O. César Navarrete/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Nic nie dzieje się przez przypadek. Jak powstał nieplanowany bazar dla potrzebujących [REPORTAŻ]

– Nigdy nie planowaliśmy zakładać tego bazaru, na którym można kupować rzeczy po zaniżonych cenach, a osoby w kryzysie bezdomności zaopatrujemy za darmo w ubrania. To dzieło Boże – stwierdził o. César Navarrete, przełożony domu misjonarzy pasjonistów w Guadalajarze.

Jakiś czas temu od Meksykanów usłyszałem słowo diocidencia, co jest zbitkiem słów Dios (Bóg) oraz coincidencia (zbieg okoliczności). Chodzi o to, że pewne rzeczy nie dzieją się z przypadku, lecz są po prostu dziełem Boga. Tak było, a przynajmniej tak twierdzą zaangażowane w ten projekt osoby, z bazarem przy klasztorze misjonarzy pasjonistów w dzielnicy Moderna w Guadalajarze w Meksyku. Planowano inne dzieła miłosierdzia, które wciąż sprawnie działają – jak jadalnia czy biuro pomocy migrantom – ale bazar to prawdziwa diocidencia i dowód, że Bóg z każdego zła wyciąga dobro. Nie byłoby go bowiem, gdyby nie… trzęsienie ziemi, które zniszczyło budynek należący do zakonników.

>>> Pomaganie pomaga również tym, którzy pomagają [REPORTAŻ]

Mamá Julia

Moderna znajduje się w pobliżu stacji metra, a ludzie są tutaj przyjaźni i pomocni. Te dwa czynniki sprawiły, że przybywa tutaj mnóstwo ludzi w kryzysie bezdomności i ubogich. – Okolica nie jest tak zła, a ludzie są tutaj bardzo otwarci, więc osoby potrzebujące czują się u nas dobrze przyjęte. Dlatego jest ich tu tak wiele – zaznacza brat Carlos, który pochodzi z Dominikany. Od dwóch lat posługuje w Meksyku, a obecnie formuje się w seminarium i pomaga w jadalni dla osób w kryzysie bezdomności i migrantów, którą zarządza o. César. To poczucie przyjęcia ze strony mieszkańców osiedla widać dobrze każdego ranka, kiedy tłumy potrzebujących ustawiają się przed kościołem w kolejce po bilety, na podstawie których otrzymują ciepły posiłek i tyle dokładek, ile chcą.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Po wejściu do budynku rzuca się w oczy jednak nie jadalnia, lecz szereg półek, na których poustawiane są różnorodne przedmioty, a za nimi wieszaki i stojaki z ubraniami. Z lewej strony dochodzą wabiące zapachy gotującego się jedzenia. Przy garach krząta się z dużą energią mamá Julia, bo tak czule ją tutaj wszyscy nazywają. Jest w zasadzie jedną z prekursorek całej działalności na rzecz potrzebujących w tym miejscu. – Pracowałam 40 lat jako pielęgniarka, a kiedy już skończyłam pracować, to zastanawiałam się, co zrobić z resztą mojego czasu, potrzebowałam jakiejś aktywności. I to, co tutaj robimy, to jest coś, co mnie utrzymuje przy życiu, ponieważ sam widok radosnej twarzy tych, którym pomagamy, ich zadowolenie, że mogą coś zjeść, sprawia wiele satysfakcji – opowiada Julia.

Mamá Julia/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

To mamá Julia jest „winna” temu, że pomaga w tym miejscu tylu wolontariuszy. Cały środowy zespół podkreśla, że to ona ich zaprosiła. Potrafiła być w tym bardzo przekonująca. – Julia mówiła o tym projekcie z takim entuzjazmem, że mnie zmotywowała – mówi Maria Elena.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Od materaców na ulicy po bazar

Najciekawszy jest bazar. To miejsce, gdzie przychodzącym na zakupy sprzedaje się rzeczy po zaniżonej cenie, a osobom w kryzysie bezdomności, „w sytuacji ulicy” – jak mówi się w Ameryce Łacińskiej, oferuje się wymianę ubrań na nowe za darmo lub za pomoc w utrzymaniu bazaru i jadalni. Kilka osób właśnie wzięło mopa, by umyć podłogę. Zresztą, ci potrzebujący współtworzą to miejsce od początku, a przez pasjonistów nazywani są „braćmi”. Niektórzy z nich dzięki pomocy w ośrodku zdobyli umiejętności potrzebne do znalezienia pracy i wyjścia z kryzysu bezdomności.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Wszystko zaczęło się w 2017 r., kiedy Meksyk nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, po którym w całym kraju ogłoszono trzydniową żałobę. Jednym z jego skutków był zniszczony budynek duszpasterski należący do tutejszego domu zakonnego misjonarzy pasjonistów. Pozostałości po nim rozebrano i zostawiono pusty plac do zagospodarowania. Obecnie znajduje się tam jadalnia i bazar. W zawalonym budynku przetrwało wiele mebli czy materacy. Osoby w kryzysie bezdomności pomogły zakonnikom wynieść je na ulice. Planowano te wszystkie rzeczy oddać i zakończyć na tym sprawę. Okoliczni mieszkańcy pomyśleli jednak, że to jest bazar, na którym można zostawić stare używane rzeczy. Zaczęli więc przynosić nie tylko stare meble, lecz także ubrania, buty, przedmioty codziennego użytku. Pasjoniści byli bardzo zaskoczeni całym obrotem spraw, bo nagle okazało się, że z małego kawałka ulicy, gdzie postawiono stare meble do oddania, zrobił się prawdziwy bazar z rzeczami używanymi. – Nic takiego nie planowaliśmy, ale to rozrastało się w błyskawicznym tempie. Pamiętam, że wydarzyło się to nagle w grudniu – opowiada o. César.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Tak w sposób niezamierzony powstało miejsce, które nie tylko pomaga ubogim, lecz wspiera finansowo utrzymanie całego ośrodka dla potrzebujących i migrantów. Sprzedaż produktów jest co prawda po zaniżonych, nierynkowych cenach, lecz to wystarczy, by finansować dzieła miłosierdzia. Wspólnota zakonników i zaangażowanych parafian chce jednak iść jeszcze dalej w pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Niedawno widziałem badanie, które pokazywało, że to brak możliwości wykąpania się doskwiera tym ludziom najbardziej. Musi to dotyczyć zwłaszcza gorącego, meksykańskiego klimatu, gdzie zimą nocami jest może i chłodno, ale za dnia słońce i upał mogą doskwierać nawet osobom ciepłolubnym. W listopadzie rusza projekt, który pozwoli nie tylko wymienić całkowicie ubranie na świeże – od bielizny po koszulę – lecz da też potrzebującym przestrzeń do zadbania o higienę osobistą. – Poza kąpielą chcemy zaoferować im strzyżenie i środki higieniczne. Będą mogli wyjść odnowieni i z nową nadzieją – tłumaczy brat Carlos.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Doceniać to, co otrzymujemy od Boga

Raz w miesiącu kilkudziesięciu ubogim rodzinom z dzielnicy przekazuje się także despensas, czyli zapasy żywności. Wcześniej rozmawia się z taką rodziną, by zobaczyć, czy kwalifikuje się do tego rodzaju pomocy. Brata Carlosa najbardziej poruszają przypadku rodzin z małymi dziećmi, które żyją w nędzy. Chętnych do dostarczania ubrań na bazar czy do pomocy przy jadalni na szczęście nie brakuje. Zdarzają się także trudne przypadki, jak na przykład osoby chore na schizofrenię. Nie zraża to w żaden sposób wolontariuszy.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Brat Carlos modli się z potrzebującymi przed posiłkiem/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

– Kiedy zaczęłam w tym projekcie uczestniczyć, to jeszcze bardziej polubiłam służbę ludziom. Tutaj przychodzi wiele osób, których nie możemy osądzać, wszystkim naszym braciom oferujemy naszą pomoc – mówi Maria del Carmen, która od ok. ośmiu lat pomaga w tym miejscu. Patricia z kolei dzięki temu wolontariatowi nauczyła się być wdzięczna Bogu za wszystko, co od Niego każdego dnia otrzymuje. – Króciutko tutaj jestem, od 2-3 lat. Moim pierwszym doświadczeniem, kiedy przyszłam, było dostrzeżenie, jak wielu jest potrzebujących. Wzbudziła się we mnie wdzięczność Bogu za to, że mam to, co potrzebne do życia, co  jest do niego konieczne. Są tacy, którzy tego, co konieczne, nie mają. Nauczyłam się bardzo doceniać to, co Bóg nam daruje każdego dnia. To mnie zmotywowało, żeby kontynuować ten wolontariat i ofiarować swoją służbę oraz móc być częścią tej pomocy innym. Są ludzie, którzy potrzebują naszych rąk – stwierdziła Patricia.

Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze