wayhomestudio/freepik.com

Nauczanie o antykoncepcji należy lepiej zrozumieć, a nie je zmienić [KOMENTARZ]

Czasem szukamy odpowiedzi na nasze pytania gdzieś bardzo daleko, a one są tuż przed naszym nosem. Mam wrażenie, że tak jest z nauczaniem Kościoła o antykoncepcji. Nie musimy go zmieniać – wystarczy, że je uważnie odczytamy.

W dyskusji na temat antykoncepcji pojawiło się ostatnio kilka ważnych głosów. Wszystkim warto się przyjrzeć. Nie jest jednak moim zamiarem odnoszenie się do wybranych tekstów czy powielanie niektórych słusznych tez, ale raczej zwrócenie uwagi na to, że Kościół już dzisiaj daje nam narzędzia do wzięcia pod uwagę nowych społecznych okoliczności w temacie antykoncepcji. Jak i w każdym innym.

Encyklika Humanae vitae ma opinię dokumentu co najmniej wymagającego moralnie. Jego przeciwnicy uważają, że jest wręcz opresyjny. Warto zauważyć, że nauczanie Kościoła w temacie antykoncepcji, mimo że się nie zmieniło, to jednak jest przez nas dzisiaj rozumiane chyba nieco inaczej. Czy to dobrze?

Rok 1930

Cofnijmy się o prawie sto lat. Jest rok 1930. 31 grudnia papież Pius XI wydaje dokument dotyczący czystości małżeństwa. Poruszone są w nim kwestie jedności, sakramentu, potomstwa, wychowania, emancypacji kobiet, a także antykoncepcji.

„Ponieważ od niedawna niejedni, jawnie odstępując od nauki chrześcijańskiej, przekazanej od początku i niezłomnie zachowanej, sądzili że w obecnych czasach inną w tym przedmiocie należy głosić naukę, dlatego Kościół Katolicki, któremu sam Bóg powierzył zadanie nauczania i bronienia czystości i uczciwości obyczajów, Kościół ten, pragnąc pośród tego rozprężenia obyczajów zachować związek małżeński czystym i od tej zakały wolnym, odzywa się przez usta Nasze głośno i obwieszcza na nowo: Ktokolwiek użyje małżeństwa w ten sposób, by umyślnie udaremnić naturalną siłę rozrodczą, łamie prawo Boże oraz prawo przyrodzone i obciąża sumienie swoim grzechem ciężkim” – pisał w encyklice Casti connubi Pius XI.

>>> Humanae vitae, czyli trwałe pęknięcie w Kościele

Wedle tego dokumentu zły stan materialny rodziny czy inne czynniki w żaden sposób nie mogą wpływać na moralną ocenę unikania posiadania potomstwa.

„Wielce też wzruszają Nas skargi owych małżonków, którzy srogim niedostatkiem dotknięci, z trudem ledwie dzieci wyżywić mogą. Należy się jednak mieć na baczności, by opłakany stan majątkowy nie stał się przyczyną jeszcze bardziej opłakanych błędów. Nie ma bowiem takich trudności, które by mogły znieść prawomocność przykazań Bożych, zabraniających czynów złych z swej istoty” – czytamy.

synodalność, Watykan
fot. unsplash

Głos Pawła VI

Prawie czterdzieści lat później, w 1968 roku, papież Paweł VI wydał z kolei encyklikę Humanae vitae, która podtrzymuje negatywne stanowisko wobec sztucznych metod antykoncepcji.

Wcześniej jednak Jan XXIII powołał komisję, której zadaniem było wypracowanie oceny moralnej pigułki hormonalnej, która pojawiła się w latach 60. w czasie rewolucji seksualnej. Prace zakończono już za pontyfikatu jego następcy. Efekty oceniali wybrani biskupi. Aż dziewięciu hierarchów (łącznie było ich 16) głosowało za uznaniem takiej formy antykoncepcji jako dopuszczalnej, a trzech wstrzymało się od głosu. W komisji zasiadał między innymi kard. Karol Wojtyła, który na prośbę Ojca Świętego powołał w Krakowie inną komisję, która miała zająć się tą kwestią. Metropolita krakowski przekazał wypracowane materiały Stolicy Apostolskiej. Ks. Andrzej Bardecki, zaangażowany wówczas w prace komisji, podkreślał, że około 60% materiałów krakowskich weszło do encykliki, co potwierdza tezę o tym, że kard. Karol Wojtyła jest jednym z głównych twórców nauczania Kościoła w tym temacie.

Co mówi Humanae vitae?

W porównaniu do poprzedniego dokumentu, który dotyczył współżycia małżeńskiego, encyklika Humanae vitae de facto liberalizuje nauczanie Kościoła. Pius XI stał na stanowisku, że każda próba czy intencja obezpłodnienia aktu małżeńskiego jest grzechem ciężkim. Niezależnie od tego czy mowa tu o sztucznej antykoncepcji, czy o naturalnych metodach.

Zapisy dokumentu Pawła VI nie pozostawiają wątpliwości, że Kościół podtrzymał negatywną ocenę moralną antykoncepcji jako takiej. Uznana jest ona jako zła sama w sobie, ponieważ sprzeciwia się korzystaniu z daru, jakim jest udział człowieka w przekazywaniu życia.

„Kościół, wzywając ludzi do przestrzegania nakazów prawa naturalnego, które objaśnia swoją niezmienną doktryną, naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego. (…) Błądziłby zatem całkowicie ten, kto by mniemał, że płodne stosunki płciowe całego życia małżeńskiego mogą usprawiedliwić stosunek małżeński z rozmysłu obezpłodniony i dlatego z istoty swej moralnie zły” – czytamy w encyklice Pawła VI.

Małżonkowie, którzy chcą odłożyć w czasie przyjście na świat kolejnych dzieci są zachęcani do współżycia jedynie w dni niepłodne.

„Jeśli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych, które dopiero co wyłożyliśmy” – stanowi Humanae vitae.

ludzie, miasto
fot. unsplash

Negatywne konsekwencje

Paweł VI bardzo słusznie zwraca uwagę na poważne następstwa zaakceptowania sztucznej kontroli urodzeń. Papież podkreśla, że pozbawienie czynu jego skutków może utwierdzać człowieka w poczuciu braku odpowiedzialności za konsekwencje swoich działań. To duże zagrożenie, szczególnie w tak delikatnej i intymnej sferze, jaką jest seksualność. Kościół stoi tutaj, i bardzo dobrze, na straży dobrego nawyku, jakim jest panowanie nad sobą. A przynajmniej wskazuje na wagę procesu dochodzenia do takiego stanu.

„Niech uprzytomnią sobie przede wszystkim, jak bardzo tego rodzaju postępowanie otwiera szeroką i łatwą drogę zarówno niewierności małżeńskiej, jak i ogólnemu upadkowi obyczajów. Nie trzeba też długiego doświadczenia, by zdać sobie sprawę ze słabości ludzkiej i zrozumieć, że ludzi – zwłaszcza młodych, tak bardzo podatnych na wpływy namiętności – potrzeba raczej pobudzać do zachowania prawa moralnego, a przeto wprost niegodziwością jest ułatwiać im samo naruszanie tego prawa. Należy również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę, sprowadzą je do roli narzędzia, służącego zaspokajaniu swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji przestaną je uważać za godne szacunku i miłości towarzyszki życia” – pisze Paweł VI.

Encyklika Humanae vitae nie wyczerpuje tematu – nie uwzględnia wszystkich okoliczności, z którymi małżonkowie muszą się mierzyć w codzienności. Interpretować to nauczanie pomagają jednak kolejni papieże oraz moraliści.

Zło a wina

Mamy zatem jasne nauczanie, które konsekwentnie pokazuje nam ideał życia chrześcijańskiego, do którego powinniśmy dążyć. Kluczowe miejsce w tej układance zajmuje budowanie jedności małżeńskiej otwartej na nowe życie. Wydaje się, że wielu katolików chce taką wizję małżeństwa i rodziny realizować. Nie wszystko jest jednak tak łatwe, jak może wydawać się na papierze. Niekiedy decyzja o wydaniu na świat kolejnego potomstwa może być heroiczna nie tylko dla rodziców, ale i dla rodzeństwa. Czy i od nich możemy oczekiwać heroizmu?

Tutaj do gry wchodzi bardzo ważna instancja orzekania moralnego – sumienie. Czy kobieta, która urodziła siedmioro dzieci przez cesarskie cięcie i decyduje się na kolejne potomstwo postępuje słusznie? Papież Franciszek w jednym z wywiadów nazwał taką decyzję nieodpowiedzialną. Czy małżeństwo, które mieszka na trzydziestu metrach kwadratowych z piątką dzieci postąpi słusznie, decydując się na następne dziecko? Czy można jednak narażać się na pozbawienie praw rodzicielskich przez to, że nie zapewnia się swoim narodzonym już dzieciom odpowiednich (albo raczej godnych!) warunków lokalowych.

https://pl.freepik.com/freepik

Czynników, które należy wziąć pod uwagę jest znacznie więcej. Decyzja o posiadaniu kolejnych dzieci dotyczy przecież nie tylko samych małżonków, ale także tych pociech, które już przyjęli i zdecydowali się po chrześcijańsku wychować. A wiadomo, że proces wychowania jest znacznie bardziej złożony i wymagający niż sam proces powoływania do życia. Katolik nie może nie brać pod uwagę tych okoliczności w procesie planowania rodziny. Podobnie, jeśli korzysta ze sztucznej antykoncepcji, nie może w rachunku sumienia nie brać pod uwagę czynników, o których wspomniałem.

„Antykoncepcja jest czynem wewnętrznie nieuporządkowanym, a więc zawsze złym. Jednak w konkretnym przypadku tradycyjna teologia moralna każe odwołać się do rozróżnienia między obiektywnym złem, nieporządkiem moralnym a subiektywną winą konkretnego człowieka, który takie zło popełnił. Przykładowo, choć kradzież zawsze będzie czynem wewnętrznie złym, to w różny sposób ocenimy subiektywną winę konkretnego złodzieja. Inaczej tego, który ukradł miliony, by się nieuczciwie wzbogacić, inaczej zaś tego, który ukradł chleb, bo od tygodnia nic nie jadł. Podobnie należy podjeść do stosowania środków antykoncepcyjnych przez konkretnych małżonków” – mówi ks. dr Wojciech Kućko, moralista.

Kościół jest świadomy, że w przypadku oceny moralnej każdego działania należy brać pod uwagę „niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe lub inne czynniki psychiczne czy społeczne, które mogą zmniejszyć, a nawet zredukować do minimum winę moralną” (KKK 2352). To nie subiektywna wizja katolickiego dziennikarza, ale ważny zapis Katechizmu Kościoła Katolickiego, w perspektywie którego warto oceniać swoje działania i brać go jako pomoc w rozeznawaniu i rachunku sumienia.

Tymczasem mam wrażenie, że niektórzy oczekują od Kościoła zmiany nauczania, bo wolą nie brać odpowiedzialności na swoje własne sumienie. Prościej jest przeczytać w encyklice, że antykoncepcja jest OK, korzystać z niej bezrefleksyjnie i spać spokojnie. Katolikowi niepokój jest potrzebny. Inaczej zawsze bylibyśmy pewni swoich decyzji i popadlibyśmy w pychę. A na swoje życie i decyzje ciągle trzeba spoglądać z różnych perspektyw, rewidować przekonania, modlić się i rozeznawać (najlepiej z duszpasterzem). Spokojne sumienie może okazać się sumieniem uśpionym.

Zwolennicy zmiany nauczania Kościoła w sprawie antykoncepcji najczęściej powtarzają argumenty dotyczące zmian społecznych i modelu rodziny. Mają rację. Świat błyskawicznie się zmienia i nie pozostaje to bez wpływu na tak ważne sfery jak posiadanie potomstwa. Pojedynczy człowiek nie odpowiada za cały system, w którym się znalazł. Tyle że te argumenty dotyczą właśnie tych czynników społecznych, o których od dawna mówi Katechizm, i które należy wziąć pod uwagę przy ocenie konkretnego działania. Nie trzeba zmieniać nauczania, nie trzeba go dostosowywać do dzisiejszych realiów, bo to dostosowanie do realiów życia powinno odbywać się w naszym sumieniu.

Fot. unsplash.com

Relacyjność

Obecne nauczanie Kościoła w kwestii seksualności kojarzy się przede wszystkim z aspektami „technicznymi” dylematów moralnych w tej dziedzinie. Wielu krytyków słusznie podkreśla, że nie to powinno być dzisiaj podkreślane i wysuwane na pierwszy plan. Dlatego w trwającej obecnie dyskusji nie da się przecenić głosu dotyczącego podmiotowości, godności, personalizmu oraz relacyjności w przeżywaniu seksualności. To element, który co prawda też jest obecny w nauczaniu Kościoła, ale został zmarginalizowany. Formacja seminaryjna często skupia się niestety jedynie na przekazywaniu norm – bez uczenia kleryków postawy towarzyszenia. To daje przykry efekt w postaci narzucania małżonkom konkretnych rozwiązań i nastawianiu ich wyłącznie na prokreację bez zachęcenia ich najpierw do tego, aby dbali o budowanie małżeńskiej jedności na wszystkich możliwych poziomach. Do tego dochodzi straszenie grzechem bez kładzenia nacisku na rozeznawanie.

Relacje, w tym także ta małżeńska, zawsze są skomplikowane. Nie sposób zero-jedynkowo opisać tej rzeczywistość i podporządkować jej sztywnym normom. One mogą być jedynie wskazówką i pewnym wyznacznikiem ram, w których bezpiecznie jest się poruszać. Tyle że ostatecznie to nabyte nawyki, stany emocjonalne, doświadczenia życiowe i inne czynniki są dla małżonków konkretnym kontekstem przeżywania ich codzienności i także seksualności. Kwestia starania się o potomstwo musi uwzględniać dynamikę ich relacji, wiary oraz zdrowia.

Normy i szczególne sytuacje

Papież Franciszek w adhortacji apostolskiej Amoris laetitia, dotyczącej rodziny, przekonuje, że normy są ważne i nie można ich lekceważyć, ale należy indywidualnie podchodzić do każdej sytuacji, bo adhortacja nie jest w stanie rozstrzygnąć wszystkich kwestii.

„To prawda, że normy ogólne stanowią pewne dobro, którego nigdy nie powinno się ignorować lub zaniedbywać, ale w swoich sformułowaniach nie mogą obejmować absolutnie wszystkich szczególnych sytuacji. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że właśnie z tego powodu to, co stanowi część rozeznania praktycznego, w obliczu konkretnej sytuacji nie może być podnoszone do rangi normy. To nie tylko doprowadziłoby do nieznośnej kazuistyki, ale zagroziłoby wartościom, które powinny być strzeżone ze szczególną starannością” – czytamy w dokumencie papieża Franciszka.

fot. EPA/VATICAN MEDIA

To, o czym wspomniałem wcześniej, czyli kwestia uwzględnienia okoliczności przy ocenie moralnej danej sytuacji, zostaje także wprost wyartykułowane w Amoris laetitia. Papież pisze o okolicznościach łagodzących.

„Kościół dysponuje solidną refleksją na temat uwarunkowań i okoliczności łagodzących. Dlatego nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej «nieregularnej», żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej. Ograniczenia nie zależą tylko od ewentualnej nieznajomości normy. Podmiot, choć dobrze zna normę, może mieć duże trudności w zrozumieniu «wartości zawartych w normie moralnej», lub może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy. Jak to dobrze powiedzieli Ojcowie synodalni, «mogą istnieć czynniki, które ograniczają zdolność podejmowania decyzji»” – czytamy.

>>> Ósmy rozdział, czyli o adhortacji Amoris laetitia

I choć w dokumencie nie ma wprost mowy o antykoncepcji w małżeństwie, to jednak sposób myślenia o normie, winie moralnej, rozeznawaniu i rachunku sumienia ma zastosowanie właściwie w każdej sferze życiowej i rodzinnej. Bo właśnie rodziny ta adhortacja dotyczy.

„Uwzględniając te uwarunkowania, Katechizm Kościoła Katolickiego wyraża się w sposób stanowczy: «Poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione, na skutek niewiedzy, nieuwagi, przymusu, strachu, przyzwyczajeń, nieopanowanych uczuć oraz innych czynników psychicznych lub społecznych». W innym paragrafie ponownie odnosi się do okoliczności, które zmniejszają odpowiedzialność moralną, i wspomina bardzo szczegółowo o «niedojrzałości uczuciowej, nabytych nawykach, stanach lękowych lub innych czynnikach psychicznych czy społecznych». Z tego powodu, negatywny osąd odnośnie do sytuacji obiektywnej nie oznacza orzeczenia o odpowiedzialności lub winie danej osoby. W kontekście tych przekonań, uważam za bardzo odpowiednie to, co zechciało stwierdzić wielu Ojców synodalnych: «W pewnych okolicznościach ludzie napotykają na poważne trudności, by działać inaczej. (…) Rozeznanie duszpasterskie, uwzględniając prawidłowo uformowane sumienie osób, musi czuć się odpowiedzialne za te sytuacje. Również skutki popełnionych czynów nie muszą być takie same w każdym przypadku. (…) Świadomi wagi konkretnych uwarunkowań, możemy dodać, że ludzkie sumienie powinno być lepiej włączone do praktyki Kościoła w niektórych sytuacjach, które obiektywnie odbiegają od naszego rozumienia małżeństwa»” – przypomina papież Franciszek.

Podsumowanie

W pespektywie tych dokumentów i wypowiedzi wydaje się, że stanowisko Kościoła nie wymaga wcale zmiany, bo już ewoluowało i dojrzało do tego, aby, będąc wiernym normom, wskazywało jednocześnie na znaczenie indywidualnego rozeznawania. Granica grzechu nie przebiega w świecie w sposób widzialny. Ona jest w ludzkim sumieniu. I choć prawo Boże jest niezmienne, to człowiek na różnych etapach swojego życia i w różnych życiowych okolicznościach musi w ramach nauczania Kościoła szukać konkretnych odpowiedzi.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze