mogli Ewangelię usłyszeć i właśnie w tym pomaga mi też młodzież, która ma swój świat, w którym ja też trochę jestem i są na to bardzo otwarci.
Można powiedzieć, że jest Ksiądz popularny i rozpoznawalny? Zdarza się, że ktoś mówi: „O, idzie ten ksiądz z TikToka”?
– To jest ciekawe, bo nie spodziewałem się, że tak szybko to się potoczy. Ale coś w tym jest. Dużo jeżdżę samochodem, ale jak pojawię się na mieście u mnie w Zawierciu czy też w Częstochowie, to za każdym razem znajdzie się ktoś, kto mnie rozpozna. Z takich sytuacji przypomina mi się również niedawna, kiedy byliśmy w Katowicach z ministrantami. Podeszły do mnie dwie dziewczynki prosząc o zdjęcie. Kojarzyły mnie też panie z urzędu, kiedy byłem załatwić paszport. Poza tym z urzędu miasta otrzymałem też upominki za to, że wspominam o Zawierciu na TikToku. Rozpoznali mnie również ludzie na konkursie biblijnym. Głównie jest to oczywiście środowisko dzieci i młodzieży. I muszę przyznać, że to rozpoznawanie jest dla mnie ciekawym doświadczeniem, bo zupełnie nowym.
>>> By głosić Ewangelię i pokazywać klasztorne życie – zgromadzenia zakonne na TikToku [REPORTAŻ]
Jak Ksiądz się z tym czuje? Spodziewał się Ksiądz, że tak się to wszystko potoczy?
– Zdecydowanie nie. Nie spodziewałem się, że aż tak szybko i tak bardzo się to rozwinie, bo tak jak wspominałem, minęły dopiero około cztery miesiące, a to już mocno się rozwinęło. Najbardziej widzę to po propozycjach rekolekcji, które otrzymałem, bo jest już ich kilkanaście. Oczywiście musiałem odmówić, bo nie wszystkie jestem w stanie poprowadzić. Podobnie jest ze współpracami reklamowymi, bo niektóre były dość niespodziewane, ze świata komercyjnego, i musiałem za nie podziękować. Biorąc więc pod uwagę tak krótki czas – nie spodziewałem się tego w ogóle. Skoro rozwija się to na taka skalę, to z jednej strony – jest to wielkie narzędzie, a z drugiej – bardzo muszę pamiętać, o co w tym wszystkim chodzi, że nie o mnie, tylko o Ewangelię.
Obserwując innych księży i inne profile związane z wiarą ma Ksiądz czasem wrażenie, że niektórzy bardzo zatracają się w tym świecie i że jednak Boga na ich profilach jest mniej?
– Mam kontakt z kilkoma księżmi, których obserwuję i których oglądam. Wiem, że tych księży jest dość sporo. Ale ci, którzy mi się wyświetlają, których znam osobiście, to wydaje mi się, że oni się w tym wszystkim nie zatracają. Natomiast oczywiście jak najbardziej jest to duże zagrożenie, bo sam słyszę z ust osób, które mnie osobiście znają, żeby pamiętać o tym, co jest najważniejsze. Wydaje mi się, że staram się to na swoim koncie bardzo mocno podkreślać. Natomiast mimo wszystko mam z tyłu głowy, żeby się w tym nie zatracić, żeby nie pomyśleć sobie, że jestem celebrytą. Czasami ludzie piszą do mnie nawet z pytaniem o to, czy mogę wysłać autograf i podkreślam, że nie, autografów nie wysyłam, ewentualnie mogę wysłać obrazek prymicyjny i go podpisać. Bo to też nie chodzi o mnie, ale o to, żeby ludzie patrzyli na mnie w tym wszystko jako na księdza.
Chyba łatwo można się w tym zatracić. Wspomina zresztą Ksiądz, że nawet tych propozycji współprac reklamowych jest dużo.
– Tak, i dla mnie to też jest papierek lakmusowy. Myślę teraz o jednej propozycji reklamowej, w sprawie której radziłem się proboszcza. Była ona dość kusząca, bo można było wejść w świat, w którym nie ma księży i być tam świadkiem Chrystusa. Ale w tym konkretnym przypadku, o którym teraz myślę, wydaje mi się, że mogłoby być więcej kontrowersji i patrząc na to pobieżnie – ludzie, którzy nie zagłębiali się w temat, mogliby to źle zrozumieć. Trzeba mieć w tym wszystkim rozsądek i pytać mądrzejszych od siebie ludzi, co o tym myślą.
Jak na Księdza internetową działalność reagują parafianie? Wśród nich odbiór również jest pozytywny?
– Tak, wśród parafian i ludzi, którzy mnie znają jest bardzo pozytywny oddźwięk. Czasami ludzie sami do mnie podchodzą i mówią, że widzieli jakiegoś TikToka. Nie spotkałem się jeszcze z jakąś negatywną opinią wśród znajomych. To dotyczy też szkół, w których pracuję, bo nawet w dniu, w którym rozmawiamy miałem na ten temat rozmowę z dyrektorem liceum, w którym pracuję i też odbiera to pozytywnie. Bo celem tego wszystkiego jest niesienie dalej dobra i Ewangelii. Natomiast widzę również minusy. Bo przez to, co się teraz rozniosło po Polsce, o księżach na studniówce, widać, że czasami w mediach niektórzy dziennikarze interpretują pewne wydarzenia na swój sposób. Ostatnio czytałem dużo artykułów na ten temat, w których nie wszystko było zgodne z prawdą, sporo informacji było naciąganych. Był tam na przykład ksiądz, który tańczył breakdance, a chwilę później było o mnie i o TikToku, na którym tańczyłem. Niektórzy odbiorcy myśleli więc, że jesteśmy jedną osobą, a gdzie ja mógłbym tańczyć breakdance na studniówce?
Oprócz samych polubień na TikToku jest też możliwość interakcji z obserwującymi. Ludzie często do Księdza piszą?
– Nie spodziewałem się, że będę dostawał te wiadomości w takiej ilości. Prawie na każdej transmisji live. które prowadzę, ludzie pytają, czy mogą do mnie napisać w prywatnej wiadomości, bo ich wiadomości nie przewijają się przez live, bo jest dużo komentarzy. Można pisać też do mnie maile albo przez Instagrama. Po transmisjach mam zawsze kilkadziesiąt wiadomości. Wygląda to jednak tak, że odpiszę na trzydzieści wiadomości na Instagramie, później ktoś odpisze mi, a w międzyczasie jeszcze dostaję dwadzieścia pięć wiadomości od innych osób i tak to się nakręca. Cały czas staram się oczywiście gorliwie zaangażować w kontakt z obserwującymi, ale na wiadomości w stylu „fajny ksiądz jest” już nie odpowiadam, bo jest ich za dużo. Ale jeśli ktoś ma jakieś konkretne pytanie lub problem, to odpowiem. Pokazuje mi to też sens tego wszystkiego, bo później ludzie piszą i wysyłają mi swoje świadectwa oraz mówią, że na przykład dzięki jakimś rozmowom czy rozpaleniu czegoś, dzięki wspólnej modlitwie na TikToku, zaczęli się spowiadać czy modlić. Choć jest to dość duże wyzwanie, to jakoś sobie radzimy i widać, że Pan Bóg działa i widzę, że ma to naprawdę sens.
>>> Julia Wojdyła: po nawróceniu moje życie zmieniło się o 180 stopni [ROZMOWA]
Zauważyłam właśnie, że Ksiądz bardzo często prowadzi live’y i można mieć wtedy z księdzem kontakt „na żywo”. Zawsze jest tak, że chce się Księdzu nagrywać czy bywają dni, że jednak nie?
– Wczoraj miałem spotkanie z zarządem ministrantów i właśnie wtedy któryś z nich mi powiedział, żebyśmy zrobili live’a. Oni też je lubią, bo zawsze jest radośnie, mogą się wypowiedzieć i wziąć udział w dyskusji z obserwującymi. Natomiast powiedziałem im, że właśnie mi się nie chce. Ostatnio było sporo innych rzeczy do robienia i przyszło do mnie zniechęcenie. Czasami live’ów nie było, ale jeśli nie było, to głównie dlatego, że nie mogłem. Jest więc różnie, zależy od dnia i tego, co się akurat dzieje. Ale myślę, że warto to robić. Oczywiście czasem trzeba umieć to wyważyć, bo ważny jest też odpoczynek. Natomiast widzę owoce.
Bo nawet jeśli się nie chce, to jest ta świadomość, że po drugiej stronie są ludzie i że czekają.
– Tak, czekają. I widzę też w wiadomościach i w komentarzach pod niektórymi filmikami pytania, kiedy będzie live lub o której będzie live. Bardzo mnie ciekawi, dlaczego ci ludzie tam są. Jeszcze tego do końca nie odkryłem. Bo to jest bardzo ważne pod kątem tego, co ja tam robię. U mnie live’y są takie, że zaczynamy od luźnych pytań, potem zawsze zatrzymujemy się nad Ewangelią z danego dnia i staram się jakoś to komentować, zatrzymać się nad tym, co Pan Bóg powiedział do mnie i co może powiedzieć do innych ludzi. I później, zależnie od dnia, od tego, co mamy w danym czasie – rozmawiamy o czymś luźnym, wracamy do pytań lub robimy jakieś interakcje lub łączymy się z innymi twórcami, którzy są na TikToku. I wierzę, że ci ludzie mogą coś z tego wyciągnąć i dlatego chcą tych live’ów, mogą się tam spotkać lub coś ciekawego powiedzieć. To też jest w TikToku ciekawe, że ci, którzy są po drugiej stronie – mówię teraz jako twórca – mogą się w to zaangażować i mogą dołożyć swoją cegiełkę. Nawet ostatnio dostałem paczkę od jakiejś pani z Niemiec, w której były słodycze i list. A w liście było napisane, że dzięki tym live’om mogła poćwiczyć sobie polski, bo mówić prawie potrafi, ale praktycznie nie pisała. A tutaj w komentarzach musiała pisać, bo nie miała innej możliwości się połączyć. To też jest coś ciekawego, czego w ogóle bym się nie spodziewał, a co stało się właśnie dzięki tym live’om.
A jeśli chodzi o lekcje religii – czy ma Ksiądz jakiś sposób na prowadzenie zajęć oraz na złapanie dobrego kontaktu z młodzieżą?
– To jest bardzo szeroki temat w dzisiejszych czasach, bo wydaje mi się, że to zależy od szkoły, od młodzieży, na którą trafimy. Bo jeśli chodzi o mnie, to wiem, że tych ludzi trzeba po prostu zrozumieć. Sam jestem jeszcze dość młody, więc wydaje mi się, że trochę łapię ten ich świat. Poza tym uczę w najlepszej szkole w powiecie, mam bardzo dobrą młodzież i bardzo dobrze mi się z nimi pracuje. 95% z nich chodzi na religię. I z jednej strony staram się, żeby ten czas był dla nich wytchnieniem i żeby mogli odpocząć, a z drugiej – chcę, żeby wynieśli coś wartościowego i żeby to w nich zostało. Ja nie nazywam tego lekcją, tylko bardziej spotkaniem. Bo oczywiście na spotkaniu możemy się czegoś nauczyć. Ale chodzi o to, żebyśmy spotkali się ze sobą nawzajem i z Panem Bogiem poprzez świadectwo – moje czy też ludzi, których mi się udało do niego zaprosić. Wazne jest, żeby rozumieć młodych, być z nimi i słuchać tego, o co proszą, bo zazwyczaj są otwarci.
Zadają też dużo pytań o kwestie związane z wiarą?
– I tak, i nie. Bo czasami na lekcjach raz na jakiś czas robię q&a (serię pytań i odpowiedzi), co wcześniej miało większy sens, bo nie byłem na TikToku. A teraz, jak tam jestem, to sami biorą udział w live’ach. Natomiast podczas lekcji jest trochę inaczej, bo jednak wszystko to odbywa się na żywo i są ze mną. Wtedy zadają mi dużo pytań, ale są one wymieszane. Pytają również o wiarę, ale chyba częściej o sprawy związane nie tyle z wiarą, a z Kościołem, albo po prostu z życiem codziennym. Tematyka Pana Boga jest chyba dla nich trudna, a nawet abstrakcyjna, bo brakuje im doświadczenia. Szkoła ma taki duży minus, że trudno dać w niej uczniom doświadczenie. Uważam, że celem katechezy powinno być doprowadzenie tych młodych ludzi do doświadczenia żywego Boga, który żyje, który kocha, któremu zależy na każdym z nas. W szkole ja mogę przekazać pewną wiedzę, mogę starać się rozpalić ich do tego, żeby uwierzyli, ale tam tego nie doświadczą. Dlatego zawsze staram się w jakiś sposób czasem zachęcić ich do tego, aby otworzyli się na doświadczenie przez jakieś rekolekcje, dzień skupienia czy coś innego.
>>> Ceremoniarz na TikToku: w liturgii rozkochałem się w seminarium [ROZMOWA]
Podsumowując naszą rozmowę – widać, że warto, żeby ludzie związani z Kościołem pojawiali się na TikToku i dzielili się swoją wiarą, bo widać, że są z tego dobrego owoce.
– Tak. Myślę, że zdecydowanie warto być na TikToku. Ja też zawsze odsyłam do tych księży, których znam, których też mogę polecić, bo uważam, że robią dobrą robotę i też skupiamy się na tym, co najważniejsze, czyli na Jezusie, na Ewangelii, podczas gdy na TikToku można znaleźć tak naprawdę wszystko. Ja też często przeglądam rzeczy, które tam są. Oczywiście algorytm podsuwa mi rzeczy związane z duchowością czy z młodzieżą, bo sam się tą tematyką zajmuję. Natomiast widzę również, że jest na tej platformie wiele rzeczy bezwartościowych, więc lepiej, żeby ludzie mieli też coś, co jest wartościowe, nawet jeśli są niewierzący. Sam dostaję też takie ciekawe wiadomości od ludzi, którzy są na live’ach, deklarują się jako ateiści, ale mówią, że lubią sobie chociaż posłuchać, bo tak obiektywnie rzecz ujmując – są w ich trakcie przekazywane dobre wartości.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |