Niemcy nazwali go „największym bandytą” i zabili. Mija 75 lat od jego męczeńskiej śmierci.
Jan Czartoryski – późniejszy o. Michał – pochodził ze znamienitej i zasłużonej dla kraju rodziny. Książęca rodzina Czartoryskich w historii Polski wielokrotnie wymieniana jest na eksponowanych miejscach Jej znaczenie systematycznie wzrastało, w wiekach XVIII i XIX Czartoryscy stali się jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin.
Przy kościele oo. dominikanów na warszawskim Służewie oglądać można wystawę poświęconą bł. o. Michałowi, w 75. rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Właśnie dziś, w tę rocznicę, przypada liturgiczne wspomnienie błogosławionego ojca Michała.
Magnacki ród, książęcy herb
Polski prawnik i historyk żydowskiego pochodzenia, Marceli Handelsman, mówił, że owa potęga „sprawiła, że w grę nie wchodziły rachuby czysto materialne, że nie byli oni tylko stroną bierną w stosunkach publicznych, że od połowy wieku XVIII powstała i rozwinęła się w tym domu tradycja szczodrobliwości, mecenat dla nauk i sztuk (…) gotowość do opieki bezinteresownej nad wszelkim dobrym przedsięwzięciem”. To właśnie w tej rodzinie narodził się przyszły dominikanin, oddany wiernym duchowny, który oddał się bliźniemu do samego końca, a tym końcem była śmierć zadana przez niemieckiego żołnierza.
„Nie targaj się z Panem! Jezus pragnie dusz! Sitio! Jestem powołany, aby ten żar i boleść tego pragnienia zaspokajać” (zapiski duchowe o. Michała Czartoryskiego).
Żywa wiara i pomoc potrzebującym
Rodzice ojca Michała – książę Witold Czartoryski (herbu Pogoń Litewska) i Jadwiga z Dzieduszyckich (herbu Sas) – pokazali mu żywą wiarę, nauczyli go też opieki nad potrzebującymi i szacunku do nich. Jak donoszą archiwa – nastrój domu był pełen prostoty, otwartości dla wszystkich, którzy wnosili jakieś wartości duchowe. Ważne dla nich było również obywatelskie, społeczne zaangażowanie oraz chrześcijańskie formowanie otoczenia. Wszystkie dzieci otrzymywały katechezę w domu od matki. W pałacu pełkińskim urządzono kaplicę, w której odbywały się nabożeństwa i msze święte. Księżna wraz z dziećmi codziennie przystępowała do Komunii świętej.
Dla całej rodziny ważną uroczystości były złote gody państwa Czartoryskich. Odbyły się one w przededniu wojny, 26 sierpnia 1939 roku. Dzieci ufundowały rodzicom figurę Matki Bożej, która została ustawiona w ogrodzie pałacowym, gdzie przetrwała do dzisiaj.
„Jednym z dowodów wymownych niezwykłej popularności, jaką zasłużenie cieszą się Księstwo Witoldowie Czartoryscy, to nieprzejrzane tłumy pobożnych, które wypełniły kościół parafialny oraz plac przed kościołem w ilości około 8 tysięcy osób” (relacja ze złotych godów, „Tygodnik Jarosławski”, 27 sierpnia 1939)
Chciał być inżynierem, trafił do wojska, a potem do klasztoru
Na wystawie zapoznać możemy się z listem, który mama Jana wysłała do szkoły. Napisała w nim, że „uprawia trochę stolarstwa i pracował z zamiłowaniem w ogrodzie. Sam mówi, że będzie inżynierem”. Jak wiemy, plany i życie trochę się rozminęły. Równie ciekawy jest list dyrektora szkoły, ks. Gralewskiego, z grudnia 1910 roku opisujący kilkunastoletniego Jasia: „I jego rozwaga, spokój, subtelne poczucie sprawiedliwości, koleżeństwo zrobiły go moralnym przewodnikiem grupy”. Ponoć jego głos był niekiedy szanowany niemal na równi z głosem nauczyciela.
Jako przedstawiciel pokolenia niepodległej Polski młody Jan, jak większość jego rówieśników, doświadczył konieczności przerwania dopiero rozpoczętych studiów. Od listopada 1918, przez kilka miesięcy był uczestnikiem obrony Lwowa oraz „wojny ukraińskiej”. Później, w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, wraz z Orlętami Lwowskimi Jan bronił miasta przed armią Budionnego. W tej kampanii walczyli też jego bracia: Kazimierz, Jerzy i Roman. W 1931 roku został przeniesiony do rezerwy. Tak skończy się, choć nie na zawsze, wojskowy etap jego życia. Do tematu walki zbrojnej wrócimy przy opisie walk powstania warszawskiego.
Rozpaleni przed Ducha Świętego
Po okresie wojskowym Jan wrócił na Politechnikę. Jan Czartoryski nie ograniczał się jednak tylko do nauki, dał się poznać jako zaangażowany katolik świecki. Na Politechnice był jednym z założycieli Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, a wraz z przyjaciółmi i krewnymi założył „Związek Rycerzy Chrystusowych pod wezwaniem świętego Dominika”. To był Związek Rekolekcyjny św. Dominika. Pierwsze koło „Odrodzenia” powstało w Warszawie w 1919 roku.
„To było jedno z ognisk rozpalonych przez Duch Świętego i przygotowujących Sobór. Myśmy już wtedy – w latach 20. i 30. – żyli odnową liturgii oraz duchem Kościoła wspólnotowego, służebnego i otwartego. Wielu z tych, którzy później tak bardzo wpłynęli na oblicze polskiego katolicyzmu, wyszło z „Odrodzenia” (prof. Stefan Swieżawski)
Rzeczywiście, aktywnie w pracach stowarzyszenia uczestniczyły osoby znane z późniejszego zaangażowania w życie Kościoła w okresie PRL-u: ks. Stefan Wyszyński, Jerzy Turowicz (redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”), prof. Swieżawski (filozof i świecki obserwator na soborze watykańskim II), pisarz Antoni Gołubiew. W każdym środowisku „odrodzeniowym” działały trzy sekcje: filozoficzno – religijna, społeczna i narodowa. Później powstała także sekcja zagadnień kobiecych (koła koleżanek). Mistrzem ich myślenia był m.in. o. Jacek Woroniecki OP. To między innymi cała formacja intelektualna „Odrodzenia” opierała się na filozofii i teologii św. Tomasza.
W swoich naukowych i społecznych rozwiązaniach chcieli rozbudzić wrażliwość na problemy społeczne, między innymi na kwestię robotniczą i problemy polskiej wsi. Organizowali coroczne Tygodnie Społeczne na KUL-u. „Byliśmy jak wielka rodzina rozsiana po całej Polsce” – pisali wtedy jego członkowie. „Odrodzenie” miało wyraźnie narodowy charakter. Rozumiano go jednak inaczej niż to, co proponowała endecja i Młodzież Wszechpolska. Nawiązywali do idei jagiellońskiej, wprowadzali nieśmiały jeszcze wtedy ekumenizm, wówczas wobec grekokatolików. „Odrodzenie” zdecydowanie opowiadało się przeciw wszelkim tendencjom antysemickim i rasistowskim. Jan Czartoryski w roku akademickim 1925/26 został kierownikiem sekcji filozoficzno – religijnej „Odrodzenia” . Z kolei wspomniany wcześniej Związek Rycerzy Chrystusowych służył przede wszystkim formacji ziemian, którzy zobowiązywali się do „doskonałego naśladowania Chrystusa oraz krzewienia i umacniana Jego królestwa na ziemi”. Jan w latach 1922-26, a więc aż do wstąpienia do seminarium duchownego, był prezesem Związku Rekolekcyjnego.
Msze chórowe – nowość tamtych czasów
Oprócz działalności formacyjnej, rekolekcyjnej, ważnym polem działalności związku była odnowa liturgii. Związek propagował uczestnictwo w mszach chórowych. Miało to ogromne znaczenie przed soborem watykańskim II, w tych czasach bowiem wierni podczas mszy świętych byli najczęściej bierni. Młodzież akademicka ze Związku „Rycerzy” postanowiła przetłumaczyć i wydrukować równolegle polsko-łacińskie teksty mszy. Dzięki temu można było wspólnie uczestniczyć w łacińskim dialogu z kapłanem i jednocześnie rozumieć, co się mówi. Właśnie takie msze nazywano chórowymi.
Już wtedy Jan Czartoryski, gdy kończył studia na Politechnice, nosił w sobie pytanie o swą przyszłość, o swoje powołanie. W 1926 r. wyjechał w długą podróż po Europie: był we Francji, Belgii i we Włoszech. W Belgii odprawił rekolekcje zamknięte, które prowadził dominikanin o. Benoit d’Argentien.
Imię – Michał
We wrześniu 1927 roku w Krakowie, przy grobie pierwszego polskiego dominikanina - św. Jacka, przeżywa obłóczyny. Za patrona w zakonie obiera sobie Archanioła Michała i odtąd będzie nosić jego imię. W grudniu 1931 roku przyjmuje święcenia kapłańskie w kościele Matki Bożej Bolesnej w Jarosławiu. To wydarzenie przeżywa bardzo radośnie, o czym świadczy krótki zapis w dzienniku, który prowadzi nieregularnie przez całe życie zakonne: „profesja solemna we środę 25 września 1931 roku! Deo gratias!”. Bracia w zakonie dostrzegają jego dojrzałość i pomimo krótkiego stażu w 1933 roku zostaje mianowany magistrem nowicjatu w Krakowie, ale już 3 lata później zostaje kierownikiem budowy klasztoru na Służewie w Warszawie (przy którym oglądać można teraz tę wystawę). Bracia skorzystali z jego technicznego wykształcenia. Tuż przed wybuchem wojny wraca do Krakowa – tam zostaje magistrem nowicjatu i studentatu braci kleryków. Do Warszawy, na Służew, wróci wiosną 1944 roku… Jego współbracia opisują go jako milczącego, małomównego i poważnego. Jednak mimo tej zewnętrznej surowości jest łagodny, uprzejmy i… często uśmiechnięty
„Każdy go szanował. Szedł chętnie po radę do niego. Kiedy się mówiło do niego, on życzliwie czarnymi oczami patrzył w oczy i na usta, pomagając sobie ręką przy uchu, aby dobrze zrozumieć, co się mówi do niego” (o. Włodzimierz Kucharek)
Szanował i cenił nowe dzieła w ówczesnym Kościele polskim, dlatego zapoznał braci z działalnością zakładu dla niewidomych w Laskach oraz odwiedzał z nimi o. Kolbego w Niepokalanowie. Ojciec Michał bardzo starał się o zrozumienie liturgii, był także wrażliwy na nowe prądy, nowe kroje szat liturgicznych i ich symbolikę. Sam tworzył ich projekty.
Budowniczy klasztoru
Oprócz obowiązków zakonnego wychowawcy był także duszpasterzem, bardzo otwartym na kontakt ze świeckimi. Służył jako kierownik duchowy, głosił rekolekcje i wykłady. Był asystentem świeckich dominikanów i cenionym spowiednikiem sióstr zakonnych. Okres lat 20. i 30. XX wieku był czasem odnowy polskiej prowincji dominikanów, powstał plan powrotu do dużych ośrodków uniwersyteckich, aby prowadzić tam duszpasterstwo. Głównym promotorem tego planu był o. Jacek Woroniecki i ojcowie zgromadzeni wokół niego: m. in. o. Michał Czartoryski. Ojciec Czartoryski, jako architekt inżynier, został oddelegowany do nadzorowania budowy na Służewie. Prace zakończyły się tam w 1937 roku, a do klasztoru wprowadzić się mogło 40 zakonników, studentów i profesorów.
„Po surowym Krakowie (zamglonym), po ciasnym podwórku we Lwowie, przyszliśmy do jasności służewskiej. Przed klasztorem były drzewa owocowe, : czereśnie, jabłonie, grusze, śliwy. Wzdłuż drogi były świeżo zasadzone tuje” (wspomnienia o. Kucharka)
Całkowite, bezapelacyjne oddanie się Bogu
Niewiele zachowało się świadectw o życiu wewnętrznych o. Michała. Prowadził zapiski duchowe, które częściowo się zachowały. Robił to jednak bardzo nieregularnie. Świętość pojmował jako całkowite i ufne oddanie się Bogu w miłości, wyrażone codzienną wiernością obowiązkom. Pisał: „Cel życia zakonnego. Czy stoi on mi przed oczyma? Czy wiem, do czego dążę? Celem tym jest zupełne oddanie się na służbę Bogu. Zupełne, całkowite, bezapelacyjne”. Drugim pragnieniem duchowym, bardzo dominikańskim, było oddanie się posłudze głoszenia. Rozumiał je – po pierwsze – jako głoszenie braciom zakonnym, a potem także świeckim.
Gdy o. Michał ponownie jest w Warszawie, w stolicy wybucha powstanie. 1 sierpnia 1944 jedzie ze Służewa do Śródmieścia, gdzie ma umówioną wizytę lekarską. Gdy wybija godzina „W”, zostaje odcięty od miasta, nie ma powrotu, zatrzymuje się u swoich przyjaciół. Gdy w kolejnych dniach niepodległościowego zrywu widzi pierwszych zabitych i rannych, sam zgłasza się do dowództwa III Zgrupowania „Konrad” na Powiślu i proponuje objęcie funkcji kapelana oddziału. Propozycja zostaje przyjęta z radością, bo wyznaczony do tej misji kapłan nie dotarł i oddziały pozostały bez opieki duszpasterskiej.
Odprawia msze, czuwa przy rannych
Ojciec Michał rozpoczyna więc codzienną posługę, nie tylko jako kapelan wojska, ale także ludności cywilnej. Odprawia msze święte w opuszczonym kościele przy ulicy Tamka, 15 sierpnia odprawia uroczystą mszę polową. Nie zważa przy tym na grożące mu niebezpieczeństwa. W trakcie powstania niemal całe życie toczy się w piwnicach i to też tam sporo czasu spędza dominikanin. Pomaga w szpitalu polowym, jest wiele świadectw, które opowiadają o tym, jak podtrzymywał ludzi przy nadziei i wierze.
Po ponad miesiącu walk, w nocy z 5 nad 6 września, powstańcy z Powiśla wycofują się ze Śródmieścia. Pozostają tylko cywile i najciężej ranni w szpitalach. Ojciec Michał czuwał tej nocy przy siedmiu ciężko rannych powstańcach, których nie można było ewakuować. Jedna z sanitariuszek wspomina, że o. Michał ostatnią mszę „odprawił raniutko w dniu upadku Powiśla. Modlił się wtedy, jak zawsze bardzo żarliwie. Wzmacniał tą modlitwą naszą wiarę, dawał nam siłę (…) I tak posileni, z Bogiem, czekaliśmy końca”.
Nie zdjął habitu, został nazwany „bandytą”
Przez kilka godzin, gdy nie było już żołnierzy Armii Krajowej, a Niemcy jeszcze nie przychodzili, ci, którzy zostali, oczekiwali najgorszego. Personel medyczny i znajomi ojca namawiali go, by zdjął habit, założył płaszcz i wyszedł z cywilami. Odmawiał, niewzruszenie zostawał przy swoim i przy rannych.
„Pamiętam, jak łagodnie uśmiechnął się i powiedział, że szkaplerza nie zdejmie i rannych , którzy są zupełni bezradni i nieuruchomieni w łózkach, nie opuści” (świadectwo Eleonory Kasznicy)
Cywile, którym pozwolono opuścić piwnice mówili, że gdy byli wyprowadzani widzieli, jak o. Michał siedzi wśród łóżek rannych i głośno, ale ze spokojem odmawia różaniec. Jego spokój udzielał się innym. Najprawdopodobniej Niemcy zastrzelili rannych w łóżkach, a innych, w tym o. Michała wyprowadzili na zewnątrz. Tam, oskarżając kolejno każdego o bycie bandytą, rozstrzeliwali. Ojca Michała nazwali „największym bandytą” , bo zorientowali się, że jest kapelanem powstańców i nosi strój duchowny. Wszystkie ciała wywleczono na barykadę i spalono. Już po powstaniu, gdy ekshumowano zabitych, nie dało się rozpoznać i odnaleźć szczątków ojca Michała. Prawdopodobnie spoczywają one na cmentarzu Gloria Victis na warszawskiej Woli. Nie ma więc doczesnych relikwii bł. Michała Czartoryskiego.
Uznany męczennikiem i błogosławionym
Właśnie… błogosławionego. Niemal natychmiast po śmierci o. Michała, na ręce jego ojca Witolda, zaczęły spływać pisemne kondolencje, które wyrażały przekonanie o świętości dominikanina, jego śmierć już wtedy określano męczeńską. Z częścią tych świadectw możemy zapoznać się na wystawie. Także w zakonie było przekonanie o męczeńskim charakterze jego śmierci. Gdy w 1992 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny męczenników II wojny światowej, dołączono do ich grona o. Michała. Proces zakończył się uroczystą beatyfikacją, której 13 czerwca 1999 roku (na Placu Piłsudskiego w Warszawie) przewodniczył papież Jan Pawel II.
Droga życiowa ojca Michała – podkreślają dziś dominikanie – wyrażała się w umiłowaniu Boga i bliźniego. Choć sam był prześladowany, postanowił wytrwać przy drugim człowieku w imię miłości Boga, bo wierzył w Jego miłosierdzie.
***
Dziś przypada 75. rocznica męczeńskiej śmierci bł. o. Michała Czartoryskiego, który oddał życie pozostając z rannymi na Powiślu podczas powstania warszawskiego. Warszawscy dominikanie zapraszają do wspólnej modlitwy podczas mszy św. o godz. 18.00, połączonej ze złożeniem przez pięcioro świeckich dominikanów z powstającej fraterni przyrzeczeń wieczystych. Msza odprawiona zostanie w kościele oo. dominikanów w Warszawie – Służewie, z którym tak bardzo był związany ojciec Michał.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |