Główna bohaterka dokumentu „The Cave: Szpital w ogniu”, fot. National Geographic /materiały prasowe

Lekarze, którzy ratują życie w jaskini

W niedzielny wieczór warto włączyć National Geographic. O 21:00 wyemitowany zostanie tam film dokumentalny duńskiej, niemieckiej i katarskiej produkcji „The Cave: szpital w ogniu”. To swoisty raport z oblężonej twierdzy. To dokument, który był nominowany do Oscara.

fot. mat. prasowe, National Geographic


Reżyser – Feras Fayyas – to twórca nagrodzonego na Sundance i nominowanego do Oscara dokumentu „Ostatni w Aleppo”. Miejsce – Syria, wschodnia Ghuta, zrujnowane przedmieścia Damaszku. Na te tereny (i na ludzi!) spadają kolejne pociski, ostrzały rakietowe to codzienność. To, co widzimy na ekranie, co chwilę przesłaniają kłęby dymu. W takim miejscu i w takich warunkach pracują lekarze i pielęgniarki. Po każdym dźwięku spadających pocisków wiedzą, że za chwilę do ich placówki trafią kolejni ranni, często bardzo ciężko ranni. To ostatnie miejsce, w którym mieszkańcy mogą liczyć na pomoc. – Moim obowiązkiem było pokazać światu zbrodnie, które są w dalszym ciągu popełniane w moim kraju – komentuje reżyser, który z tego kraju, czyli z Syrii, musiał uciekać.

Logika wojny, logistyka szpitala

„The Cave: szpital w ogniu” to studium kobiecej odwagi, wytrwałości i solidarności – komentowali krytycy. Lekarze codziennie muszą zastanawiać się, jak pomóc ludziom, szczególnie przy nasilonych, częstych nalotach. Najtrudniejsza jest ta logika wojenna i logistyka wojennego szpitala. To szpital polowy w strefie wojny. Żeby móc cokolwiek robić… lekarze schodzą pod ziemię. Na najniższych piętrach zorganizowano sale operacyjne. Ewakuację personelu i pacjentów umożliwia system tuneli i schronów (to stąd tytułowa jaskinia – cave), choć niektórzy czują się tam jak w grobie.

>>> Biskup Aleppo w ostrych słowach o sytuacji w Syrii

fot. mat. prasowe, National Geographic


Oblężenie Ghuty trwa już od 5 lat. Medycy muszą często radzić sobie bez podstawowego sprzętu i lekarstw. Mimo wszystko ciągle dają radę. Pracują i przeklinają polityków – syryjskiego Baszara al-Asada i wspierającą go Rosję. Wszyscy boją się powtórki z 2013 roku. Wtedy świat najdobitniej zobaczył, jak niszczycielska i okrutna jest wojna w Syrii. W ataku na Ghutę, która jest bastionem opozycji, użyto wtedy broni chemicznej. Ludność cywilna była bez szans, dziesiątkowana niczym w najgorszych i najmroczniejszych momentach ludzkości.

>>> Ks. Sammi Hallak (Syryjczyk, JRS): W Syrii cierpią wszyscy, wszyscy z powodu wojny [ROZMOWA]

Muzyka klasyczna zamiast znieczulenia

Kiedy brakuje środków znieczulających musi wystarczyć… smartfon. Jednym z głównych bohaterów obrazu jest doktor Salim Namour, najdłużej pracujący w jaskini. Ból pacjentów próbuje uśmierzyć muzyką klasyczną. Musi też… koić nerwy załogi. – Bo jak tu nie zwariować widząc ranne, przerażone dzieci, całe w pyle i krwi? – pyta doktor. Nad dziećmi stoją rodzice, trzymają kroplówkę, wołają o pomoc i modlą się do Boga. Lekarzy często dopada bezsilność, bezradność, złość. Do tego dochodzi rozłąka z własnymi rodzinami, ale wiedzą, że nie mogą zrezygnować ze swojej misji. Ludziom z Ghuty zostali tylko oni.

fot. mat. prasowe, National Geographic

Ryż dla mieszkańców jaskini

Bohaterkami filmu są też dzielne kobiety – lekarki, które skupiają się na leczeniu, wojnę jakoby zostawiając z boku. Doktor Amani inspiruje swoje małe pacjentki, chce w nich zaszczepić wiarę w siebie i mimo wszystko w świat i lepsze jutro. Te dialogi i spotkania są niezwykle ujmujące. Jej współpracowniczką jest doktor Alaa, która zrezygnowała ze studiów, żeby pomagać ofiarom wojny. Z kolei pielęgniarka Samaher nieustannie walczy o to, by nie zabrakło zaopatrzenia, gotuje ryż dla wszystkich, którzy są w jaskini. Mimo że to szpital, a wokół trwa wojna, reżyserowi udaje się uchwycić też chwile – powiedzmy – normalne. Ta na przykład rozmowa o malowaniu rzęs czy planowaniu przyszłości.

fot. mat. prasowe, National Geographic

Kłopoty reżysera

Reżyser sam miał kłopoty z reżimem syryjskim. Został aresztowany w Damaszku w trakcie manifestacji przeciwko rządom al-Asada, a w więzieniu był torturowany. Był także świadkiem okrucieństwa wobec kobiet. W tamtym czasie poznał już część bohaterek swojego przyszłego filmu. Te reminiscencje mają swój efekt na dużym ekranie.

>>> Abp Jędraszewski: widziałem rzeźby Matki Bożej i Chrystusa pozbawione głowy

Feras Fayyas żyje teraz w Kopenhadze, nie mógł dotrzeć do Ghuty, reżyserował więc na odległość. Pomogło mu trzech operatów, którzy przez swoje wielkie zaangażowanie są równoprawnymi twórcami „Szpitala w ogniu”. To Muhammed Khair Al Shami, Ammar Sulaiman i Mohammed Eyad. Operatorzy na bieżąco omawiali prace na planie filmowym z reżyserem, ten miał rozrysowany układ pomieszczeń. Na miejsce musieli docierać przed możliwymi ostrzałami. Ryzykowali wiele, pokazali jeszcze więcej. Warto poświęcić im czas w niedzielny wieczór.

Reżyser Feras Fayyad, fot. Twitter

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze