Na długie lata utraciłem wiarę w Boga, a On nigdy nie utracił wiary we mnie [ROZMOWA]
– Bóg, którego poznałem, kiedy patrzy na największego grzesznika, to widzi w nim swoje ukochane, pogubione dziecko. Bóg, którego poznałem nie łamie trzciny nadłamanej, lecz daje jej nowe życie – mówi Maciej Jabłoński, który przez wiele lat był ateistą, ale odkrył prawdziwe oblicze Boga i to zmieniło jego życie.
Jak sam pisze, w mediach społecznościowych wiele osób, którym opowiadał o swoim życiu, mówiło mu, że spisał swoją historię, by podzielił się nią z innymi. Dlatego też opowiada o tym m.in. w swojej książce „Powrót Syna Marnotrawnego”.
Justyna Nowicka: Określasz siebie jako osobę która była zagorzałym ateistą i antyklerykałem. Skąd się wzięło u Ciebie takie podejście?
Maciej Jabłoński: – Moje odejście od wiary i Kościoła to był stopniowy proces, który miał swój finał chwilę po przyjęciu „dla świętego spokoju” sakramentu bierzmowania. To odejście, a następnie walka z Kościołem, było spowodowane przede wszystkim obrazem Boga, jaki otrzymałem w młodości – zarówno w domu, jak i na lekcjach religii w szkole. Obrazem, który dzisiaj wiem, że był karykaturą Boga – starszego, srogiego Pana, który siedzi wysoko w niebie i czeka tylko na moje upadki, żeby mnie ukarać. Nie wierzyłem w takiego Boga i dzisiaj wiem, że wówczas miałem rację, bowiem taki Bóg faktycznie nie istnieje.
Piszesz, że dałeś Bogu milion powodów, aby Cię skreślił, ale żaden Go nie przekonał. Możesz powiedzieć, jakie Twoim zdaniem (wtedy) były powody, dla których miałby Cię skreślić?
– Przez kilkanaście lat życia byłem zagorzałym ateistą, któremu wielokrotnie zdarzało się stosować przemoc słowną na księżach oraz osobach wierzących. Bluźniłem przeciwko Bogu, szukałem sensu życia w religiach Dalekiego Wschodu itd… Jednak, choć na długie lata utraciłem wiarę w Boga, to On nigdy nie utracił wiary we mnie.
Używałeś bardzo mocnych stwierdzeń. Można by pomyśleć, że to już koniec Twojej relacji z Bogiem i z Kościołem. Teraz mówisz o sobie jako o synu Boga. To duża zmiana. Jaka była twoja droga do zmiany? Od czego się zaczęło? Jak się toczyło? Pamiętasz jakieś konkretne sytuacje?
– Mój powrót do Kościoła to była droga, której bardziej szczegółowy opis zawarłem w książce-świadectwie pt. „Powrót Syna Marnotrawnego”. Rozpoczęła się ona od… przygotowań do maratonu i długich samotnych treningów. Następnie Bóg stawiał na mojej drodze osoby – anioły, za pośrednictwem których dawał mi doświadczać swojej obecności i bezgranicznej miłości.
A może zapadła Ci w pamięć jakaś historia albo jakieś wydarzenie czy słowa, które sprawiły, że zacząłeś się zmieniać?
– To był proces, w którym Bóg dawał mi doświadczać swojego miłosierdzia i bezwarunkowej miłości. Kiedy po raz pierwszy od kilkunastu lat poszedłem do kościoła, to jedną z pierwszych osób, które tam zobaczyłem była dziewczyna, która od ośmiu lat jest moją żoną. Dziewczyna, która wówczas była z zupełnie innego świata niż ja.
Tytuł twojej książki – świadectwa to „Powrót Syna Marnotrawnego”. Domyślam się, że ta historia jest dla Ciebie szczególnie ważna. Dlaczego?
– Historia Syna Marnotrawnego to historia mojego życia. W wieku 16 lat wziąłem wszystkie otrzymane od Boga talenty i przez kilkanaście lat życia trwoniłem je na lewo i prawo. I kiedy zacząłem pragnąć miłości, szukałem jej, ale nie byłem w stanie jej znaleźć ani w przelotnych relacjach, ani w używkach, ani w karierze zawodowej. Więc udałem się po nią do źródła tej miłości – do kochającego Boga.
Jakiego Boga poznałeś?
– Bóg, którego poznałem, kiedy patrzy na największego grzesznika, to widzi w nim swoje ukochane, pogubione dziecko. Bóg, którego poznałem nie łamie trzciny nadłamanej, lecz daje jej nowe życie.Bóg, którego poznałem nigdy nie poprzestaje szukać zagubionej owcy.
Co myślisz teraz o Kościele, o księżach?
– Dzisiaj Kościół jest moim domem. Domem, w którym poznałem wielu wspaniałych, oddanych Ewangelii księży, jak również takich, którzy w swoimi życiu pobłądzili. Domem, który nie jest muzeum dla świętych, lecz szpitalem dla grzeszników.
Co jest dla Ciebie w życiu ważne? Co ciebie napędza?
– Napędza mnie świadomość tego, że jestem obdarzony bezwarunkową miłością dzieckiem Boga. Ważne jest dla mnie bycie odbiciem miłości Boga Ojca dla osób, które On stawia na mojej drodze w mojej codzienności – w pierwszej kolejności dla mojej żony i dzieci.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |