Z Ameryki Łacińskiej na temat pobożności ludowej … i nie tylko
Mając już ponad pięćdziesiąt lat na karku, człowiek często łapie się na tym, że z nostalgią wspomina dawno minione lata i przywołuje w pamięci obrazy z dzieciństwa. Na pewno jednym z takich wspomnień są wspólne wypady z babcią na parafialne odpusty.
Jako mieszkańcowi Krakowa trudno mi nie wracać pamięcią do kwietniowego odpustu Miłosierdzia Bożego na Łagiewnikach w Krakowie, majowego wyjścia na Skałkę lub wrześniowego odpustu w Mogile. Śmiało zatem mógłbym zanucić znaną piosenkę Janusza Laskowskiego o tym, że najbardziej mi żal „kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków, pierzastych kogucików, baloników na druciku. Motyli drewnianych, koników bujanych, cukrowej waty i z piernika chaty.” Jednak zanim odniosę się bezpośrednio do pobożności ludowej, to chciałbym w kilku słowach nawiązać do bieżących wydarzeń.
>>> O. Kasper Kaproń: problem wypalenia w środowisku kapłańskim jest dość częsty [KOMENTARZ]
Słuchanie i synodalność
Słowa papieża Franciszka skierowane do rosyjskiej młodzieży, która 25 sierpnia zgromadziła się w petersburskim Kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej wywołały, szczególnie w środkowo-wschodniej Europie, sporo zamieszania i słusznego oburzenia. Odniesienie się do historycznych postaci Piotra Wielkiego i Katarzyny II dowodzą niezrozumienia czym jest imperialna Rosja. Świadczą one także o mentalności Franciszka, na którą mają wpływ urodzenie, edukacja i pewna wrażliwość społeczna, którą kształtują czas oraz miejsce urodzenia i wzrastania. To nie jest usprawiedliwienie wypowiedzianych słów, a jedynie próba zrozumienia przyczyn. Już kilka moich lat przebywania na Zachodzie Europy pozwalają mi dostrzec tamtejszą „ślepotę na lewe oko”, gdzie mówi się jedynie o prawicowym ekstremizmie, a do komunizmu ma się dość ambiwalentny stosunek: owszem potępiane są wypaczenia komunizmu, ale samego komunizmu już się nie potępia. Mieszkańcy Ameryki Południowej, szczególnie ci, uformowani w krajach Europy Zachodniej (głównie w Niemczech) sporo czerpią z tego intelektualnego zaplecza, a gdy do tego dojdzie jeszcze historyczna wrogość do Stanów Zjednoczonych, to łatwo znaleźć wytłumaczenie dla papieskiej wypowiedzi.
W tym samym dniu, w którym przeczytałem o słowach papieża Franciszka na temat wielkiej Rosji, na łamach pewnego polskiego portalu pojawił się artykuł na temat prac komisji, której jestem członkiem, a której celem jest opracowanie nowego rytu liturgicznego w Kościele przeznaczonego dla katolików w Amazonii. Artykuł ten, pełny pomówień i niesłusznych oskarżeń, świadczy nie tylko o złej woli autora, ale przede wszystkim o zupełnym niezrozumieniu kontekstu Amazonii i szerzej, całej Ameryki Łacińskiej.
W kontekście przygotowań do synodu na temat synodalności, mówi się dzisiaj dużo na temat konieczności słuchania, lecz odnoszę wrażenie, że właśnie ze słuchaniem i z pragnieniem zrozumienia drugiej strony, mamy największe problemy. Mówimy za dużo i za szybko. Nie chcę tutaj oceniać, ale być może, gdyby papież wsłuchał się uważniej w głos ukraińskich lub polskich biskupów, to uwolniłby się od osobistych społeczno-kulturowych uwarunkowań i nie wypowiedziałby tak nieszczęsnych słów na temat historii Rosji. Wsłuchać muszą się także katolicy w Polsce, aby nie szafowali osądami, które mają niewielkie odniesienie do rzeczywistej sytuacji w Kościele na drugiej Półkuli. Aby nie dochodziło do sytuacji, jaka miała miejsce podczas jednego z księżowskich obiadów w Polsce na którą został zaproszony polski biskup pełniący posługę w Amazonii. Działo się to bezpośrednio po amazońskim synodzie i ksiądz proboszcz, gospodarz obiadu, poprosił biskupa z dalekiego kraju, aby podzielił się wrażeniami z synodu i doświadczeniami z pracy w tak odległym regionie. Biskup zaczął mówić o wielkich potrzebach regionu, o brakach duszpasterskich i chciał nawiązać do kwestii „viri probati”. Jednakże, gdy tylko wypowiedział te łacińskie słowa, jeden z księży wstał i ostentacyjnie zaczął słowa modlitwy „Gloria Patri…” kończąc tym samym obiad i wszelką dyskusję.
Różnorodność Boliwii i brak kapłanów
W miesiącu lipcu i sierpniu odwiedziło mnie dwóch współbraci z Polski. Dzięki nim, jako miejscowy przewodnik, mogłem na nowo udać się do kilku miast i miejscowości Boliwii, aby pokazać gościom różnorodność tego kraju, a samemu powrócić i na nowo doświadczyć religijności mieszkańców Andów i Amazonii. Szczególnie utkwił mi w pamięci obraz uroczystości odpustowej w Urubichá, tj. w amazońskiej parafii, gdzie przez dwa lata pełniłem obowiązki proboszcza. Parafia ta znana jest w świecie ze względu na działającą tutaj Szkołę Muzyczną, gdzie pielęgnowane są tradycje misyjnej muzyki barokowej. Pełna orkiestra symfoniczna, pięćset osobowy, wielogłosowy chór wykonujący utwory po łacinie, po hiszpańsku i w miejscowym języku guarayo, piękna oprawa liturgiczna uroczystości odpustowej oraz obecność prawie wszystkich mieszkańców wioski na mszy świętej i procesji sprawiły bardzo mocne wrażenie na moich gościach, którzy na zakończenie uroczystości stwierdzili: „Takiego odpustu nie powstydziłyby się największe katedry Polski czy Europy”.
Jednocześnie jednak moje serce wypełniał smutek na widok starszego i schorowanego proboszcza (75 lat), który z wielkim zaangażowaniem stara się obsłużyć trzy podlegające mu parafie, choć nie ma nadziei na następcę. Franciszkańskim chórem i orkiestrą interesują się już teraz zagraniczne konsorcja muzyczne (także z Chin) widząc w tym także swoiście pojęty interes. Kilka lat temu, mieszkańcy wioski wraz z lokalnymi władzami, napisały list do jednego Zakonu w Polsce, z prośbą o misjonarzy. Na list ten jednak nigdy nie otrzymali odpowiedzi. Łatwo jest krytykować lub oburzać się na podejmowane tutaj przez nas próby dotyczące nowych form życia liturgicznego i zabezpieczenia sakramentalnej posługi poprzez wprowadzenia np. święceń dla viri probati. Czy jednak ma się moralne prawo wypowiadać podobne krytyczne słowa, w sytuacji gdy w moim rodzinnym Krakowie, w samym Starym Mieście, pracuje być może więcej księży, niż w całej Amazonii. W mojej rodzinnej, niewielkiej parafii pracuje obecnie 13 księży, a w całej prowincji franciszkańskiej w Boliwii jest nas sześćdziesięciu i mamy do obsługi blisko 30 placówek. Muzyczny fenomen wioski Urubichá zachwyca uniwersytety w Stanach Zjednoczonych i stanowi, że wioska ta jest perełką misji franciszkańskich. Nie jesteśmy jednak w stanie jako Kościół zapewnić tej wiosce stałej posługi duszpasterskiej.
Narzekamy na wpływ postępowej, niemieckiej, myśli teologicznej na kształt Kościoła w Ameryce Łacińskiej. Pracując na wyższej uczelni katolickiej oraz biorąc udział w różnego rodzaju forach wymiany myśli często zderzam się z poglądami, które daleko odbiegają od mojej wrażliwości religijnej i społecznej. Czy jednak mam prawo się dziwić, skoro to niemieckie uczelnie otworzyły drzwi dla zdolnych studentów z tego regionu świata, a niemieckie organizacje zapewniły im stypendia. Dlaczego zamiast narzekać nie stworzymy podobnego systemu pomocowego, aby zapewnić odpowiednią formację dla katolickiej i uzdolnionej młodzieży.
Pobożność ludowa, która łączy Polskę i Amerykę Łacińską
A przecież jest tak dużo elementów, które łączą nasz polski i latynoski katolicyzm. Mam na myśli przede wszystkim pobożność ludową. Jest w naszej polskiej pobożności wymiar ludowy i ludyczny (być może ostatnio zaniedbany i zapominany), który znajduje swoje silne odzwierciedlenie w religijności mieszkańców Ameryki Łacińskiej. Konferencja Episkopatów Ameryki Łacińskiej w Aparecida (2007), określiła pobożność ludową jako wcieloną duchowość w kulturę ludzi prostych. Dokument końcowy konferencji w Aparecida żywym i barwnym językiem określił niektóre formy duchowości ludowej. Mówił o świętach patronalnych, nowennach, modlitwie różańcowej, drodze krzyżowej, procesjach, tańcu i śpiewie oraz całym folklorze religijnym, obietnicach składanych świętym, o czułości Boga i świętych. Biskupi zwrócili uwagę na pielgrzymki do sanktuariów. Napisali, że już sama decyzja wyruszenia do sanktuarium jest aktem wyznania wiary; w sanktuarium pielgrzym żyje doświadczeniem tajemnicy. Mury sanktuariów są świadkami wielu historii nawrócenia, przebaczenia i otrzymanych darów, o których miliony ludzi mogłyby mówić. W sposób poetycki, tak obcy stylowi dokumentów Magisterium Kościoła, opisuje się to, czego z pewnością autorzy mogli doświadczyć w sanktuarium w Aparecida: Wzrok pielgrzymów spoczywa na wizerunku, który symbolizuje czułość i bliskość Boga. Miłość zatrzymuje się, kontempluje tajemnicę i w ciszy wynosi z niej pożytek. Wzrusza się także, wylewając cały ciężar swojego bólu i pragnień. Szczera modlitwa, płynąca z ufnością, jest najlepszym językiem serca, które zrezygnowało z samowystarczalności, uznając, że samo nie może zrobić nic. W takiej krótkiej chwili zawiera się żywe doświadczenie duchowe. I chociaż pobożność ludowa przeżywana jest w wielkiej grupie osób, nie jest ona duchowością mas, lecz dotyka najgłębszych zakamarków serca ludzi, w ich konkretnych sytuacjach życia, w ich doświadczeniach: W różnych momentach codziennych zmagań wiele osób zwraca się do jakiegoś małego znaku Bożej miłości: krucyfiksu, różańca, świecy zapalonej, aby towarzyszyła dziecku w chorobie, Ojcze nasz szeptanego przez łzy, pełnego czułości spojrzenia skierowanego na ukochany wizerunek Maryi czy uśmiechu skierowanego ku Niebu w momencie prostej radości. Konferencja w Aparecida wskazała także na moc ewangelizacyjną, jaką ma pobożność ludowa. Jest to duchowość wpisana w kulturę ludzi prostych. Dlatego też uczestniczy ona w procesie przekazu wartości własnych każdej kulturze. Biskupi byli świadomi faktu, że tradycje kulturowe nie są już przekazywane z pokolenia na pokolenie z taką samą łatwością jak w przeszłości, i chociaż przekaz ten jest osłabiony, to jednak ciągle jest on obecny zarówno w Ameryce Łacińskiej jak i w Europie. Stanowi on wewnętrzną dynamikę ludu, poprzez który lud chrześcijański ewangelizuje siebie samego.
Kilka lat temu, na początku mojej pracy w Ameryce Łacińskiej, wpadła mi w ręce książka Juana Carlosa Scannone, ojca kierunku teologicznego jakim jest teologia ludu, pt. Ewangelizacja, kultura i teologia. Książka została napisana w 1990 roku i autor we wstępie nawiązuje do roli pobożności ludowej w Polsce, która podtrzymywała kulturę narodu polskiego w okresie zniewolenia komunistycznego i była siłą jednoczącą ten naród, aby ten mógł obalić komunistyczny system. Autor następnie stawia pytania, czy my, jako społeczność latynoska, charakteryzująca się podobną pobożnością jesteśmy w stanie stworzyć podobną jedność, aby obalić systemy zniewalające ówczesną Amerykę Łacińską.
Kończy się miesiąc sierpień. W Polsce był to czas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę, które są pięknym przejawem pobożności ludowej. W Boliwii to także czas wielu świąt, jak na przykład wspomniany wyżej odpust parafialny w Urubichá lub odpust ku czci Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Urkupiña (Cochabamba) oraz święto św. Rocha w Tarija z przemarszem chunchos. Łatwo znaleźć elementy wspólne między tym, czego można doświadczyć w Ameryce, a tym, co spotkać można w czasie odpustów w polskich wsiach, miastach i miasteczkach. Wystarczyłoby jedynie wstawić w miejsce białych sukienek dziewcząt z orszaku np. tutejszy tipoy, a nieodłączne stragany odpustowe zastąpić kiermaszem z używaną odzieżą. Także i tu znaleźć można obwoźnych sprzedawców cukrowej waty, a odpowiednikiem piernikowego serca mogłoby być oblane czekoladą jabłko na patyku. Po obu częściach globu w odpustowe dni stałym elementem krajobrazu są regionalne stroje. Trudno jednak byłoby zachęcić Latynosów do podjęcia trudu kilkudniowej pieszej pielgrzymki; być może my, Polacy, więcej potrafimy od siebie wymagać. Tutaj jednak bez porównania większa jest radość ze świętowania, co na pewno związane jest z latynoskim temperamentem. Dla nich parafialny odpust ku czci Bożej Rodzicielki to dosłownie impreza u matki, a więc… i upić się można. Mama przecież doskonale to zrozumie i nie będzie miała o to pretensji. Wiara tutaj jest radością, my natomiast jesteśmy nacechowani powagą i dystansem do sacrum. Dużo podobieństw i oczywiste – ze względu na klimat, temperament i historię – różnice. Nie przeciwstawiałbym jednak duchowości maryjnej Wschodu i Zachodu, Ameryki i Europy. Należałoby raczej wejść głębiej w każdą z tych duchowości, pragnąc ją lepiej poznać. Pozwoli to równocześnie zrozumieć specyfikę każdej kultury i religijności. Dziewica Maryja jest darem niebios, który otrzymaliśmy, aby przełamywać nasze wzajemne uprzedzenia. Uczmy się zatem siebie i od siebie wzajemnie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |