#MisyjnyWtorek – Indianie Guaraní
To najbardziej znani Indianie w Ameryce Południowej. Do XVI w. byli panami na własnej ziemi. Jednak najpierw ich tereny najechali Hiszpanie, dając im niewolnictwo a potem przyszli do nich jezuici, którzy ofiarowali nadzieję na wolność i wiarę w Chrystusa. To właśnie ich ewangelizowali jezuici w głośnym filmie Rolanda Joffé’a, pt. „Misja”.
„Mamy papieża – jezuitę, z Argentyny!” – można było usłyszeć po wyborze papieża Franciszka. Wielu ludzi wiedziało, co to oznacza – nowy rozdział w dziejach Kościoła, gdy papieżem został ktoś spoza Europy po raz pierwszy od czasów papieża Grzegorza III, i to w dodatku z Ameryki Południowej. To bardzo specyficzny obszar i terytorium. Zamieszkuje go wiele grup etnicznych i społecznych. Są to zarówno ludy tubylcze, jak i pokolenie ludzi, którzy przybyli tam z Europy w wyniku kolonizacji. Sami Indianie Guaraní zamieszkują głównie Paragwaj, ale także w Brazylię, Boliwię i Argentynę.
Dwóch braci
Cała historia Indian Guaraní zaczyna się od pewnej legendy o dwóch braciach: Tupi i Guaraní. Ich żony pokłóciły się o pewną kolorową papugę. Po kłótni Guaraní, młodszy z braci, wraz z rodziną opuścił starszego brata i wyniósł na ziemie La Platy. Guaraní od tego momentu nazywali siebie abá (ludzie) lub ñande ore (my wszyscy). Dopiero Europejczycy nazwali ich Guaraní, co w języku Indian Guarani znaczyło po prostu „wojownicy”. Jest to mitologia, której używają Guaraní, gdy opowiadają o swoim ludzie i ziemiach. Trudnili się potem rolnictwem, głównie uprawą kukurydzy czy manioku. Oczywiście byli także myśliwymi czy rybakami na terenach nadrzecznych. Po wyjałowieniu ziemi Guaraní przenosili się na inne miejsce i zakładali nowe wioski. Władza była sprawowana przez wodzów, a także rady złożone przez wodzów innych wiosek a także starszych mężczyzn.
Oddani chrześcijanie z buszu
Jeśli na świecie można stosować przemoc, to nie ma w nim miejsca na miłość. Nie mogę żyć w takim świecie.
To znane wszystkim słowa ojca Gabriela w legendarnym filmie „Misja” z 1986 r. To właśnie Indianie Guaraní stali się głównymi bohaterami opowieści, która już na zawsze ukształtowała nasze wyobrażenia na temat misji. Jezuici zaczęli ewangelizować na tych terenach w momencie, w którym działał tzw. system encomiendy, czyli niewolniczej kontroli sprawowanej przez Hiszpanów, którzy podbili te ziemie, nad ludnością tubylczą Ameryki Łacińskiej. To właśnie misjonarze działali na rzecz ochrony ludności tubylczej, której w tym czasie odebrano praktycznie wszystkie prawa, nawet prawo do własnej ziemi. Jednak w 1609 r. Hiszpania nadała jezuitom ziemie w regionie granicznym Paragwaju, gdzie zakon założył 30 tzw. redukcji misyjnych, których celem była nie tylko ewangelizacja, ale także ochrona przed niewolnictwem w systemie encomienda. Działały one na zasadzie dawnych struktur plemiennych, w których gospodarzami byli Indianie, a misjonarze po prostu z nimi żyli. Redukcja była pierwszym etapem powstania misji jako takich. Drugim była w tym czasie tzw. doktryna, a więc głównie edukacja i systematyczny proces katechizacji Indian, której celem było świadome przyjęcie chrztu i włączenie ich do Kościoła Powszechnego. Potem powstawała misja, w której następowała dalsza edukacja i katechizacja. Na końcu wreszcie były pueblo, a więc zorganizowane wioski lub nawet miasteczka misyjne.
Niestety autonomia, w której Indianie mogli się czuć bezpiecznie, nie rezygnując ze swojej tożsamości kulturowej, nie trwała wiecznie. W 1750 r. podpisano traktat między Hiszpanią a Portugalią, na mocy którego zdecydowano o wymianie terenów w koloniach i przekazaniu ich pod jurysdykcję Portugalii, czego efektem była likwidacja kolejnych redukcji jezuickich. Zakonnicy byli w potrzasku, ponieważ chcieli być wierni Indianom, a jednocześnie swojemu Zgromadzeniu, którego istnienie było na tych terenach w coraz większym niebezpieczeństwie. Musieli jednak ustąpić. Guaraní się bronili, jednak była to nierówna i krwawa walka. Redukcje stopniowo przestawały istnieć, a Indian pozostawiono samych sobie. Skończył się jeden z najpiękniejszych i jednocześnie najtragiczniejszych epizodów ludzkości i Kościoła.
Muzyka Pana Boga
Jest rok 1725. Nad wodospadami Iguazu jezuici zakładają misję. Zdawać by się mogło, że przy pomocy muzyki mogliby opanować cały kontynent. Stało się. Indianie Guarani przywiedzeni zostali do wiekuistej łaski Bożej i doczesnej łaski człowieka – słyszymy we wcześniej wspomnianym filmie „Misja”.
Ojciec Piotr Nawrot SVD, polski werbista, misjolog i wybitny muzykolog, specjalista w tematyce muzyki misyjnej powiedział na jednym z wykładów:
Nie miecz, nie strzelba, nie inne narzędzie wojny i dominacji, lecz obój, skrzypce, flet i cytra stały się pomostem i pierwszym językiem zrozumiałym przez obie strony przy pierwszym ich [tubylców i misjonarzy – przyp. red.] spotkaniu.
Jak się okazuje muzyka była jednym z podstawowych, jeśli nie najważniejszym narzędziem komunikacji pomiędzy Indianami Guaraní a pierwszymi misjonarzami.
Już na pierwsze wyprawy, mające na celu spotkanie nieznanych plemion, wyruszali w towarzystwie grupy tubylczych muzyków, którzy swymi pieśniami, często wykonywanymi w ich własnych językach, przyciągali uwagę autochtonów. Wraz z ustanowieniem redukcji, w każdej z nich tworzono chór i orkiestrę, złożone z trzydziestu do czterdziestu dobrze przygotowanych muzyków (Piotr Nawrot: Kultura muzyczna w jezuickich redukcjach Indian Guaraní, „Teologia praktyczna”, tom 2/2002).
W filmie „Misja” słyszmy zresztą specjalnie skomponowaną i bazującą na oryginalnych zapisach pierwszych misjonarzy jezuickich, hipnotyzującą muzykę Ennio Morricone. W sławnej scenie, w której ojciec Gabriel siada w środku buszu i zaczyna grać melodię na swoim oboju, widzimy, jak z początku trudna, jednak dająca efekty metoda sprawdzała się w praktyce. Muzyka była ponadgranicznym językiem, który połączył ludzi żyjących w zupełnie obcych systemach kulturowych i religijnych. Poza tym była także pięknym medium, poprzez które Indianie mogli potem wychwalać Pana Boga, śpiewając pieśni i psalmy w orkiestrach i całych indiańskich chórach.
Mord etniczny
Dzisiaj sytuacja Indian Guaraní wygląda zupełnie inaczej. Pierwsi Indianie zostali już prawie w całości wypędzeni ze swojej ziemi – kiedyś przez konkwistę, dzisiaj przez polityków, a najmłodsze ich pokolenia żyją praktycznie już tylko w specjalnie przeznaczonych do tego rezerwatach. Przy okazji Mundialu FIFA w 2014 r. w Brazylii na ulice wyszło kilku Indian Guaraní, protestując przeciwko odbieraniu ich ziemi na rzecz plantatorów trzciny cukrowej. Mundial był dla nich jedyną okazją, by o nich usłyszano gdziekolwiek. Niestety, na próżno szukać nagrań w mediach, ponieważ szybko to ocenzurowano. Samych Indian szybko spacyfikowano gazem łzawiącym i interwencją policji. Organizacja broniące praw rdzennych mieszkańców Brazylii twierdzą, że kiedyś ziemie Guaraní zajmowały ponad 350 tys. km2 lasów. Dzisiaj są oni umieszczeni w slumsach przy drogach, które fachowo nazywane są rezerwatami. Choć rząd Brazylii mówi, że jest świadom problemu tej rdzennej grupy etnicznej, w rzeczywistości niewiele robi, by uchronić ich od zagłady. Niestety wielu z tych Indian popada w tarapaty spowodowane straszna sytuacją życiową, jak uzależnienie od narkotyków czy alkoholizm, który niszczy całe rodziny. Coraz więcej z nich odbiera sobie nawet życie, ponieważ nie może znieść tego, że wszystko im się odbiera, a oni nie mają już siły o to walczyć. Niegdyś dumni wojownicy i myśliwi, dzisiaj wyrzutkowie zepchnięci na margines społeczny.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |