Mija 20 lat od zamachów na World Trade Center
Cztery porwane samoloty, 19 gotowych na śmierć terrorystów, dwa zrównane z ziemią wieżowce WTC – symbole Nowego Jorku i potęgi gospodarczej USA – tyle było trzeba, aby 11 września 2001 r. pogrążyć Amerykę w chaosie. Dziś przypada 20. rocznica zamachów.
Osiem miesięcy po dojściu do władzy ówczesnego prezydenta USA George’a W. Busha, rankiem 11 września 2001 roku, wraz z 110-piętrowymi nowojorskimi drapaczami chmur legło w gruzach przekonanie Amerykanów o niezwyciężonej potędze ich kraju, a także bezpieczeństwie i nietykalności terytorium USA.
>>> Ocalała z ataków na WTC: wierzę, że Pan Bóg mnie uratował
8:46 – początek tragedii
Najpierw, o godz. 8:46 (godz. 14:46 w Polsce) Boeing 767 uderzył w północną wieżę World Trade Center. Na jego pokładzie były wraz z porywaczami 92 osoby. Po siedemnastu minutach w południową wieżę trafił drugi boeing 767, którym leciało 65 osób.
O godz. 9.43 w Waszyngtonie na Pentagon spadł boeing 757 z 64 osobami na pokładzie. Pół godziny później na polach pod Pittsburghiem w Pensylwanii roztrzaskała się kolejna taka maszyna. Zginęły 44 osoby, w tym czwórka terrorystów. Na chwilę przed katastrofą na pokładzie wybuchła walka między porywaczami a pasażerami próbującymi odbić samolot. Prawdopodobnie tylko dzięki ich odwadze ocalał Biały Dom albo Kapitol – któryś z tych waszyngtońskich gmachów miał być czwartym celem zamachów.
Prezydenta Busha poinformowano o tragedii podczas wizyty w jednej ze szkół na Florydzie. – Najwyraźniej chodzi o zamach terrorystyczny – oświadczył dwa kwadranse po tym, gdy w WTC uderzył pierwszy samolot.
>>>Strażak ocalony z World Trade Center: Bóg mi świadkiem, że będę walczyć do końca
Gdy telewidzowie z przerażeniem oglądali relację na żywo z miejsc tragedii, władze szybko podjęły stanowcze działania. Zamknęły przestrzeń powietrzną nad USA i wszystkie porty lotnicze. W Waszyngtonie i Nowym Jorku, a także w innych amerykańskich miastach zarządziły ewakuację ludzi z gmachów publicznych.
Dramat osób uwięzionych w wieżach
Jednym z ewakuowanych gmachów był Biały Dom. Żonę i córkę prezydenta – jak zapewniały władze – przewieziono w „bezpieczne” i trzymane w tajemnicy miejsce. Wiceprezydent Dick Cheney przeniósł się do schronu.
Prezydent Bush podróżował wtedy nad Stanami Zjednoczonymi samolotem Air Force One wyposażonym w doskonałe środki łączności i dowodzenia. Z Florydy poleciał do bazy wojskowej w Luizjanie, a potem do Nebraski. Dopiero wieczorem wrócił do Białego Domu.
>>>Biblia odnaleziona w gruzach World Trade Center
Tymczasem wokół World Trade Center trwała akcja ratownicza. Rozmiary tragedii przerosły jednak strażaków i były momenty, kiedy akcją nikt nie dowodził. Wskutek fatalnej łączności i panującego chaosu setki strażaków zginęły, gdy obie wieże – w odstępie dwudziestu trzech minut – runęły.
Zanim do tego doszło, na górnych piętrach potężnych budowli rozegrał się dramat. Powyżej miejsc, gdzie uderzyły samoloty, zostały uwięzione setki pracowników mieszczących się tam biur. Tylko kilkunastu ocaliło życie, odnajdując w porę schody ewakuacyjne. Inni szukali nadziei i wychodzili na dach licząc, że na ratunek przylecą helikoptery. Z powodu dymu i wysokiej temperatury nie było to jednak możliwe.Widząc swoje beznadziejne położenie, niektórzy rzucali się z okien w kilkusetmetrową przepaść.
Nowy Jork poruszony
Po zawaleniu się wież, na Manhattan spadł deszcz gruzu, szkła i metalu, a w powietrzu długo jeszcze unosiła się chmura pyłu. Mimo to na ulicach było mnóstwo ludzi – wokół zgliszczy WTC kłębił się tłum rannych, ale szczęśliwych, że udało im się ujść z życiem. Przybiegali nowojorczycy, którzy chcieli dowiedzieć się o los swoich bliskich pracujących w biurowcach.
Ogromna ludzka fala w panice kierowała się na północ miasta, uciekając jak najdalej od miejsca, gdzie wcześniej wznosiły się szklano-metalowe wieże. Ulicami wszędzie mknęły karetki na sygnale, a także samochody straży pożarnej z tych oddalonych od Manhattanu oddziałów, których wcześniej nie włączono do akcji.
>>>11 września 2001 r. zmieniło się oblicze dziennikarstwa
Burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani uspokajał nowojorczyków, prosząc ich o pozostanie w domach, a mieszkającym i zatrudnionym na południowym Manhattanie, każąc czekać na zorganizowaną ewakuację. W najgorszych chwilach zachował zimną krew i zdolność do podejmowania szybkich decyzji.
Police Officer Robert Fazio, 13 Pct | End of Tour: 9/11/01 ~ https://t.co/WXLBFn0MhJ #NeverForget pic.twitter.com/ijKesIH2QJ
— NYPD NEWS (@NYPDnews) September 11, 2019
Chaos panował także 300 kilometrów na południe od Nowego Jorku, w Waszyngtonie. Media informowały o pożarze, który rzekomo wybuchł w pobliżu Białego Domu, o eksplozji samochodu pułapki gdzieś koło Departamentu Stanu, a nawet o zaatakowaniu letniej rezydencji szefa państwa w Camp David. Wszystkie te doniesienia szybko zdementowano.
Ewakuacja gmachów rządowych spowodowała w stolicy gigantyczne korki. Wszędzie było pełno urzędników, którzy wyszli z biur. Dopiero po południu ruch się uspokoił, a miasto, z zamkniętymi sklepami i urzędami oraz wyludnionymi ulicami, sprawiało wrażenie wymarłego.
2753 ofiar…
Pod wieczór w miastach amerykańskich, a także w wielu krajach w pobliżu amerykańskich ambasad poruszeni tragedią ludzie spontanicznie zapalali świeczki i składali kwiaty w hołdzie ofiarom zamachów. W Nowym Jorku czuć było swąd spalonych szczątków WTC. Obłok popiołów i dymu, unoszący się nad miastem, widać było z odległości 50 kilometrów.
Liczba ofiar zamachów na WTC – łącznie z tymi, którzy zmarli później w wyniku chorób i obrażeń – jest oficjalnie szacowana na 2753. Zwłok niektórych ofiar nie udało się odnaleźć, więc 26 osób uważa się za zaginione. Śmiertelnych ofiar wszystkich zamachów było blisko 3 tys.; rannych – ponaddwukrotnie więcej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |