Foto: Siostra Maria od Zmartwychwstałego

Filipiny, Indonezja. Modlitwa i misja [MISYJNE DROGI]

Filipiny, Indonezja. Komuś może się wydawać, że siostry w klasztornych murach są zamknięte na ludzi i na świat. W tym zamknięciu tkwi nasza otwartość.

Jesteśmy obecne w 22 wspólnotach na całym świecie, m.in. w Holandii, Niemczech, Polsce, Słowacji, USA, Argentynie, Brazylii, Chile, Filipinach, Indiach, Indonezji i Togo. Można się zastanawiać, w jaki sposób zakonnica kontemplacyjna może być jednocześnie misjonarzem. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kontemplacja i praca misyjna to dwa różne zadania, jakie Kościół przekazuje swoim ludziom, ale to nie do końca prawda. Wszystko jest ze sobą powiązane. Nawet największe wysiłki misjonarzy pozbawione byłyby sensu, gdyby nie modlitewne zaplecze. Takim zapleczem są właśnie zakony kontemplacyjne.

Duchowa łączność

Mamy swój udział w ewangelizacji, ale w zupełnie inny sposób. Nasze najważniejsze zadania to modlitwa kontemplacyjna i poświęcenie. Rozważamy mękę ukrzyżowanego Chrystusa, wypełniającego pokornie wolę Ojca. Pewnie większość osób naturalnie broni się przed cierpieniem, ale my staramy się przyjmować je i składać Bogu jako ofiarę. To nasza misja. To jest nasz zastępczy udział w cierpieniach
naszych braci i sióstr na świecie. Czujemy ich trudności i niepewności, ale także uczestniczymy w ich radościach. Cierpimy wraz ze wszystkimi, którzy cierpią i cieszymy się z tymi, którzy się radują. Wszystko to ofiarowujemy Panu w cichej modlitwie. Ta łączność
z ludźmi i ze światem dla nas samych jest tajemnicą. Żyjemy w ścisłej klauzurze, czyli w odosobnieniu i zamknięciu, a klasztorna krata jest znakiem tego ograniczenia. W rzeczywistości nie oddziela ona nas jednak od świata. Jest raczej przypomnieniem, że jesteśmy wezwane do świadczenia tej szczególnej służby Kościołowi. Przestrzeń naszego życia w świecie jest mała i ograniczona. Wiemy jednak, że dzięki temu możemy przyjąć w naszych sercach wszystkie intencje i troski świata. Przedstawiamy je Bogu w imieniu wszystkich ludzi. Mimo że przestrzeń naszego funkcjonowania jest tak bardzo zawężona, to jednak jesteśmy wezwane, aby pomagać w szerzeniu wiary – to nie tak, że dzieło ewangelizacji nas nie dotyczy. Jest wręcz odwrotnie.

Foto: Siostra Maria od Zmartwychwstałego

Nasza misja

W jaki sposób możemy realizować misję ewangelizacji, skoro nie wychodzimy do ludzi? Ojciec założyciel, św. Arnold Janssen, w swoim wezwaniu do sióstr powiedział kiedyś: „Ponieważ miłość wszystko osiągnie, zgładzi to, co ciężkie i ułatwi trudności, należy się starać, aby wszystko wypływało z miłości”. Te słowa chyba jednoznacznie wyjaśniają naszą misyjną rolę w Kościele i na świecie. Naszym głównym apostolatem jest modlitwa i poświęcenie. Nie oczekuje się od nas szczególnych działań ani spektakularnych wysiłków. Przeciwnie, nasze życie jest bardzo proste. Wykonujemy zwykłą pracę, taką jak sprzątanie domu, gotowanie, mycie naczyń, pranie, prace ogrodnicze i inne prace domowe. Nie chodzi jednak o samo wykonywanie tych wszystkich czynności, ale o sposób, w jaki podejmujemy naszą pracę – czystość naszej intencji i stopień miłości, który w nią włożyłyśmy. Tutaj znowu św. Arnold zostawił nam swoje słowa: „Gdy miłość wszystko spełnia, łagodzi
to, co trudne i ułatwia trudności, wszyscy powinni starać się, aby wszystko wypływało z miłości”.

Moc modlitwy

Tak, jesteśmy powołane do życia w ciszy i odosobnieniu – to nasze narzędzie pojednania i wypraszania łask dla wszystkich ludzi z całego świata. Na własnej skórze doświadczyłam mocy modlitwy i nauczyłam się doceniać wartość ciszy przed Panem. Jestem przekonana, że to najpotężniejsza broń, aby uchronić się przed wrogami. W lutym 1986 r., tuż po wyborach prezydenckich, Filipiny były w wielkim chaosie. Niebezpieczeństwo rewolucji było oczywiste. Kardynał Jaime Sin wezwał wszystkich kapłanów, zakonników i misjonarzy, aby poprowadzili wiernych w pokojowym kontrataku przeciwko naszym wrogom. Był to nasz pomysł. Krótko po rozmowie ulice Manili były zapełnione ludźmi
uzbrojonymi w różańce i noszącymi wizerunki świętych. Modlitwa różańcowa i śpiewane hymny wznosiły się do nieba. To połączyło wszystkich – młodszych i starszych. Modlitwa była sprzeciwem wobec uzbrojonych żołnierzy. Trwało to kilka dni. Powoli odzyskiwano spokój. Kapłani werbiści i bracia, ale także siostry misjonarki i przedstawiciele innych zgromadzeń przyłączyli się do protestujących i pozostali z ludźmi na ulicy dzień i noc, dopóki sytuacja nie została opanowana i pokój został przywrócony. Dzięki Bożej interwencji do kraju wrócił spokój. Nikt nie miał wątpliwości, że nasza modlitewna akcja przyczyniła się do tego, że wszystko potoczyło się w odpowiedni sposób.

Foto: Siostra Maria od Zmartwychwstałego

Zgięte kolana

Jaki był nasz wkład? Nie opuściłyśmy naszego miejsca. Byłyśmy z ludźmi, choć nie bezpośrednio – pozostałyśmy na kolanach przed Najświętszym Sakramentem. Podniosłyśmy nasze serca do Niego i choć czułyśmy bezsilność, to jednak wiedziałyśmy, że tylko zaufanie może być tutaj dobrym rozwiązaniem. Otworzyłyśmy nasze serca, aby skierować miłosierdzie do wszystkich i w duchu objąć także naszych przeciwników, aby mogli poczuć ciepło Bożej miłości. Wielu ludziom może wydawać się to kontrowersyjne, ale przecież mamy modlić się również za naszych nieprzyjaciół. To wprost wynika z Pisma Świętego. Chcemy naszą postawą wprowadzać tę wymagającą miłość w życie. To jest nasza misyjna rola – odczuwać i dzielić się tym, co dzieje się w otaczającym nas świecie. Ich cierpienia są także naszymi cierpieniami. Codziennie zdajemy sobie sprawę z tego, że Bóg oczekuje, że będziemy wierne naszemu sposobowi życia. Jesteśmy zależne od Boga, ale ośmielamy się Go prosić o to, czego potrzebujemy my, nasi rodacy, Kościół i wszyscy ludzie.

Mojżesz w Starym Testamencie wspiął się na górę z dwoma towarzyszami, aby być blisko Boga, podczas gdy jego lud angażował się w bitwę. Nie zrobił wtedy nic konkretnego. Po prostu podniósł ręce w modlitwie. Jego uniesienie rąk podobało się Bogu, ale w końcu Mojżeszowi zaczęło brakować sił. Dlatego jego towarzysze dołożyli wszelkich starań, żeby pomóc mu w utrzymaniu rąk i tym samym w podtrzymaniu modlitwy, która podoba się Bogu. Tak długo, jak Mojżesz wznosił ręce w milczącej modlitwie, Izraelici mieli przewagę. Ale Mojżesz nie mógł wykonać swojej misji sam – potrzebował pomocy. Jesteśmy trochę jak Mojżesz w tym fragmencie Pisma Świętego. Nie robimy w klasztorze nic nadzwyczajnego – wykonujemy codzienne obowiązki. I podobnie jak Mojżesz, potrzebujemy wsparcia innych, aby kontynuować nasze apostolstwo modlitwy i obecność. Nasi przyjaciele i dobroczyńcy robią dla nas bardzo wiele. Jesteśmy im głęboko wdzięczne, a naszą wdzięczność wyrażamy przede wszystkim pamięcią w modlitwie. Tak właśnie uczestniczymy w misji Kościoła. Modlimy się w wielu zakątkach świata. To niesamowite, że przez tę duchową moc możemy uczestniczyć w wysiłkach tysięcy misjonarzy na wszystkich kontynentach. Oby zawsze czuli nasze wsparcie.

Maria Resurreccion SSpSAP

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze