Uganda. Twarzą w twarz z ich koszmarami [MISYJNE DROGI]

W czasie wojny, jaką Boża Armia Oporu (LRA) prowadziła w Ugandzie przeciw rządowi Yoweri Museveniego, uprowadzonych zostało ponad 60 tys. dzieci. Małoletni żołnierze to jedne z ofiar wielu współczesnych form niewolnictwa. Ci, których spotkałem, do dziś noszą w sobie traumę tamtych dni.

Choć od tamtego czasu minęło już 15 lat, a Steven z nastolatka wyrósł na potężnie zbudowanego mężczyznę, w oczach wciąż ma łzy. Był seminarzystą, gdy Lord’s Resistance Army (LRA) uprowadziła go wraz z innymi do buszu. Chłopców szkolili na żołnierzy. Dziewczynki, porywane ze szkół i wiosek, przygotowywali na „żony” bojowników. A gdy pojawiało się pierwsze krwawienie, to znaczy, że były gotowe… Potem dzielili je między siebie, lub wymieniali… Te nieposłuszne zabijano.

>>> Pomysł oblatów: woda święcona i tekst błogosławieństwa na parapecie 


Zabij, albo zabijemy ciebie!

– Było około osiemnastej, gdy dotarliśmy do obozu. To był obóz szkoleniowy dla porwanych. Byliśmy przerażeni – opowiada Steven. Usłyszał, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko będą stosować się do reguł. – Potem powiedzieli: „Teraz idziemy się modlić”. Musieliśmy ściągnąć ubrania. Wysmarowali nas olejem shea. Uczynili znak krzyża na klatce piersiowej i plecach. I powiedzieli: „Teraz jesteście jednymi z nas”. Dodali, że jeśli podejmiemy głupią decyzję ucieczki to nas zabiją. Nie wierzyłem, dopóki nie zobaczyłem. Przydzielili go do artylerii. Trafił pod dowództwo Okota Odhiambo, jednego z najwyższych rangą dowódców LRA, który później znalazł się na liście poszukiwanych przez Międzynarodowy Trybunał Karny. – Kiedy mnie zaprowadzili do niego, siedział pod drzewem. Dokoła sześć kobiet. Powiedział: „Nie próbuj uciekać”. Mieli dobrze zorganizowaną siatkę wywiadowczą. Uczyli nas posługiwania się bronią. Łapałem te rzeczy szybko. Mówili mi: „Będziesz dobrym dowódcą”. Były też dziewczęta, które miały broń. I było wiele dzieci. Wspomina, jak kiedyś złapano dziewczynę, która próbowała uciec. – Akurat gotowałem milet i kasawę. Dowódca krzyknął: „Na co czekacie, rekruci? Zabić ją!”. Chwycili kije, kamienie, zaczęli… Zobaczyli Stevena. Próbował się wycofać. – Ponieważ byłem seminarzystą, mówili na mnie „ksiądz”. Odhiambo krzyknął: „Ten ksiądz jeszcze nikogo nie zabił”. Inni powtórzyli: „To prawda, nie zabił! Wykończ ją. Uderz w głowę”. „Nie, nie mogę, to szaleństwo!”, broniłem się. Zaczęli mnie okładać. „Albo ją wykończysz, albo my wykończymy ciebie!”. Bili go, aż z bólu krzyknął: „OK, zrobię, co chcecie, tylko mnie już nie bijcie”. – A ona przestraszona patrzyła, jak mnie bili i jak zgodziłem się ją zabić – opowiada ze łzami. – Zamknąłem oczy, podniosłem pangę (rodzaj maczety). Wtedy ktoś z tyłu wykręcił mi rękę. Usłyszałem śmiechy. Wszystkie siły mnie opuściły. Upadłem. Ktoś krzyknął: „On jest tchórzem! Zabijcie ją!”. Rzucili się na nią – opowiada Steven, który miał wówczas 15 lat. Od dwóch lat Steven jest księdzem w Kitgum.

>>> WHO: Afryka wciąż może powstrzymać rozprzestrzenianie się Covid-19

Foto: Krzysztof Błażyca

Te dzieci…

Brenda była pielęgniarką w ośrodku św. Judy Tadeusza w Gulu. To ośrodek wybudowany przez kombonianów, w którym w czasie wojny schroniły się dzieci. Brenda uniknęła porwania. Ale widziała, jak szlachtują maczetą jej wujka. – Ci chłopcy byli szkoleni, aby stać się złymi. Te dzieci… One były porwane. Nie były winne. Jak kazali zabić, to musiałeś zabić. Jeśli odmówiłeś, zabijali ciebie. Ci chłopcy mieli zabijać wszystkich… – Brenda rozumie te mechanizmy, to działo się na jej oczach. Widziała ludzi z odciętymi ustami, nosami i uszami. Brenda ocalała. Zabrali jej przyjaciółkę. Ci, którzy mieli szczęście, wracali, jak ona. Ale życie nie było już takie, jak przedtem. Brenda wspomina, że pomagały parafie i Czerwony Krzyż. Ale wojska rządowe pojawiały się zazwyczaj po atakach. – A przecież powinni byli walczyć, aby chronić ludzi. Ale ich wtedy nie było – mówi.

>>> Oblaci ze Sri Lanki w rocznicę zamachów modlą się za ofiary [ZDJĘCIA]


Bez przebaczenia

Lilly porwano, gdy miała dwanaście lat. Lilly jest jedną z „żon” Josepha Kony’ego, przywódcy LRA. Ma z nim piątkę dzieci. Mówi wolno. Czasem jest wzburzona. Wtedy jej głos staje się mocniejszy, potem znów łagodnieje. Patrzę jej w oczy. Nosiła broń. Walczyła. – Ojca pobili na śmierć i zostawili przy rzece. Nam kazali iść dalej. W nocy jedna z uprowadzonych dziewcząt uciekła. To był błąd. Złapali ją wczesnym rankiem. Przyprowadzili do obozu. Rozebrali. Skoro uciekła, teraz pokażą dla przykładu, co czeka innych – opowiada. Było tam około czterdziestu dziewcząt. Wszystkie dostały kije. – Podzielili nas na młode i starsze. Starszym zadano pytanie, co uczynić z tą, która uciekła. Odpowiedziały, że przebaczyć. Ale rebelianci naciskali: albo tamta zostanie zabita, albo te, które mówią o przebaczeniu. Mają więc wybrać… Potem jednak zdecydowali, że zamiast zabijać, wymierzą jej trzysta uderzeń. Po dwustu pięćdziesięciu była całkowicie sparaliżowana. Nie potrafiła nawet płakać, poruszać się, ani drgnąć. Po prostu leżała taka bezbronna na ziemi – wspomina Lilly. Lilly została też pobita. – Powiedzieli, że mamy cywilne przyzwyczajenia. Najpierw uderzyli nas dziesięć razy kijami, aby wzbudzić w nas wojskowego ducha. Sposób, w jaki nas bito, nazywano „konwojem”. Rebelianci ustawili się w linii i bili nas jedną po drugiej. Potem zaprowadzili
nas do Josepha Kony’ego – opowiada. Dwa lata później została „żoną” Kony’ego. Miała wtedy 14 lat.

Foto: Ośrodek św. Judy Tadeusza w Gulu

Siostra Rachela

Nocą, 10 października 1996 r., porwano uczennice ze szkoły św. Marii St. w Aboke. 139 dziewcząt trafiło do niewoli. Do dziś los 9 pozostaje nieznany. LRA dokonała wielu podobnych ataków, jednak dzięki postawie siostry Rachele Fassera, włoskiej kombonianki, ówczesnej dyrektorki placówki, tą historią zainteresował się świat. Wraz z nauczycielem Bosco Okello, podążyła za rebeliantami do buszu. Błagała o uwolnienie dziewcząt, oferując porywaczom zamianę uczennic na nią samą. Po konsultacji komendanta oddziału z Josephem Konym zwolniono 109 dziewcząt. Za pozostałe zażądano pieniędzy. Wszystkie były gwałcone. Jeśli odmawiały, bito je. W porwaniu brał udział Richard, spotykam się z nim w Kitgum. Mężczyźnie łamie się głos, mówi urywanymi zdaniami. – Byłem w tej brygadzie, która porwała dziewczyny z Aboke. Uprowadziliśmy je… Ta siostra… ona biegła za nami… Dowódca zażądał pięćdziesięciu milionów. Powiedziałem mu, że to się nie uda… to za dużo… Moim dowódcą był wtedy Charles Tabuley… Richard ze łzami opowiada o swoim czasie w szeregach LRA. Mówi o siostrze Racheli, pertraktacjach, lęku, krzykach i młodych chłopcach uprowadzających młode dziewczęta. – Zwłaszcza ci młodsi byli najbardziej agresywni – przyznaje. Dziś sam ma dzieci… I łamie mu się głos.

>>> Syria. Nieść pokój. Rozmowa Zofii Kędziory z Siostrą Brygidą Maniurką [MISYJNE DROGI]

Foto: Ośrodek św. Judy Tadeusza w Gulu

Ty jesteś ze mną

W 1999 r. Watykan utworzył trzy nowe diecezje w Ugandzie, John Baptist Odama został mianowany biskupem Gulu. Hierarcha podkreślał, że jego zadaniem jest praca na rzecz pokoju i pojednania. Bp Odama miał w tym czasie 51 lat i był najmłodszym hierarchą Ugandy. Odwiedzam go za każdym razem, gdy jestem w Gulu. – Spotykałem się z Kony’m w buszu kilkakrotnie. Siedzieliśmy razem dokoła ognia. Rozmawialiśmy – opowiada. – Przekonywałem go, że nie ma rozwiązania w walce, skoro jej owocami jest tylko śmierć i zniszczenie. Powiedziałem mu wprost: „Kony, życie ludzi jest drogocenne. Nie może być niszczone…”. Spojrzał na mnie uważnie, ale nie powiedział ani słowa. Jedyną odpowiedzią było milczenie. Myślałem o tym, co ta cisza miała znaczyć. Czy chciał tym powiedzieć: „Mam swój plan. Nie muszę troszczyć się o to, co mówisz”. A może pojawiło się u niego poczucie winy, miał wyrzuty sumienia? Bo te moje słowa były wprost do niego. Bez świadków. Nie wiem, co było wtedy jego prawdziwą odpowiedzią – wspomina. Bp Odama podkreśla, że nigdy nie wahał się iść do buszu, choć nie kryje, że miał obawy. – Wierzę, że w moich kontaktach z Kony’m byłem umacniany przez Pana. Nie miałbym odwagi, aby tam iść. Ale czułem, że powinienem. Cały czas nosiłem w sobie pytanie: „Jeśli moi ludzie giną, to co ze mnie za biskup, który nie potrafi zatroszczyć się o ludzi?”. I kiedykolwiek szedłem do buszu, zawsze niosłem w sobie słowa: „Ja jestem z tobą”. To mi pomagało, motywowało mnie. Trzeba było zatroszczyć się o dzieci, które były porywane i o te, które uciekały… Więcej historii ofiar Bożej Armii Oporu w książce autora tekstu „Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie na północy Ugandy” (Wyd Bernardinum, Pelplin 2017)

Krzysztof Błażyca

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze