Nie wybierają rodziców, ale mają wpływ na swoją przyszłość [REPORTAŻ]
Promyk Dobra to świetlica dla dzieci znajdująca się w Chodzieży prowadzona przez Siostry Serafitki we współpracy z Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej. To w tym miejscu młodzi ludzie mają szansę poznać zupełnie inne życie niż dotychczas, a także odkryć swoje talenty.
W latach 90. zwiększyła się liczba osób borykających się z biedą. Wpłynęło to także na wzrost liczby osób uzależnionych, w szczególności uzależnienia od alkoholu. Chcąc temu zaradzić – siostry serafitki w Chodzieży zorganizowały świetlicę środowiskową. Powstała ona 1 lutego 1995 r. Na początku Siostry zakonne pomagały dzieciom, które przychodziły do nich coś zjeść. Z czasem zagospodarowały pomieszczenie znajdujące się na strychu ich domu tak, aby można było się w nim spotykać. Szybko jednak okazało się ono za małe, bo do sióstr przychodziło coraz więcej dzieci z rodzin biednych, ubogich. Na szczęście z pomocą przyjaciół i sąsiadów udało się w 1997 r. wybudować budynek specjalnie przeznaczony na świetlicę. Poza tym zagospodarowano też ogród i stworzono boisko. Od tego czasu dzieci zaczęły nazywać świetlicę swoim drugim domem.
Uczyć dobra
Nazwa Promyk Dobra funkcjonuje odkąd pamiętam. – Myślę, że nazwa ta przede wszystkim nawiązuje do tego, że dzieci u nas doświadczają dobra i uczą się go na co dzień. Świetlica ta działa po to, aby uwierzyły one w to, że ich życie ma sens, że jest cenne i wartościowe. Uczymy naszych podopiecznych tego, że mogą przekazywać dobro dalej – podkreśla siostra Lidia.
Obecnie do świetlicy chodzi 24 uczestników. Najmłodsze z nich mają sześć, a najstarsze szesnaście lat. Siostry starają się chronić je od zachowań ryzykownych i agresji. Uczą je, że wulgaryzmy nie są dobre. Zapobiegają złym zachowaniom. Wspierają ich rozwój i rozwijają talenty poprzez liczne zajęcia – edukacyjno-kompensacyjne, plastyczne, taneczne, muzyczne, teatralne, kulinarne oraz kształtujące odpowiedzialność – nie tylko za ich życie, ale też za to, co je otacza. Gdy wychowankowie świetlicy zaczynają naukę w szkole zawodowej, to wówczas mogą oczywiście korzystać z pomocy sióstr, ale też sami pomagają w świetlicy, na przykład przy młodszych dzieciach lub podczas prac dodatkowych.
– Promyki starsze uwrażliwiamy na to, żeby pomagały młodszym. I tę współpracę rzeczywiście widać. Widzimy, że gdy ktoś młodszy uczy się czytania na głos, to starszy go słucha. A gdy ktoś jest dobry z matematyki, czy angielskiego to pomaga tym nieco słabszym. Mamy również trochę wolontariuszy, ale przychodzą dni, kiedy jesteśmy z siostrami tylko we trzy. I czasami jest trudno, kiedy każdy coś chce. Nie da się wtedy być w takiej samej mierze dla wszystkich. A przy okazji, gdy starsi wychowankowie pomagają, czują się wtedy bardziej dowartościowani. Chciałabym też, by dzieci nauczyły się, że w życiu nie ma nic za darmo, że nic nie przychodzi samo. Każda rzecz to praca drugiej osoby. Dlatego na przykład, gdy na zajęciach kulinarnych przygotowywane są posiłki, to dzięki temu nasi wychowankowie wiedzą, ile wysiłku trzeba włożyć w to, by następnego dnia zjeść jakiś lepszy podwieczorek. Tak samo jest też choćby przy nauce tańca. Dzieci na początku trochę mylą kroki, są zrezygnowane i przekonane, że nie są w stanie czegoś zrobić. Tymczasem my uczymy je, że dadzą radę. A gdy na przykład nie chcą brać udziału w przedstawieniu, to proponujemy im, by spróbowały tylko samą grą w cieniu nic nie mówiąc, lub wypowiadając jedno zdanie. I przed następnym przedstawieniem sami przychodzą do mnie i proszą o więcej tekstu, lub główną rolę – opowiada moja rozmówczyni.
>>> Kawiarnia Niebo w Mieście – tutaj obsługa modli się za gości [REPORTAŻ]
Budować przyszłość
Młodzież trafia do świetlicy prowadzonej przez Siostry w większości przypadków przez szkołę, gdzie nauczyciele zauważają problemy z nauką u dzieci i widzą też, że nie ma kto z nimi pracować w domu, a także za sprawą kuratorów, asystentów rodziny, znajomych, którzy znają świetlicę. Dla nas najważniejszym priorytetem jest nauka, więc zaraz po przyjściu zajmujemy się właśnie nią. Kiedyś odrabialiśmy wspólnie zadania domowe. Teraz już ich nie ma. Ale niestety nie wpływa to pozytywnie na rozwój dzieci słabszych. Bo jednak dzięki zadaniom mogły wiele materiału nadrobić, dostać pozytywne oceny, bo ktoś im przy tym pomógł. Obecnie jest w szkole więcej kartkówek, na których są sami. Staramy się więc po każdej lekcji powtarzać materiał. Dopiero po powtórzeniu jemy podwieczorek, a później nachodzi czas na zabawę, czy dodatkowe zajęcia – wyjaśnia Serafitka.
Dzieci w świetlicy mają bardzo różne charaktery. Niektóre z nich są bardzo wycofane i zamknięte na współpracę z grupą, a inne natomiast agresywne i trudne. Trzeba więc regularnie pracować nad ich charakterem, co dzieje się chociażby podczas wspólnego spędzania czasu.
>>> Oratorium Metanoia – tutaj każdy może odkryć swoje unikalne talenty i zdolności [REPORTAŻ]
– Podczas zajęć nasi podopieczni doświadczają dobra nie tylko od nas, lecz także od siebie nawzajem. Dzięki temu czasami nawet sami są zaskoczeni, że mogą komuś pomóc i że sprawia im to tak wiele radości. Często jednak dzieci nie potrafią kontrolować emocji. Zdarza się, że wybuchają, ale tego często doświadczają w domu na co dzień. Można wręcz powiedzieć, że oni żyją w dwóch światach. Oczywiście nie w każdej rodzinie wygląda to tak samo. Niektórych wychowują dziadkowie, innych samotne matki, którym trudno jest pogodzić macierzyństwo z nauką. Czasami są to bardzo dobre rodziny, ale niezaradne. Rodziny, którym trzeba po prostu pomóc, żeby ten świat u nas i ten świat w domu były sobie bliższe. Czasem bardzo boli, kiedy dzieci wracają do środowiska, które nie wpływa na nie korzystnie. My pokazujemy im świat dobra, świat wartości, kształtowania swoich charakterów w dobry sposób i mogą sobie wybrać, jak będą chcieli żyć. Często im powtarzamy, że będą sami decydować o tym, jak będzie wyglądała ich rodzina. Bo nie wybierają rodziców, ale mają za to wpływ na swoją przyszłość – mówi siostra Lidia. Serafitka zaznacza jednocześnie, że przyszłość tę mogą budować już teraz, na co dzień, nawet w małych rzeczach.
Ze wzruszeniem
Uczestnicy zajęć w świetlicy Promyk Dobra, choć nie zawsze mówią o tym otwarcie, często na co dzień w szkole czują się w jakiś sposób gorsi od swoich rówieśników. Niejednokrotnie próbują to ukryć. Jeśli na przykład ze względu na brak finansów nie mogą jechać na wycieczkę – to mówią, że to głupi pomysł, że przecież i tak nie ma co zwiedzać w miejscu, do którego mieliby pojechać. – Żeby nie być gorszym, dzieci często bronią się słowami takimi jak „głupie, złe, niefajne” albo też się wycofują. Borykamy się nacodzień z różnymi sytuacjami: Kiedyś wróciła ze szkoły jedna dziewczynka, pełna emocji. Zapytałam ją, co się dzieje i usłyszałam, że inne dziewczynki śmieją się z niej w szkole i nawet nie mówią, dlaczego. Takim problemom staramy się zawsze zaradzić. Tłumaczymy też, że tak nie może być, że wszyscy są tak samo wartościowi i zgłaszamy takie zachowanie do nauczycieli i opiekunów. Ważne jest to, żeby nasi podopieczni czuli się dowartościowani. Staramy się pokazać im, że potrafią wiele rzeczy i mają duże zdolności jak inni np. wyjazdy z występami, czym też mogą pochwalić się w szkole, w klasie – uśmiecha się moja rozmówczyni.
Prace Sióstr z dziećmi doceniają też nauczyciele. Jeden z chłopców, który ma problemy z nauką, po kilku dniowej pracy razem z siostrami, otrzymał ze sprawdzianu piątkę z plusem, co siostra wspomina tak: „Ja wręcz w to nie wierzyłam. Jak się okazało p. Nauczycielka też była w wielkim szoku. Takie sytuacje to dla nas wielka radość. Szczególnie, że często nasze promyki uczą się dla nas. Bo nie mają zainteresowania ze strony rodziców. Nasi podopieczni chwalą się więc nam swoimi ocenami, osiągnięciami”.
Ważnym elementem działania świetlicy Promyk Dobra jest współpraca z rodzicami jej uczestników. Często są oni zapraszani chociażby na rozmowy dotyczące zachowań swoich pociech, aby ci wiedzieli, że wszyscy razem działamy po jednej stronie.
Ponadto rodzice chętnie współpracują z nami podczas wspólnych inicjatyw, np. pikniki. Zawsze stwarzają one okazję nie tylko do spotkania, lecz także do zacieśnienia więzi. To szczególne ważne w tych czasach, gdy młodzi ludzie mają taki łatwy dostęp do komputerów i internetu.
Telefon w pudełeczku
W świetlicy panuje też zasada, że przy wejściu trzeba oddać telefon do specjalnego, przeznaczonego właśnie na ten cel pudełeczka.
Wszystkie Siostry pracujące w świetlicy, oprócz tego, że skończyły studia wyższe, szkolą się w kierunku pracy z dziećmi. – Musimy z czegoś czerpać, żeby móc komuś coś dać.
Jednocześnie prowadzenie tej działalności to dla Serafitek jeden ze sposobów na realizację charyzmatu zgromadzenia. Ich założycielka Matka Małgorzata Łucja Szewczyk duży nacisk kładła na pomoc dzieciom, niepełnosprawnym oraz osobom starszym, które zostały odrzucone przez społeczeństwo.
– My nie mamy żadnych zysków z prowadzenia świetlicy. Same musimy zdobywać pieniądze na jej utrzymanie, na atrakcje dla dzieci. Pomagają nam w tym nasi przyjaciele, takie ciche dobro, ludzie którzy dzielą się z nami tym co sami ciężką pracą swoich rąk zdobywają. Jest to nasze dzieło, dlatego też mamy motywację do tego, żeby je prowadzić i dzielić się tym dobrem jakie otrzymujemy od Boga. Nie zawsze wszystko jest kolorowe, czasami zdarzają się też trudniejsze dni i zastanawiamy się wspólnie w jaki sposób rozwiązać konkretny problem. Dzielimy się swoimi rozterkami razem z siostrami wieczorem przy stole i rozważamy z czego wynika problem i jak go można spróbować rozwiązać. Czasem zostaje nam tylko oddać troski Panu Jezusowi – opowiada moja rozmówczyni.
Siostra Lidia w Chodzieży jest teraz od dwóch lat. Siedem lat temu też jednak była w tym miejscu. I dziś widzi owoce prowadzonych wówczas działań na rzecz poprawy życia swoich wychowanków.
– Niedawno odwiedził mnie jeden z podopiecznych ze swoją córeczką. Podczas rozmowy z nim serce mi się otworzyło i bardzo się wzruszyłam. Ale podobne odczucia miał też on. Powiedział mi, że wzorce czerpał właśnie od nas – od Sióstr. I że wszystko to stara się wykorzystywać dzisiaj w swoim życiu. I właśnie takie sytuacje pokazują nam, że to wszystko robimy po coś i że nasza praca przynosi dobre owoce – przyznaje Serafitka. I – co istotne – historia tego chłopaka jest tylko jedną z wielu.
Wędka, a nie ryba
Czasami przychodzą takie momenty, kiedy wręcz dostaje się po głowie. Ale one uczą nas pokory i tego, że nie wszystko zawsze musi się dziać tak, jak my chcemy, jak to my dorośli zaplanowaliśmy. Są sytuacje, kiedy trzeba na jakiś czas odpuścić, mimo tego, że chciałoby się od razu mieć rezultaty. To tak nie działa- czasem na owoce swojej pracy trzeba poczekać. Jak okazuje się potem nasi wychowankowie zyskują jeszcze więcej, bo same do czegoś muszą dojść, coś zrozumieć i przyznać, że miałyśmy rację. Poza tym często powtarzamy naszym dzieciom, że jeśli czynią tylko rzeczy łatwe, to nie poradzą sobie w życiu, kiedy przyjdą trudności. Sprawdza się u nas powiedzenie, żeby nie dawać ryby, tylko wędkę. Chcemy, aby nasze Promyki mogły umiejętnie radzić sobie w życiu dorosłym. W naszej placówce duży nacisk kładziemy na zwroty grzecznościowe, żeby w swoim życiu kierowali się kulturą słowa, potrafiły o coś poprosić, przeprosić i za coś podziękować. Widać to chociażby po ostatnim wyjeździe. Sama przeprosiłam pana z ośrodka, w którym spaliśmy, za to, że byliśmy tak głośno. A on odpowiedział mi na to, że chciałby więcej takich grup, bo widać że Siostry pracują z tymi dziećmi i stawiają im wysoką poprzeczkę w kształtowaniu ich zachowania. Zrobiło nam się bardzo miło, że ktoś widzi naszą pracę. Bo na co dzień tego nie zauważamy. Ciągle chcemy, by było lepiej. A przecież nasze dzieciaki funkcjonują już bardzo dobrze i ze wszystkich jesteśmy bardzo dumne – odpowiada.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |