Marcin Wrzos OMI: morwa i platan [FELIETON]
Już chyba trzeci raz wracam do eseju Olgi Tokarczuk opublikowanego w Frankfurter Allgemeine Zeitung: „Z mojego okna widzę białą morwę, drzewo, które mnie fascynuje i było jednym z powodów, dlaczego tu zamieszkałam. Morwa jest hojną rośliną – całą wiosnę i całe lato karmi dziesiątki ptasich rodzin swoimi słodkimi i zdrowymi owocami. Teraz jednak morwa nie ma liści, widzę więc kawałek cichej ulicy, po której rzadko ktoś przechodzi, idąc w kierunku parku”. Na białą morwę spogląda i pani Olga i jej sąsiedzi i przechodnie i trochę my, którzy nigdy jej na własne oczy nie widzieliśmy. Morwa była, jest, i oby oddychała jak najdłużej. Zmieniają się pory roku, zmieniają się ludzie przechodzący, zmienia się autorka. Świetny tekst mówi o świecie w dobie koronawirusa i o tym, jak się zmienia. Tokarczuk kończy: „Na naszych oczach rozwiewa się jak dym paradygmat cywilizacyjny, który nas kształtował przez ostatnie dwieście lat: że jesteśmy panami stworzenia, możemy wszystko i świat należy do nas”.
Cieszę się, że mieszkam w Poznaniu. Zapuściłem tu korzenie, trochę jak platan z naszego ogrodu. Jest tu już tak długo, że nawet najstarsi okoliczni mieszkańcy pamiętają, że był zawsze. Może ma 100, a może 200 lat. Najbardziej z niego cieszymy się latem, kiedy daje sporo cienia, ale też jesienią, gdy rudzielce skaczą po jego gałęziach, a gdzieś tupie po cichu kolczatek.
Morwa i platan. One nadają spokoju, przemijalności. Patrzą na nasze zmagania ze Stwórcą, innymi ludźmi, czy na zmagania, które toczymy sami ze sobą, aby się uszlachetnić. Martwię się. Czasem w bezsilności dialogu krzyczymy. Krzyczymy do siebie i na siebie. Pewnie dlatego się nie słyszymy. Krzyczymy, że kobiety, w domyśle wszystkie, chcą aborcji, a przynajmniej są za nią, a źli chcą jej absolutnie zakazać. W moim otoczeniu, a jest ono różnorodne, większość kobiet jest przeciw, a ustawodawcy nie chcą jej całkowicie zakazać, a tylko tej dotyczącej chorych dzieci. Krzyczymy, że jesteśmy chrześcijańscy, bo jesteśmy pro-life, pokazując innym jednocześnie pogardę, nie szanując człowieka, depcząc go. A gdzieś w tym wszystkim jest spór o prawo do samostanowienia, o prawo do życia. Dla mnie, chrześcijanina, wybór jest jasny. To życie, a szczególnie obrona tego najbardziej pozbawionego głosu. Jednak wiem też, że sam zapis prawa to za mało, bo sytuacje bywają dramatycznie trudne. Pro-life to też zapewnienie opieki i pomocy dla kobiet z chorymi dziećmi w swoich łonach, możliwość adopcji przez inne pary, szacunek przy porodzie. Nie wszystkie kobiety są gotowe, aby to wydarzenie potraktować jak chwalebny krzyż, do którego dojrzewamy dziesiątki lat. Nie ma prostych rozwiązań. Pamiętam, jak jedna z młodych neonatolożek powiedziała, że na spotkaniu lekarzy tej specjalności ogłoszono, że powoli problem rodzących się chorych dzieci się zmniejsza. Bo ich nie ma. Dla mnie, chrześcijanina, to straszne. Straszne też są sytuacje, kiedy ktoś kobiety bije w domu, nie szanuje, traktuje nieludzko.
Podobnie z edukacją seksualną – krzyczymy, że za nią odpowiadają rodzice. Krzyczymy, że nie są na to gotowi. Krzyczymy, że ją zakażą. Ma być zakazane tylko „propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej”, co edukacją seksualną nie jest.
Mam wrażenie, że co jakiś czas są „wypuszczane tematy” budzące emocje, o których wolałbym, abyśmy rozmawiali już dawno, a nie w momencie, kiedy być może komuś zależy na polaryzacji społeczeństwa. Media, w zależności od strony podają zerojedynkowe informacje i trzecie prawdy wg Tischnera. Może okaże się, że w wielu miejscach i poglądach życia się spotkamy, a w wielu będziemy się różnić. Usiądźmy pod morwą czy platanem. Rzućmy w kąt, jak mówi Tokarczuk, cywilizacyjny paradygmat, który się chwieje, że jesteśmy panami stworzenia i możemy wszystko. I posłuchajmy się. Nie krzyczmy. Może nie jest za późno?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |