Luis Ignacio Rois Alonso OMI od 2022 roku jest generałem oblatów fot. SHANIL DINUKA JAYAWARDENA OMI/OMI WORLD/AI

Początki i teraźniejszość oblatów. Od zawsze wychodzimy do ludzi [MISYJNE DROGI]

Doświadczenie pierwszych misji oblackich pokazało, że w naszym charyzmacie jest nie tylko pójście do ludzi z Dobrą Nowiną, ale także bycie blisko nich – mówi o. Luis Ignacio Rois Alonso OMI, superior generalny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej . Rozmawia z nim Piotr Ewertowski.

Piotr Ewertowski: 29 września 2022 roku został Ojciec wybrany 14. generałem misjonarzy oblatów. Jakie ma Ojciec plany dla oblatów na najbliższe lata?

Luis Ignacio Rois Alonso OMI: Omawialiśmy ten temat w trakcie Kapituły Generalnej. Planem ogólnym jest bycie pielgrzymami nadziei i komunii. W byciu pielgrzymami na przykład zawiera się życie według naszych Konstytucji i Reguł, a także formacja stała – w przypadku braci po ślubach wieczystych, a w przypadku ojców – po święceniach. Mówiąc o nadziei chcemy aplikować w życie encyklikę Laudato si’, a także dbać o wspólny dom, jakim jest nasze zgromadzenie. W kwestii komunii myślimy o współdziałaniu ze świeckimi i robieniu wszystkiego co możliwe we wspólnocie. To właśnie chcemy wcielać w życie przez najbliższe 6 lat. Trzeba jednak pamiętać, że plan jest taki, abyśmy dzięki temu stali się bardziej święci i misyjni.

>>> U początków misji [MISYJNE DROGI]

Pracował Ojciec ostatnio na terenie Sahary Zachodniej. W rozmowie z Pawłem Gomulakiem OMI mówił Ojciec o tym, że misja wśród niemal samych muzułmanów jest piękna, i że głównym zadaniem jest bycie ich przyjacielem. Czego Ojciec się od nich mógł nauczyć w tym wspomnianym kontekście komunii?

W Saharze Zachodniej jest nie tylko kultura muzułmańska, ale także pustynna. Gościnność jest tam bardzo ważna. To są ludzie, którzy przyjmują i goszczą innych z wielką otwartością. Nie jest ważne skąd i jak przychodzą, ważne jest otwarcie na nich swoich serc. Możemy się od nich tego uczyć. To naznaczyło mocno moje doświadczenie w Saharze.

Mogłem się nauczyć od naszych przyjaciół muzułmanów wielu rzeczy w kontekście sposobu modlitwy, oddania i uległości wobec woli Bożej. Jestem z tego powodu im bardzo wdzięczny.

Ojciec Alojzy Chrószcz OMI od prawie 40 lat pracuje w Kamerunie fot. MARCIN WRZOS OMI/MISYJNE DROGI

Są jakieś nawrócenia?

Na naszym terenie to bardzo trudne, ponieważ jest to niewielka społeczność z bardzo silnymi więziami rodzinnymi. Zostawiamy to Duchowi Świętemu. Żartowaliśmy w naszej wspólnocie, że dla nas nadzieją jest, że to my się nawrócimy, że staniemy się lepszymi ludźmi i chrześcijanami. To wielka łaska żyć tam i każdego dnia czynić nasze życie bardziej ewangelicznym. Nie możemy głosić Ewangelii ustami, ale musimy nią żyć, aby inni mogli ją widzieć w praktyce. Dlatego pierwszym nawróceniem jest nasze nawrócenie.

Do 1841 r. młode zgromadzenie – oblaci – cierpiało na brak powołań, problemy wewnętrzne. Przełomem okazało się przyjęcie misji zagranicznych, ad gentes, przez oblatów – jak pisał abp Marcello Zago, wcześniejszy generał. Wówczas liczba oblatów zwiększyła się pięciokrotnie. Dlaczego był to punkt zwrotny w historii Zgromadzenia?

Mamy charyzmat podarowany nam przez Ducha Świętego, aby iść i głosić Ewangelię do tych najuboższych i opuszczonych. Duch Święty chciał nas nauczyć, że misje ad gentes są fundamentalne dla naszego zgromadzenia. Zawsze musimy wychodzić na zewnątrz, żeby odnaleźć tych najbardziej potrzebujących, mamy być Kościołem, zgromadzeniem inkluzywnym. To był moment bardzo szczególny i Duch Święty dał nam powołania, gdy się w pełni otworzyliśmy na ten nasz misyjny charyzmat.

>>> Przywieźli wodę [MISYJNE DROGI]

Doświadczenie pierwszych misji w Kanadzie, Natalu czy Cejlonie pokazało, że w naszym charyzmacie jest nie tylko pójście do ludzi z Dobrą Nowiną, ale także bycie blisko nich. Czasami być blisko ludzi oznacza służyć im w środku wojny – jak robił to błogosławiony Józef Gerard, czy jak robią to teraz nasi współbracia w Ukrainie. Być blisko ludzi, mówić w ich własnym języku, poznać ich kulturę, głosić Ewangelię, zwłaszcza tym, którzy są opuszczeni i najbardziej potrzebujący – to nasz specyficzny „styl” oblacki.

Jak ważna jest rola misji ad gentes w zgromadzeniu?

Miejsce misji oblatów w perspektywie całego Kościoła jest wszędzie tam, gdzie głosi się Ewangelię i czyni się ją bardziej widoczną. Papież mówił, że kiedy Kościół traci swój impuls ewangelizacyjny, misyjny, to ma pokusę, żeby koncentrować się na sobie i w ten sposób traci swoją tożsamość. Jako Kościół, nie tylko jako misjonarze oblaci, mamy tę misję prorocką, aby wychodzić na zewnątrz, iść tam, gdzie jeszcze nie słyszano słowa lub gdzie przestano słuchać.

Msza w kościele pw. Świętego Mikołaja w Kijowie fot. ŁUKASZ ORŁOWSKI OMI/EWTN UKRAINA

Być blisko ludzi to znaczy być blisko ze świeckimi. Dla oblatów ważni są także świeccy. Myślę, że dzisiaj każdy zaangażowany świecki zna swoją misję.

To była bardzo ważna sprawa w trakcie Kapituły Generalnej. Zaprosiliśmy także świeckich, aby uczestniczyli w rozmowach. Myślę, że w naszym oblackim charyzmacie rola świeckich jest kwestią zasadniczą. Jesteśmy w służbie świeckim i Ewangelii, w Kościele synodalnym. Jak mówią nasze Konstytucje, mamy „być pośród świata zaczynem błogosławieństw”.

To jest misja wszystkich katolików, ale przede wszystkim właśnie świeckich. Wierzę głęboko, że Duch Święty udzielił szczególnych darów wielu świeckim i pierwszą rzeczą, jaką my oblaci musimy robić, jest dziękowanie Bogu za to i wysłuchanie ich. W słuchaniu najważniejsze jest, aby usłyszeć to, czego pragną wierni, jak chcą żyć i jak my – oblaci – możemy im pomóc w ich misji. Bardzo cieszę się, kiedy słyszę od nich, że możemy w czymś współpracować.

>>> Kiedyś ziemia zesłańców [MISYJNE DROGI]

Idea bardzo synodalna. Jak jeszcze możemy tworzyć Kościół bardziej „synodalny”?

Słowo „synod” oznacza „podążać wspólnie”. Zaczynamy od momentu, kiedy idziemy wspólnie i nie wiemy,
dokąd dojdziemy. Jednak, idąc razem, dzieląc się naszymi pomysłami, doświadczeniami, marzeniami, tym, co jest w naszych sercach, co mówi do nas Duch Święty, możemy wspólnie szukać i pełnić wolę Boga.

Trzeba też pamiętać, że Kościół synodalny zawsze jest z Jezusem. Nie tylko idziemy wspólnie, jako członkowie Kościoła, ale właśnie podążamy razem z Nim. Nasz założyciel zaproponował, żeby codziennie wszyscy oblaci adorowali Najświętszy Sakrament, by spotkać się z Jezusem, i żeby On mógł nam powiedzieć, w którą stronę mamy zmierzać.

Jakie Ojciec widzi owoce Synodu o Synodalności wśród oblatów?

Pierwszym owocem Synodu jest uświadomienie sobie, że charyzmat naszego zgromadzenia pomaga nam
uczestniczyć w synodalności. Prawie każda nasza decyzja jest podejmowana we wspólnocie. Kapituła Generalna jest procesem synodalnym. Podobnie jak nasze inne zebrania. To wszystko sprawia, że przywykliśmy do synodalności jako naszego sposobu bycia.

Idziemy wspólnie z całym Kościołem, aby uczyć się także od innych. Wydaje mi się, że od procesu synodalnego nie można uciec. Poza podążaniem wspólnie jako ci, którzy są świadomymi uczniami Chrystusa, musimy iść wspólnie także z tymi, którzy niekoniecznie są blisko Kościoła – z ateistami, młodzieżą, muzułmanami.

Obecny generał oblatów pracował na misjach w Saharze Zachodniej fot. DIEGO MARTIN SAEZ OMI/OMI WORLD

Z pierwszą oficjalną wizytą jako generał udał się Ojciec do Ukrainy.

Kiedy poprzedni generał zadzwonił do mnie do Sahary Zachodniej i poprosił, żebym przyjechał na Kapitułę Generalną, to już wtedy w moim sercu narodził się pomysł wizyty w Ukrainie. Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobiłem po przybyciu, była rozmowa z ówczesnym polskim prowincjałem o. Pawłem Zającem OMI. Zapytałem go, czy uważa, że podróż do Ukrainy byłaby możliwa. Dyskutowaliśmy na ten temat i doszliśmy do wniosku, że tak.

Byłem z oblatami oraz z ludźmi z Ukrainy. Nie pojechałem tam, żeby coś powiedzieć, nie miałem też żadnej „misji specjalnej”. Pojechałem tam, żeby im towarzyszyć, modlić się za nich i z nimi. Chciałem pokazać, przez moją wizytę jako generała oblatów, solidarność całego zgromadzenia. Myślę, że to się udało, bo podróż była uważnie śledzona w zgromadzeniu. Bracia byli bardzo otwarci, dużo rozmawialiśmy. Jestem bardzo wdzięczny za ten czas i za wszystko, co moi współbracia robią w Ukrainie. Otworzyli swoje domy, żeby przyjmować uchodźców, towarzyszyć im, karmić ich. Jest to imponujące. To jest to, co wszyscy powinniśmy robić.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze