Ksawery Szlenkier i Małgorzata Kożuchowska, fot. Tadeusz Syka

Ksawery Szlenkier: porucznik Wyszyński to człowiek poszukujący, zadający pytania

W piątek na ekrany polskich kin wchodzi film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”. Maciej Kluczka rozmawia z odtwórcą głównej roli – Ksawerym Szlenkierem, a także z reżyserem tego obrazu Tadeuszem Syką. „To nie film o księdzu, ale o człowieku” – mówią zgodnie rozmówcy misyjne.pl.

– Chcieliśmy pokazać, jak w obliczu wojny i bardzo trudnych wydarzeń powstania warszawskiego, wówczas 43-letni ksiądz porucznik Stefan Wyszyński musi dokonać próby swojej wiary – opowiada reżyser. Niecały tydzień po uroczystej beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia Polacy będą mogli poznać do tej pory małą znaną część życiorysu Stefana Wyszyńskiego. To czas, gdy był wojennym kapelanem, porucznikiem. Żołnierzom walczącym o życie, wolność i godność towarzyszył w najtrudniejszych chwilach. Chwilach, gdy przyjaciele umierali albo gdy trzeba było mierzyć się z doświadczeniem zabicia wroga. Wojenne realia są niezwykle trudne. Jak w tym wszystkim odnalazł się ks. Wyszyński? Od piątku będzie można przekonać się o tym oglądając „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”. Film będzie wyświetlany zarówno w dużych multipleksach, jak i kinach studyjnych. – Gdy trzeba biec do rannego, to biegnie, gdy trzeba zmienić opatrunek, to go zmienia. Gdy trzeba kogoś wyspowiadać, to zostawiał swoją robotę i udzielał sakramentu – tak rolę kapelana Wyszyńskiego opisuje aktor Ksawery Szlenkier.

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Film o Wyszyńskim to dramat wojenny. Czy to szansa na przyciągniecie szerszej publiczności?

Ksawery Szlenkier (odtwórca głównej roli w filmie „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”): – Mam nadzieję, że fakt beatyfikacji poruszy, choć w pewnym stopniu, świadomość publiczną. Ludzie usłyszą o tym człowieku, a my będziemy mieli dla nich naszą propozycję. Nie chcieliśmy pokazać późniejszego bohatera, którego wielu ludzi podziwia. Pokazaliśmy młodego, już dojrzałego, ale jeszcze określającego się człowieka. Człowieka dotkniętego wojną, który dopiero stanie się kardynałem. Gdyby nie wydarzenia, które pokazujemy, to ta walka w jego wnętrzu nie miałaby szansy się przetoczyć. Było już wiele filmów wojennych, pełnych spektakularnych scen batalistycznych, więc samo hasło „ksiądz i wojna” to chyba już za mało. W naszym obrazie chcieliśmy pokazać szczerego człowieka i o nim porozmawiać. To człowiek, który nie udaje, że wszystko wie, który nie udaje, że nie ma problemu z trudnymi pytaniami – chociażby z tym, które jest zadane w tytule. Pokazujemy go w tej szczerości i otwartości, pokazujemy, że w życiu są trudne sytuacje. Pokazujemy, że zanim człowiek zacznie mówić o miłości do drugiego człowieka, o miłości do nieprzyjaciół, to najpierw sam musi się tego nauczyć.

Widzimy to już w zwiastunie filmu. Czas wojny i posługa kapelana to ciągła walka, także walka myśli. To wybieranie między dobrem a złem w bardzo trudnych warunkach, wojennych, takich, których nasze pokolenie nie musiało doświadczać. To pytanie o zabijanie w obronie własnej, w obronie ojczyzny. Czy tę jego wewnętrzną walkę trudno było odtworzyć?

– Są oryginalne fragmenty pochodzące ze wspomnień kard. Wyszyńskiego i to nam pomogło. Do tego dochodzi kreacja artystyczna. Zastosowaliśmy nieco inny sposób opowiadania, ukazujący dwa światy: świat akcji, kolejnych wydarzeń, oraz świat wnętrza porucznika, zachowując względną równowagę między nimi. Nie epatujemy przemocą. Dajemy szansę, by na chwilę zajrzeć do głowy człowieka. Nawet nie do głowy przyszłego biskupa czy prymasa, ale człowieka, który ma być oparciem dla innych, a tak naprawdę sam w sobie jeszcze tego oparcia nie znalazł. Bo jak znaleźć w sobie tę siłę, kiedy kolejne wydarzenia, śmierć podopiecznych, ranni, zabici wybijają z tej stałości i pewności? Mamy takich wstrząsających fragmentów w filmie sporo. To opowieść o człowieku, który staje w obliczu wojny i śmierci.

I ciągłego zagrożenia.

– To są pytania uniwersalne.

>>> Dwudziestolecie międzywojenne Stefana Wyszyńskiego

W filmie obok Ksawerego Szlenkiera występują też: Ida Nowakowska, Marcin Kwaśny, ks. Dominik Chmielewski, fot. Maciej Kluczka

Kapelan Wyszyński to bardziej przewodnik, lider, frontman czy towarzysz? Miał odpowiedzi na każde pytanie? Czy raczej sam z innymi stawiał pytania i towarzyszył im w trudnej drodze?

– Opowiem o kapelanie, którego znam, którego grałem. Moja interpretacja jest taka, że to człowiek, który wiedział, kiedy należy pokazać siłę, stanowczość, np. podczas homilii, błogosławienia oddziału przed wymarszem. To było jak w czasie mów motywacyjnych. Wtedy wyczuwał moment, potrzebę i znajdował w sobie siłę. Za chwilę wracał jednak do swoich myśli i pytał sam siebie, czy na pewno wierzy w to, próbował nazwać swoje wątpliwości. Pięknym elementem filmu jest to, że w tę niepewność wkracza matka Róża Czacka, ze swoim doświadczeniem i swoją mądrością. Ona, osoba starsza, która przeżyła wtedy już o wiele więcej niż ks. por. Wyszyński, staje się filarem, na którym Wyszyński może się oprzeć. On czerpał siłę od niewidomej siostry zakonnej.

Stefan Wyszyński – już nawet będąc na stanowisku najwyższego hierarchy w Polsce – starał się zawsze równo traktować ludzi, z którymi współpracował. Czy to była siostra zakonna, inny duchowny czy osoba świecka – wszystkich traktował równo, samemu się nie wywyższając.

– Mój Wyszyński nie jest tym, który wydaje polecenia. Bardzo dobrze zna swoje miejsce. W oddziale to dowódca wydaje polecenia, a w szpitalu matka Róża Czacka. On posługuje i skupia się na tym, co jest tu i teraz do zrobienia. Gdy trzeba biec do rannego, to biegnie, gdy trzeba zmienić opatrunek, to go zmienia. Gdy trzeba kogoś wyspowiadać, to zostawiał swoją robotę i udzielał sakramentu. W bardzo rzadkich chwilach, kiedy mógł trochę odsapnąć, wchodził w świat swoich przemyśleń. Wtedy siadał nad pamiętnikiem i próbował opowiedzieć sobie, co się stało danego dnia. Pytał sam siebie, czy dobrze się zachował, czy powinien zrobić coś inaczej. „Czy ja tym ludziom dałem zwątpienie? Czy ja im pomogłem? Sam już nie wiem…”. Ks. Wyszyński to człowiek poszukujący, człowiek zadający sobie pytania, analizujący.

>>> Ks. Studenski na Tydzień Wychowania: kard. Wyszyński nie miał nic z wyuczonej bezradności

Przygotowując się do roli sporo czytał Pan o Stefanie Wyszyńskim? Biografie? Dokumenty źródłowe?

– Wręcz odwrotnie. Potrzebowałem jedynie nagrań archiwalnych. Przyglądałem się mu, słuchałem go, ale wiedziałem, że nie gram postaci z lat 60. Chciałem zaobserwować pewne zachowania, wyciągnąć wnioski dotyczące charakteru, wiedząc jednocześnie, że te elementy zachowania, bycia, miał już pewnie wcześniej. Z biegiem lat niektóre cechy charakteru się wzmacniają, niektóre blakną. I to, co na pewno ma mój bohater i co znajdowało potwierdzenie w tych publikacjach, do których zajrzałem, to jego skromność, to że nigdy sam nie pchał się przed szereg. Był skromny i konkretny. Gdy miał coś do powiedzenia, to mówił to prosto, nie kwieciście. A gdy już kończył, to stawał w drugim szeregu, zakładał ręce, podpierał brodę i słuchał innych. Był liderem, ale jednocześnie nie był showmanem. Był skromny, dobry, nauczył się być dzielnym, znalazł w sobie te cechy, które pozwoliły mu być liderem świata wartości w kontrze wobec świata totalitaryzmu.

Ten film jest ważny dla osób, które pamiętają tamte czasy, w których żywa jest historia walki o wolność, historia kombatancka.

– Tak, oczywiście, ale kierujemy go do wszystkich ciekawych Wyszyńskiego, niezależnie od wieku. W mojej rodzinie żywa jest historia powstania warszawskiego. Rozmawiałem z babcią, która ma ponad 90 lat, ona bardzo dobrze pamięta tamte czasy, ale też nie znała tej części życiorysu kard. Wyszyńskiego. Cieszę się, że zobaczy to ona, moi rodzice, ale i moje dzieci.

>>> Tajemnica brewiarza kard. Wyszyńskiego. Co przechowywał w środku?

Film może stać się elementem dyskusji o sensowności powstania warszawskiego? Ta dyskusja wraca przy okazji kolejnych rocznic wybuchu powstania.

– W filmie omijamy to pytanie, w ogóle go sobie nie zadajemy. Dla bohaterów naszego filmu, mimo strachu i bólu, rzeczywistość powstania jest swego rodzaju oczywistością. „Dziś robiłem to, później będzie odprawa, pójdę na patrol, spróbuję przeżyć. A jak będę mieć rozterki, będę chciał porozmawiać o moim cierpieniu, to pójdę do tego księdza, który tak mocno gada i który wspiera”.

Czy w czasie prac nad filmem przytrafiła się scena wyjątkowo trudna? Wymagająca fizycznie?

– Miałem pełne spektrum wymagających działań. Część zdjęć odbyła się w marcu, a graliśmy sierpień, przemarzłem do kości. Mieliśmy też scenę ostrzału Lasek, dźwiganie rannych, scenę egzekucji ludności cywilnej i silne emocje, pierwszy raz w życiu prowadziłem powóz konny, jeden dzień był wypełniony scenami po niemiecku. W scenariuszu nie brakowało takich atrakcji. Jest w nim też relacja z rannym Niemcem, nieprzyjacielem, który trafia do szpitala wraz z powstańcami. I znowu pytania: kochać? Nienawidzić? Pomóc? Wysłuchać? Potępić? Zepchnąć z łóżka? Zdjęcia nie były monotonne i rola była wymagająca. To czyni mój zawód ciekawym.

Na planie filmowym, w środku reżyser Tadeusz Syka, fot. Emilia Bąk, Wszystkie Strony Światła

Film to nie wszystko

Film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” to niejedyny kulturalny albo jeden z mocniejszych akcentów Roku Wyszyńskiego. Przypomnijmy – rok 2021 – decyzją Sejmu został ogłoszony Rokiem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Produkcja filmu – jak podkreśla w rozmowie z misyjne.pl producent i reżyser filmu Tadeusz Syka – to już proces kulturotwórczy, bo oprócz samego filmu była okazja do zebrania osobistych pamiątek po prymasie Wyszyńskim. Ludzie, słysząc o powstającej produkcji, niekiedy sami informowali o miejscach, w których mogą być przedmioty należące do Wyszyńskiego. – Dziś często już zapomniane czekały na odkrycie. To m.in. ornaty skrzypcowe. Znalazły się w Stanach Zjednoczonych, a już niedługo będzie można je oglądać w Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego i Muzeum Powstania Warszawskiego – mówi reżyser. Udało się też znaleźć pudełko po butach, które w czasie powstania warszawskiego pełniło funkcję podręcznej apteczki. Pracującym przy filmie udało się też znaleźć oryginalny maszynopis Wyszyńskiego ze wspomnieniami z powstania oraz klęcznik z Lasek. – Te rzeczy, często po kilkudziesięciu latach, znowu ujrzały światło dzienne – mówi Tadeusz Syka. Część z nich została wykorzystana w filmie. Film jest zrealizowany w autentycznych lokalizacjach: Towarzystwie Opieki nad Ociemniałymi w Laskach oraz Puszczy Kampinoskiej.

Środowiskom akademickim, twórcom filmu, także zaangażowanym w jego powstanie organizacjom młodzieżowym (to przed wszystkim Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży), udało się przekonać parlamentarzystów, by 2021 rok upłynął „pod patronatem” Prymasa Tysiąclecia. Argumentów była kilka: 120. rocznica urodzin i 40. rocznica śmierci kard. Wyszyńskiego oraz – jak się później okazało – sama beatyfikacja prymasa (wcześniej planowana na czerwiec 2020 r., ale przesunięta ze względu na pandemię).

>>> Quiz o bł. kardynale Stefanie Wyszyńskim

Reżyser i autor scenariusza Tadeusz Syka trzyma pudełko należącego do ks. Wyszyńskiego, fot. Emilia Bąk, Wszystkie Strony Światła

W planach są kolejne inicjatywy kulturalne. To przede wszystkim spotkania ze szkołami, z uczniami. Do dystrybutora – Kino Świat, już zgłaszają się nauczyciele, organizują się grupy – film będzie wyświetlany w kinach na specjalnych pokazach dla szkół. – Z naszej inicjatywy, wojsko będzie wnioskować o to, by w podręcznikach do historii dodać kluczowe zdanie o kard. Wyszyńskim. O tym, że zanim został biskupem i prymasem był żołnierzem Armii Krajowej w stopniu porucznika i działał w Laskach. To dopiero jest pełna historia prymasa, którą my pokazujemy także w filmie i nie sposób zrozumieć jego osoby bez tego fragmentu jego życia. „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” to nie film o księdzu a o człowieku i jego trudnych wyborach w obliczu cierpienia. Każdy kto zobaczy tę produkcje może doskonale odnieść to przesłanie do swojego życia – dodaje Tadeusz Syka.

Film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” wchodzi na ekrany polskich kin 17 września. Oprócz Ksawerego Szlenkiera na dużym ekranie zobaczymy Małgorzatę Kożuchowską, Adama Fidusiewicza, Agnieszkę Kawiorską, Idę Nowakowską, Jana Marczewskiego, Wojciecha Sukiennika, Lecha Dyblika, Roberta Czebotara, Mariusza Drężka czy ks. Dominik Chmielewskiego. Film jest oficjalną produkcją uroczystości beatyfikacyjnych. Producentami filmu są bracia Maciej i Tadeusz Sykowie i ich studio High Hope Films oraz Biuro Programu „Niepodległa”.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze