Fot. pixabay.com

Bóg wśród szamanów [MISYJNE DROGI]

Syberia. Jedna czwarta mieszkańców wschodniej Syberii to Buriaci. To właśnie nasi parafianie. Opowiadają historie, które zostaną ze mną na długo.

Nawet szamanka przyszła do katolickiego kościoła, by zapalić świeczkę i pomyśleć o kimś zmarłym. Mieszkańcy wschodniej Syberii są bardzo różni. Dotarcie do nich z przesłaniem Ewangelii wymaga wiedzy, taktu i szacunku.

Moja praca misyjna na Syberii trwała trzy lata. Pierwszy rok poświęciłam na naukę języka i wdrożenie się w pracę misyjną. Dominikanki pracują w Buriacji, wschodniej części Syberii, stosunkowo niedługo, bo od 2000 r. Pierwszymi katolikami byli tam właśnie Polacy, którzy w połowie XIX w. zostali zesłani na teren Buriacji w ramach represji za udział w powstaniach. To oni postarali się o uzyskanie zgody na wybudowanie kościoła w Ułan Ude (w Wierchnieudińsku – tak brzmi wcześniejsza nazwa tego miasta). Po rewolucji został on zamknięty, a wszystkie przedmioty kultu skonfiskowane. Wspólnota katolicka Najświętszego Serca Pana Jezusa odrodziła się w 1999 r. W innym miejscu rozpoczęto budowę kościoła, który został konsekrowany w 2005 r. W maju 2009 r. miałam możliwość uczestniczenia w obchodach jubileuszowych, poświęconych stuleciu konsekracji pierwszego kościoła w Ułan Ude, a także dziesięcioleciu odrodzenia działalności parafii katolickiej.

>>> Syberia. Pierwsza Komunia Święta w Wierszynie [MISYJNE DROGI]

Tu jest inaczej

Na misję przyleciałam w 2007 r. i zajmowałam się pracą w świetlicy dla dzieci przy parafii, a także prowadziłam katechezę. Praca z dziećmi wygląda tam zupełnie inaczej niż w Polsce. Przede wszystkim tę część Rosji zamieszkują ludzie różnych wyznań i kultur, a wielu naszych parafian to Buriaci. Do świetlicy przychodziły nie tylko dzieci katolickie czy w ogóle chrześcijańskie. Wiele z nich pochodziło z rodzin niewierzących. Mamy taką zasadę, że mogą do nas przychodzić wszyscy. Chociaż miasto liczy 450 tys. mieszkańców, niewielu jest tam ludzi zamożnych. Oczywiście do świetlicy przychodziły dzieci z różnych rodzin, bardziej lub mniej biednych. Zdarzało się, że niektóre z nich trzeba było po prostu umyć i dać im jakieś przyzwoite ubranie. Czasami posiłek, który im dawaliśmy, był jedynym, które dostawały w ciągu dnia. Trafiały się także całkiem zadbane dzieci, więc właściwie było to bardzo różnie. Prowadziłam scholę przy parafii, składającą się z kilkorga dzieci. Grałam na gitarze, a dzieci po prostu ze mną śpiewały. Zajmowałam się także m.in. katechezą. Jednak takie zajęcia wyglądały trochę inaczej niż w Polsce.

Foto: Fidelis Kozak

 

Małe – wielkie historie

W Polsce można mówić o katechezie masowej: w szkole czy przy parafii. Przygotowywanie do sakramentów odbywa się grupowo i rzadko kiedy katecheta ma możliwość osobistej rozmowy z kandydatem. W Ułan Ude pracowałam z małymi grupkami lub nawet z pojedynczymi osobami. Miałam możliwość przygotowywania jednej, niemłodej już osoby do sakramentów: była to kobieta po sześćdziesiątce. Jej historia jest bardzo ciekawa. Nie od razu chciała uczestniczyć w katechezach. Początkowo potrzebowała rozmowy, ponieważ ze względów zdrowotnych nie mogła wychodzić z domu. Jej przodkowie byli Polakami. Za pośrednictwem Wspólnoty Polskiej, działającej w tamtym mieście, poprosiła o spotkania z kimś z Kościoła katolickiego. Nie była katoliczką: w dzieciństwie babcia zaniosła ją do kościoła prawosławnego i poprosiła o chrzest, a później nie miała nic wspólnego z żadnym Kościołem. Już od początku każda z nas miała z tych rozmów jakieś profity. Dzięki tym spotkaniom doskonaliłam rosyjski: gdy czegoś nie rozumiałam, mogłyśmy się jakoś porozumieć po polsku. Z drugiej strony były to czasem bardzo głębokie rozmowy, ważne przede wszystkim dla tej pani. W efekcie spotkań kobieta zdecydowała się na przygotowanie do sakramentów pokuty i Komunii św. To było niesamowite. Było wiele takich sytuacji. Pamiętam niemłode już małżeństwo, które do kościoła przychodziło z wnuczką. W tym czasie, kiedy tam byłam, wzięli ślub kościelny. Pamiętam też nawet całą rodzinę, która zdecydowała się przyjąć Chrzest św. Takich historii w tamtej części Rosji jest bardzo wiele.

>>> Syberia. Pierwsza Komunia Święta w Wierszynie [MISYJNE DROGI]

Ważne przeciwności

Oczywiście były też trudności. Najwięcej sprawiały odległości. Najbliższa parafia jest oddalona o około 450 km na zachód od Ułan Ude– to Irkuck, a na wschód do najbliższej parafii trzeba przejechać 700 km (Czita). Terytorialnie diecezja św. Józefa z kościołem katedralnym w Irkucku jest największą diecezją na świecie. Jeśli ktoś chciałby na przykład wyspowiadać się u kogoś innego niż u proboszcza parafii, to musi jechać pociągiem około 10 godzin. Są tam i takie parafie, z których proboszcz może się dostać do innej parafii jedynie samolotem. W ogóle odległości między kościołami czy parafiami są ogromne i księży, jak na taki obszar, jest niezwykle mało, bo zaledwie 40, a samych parafii około 80. To prawdopodobnie jedyna tak rozległa diecezja na świecie.

Foto: Fidelis Kozak


Ważna tęsknota

Jednak mimo tych trudności mam wiele dobrych wspomnień i są takie rzeczy, za którymi tęsknię. Przede wszystkim przepiękna, bardzo surowa przyroda, jakiej nie spotka się w Europie. Ale najbardziej tęsknię za ludźmi. Wspominam ich jako bardzo gościnnych, życzliwych i otwartych pomimo biedy i licznych problemów, z którymi musieli się na co dzień borykać. Kolejna rzecz to wielokulturowość i różnorodność religijna. W tej części Rosji, czyli w Republice Buriacji jest wielu potomków Polaków, ale niewielu z nich chodzi do kościoła. Są protestanci różnych wyznań i prawosławni, buddyści i szamani. Najwięcej jednak chyba jest ludzi bez określonego wyznania. Wiele czynników przyczyniło się do tego, że jest tam aż tylu niewierzących – głównie system totalitarny, który konsekwentnie niszczył wiarę tych ludzi. Misja, czy też– jak powiedzą misjolodzy – powtórna ewangelizacja na tych terenach jest niezwykle potrzebna.

>>> Franciszek przestrzega przed „wirusowym ludobójstwem”

Przesądy i zabobony

Klimat, w którym odbywała się moja misja, był bardzo specyficzny. Ludzie tam są bardzo przesądni i zabobonni. Przywiązują ogromną wagę do układów gwiazd, horoskopów, korzystają z porad wróżek, zamawiają uroki, a także robią wiele innych rzeczy. Interpretują także swoje sny i uważają, że mówią coś o ich życiu czy najbliższej przyszłości. Traktują to całkiem poważnie. Z drugiej jednak strony są to ludzie Wschodu, niczym bohaterowie biblijni. Może to prawda, że Pan Bóg do nich mówi również w snach? Po powrocie z misji często się nad tym zastanawiałam, ponieważ tamtejsi ludzie mają wiele takich doświadczeń.

Foto: Fidelis Kozak

Największy szaman na świecie

Kiedyś do naszego kościoła przyszła pewna kobieta zapalić świeczkę. Stoją tam dwa stojaki do stawiania świec (jak w cerkwi prawosławnej) i ludzie, którzy zapalają po prostu świeczkę w jakiejś konkretnej intencji. Nie zawsze są to katolicy, ponieważ na tych terenach w wielu obszarach życia panuje pewien synkretyzm religijny. Kobieta, która do nas przyszła, powiedziała, że jest szamanką i chciałaby postawić świecę za kogoś zmarłego z rodziny, kto był potomkiem Polaków (dlatego zrobiła to w kościele katolickim). Jak wielu Buriatów przywiązywała niezwykłą wagę do snów i opowiedziała pewną historię z nimi związaną. Przyśnił jej się kiedyś papież, chociaż ona zupełnie nie wiedziała, kto to jest i co w ogóle znaczy słowo „papież”. Kiedy zaczęła szukać informacji o nim w Internecie – mimo że dostęp do niego był wtedy bardziej ograniczony – zrozumiała, że przyśnił się jej Jan Paweł II. Była przekonana, że jej pomaga w trudnych sprawach, w pracy i w rodzinie. Kiedy Jan Paweł II umarł i docierały do niej różne informacje o nim, stwierdziła, że był „największym szamanem na świecie”. Takich historii było mnóstwo i to właśnie one pokazały mi, że Bóg kieruje naszą misją i wszystkim, co się na niej dzieje. Na Syberii zrozumiałam, że mówić o Panu Bogu można tak samo pojedynczym ludziom, jak i małym grupkom. Dla nich warto żyć i pracować. Nie muszą to być wcale tłumy ludzi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. To dobre doświadczenie, bo i w Polsce mocno się to zmienia i chyba taki rodzaj pracy nas czeka. Posługa w Buriacji, a więc we wschodniej części Syberii, nauczyła mnie szacunku do człowieka, bo przecież każdy jest tak samo ważny w oczach Boga. Każdemu warto głosić Słowo Boże i dla każdego warto się poświęcać. Nieważne, czy jest biedny czy bogatszy – każdy tak samo potrzebuje usłyszeć o Panu Bogu, obojętnie, gdzie przyszło mu żyć. Ta misja pomogła by doceniać to wszystko co mamy w Polsce i jeszcze mocniej ufać Panu Bogu.

Fidelis Kozak OP

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze