Foto: ks. Paweł Sprusiński

Siłą jest regularna adoracja . Rozmowa Michała Jóźwiaka z księdzem Pawłem Sprusińskim. [MISYJNE DROGI]

Jedyny lekarz w gminie i miasteczku od początku pandemii prosił służbę zdrowia o leki, testy i odzież ochronną. Przełożeni mu odmawiali. Gdyby nie zbiórka zorganizowana przez parafię i zakupione dzięki niej lekarstwa, do dziś nie mielibyśmy jak walczyć z chorobą – mówi misjonarz ks. Paweł Sprusiński, z którym rozmawia Michał Jóźwiak.

Michał Jóźwiak: Cały świat zaskoczony jest rozmiarami pandemii koronawirusa. W Peru też pewnie nie spodziewał się ksiądz, że epidemia tak bardzo wpłynie na codzienność?
Ks. Paweł Sprusiński: Informacja o wprowadzeniu przez prezydenta Peru narodowej, obowiązkowej kwarantanny zastała mnie w Iquitos. Wielu misjonarzy z parafii nad Amazonką przypłynęło do miasta na coroczne spotkanie wikariatu św. Józefa, które jednak zostało odwołane w ostatniej chwili. W poniedziałek rano usłyszeliśmy, że mamy 24 godziny na powrót do swoich miejsc zamieszkania, bo później nie będzie transportu. Nie było czasu na zakupy. Trzeba było jak najszybciej rozwiesić hamak na statku i czekać. Szczęśliwie udało się wrócić do parafii na statku Gran Diego, który był mocno przeładowany towarem, a przede wszystkim – licznymi pasażerami.

Foto: ks. Paweł Sprusiński

MJ: Jak wyglądały środki ostrożności w Peru? Wprowadzono restrykcje, obostrzenia, maseczki? Czy ludzie stosowali się do zaleceń? Wielu pewnie nie miało możliwości stosowania wszystkich ważnych środków zapobiegawczych?
ks. PS: Dokładnie 16 marca w Peru wprowadzono bardzo surowe zasady na czas pandemii: zamknięto granice, urzędy, szkoły, kościoły, zakazano wszelkich zgromadzeń, przemieszczania się między prowincjami i gminami, ograniczono do kilku godzin funkcjonowanie sklepów spożywczych i aptek. Wprowadzono od zmierzchu do świtu godzinę policyjną. W przestrzeganiu surowej kwarantanny pomagały wszystkie służby mundurowe: policja, wojsko, straż miejska.

MJ:
Media informowały, jak należy postępować?
ks. PS: W telewizji i radiu przez kilka dni uczono, jak należy myć ręce, i uświadamiano nas, jak szybko przenosi się koronawirus. Wprowadzone przez rząd przepisy były bardzo dobre, pojawiły się w odpowiednim momencie. Jednak mieszkańcy Amazonii, północy Peru i dużych miast nie stanęli na wysokości zadania. Do dziś wiele osób okazuje się ignorantami i nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Poważnym powodem niedostosowania się do wprowadzonych przepisów była praca. W dużych miastach prawie połowa mieszkańców żyje z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Jeżeli ktoś dziś nie będzie pracował, to jutro jego rodzina nie będzie miała nic do jedzenia. Profilaktyka w dzielnicach biedy, w wioskach w dżungli i górach, była bardzo utrudniona. Ludzie nie mają w domu stałego dostępu do wody i środków czystości.

Foto: ks. Paweł Sprusiński

MJ: W jakim stopniu miejscowa służba zdrowia i władza były gotowe na taką sytuację?
ks. PS: Nie były gotowe. Drakońskie przepisy kwarantanny i profilaktyka sanitarna były jakąś bronią przed tym, aby krzywa zachorowań nie urosła za szybko. Wszyscy wiedzieli, że szpitale i służba zdrowia bardzo szybko staną się niewydolne, ponieważ są słabo wyposażone, nieliczne i z niewystarczającą liczbą personelu. W Amazonii brakuje nie tylko misjonarzy, ale i lekarzy, pielęgniarek,
specjalistów gotowych do pracy w tym trudno dostępnym, gorącym i wilgotnym regionie świata. Zapewne zmieniła się praca Księdza, jako misjonarza, w tym czasie. Służba duchownego w okresie ryzyka pandemicznego bywa trudna – wiemy to z licznych relacji misjonarzy. Duszpasterstwo zostało mocno ograniczone. Nasze narzędzia do ewangelizacji to codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu, głośniki na wieży kościelnej, telefon komórkowy z Internetem. W parafii codziennie transmitujemy przez głośniki na wieży kościelnej różaniec i mszę św. Rano prowadzimy półgodzinną katechezę. Niestety, dźwięk dociera do 25% mieszkańców Pebas. Kontakt z animatorami z wiosek mamy głównie przez telefon. Praca duszpasterska zamieniła się w pracę charytatywną i społeczną. Ekipa misjonarzy od kilku tygodni zbiera pieniądze, aby zaopatrzyć naszych nielicznych medyków w narzędzia do walki z koronawirusem. Udało się zakupić trzy aparaty tlenowe, odzież ochronną, lekarstwa pomocne w walce ze skutkami Covid-19. Jedyny lekarz w gminie i miasteczku od początku pandemii prosił Regionalną Dyrekcję Zdrowia o leki, testy i odzież ochronną. Przełożeni odmawiali mu. Twierdzili, że u nas nie ma jeszcze osób zakażonych. Gdyby nie zbiórka zorganizowana przez parafię i zakupione dzięki niej lekarstwa, do dziś nie mielibyśmy jak walczyć z chorobą. Od 9 maja w Pebas są chorzy, lecz obiecanej pomocy od służby zdrowia w Iquitos wciąż nie ma. Brakuje przede wszystkim testów, aby odkryć gdzie są źródła zakażenia. Podawane oficjalnie statystyki nie oddają rzeczywistej liczby zachorowań.

MJ: Postaci takie jak Wanda Błeńska czy Matka Teresa z Kalkuty MC pokazują, że misje często wymagają heroicznej postawy. Takie wzorce dają siłę w tym szczególnie trudnym czasie? Są dla Księdza inspiracją?
ks. PS: Szczególnie bliska jest mi Matka Teresa z Kalkuty i jej słowa: „Bóg nie żąda ode mnie sukcesów, Bóg żąda ode mnie wierności”. Lub też słowa z Ewangelii Mateuszowej: „A Król im odpowie: »Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili«” (MT 25,40), które miałem wypisane na obrazku prymicyjnym. Jestem w Amazonii, tutaj jest moja misja, moje miejsce, w którym modlę się i działam. Tutaj Bóg mnie chce w czasie trwającej pandemii. Największą siłą i inspiracją jest regularna adoracja Eucharystii. Widzę mnóstwo sytuacji małych i dużych, w których Opatrzność Boża nad nami czuwa. Najróżniejsze pomysły, potrzebna pomoc, zakupy lekarstw i sprzętu medycznego pojawiają się w odpowiednim momencie, ani za późno, ani za wcześnie. Ale właśnie wtedy, gdy ich potrzebujemy.

Foto: ks. Paweł Sprusiński

MJ: Pandemia to czas działania, ale i obserwacji. Można przyjrzeć się sobie i innym w sytuacji kryzysowej.
ks. PS: To prawda. Uczę się pokory i zależności od Boga. Byłem świadkiem wielu wydarzeń, które wpłynęły na moje myślenie. Jestem bardzo wdzięczny młodemu doktorowi Carlosowi z Ica, który po odbyciu rocznego stażu w naszym ośrodku zdrowia zdecydował się z nami zostać. Zorganizował szpital zajmujący się chorującymi na Covid-19, sugeruje niezbędne zakupy, obmyśla strategię ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa, zapoznaje nas z procedurami na czas pandemii. Bez jego poświęcenia i zaangażowania bylibyśmy obecnie w dużo gorszej sytuacji. Lekarz z powołaniem. 

MJ: Nieodpowiedzialne zachowania pewnie też się zdarzały.
ks. PS: Mam w pamięci historię pana Mario, który sprowadził nam do Pebas koronawirusa. Na początku maja popłynął łódką peke-peke do Iquitos (od nas 180 km Amazonką) po kilka osób ze swojej rodziny. Działał w nocy, potajemnie, nielegalnie. Zachował się skrajnie nieodpowiedzialnie i egoistycznie. I tak koronawirus przypłynął do Pebas wraz z jego 8-osobową rodziną, która została zatrzymana przez wojsko i skierowana na obowiązkową izolację. Był pierwszym pacjentem w stanie ciężkim, który otrzymał opiekę w naszym centrum Covid-19. Opatrznościowo, kiedy miał duże trudności z oddychaniem, dotarł do Pebas pierwszy zakupiony ze zbiórki aparat tlenowy. Przez dwa tygodnie Mario oddychał i przeżył dzięki temu aparatowi. Został ewakuowany do szpitala w Iquitos. Wydawało się, że zwalczył koronawirusa, ale jego płuca były w opłakanym stanie. Parafia, dzięki środkom ze zbiórki, pomagała jego rodzinie w zakupie drogich lekarstw, których
potrzebował. Niestety zmarł. Miłość nieprzyjaciół w czasie pandemii w Amazonii oznacza: miłujcie nieroztropnych, lekkomyślnych, dobrze czyńcie tym, którzy sprowadzają na was niebezpieczeństwa. Módlcie się za nieodpowiedzialnych, upominajcie niezdyscyplinowanych.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze