Bóg wśród szamanów [MISYJNE DROGI]
Syberia. Jedna czwarta mieszkańców wschodniej Syberii to Buriaci. To właśnie nasi parafianie. Opowiadają historie, które zostaną ze mną na długo.
Nawet szamanka przyszła do katolickiego kościoła, by zapalić świeczkę i pomyśleć o kimś zmarłym. Mieszkańcy wschodniej Syberii są bardzo różni. Dotarcie do nich z przesłaniem Ewangelii wymaga wiedzy, taktu i szacunku.
Moja praca misyjna na Syberii trwała trzy lata. Pierwszy rok poświęciłam na naukę języka i wdrożenie się w pracę misyjną. Dominikanki pracują w Buriacji, wschodniej części Syberii, stosunkowo niedługo, bo od 2000 r. Pierwszymi katolikami byli tam właśnie Polacy, którzy w połowie XIX w. zostali zesłani na teren Buriacji w ramach represji za udział w powstaniach. To oni postarali się o uzyskanie zgody na wybudowanie kościoła w Ułan Ude (w Wierchnieudińsku – tak brzmi wcześniejsza nazwa tego miasta). Po rewolucji został on zamknięty, a wszystkie przedmioty kultu skonfiskowane. Wspólnota katolicka Najświętszego Serca Pana Jezusa odrodziła się w 1999 r. W innym miejscu rozpoczęto budowę kościoła, który został konsekrowany w 2005 r. W maju 2009 r. miałam możliwość uczestniczenia w obchodach jubileuszowych, poświęconych stuleciu konsekracji pierwszego kościoła w Ułan Ude, a także dziesięcioleciu odrodzenia działalności parafii katolickiej.
>>> Syberia. Pierwsza Komunia Święta w Wierszynie [MISYJNE DROGI]
Tu jest inaczej
Na misję przyleciałam w 2007 r. i zajmowałam się pracą w świetlicy dla dzieci przy parafii, a także prowadziłam katechezę. Praca z dziećmi wygląda tam zupełnie inaczej niż w Polsce. Przede wszystkim tę część Rosji zamieszkują ludzie różnych wyznań i kultur, a wielu naszych parafian to Buriaci. Do świetlicy przychodziły nie tylko dzieci katolickie czy w ogóle chrześcijańskie. Wiele z nich pochodziło z rodzin niewierzących. Mamy taką zasadę, że mogą do nas przychodzić wszyscy. Chociaż miasto liczy 450 tys. mieszkańców, niewielu jest tam ludzi zamożnych. Oczywiście do świetlicy przychodziły dzieci z różnych rodzin, bardziej lub mniej biednych. Zdarzało się, że niektóre z nich trzeba było po prostu umyć i dać im jakieś przyzwoite ubranie. Czasami posiłek, który im dawaliśmy, był jedynym, które dostawały w ciągu dnia. Trafiały się także całkiem zadbane dzieci, więc właściwie było to bardzo różnie. Prowadziłam scholę przy parafii, składającą się z kilkorga dzieci. Grałam na gitarze, a dzieci po prostu ze mną śpiewały. Zajmowałam się także m.in. katechezą. Jednak takie zajęcia wyglądały trochę inaczej niż w Polsce.
Małe – wielkie historie
W Polsce można mówić o katechezie masowej: w szkole czy przy parafii. Przygotowywanie do sakramentów odbywa się grupowo i rzadko kiedy katecheta ma możliwość osobistej rozmowy z kandydatem. W Ułan Ude pracowałam z małymi grupkami lub nawet z pojedynczymi osobami. Miałam możliwość przygotowywania jednej, niemłodej już osoby do sakramentów: była to kobieta po sześćdziesiątce. Jej historia jest bardzo ciekawa. Nie od razu chciała uczestniczyć w katechezach. Początkowo potrzebowała rozmowy, ponieważ ze względów zdrowotnych nie mogła wychodzić z domu. Jej przodkowie byli Polakami. Za pośrednictwem Wspólnoty Polskiej, działającej w tamtym mieście, poprosiła o spotkania z kimś z Kościoła katolickiego. Nie była katoliczką: w dzieciństwie babcia zaniosła ją do kościoła prawosławnego i poprosiła o chrzest, a później nie miała nic wspólnego z żadnym Kościołem. Już od początku każda z nas miała z tych rozmów jakieś profity. Dzięki tym spotkaniom doskonaliłam rosyjski: gdy czegoś nie rozumiałam, mogłyśmy się jakoś porozumieć po polsku. Z drugiej strony były to czasem bardzo głębokie rozmowy, ważne przede wszystkim dla tej pani. W efekcie spotkań kobieta zdecydowała się na przygotowanie do sakramentów pokuty i Komunii św. To było niesamowite. Było wiele takich sytuacji. Pamiętam niemłode już małżeństwo, które do kościoła przychodziło z wnuczką. W tym czasie, kiedy tam byłam, wzięli ślub kościelny. Pamiętam też nawet całą rodzinę, która zdecydowała się przyjąć Chrzest św. Takich historii w tamtej części Rosji jest bardzo wiele.
>>> Syberia. Pierwsza Komunia Święta w Wierszynie [MISYJNE DROGI]
Ważne przeciwności
Oczywiście były też trudności. Najwięcej sprawiały odległości. Najbliższa parafia jest oddalona o około 450 km na zachód od Ułan Ude– to Irkuck, a na wschód do najbliższej parafii trzeba przejechać 700 km (Czita). Terytorialnie diecezja św. Józefa z kościołem katedralnym w Irkucku jest największą diecezją na świecie. Jeśli ktoś chciałby na przykład wyspowiadać się u kogoś innego niż u proboszcza parafii, to musi jechać pociągiem około 10 godzin. Są tam i takie parafie, z których proboszcz może się dostać do innej parafii jedynie samolotem. W ogóle odległości między kościołami czy parafiami są ogromne i księży, jak na taki obszar, jest niezwykle mało, bo zaledwie 40, a samych parafii około 80. To prawdopodobnie jedyna tak rozległa diecezja na świecie.
Ważna tęsknota
Jednak mimo tych trudności mam wiele dobrych wspomnień i są takie rzeczy, za którymi tęsknię. Przede wszystkim przepiękna, bardzo surowa przyroda, jakiej nie spotka się w Europie. Ale najbardziej tęsknię za ludźmi. Wspominam ich jako bardzo gościnnych, życzliwych i otwartych pomimo biedy i licznych problemów, z którymi musieli się na co dzień borykać. Kolejna rzecz to wielokulturowość i różnorodność religijna. W tej części Rosji, czyli w Republice Buriacji jest wielu potomków Polaków, ale niewielu z nich chodzi do kościoła. Są protestanci różnych wyznań i prawosławni, buddyści i szamani. Najwięcej jednak chyba jest ludzi bez określonego wyznania. Wiele czynników przyczyniło się do tego, że jest tam aż tylu niewierzących – głównie system totalitarny, który konsekwentnie niszczył wiarę tych ludzi. Misja, czy też– jak powiedzą misjolodzy – powtórna ewangelizacja na tych terenach jest niezwykle potrzebna.
>>> Franciszek przestrzega przed „wirusowym ludobójstwem”
Przesądy i zabobony
Klimat, w którym odbywała się moja misja, był bardzo specyficzny. Ludzie tam są bardzo przesądni i zabobonni. Przywiązują ogromną wagę do układów gwiazd, horoskopów, korzystają z porad wróżek, zamawiają uroki, a także robią wiele innych rzeczy. Interpretują także swoje sny i uważają, że mówią coś o ich życiu czy najbliższej przyszłości. Traktują to całkiem poważnie. Z drugiej jednak strony są to ludzie Wschodu, niczym bohaterowie biblijni. Może to prawda, że Pan Bóg do nich mówi również w snach? Po powrocie z misji często się nad tym zastanawiałam, ponieważ tamtejsi ludzie mają wiele takich doświadczeń.
Największy szaman na świecie
Kiedyś do naszego kościoła przyszła pewna kobieta zapalić świeczkę. Stoją tam dwa stojaki do stawiania świec (jak w cerkwi prawosławnej) i ludzie, którzy zapalają po prostu świeczkę w jakiejś konkretnej intencji. Nie zawsze są to katolicy, ponieważ na tych terenach w wielu obszarach życia panuje pewien synkretyzm religijny. Kobieta, która do nas przyszła, powiedziała, że jest szamanką i chciałaby postawić świecę za kogoś zmarłego z rodziny, kto był potomkiem Polaków (dlatego zrobiła to w kościele katolickim). Jak wielu Buriatów przywiązywała niezwykłą wagę do snów i opowiedziała pewną historię z nimi związaną. Przyśnił jej się kiedyś papież, chociaż ona zupełnie nie wiedziała, kto to jest i co w ogóle znaczy słowo „papież”. Kiedy zaczęła szukać informacji o nim w Internecie – mimo że dostęp do niego był wtedy bardziej ograniczony – zrozumiała, że przyśnił się jej Jan Paweł II. Była przekonana, że jej pomaga w trudnych sprawach, w pracy i w rodzinie. Kiedy Jan Paweł II umarł i docierały do niej różne informacje o nim, stwierdziła, że był „największym szamanem na świecie”. Takich historii było mnóstwo i to właśnie one pokazały mi, że Bóg kieruje naszą misją i wszystkim, co się na niej dzieje. Na Syberii zrozumiałam, że mówić o Panu Bogu można tak samo pojedynczym ludziom, jak i małym grupkom. Dla nich warto żyć i pracować. Nie muszą to być wcale tłumy ludzi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. To dobre doświadczenie, bo i w Polsce mocno się to zmienia i chyba taki rodzaj pracy nas czeka. Posługa w Buriacji, a więc we wschodniej części Syberii, nauczyła mnie szacunku do człowieka, bo przecież każdy jest tak samo ważny w oczach Boga. Każdemu warto głosić Słowo Boże i dla każdego warto się poświęcać. Nieważne, czy jest biedny czy bogatszy – każdy tak samo potrzebuje usłyszeć o Panu Bogu, obojętnie, gdzie przyszło mu żyć. Ta misja pomogła by doceniać to wszystko co mamy w Polsce i jeszcze mocniej ufać Panu Bogu.
Fidelis Kozak OP
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |