Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Przytulisko św. Brata Alberta w Opalenicy – tu można spotkać Boga i drugiego człowieka [REPORTAŻ]

Przytulisko św. Brata Alberta w Opalenicy, prowadzone przez Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim, działa od dziesięciu lat. Przez ten czas udało się zapewnić godne warunki wielu seniorom, a młodym dziewczynom, które przyjeżdżają tutaj na dni skupienia z posługą – pomóc zrozumieć, co w życiu jest najważniejsze i zbliżyć je do Boga.  

Opalenica to miasto, do którego można dojechać pociągiem z Poznania w pół godziny. To właśnie tutaj, zresztą niedaleko dworca, znajduje się dom Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim, które prowadzi Przytulisko św. Brata Alberta. Na co dzień sprawuje ono opiekę nad 28 osobami w podeszłym wieku.  

Albertynki w domu  

Na rozmowę umawiam się z siostrą Dobrawą, która odpowiada w zgromadzeniu m.in. za kontakt z mediami. Rozmawiamy w budynku, w którym znajduje się klauzura i przytulisko. Choć nie trafiam tutaj od razu, bo zaraz obok mieści się nieco mniejszy dom, którego historia – jak się okazuje – jest znacząca dla faktu, że albertynki znajdują się właśnie w Opalenicy.  

Po wojnie było dużo powołań do albertynek. W latach 80. siostry te jednak były już w podeszłym wieku, w związku z czym zaczęto poszukiwać miejsca, w którym mogłyby spędzić ostatnie lata swojego życia. Jednocześnie też zgromadzenie wciąż cieszyło się zainteresowaniem młodych dziewczyn, przez co potrzebny był budynek, w którym mogłyby odbywać się rekolekcje oraz dni skupienia dla nich.  

– My właściwie nie mamy swojej własności. Najczęściej siostry mieszkają tam, gdzie pracują. I właśnie tak było też w latach 50. i później. Jeśli więc prowadziłyśmy dom pomocy społecznej, to raczej nie było tam warunków, żeby mogły w nim mieszkać starsze zakonnice czy też żeby prowadzić w nim rekolekcje dla kandydatek do zgromadzenia. Z kolei dom prowincjalny w Poznaniu jest domem bardzo ciasnym, gdyż początkowo był po prostu piętrowym domem prywatnym, który dopiero później został rozbudowany do potrzeb klasztornych. W związku z tym siostry rozglądały się za miejscem, w którym mogłyby realizować wspomniane cele – wspomina moja rozmówczyni. 

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Tak się jednak złożyło, że w Opalenicy jedna z albertynek miała babcię, której siostra mieszkała właśnie w domu znajdującym się obok Przytuliska. Kobieta ta była bezdzietna, więc swoją nieruchomość przepisała na siostrzenicę zanim jeszcze ta wstąpiła do zakonu. Gdy albertynka złożyła śluby wieczyste w latach 90., zdecydowała się przepisać działkę wraz z domem na zgromadzenie, które następnie przepisało je na kurię. Kiedy już wszystkie te formalności zostały dopełnione, to siostry uznały, że miejsce to mogłoby pełnić funkcję domu rekolekcyjnego oraz domu dla starszych sióstr. 

>>> W tym sklepie dostaniesz lek na samotność [REPORTAŻ]

Nieaktualne przeznaczenie  

Projekt nowego domu, który miał powstać na wspomnianej działce, zakładał wyburzenie istniejącego w tym miejscu budynku. Okazało się jednak, że jest on zabytkowy i w związku z tym nie można go wyburzyć. Siostry zdecydowały się więc na jego wyremontowanie. Potem zamieszkała w nim mała wspólnota sióstr, która przypatrywała się budowie. Nikt jednak nie spodziewał się wtedy, jak wiele funduszy będzie potrzebnych do wykonania remontu i że nie obędzie się bez wykorzystania sporej części finansów, które miały zostać przeznaczone na budowę nowego domu.  

W 2002 r. trzy siostry na szczęście mogły już zamieszkać w wyremontowanym budynku. Jedna z nich zaczęła uczyć katechezy w Zespole Szkół Ponadpodstawowych, dwie pozostałe były emerytkami. Dopiero jedenaście lat później udało się ukończyć budowę. Rzeczywistość w Polsce przez ten czas jednak bardzo się zmieniła. 

– Nasze starsze siostry zmarły, więc do Opalenicy przeniosło się jedynie kilka sióstr. Zmalało zainteresowanie rekolekcjami dla młodych dziewcząt. I albertynki zastanawiały się, co właściwie teraz zrobić z tym domem, bo jego pierwotne przeznaczenie stało się nieaktualne. Zaczęły więc rozeznawać. Ich pierwszą myślą była pomoc osobom w kryzysie bezdomności. Ale szybko okazało się, że Opalenica, jako małe miasteczko, nie ma osób borykających się z bezdomnością. A do tego osoby w kryzysie bezdomności z Poznania raczej tutaj nie przyjeżdżają. Pomysł ten szybko więc upadł. Jednocześnie zaczęłyśmy zauważać, że często nie ma komu zająć się starzejącymi rodzicami księży lub sióstr. Dlatego stwierdziłyśmy, że dobrze byłoby im pomóc i zacząć przystosowywać nasz dom właśnie do takich celów. Okazało się jednak, że jest to bardzo trudne i kosztowne, bo trzeba było spełnić wszystkie standardy, jakie mają domy pomocy społecznej. W końcu w 2014 r. budynek ten zaczął funkcjonować jako dom opieki. Oczywiście zdarza się, że bywają tutaj rodzice sióstr lub księży. Ale trudno byłoby 28 dostępnych miejsc zapełnić tylko takimi osobami. Dlatego postanowiłyśmy otworzyć się na środowisko osób, które są w podeszłym wieku i na ludzi ubogich. Ale bywa też tak, że przyjmujemy osoby w kryzysie bezdomności, żeby, przebywając tutaj przez jakiś czas, mogły uporządkować swoje sprawy administracyjne i finansowe,  a później się przeprowadzić – opowiada siostra Dobrawa.  

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Codzienność przytuliska 

Dzień w przytulisku rozpoczyna się przed godziną siódmą. To właśnie wtedy budzą się mieszkańcy, wśród których są zarówno osoby bardziej sprawne fizycznie, jak i te poruszające się na wózkach oraz leżące przez cały czas w łóżkach. Kto chce, może uczestniczyć we mszy świętej, która odprawiana jest o godzinie 7:30 w kaplicy. Następnie odbywa się wspólne śniadanie i jest też czas wolny. Później nadchodzi pora na drugie śniadanie, kawę, herbatę, ciasto i owoce, po czym wszyscy kierują się do swoich zajęć. Czasami podopieczni biorą udział w spotkaniu z kimś, rehabilitują się, czytają książki i gazety, a około godziny jedenastej wspólnie modlą się na różańcu. Popołudnie to czas, kiedy w odwiedziny przychodzą najbliżsi podopiecznych przytuliska, a o godzinie siedemnastej rozpoczyna się kolacja i powoli wszyscy przygotowują się do pójścia spać. Jeśli pozwala na to pogoda – mieszkańcy przytuliska wychodzą na zewnątrz, do ogrodu. Zależy to jednak też od tego, ile akurat osób jest na zmianie lub ilu wolontariuszy zgłosiło się w danym dniu do pomocy.  

Jedna z sióstr jest dyrektorką domu, jedna zajmuje się księgowością, a jeszcze inna pracuje w magazynie i dba o zaopatrzenie. W przytulisku pracują też dwie pielęgniarki, a siostry, które są w podeszłym wieku, chętnie angażują się we wspólną modlitwę, spacery lub pomagają w karmieniu podopiecznych.  

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

>>> W zamknięciu, ale z otwartym sercem – zakony kontemplacyjne w Polsce

Połączyć pokolenia 

W Opalenicy działają szkolne koła Caritas, które współpracują z albertynkami i ich członkowie przynajmniej raz w miesiącu odwiedzają podopiecznych przytuliska. Rozmawiają z nimi, grają wspólnie w gry lub śpiewają, a w czasie świątecznym wystawiają dla nich jasełka.  

Dość często do albertynek przyjeżdżają też młode dziewczyny na rekolekcje i dni skupienia z posługą.  

– Kiedy organizowałam je pierwszy raz, zgłosiło się kilka dziewczyn. Tylko część z nich chciała jednak zaangażować się bezpośrednio w pomoc drugiemu człowiekowi, a pozostałe podchodziły do tego pomysłu z rezerwą. Namawiałam je jednak trochę, żeby chociaż spróbowały. Nie wymagamy od nich oczywiście pomagania przy toalecie naszych podopiecznych czy też czynności, którymi zajmuje się nasz personel. Bo taka posługa może być różnorodna. Dni skupienia więc trwały, wszystko toczyło się swoim torem, a po kilku dniach dziewczyny, które na początku były zdystansowane, grały w gry wspólnie z naszymi podopiecznymi, a nawet pomagały im w spożywaniu posiłków. Czasami potrzeba więc czasu na oswojenie się z sytuacją. Bo dzisiaj często młodzi ludzie są wychowani daleko od dziadków i raczej nie mają bezpośredniej styczności z osobami w podeszłym wieku. Mogą mieć więc obawy i nie wiedzieć, jak się przy nich zachować. Ale my to wszystko rozumiemy. I cieszymy się, że właśnie tutaj te dziewczyny mogą odkryć, że spotkania ze starszymi są piękne i że oni po prostu na nie czekają. My same też widzimy, jak takie chwile ubogacają obie strony. Nasi mieszkańcy bardzo czekają na odwiedziny młodych. Zawsze cieszą się, kiedy mogą opowiedzieć im różne historie. Wśród podopiecznych jest chociażby pan Sebastian, który gra na fujarce i za każdym razem, kiedy ma gości, prezentuje im z dumą swój repertuar – uśmiecha się siostra Dobrawa. 

Albertynki starają się, aby w przytulisku panowała rodzinna atmosfera. Często podopieczni czują się niestety osamotnieni i naprawdę potrzebują relacji z drugim człowiekiem.  

– W dzisiejszych czasach właściwie wszyscy jesteśmy zabiegani. Dlatego cieszy nas, kiedy dziewczyny przyjeżdżające do nas na dni skupienia mówią, że mogły się u nas trochę zatrzymać i że pod koniec pobytu przyznają, że mają same pozytywne doświadczenia i że chciałyby wrócić do konkretnych mieszkańców i spędzić z nimi czas. Minimum raz w miesiącu staramy się więc organizować jakieś spotkania, zarówno dla starszych, jak i dla dzieci. Każdy ma możliwość pobyć w tym domu, spotkać w nim Pana Boga i drugiego człowieka, a przy okazji trochę się wyciszyć i zdobyć nowe doświadczenia – mówi albertynka.  

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Życie utkane z historii   

Podopieczni przytuliska chętnie dzielą się swoimi historiami z innymi. Niektórzy z nich mają trudne doświadczenia, które wolą zachować dla siebie – i każdy tutaj szanuje ten wybór. Choć zdarza się, że po czasie ktoś decyduje się otworzyć i już nie ma w sobie takiej rezerwy do innych, jak na początku pobytu. Najczęściej jednak widać, że mieszkańcy domu rzeczywiście potrzebują kontaktu z innymi i że mają wiele do powiedzenia, o czym wspomina też siostra Dobrawa. – Mamy na przykład pana, który uwielbia opowiadać o swoim gospodarstwie. To bardzo prosty człowiek, który pochodzi z miejscowości położonej niedaleko Opalenicy. Nie założył rodziny. Często wraca we wspomnieniach do pracy w polu. Młodzież zawsze słucha go z dużym zainteresowaniem. Lubi sprawdzać, jaka jest pogoda za oknem i opowiadać, że to już czas, żeby zasiać jakieś zboża albo żeby coś zebrać. Kiedyś mieszkała u nas też nauczycielka, która mówiła dużo o swojej pracy z dziećmi i z młodzieżą. To było bardzo sympatyczne i miłe, bo kiedy przychodzili do nas młodzi ludzie, to naprawdę było widać radość w jej oczach. Wtedy właściwie wskakiwała na inne tory niż na co dzień. Miała dziewięćdziesiąt lat, a wszyscy odnosiliśmy wrażenie, że młodnieje, wracając do historii z przeszłości – opowiada moja rozmówczyni.  

>>> Postulat, nowicjat, śluby czasowe i wieczyste. O co w tym wszystkim chodzi?

Jezus w drugim człowieku  

Każda z albertynek ma inne doświadczenia związane ze swoją posługą – bo każda z nich robi coś innego.  

– Ja właściwie jestem mało zaangażowana w prace tutaj na miejscu, bo zostałam zawodowo przygotowana do pełnienia innej funkcji. Natomiast dla mnie albertynki mają taki charyzmat, który bardzo mocno jest skierowany do drugiego człowieka. A przecież Bóg stał się człowiekiem, stał się jednym z nas. Święty brat Albert odnajdywał człowieczeństwo właśnie w poranionym, cierpiącym Jezusie. Dla mnie cały czas jest to wyzwanie, żeby mieć świadomość, że Chrystus jest w drugim człowieku, że nie powinno się Go pominąć ani odrzucić. Jednocześnie każdy kontakt z innymi to możliwość spotkania Jezusa. Oczywiście, że On jest w modlitwie i w sakramentach, ale właśnie w drugim człowieku objawia się w konkretnym wymiarze. I myślę, że w tych konkretach realizuję swoje powołanie. Gdyby powołanie zakonne było tylko dla mnie, to byłoby to bez sensu. Dlatego każde spotkanie z młodym, pogubionym lub poranionym człowiekiem to dla mnie spotkanie z Jezusem – zaznacza siostra Dobrawa.  

Galeria (12 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze