O. Hilary Januszewski (męczennnik z Dachau): był wśród więźniów i chorych. I z nimi zmarł
Podróże kształcą. Byłem niedawno w Krakowie, przy okazji zawodowych, misyjnych obowiązków. Gdy wstąpiłem do znanej mi już Bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny (popularnie nazywanej Kościołem na Piasku), miałem okazję poznać sylwetkę ojca Hilarego Januszewskiego.
Człowiek, którego historię znać trzeba
Karmelitańska wspólnota (bo to kościół, w którym posługują bracia i ojcowie karmelici) przygotowywała się wtedy do trzech ważnych dni, których kulminacją było wspomnienie błogosławionego ojca Hilarego (przypada 12 czerwca). Gdy wczytywałem się w kolejne zapiski na temat jego historii, gdy poznawałem kolejne dokumenty i pamiątki, które znalazły się na wystawie o o. Hilarym, postanowiłem wszystko zapisać, zachować i Wam, Drodzy Czytelnicy, przekazać. Może niektórzy z Was już tę postać znają, inni pewnie nie. I trzeba to jak najszybciej nadrobić. To postać nietuzinkowa, w swej misji wiele razy przypominająca św. Maksymiliana Kolbego.
Urodził się w 1907 r. w Krajenkach koło Tczewa. Sytuacja w domu od początku nie była zbyt łatwa, z powodów finansowych musiał przerwać naukę w szkole i uczyć się w domu. W 1925 r. trafił jednak do szkoły Księży Michalitów w Pawlikowicach (od IV klasy gimnazjum). Później zaczął już pracować, a wieczorami przygotowywał się do matury. Wtedy mieszkał już w Krakowie.
Po studiach w Rzymie aresztowany przez Gestapo
Życie zakonne rozpoczął w grudniu 1927 r., wtedy to wstąpił do karmelitów. Nowicjat rozpoczął we Lwowie i przyjął imię Hilary. Rok później złożył pierwsze śluby, a trzy lata później był już w Rzymie – tam rozpoczął studia teologiczne w międzynarodowym kolegium karmelitańskim św. Alberta. Tam złożył śluby wieczyste i przyjął święcenia kapłańskie. W międzyczasie musiał jednak spędzić czas w szpitalu, bo zachorował na tyfus. Choroba nie przeszkodziła mu w zdobywaniu kolejnych stopni naukowej kariery – za swoją pracę naukową otrzymał nagrodę dla najwybitniejszych studentów rzymskiej Akademii św. Tomasza. W 1935 r. wrócił do Polski. Nie mógł przewidzieć, że będzie to de facto powrót po śmierć…
Po powrocie do kraju został prefektem, wychowawcą kleryków w Krakowie. Wykładał teologię dogmatyczną i historię Kościoła. Już po wybuchu II wojny światowej (w listopadzie 1939 r.) został mianowany przeorem konwentu krakowskiego. W nocy z 18 na 19 września 1940 r. został aresztowany przez Gestapo (to w czasie masowych aresztowań braci i ojców karmelitów w Krakowie). O. Hilary został aresztowany dlatego, że wstawił się za swoimi współbraćmi. Trafił do więzienia przy ul. Montelupich i Pomorskiej. Przesiedział tam zimowe miesiące, a wiosną 1941 r. trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsehausen. Otrzymał numer 37088, trafił do bloku obozowego nr 46. Pół roku później został przewieziony do Dachau. Tam z kolei był numerem 27648.
W obozie był zmuszony do wycieńczających pracy na „plantacjach”. Były to gospodarstwa usytuowane dookoła obozu. Mimo niesprzyjających warunków prowadził spotkania zakonne, organizował potajemne modlitwy i msze św. Na przełomie lutego i marca 1945 r. w KL Dachau wybuchła epidemia tyfusu. Wtedy 32 kapłanów – więźniów zgłosiło się do pomocy chorym, wśród nich oczywiście o. Hilary. Niestety sam się zaraził. Znamienne jest to, że oo. Hilary zmarł 25 marca 1945 r., a tylko miesiąc później (bo 29 kwietnia 1945 r.) obóz został oswobodzony przez wojska amerykańskie.
Umiłował Eucharystię
O.Hilary został beatyfikowany 13 czerwca 1999 r. przez Jana Pawła II. Liturgiczne wspomnienie wyznaczono na 12 czerwca. Wyróżniał się rysem duchowości eucharystycznej, co znalazło odzwierciedlenie w jego pracy naukowej: „Konsekracja cyborium z hostią, które z powodu zapomnienia kapłana nie jest zamieszczone na korporale”. We wstępie pracy tłumaczył swój wybór. Stwierdził, że niewzruszona wiara i miłość do Najświętszego Sakramentu skłoniła go do podjęcia tego zagadnienia. Pisał, że zawsze pragnął poświęcić swe akademickie dociekania właśnie Eucharystii. W rozważaniach udowadniał, że wszystko, co dotyczy Eucharystii, jest ważne i nie można niczemu nadawać znaczenia drugorzędnego. Według doniesień i wspomnień jego współbraci Hilary Januszewski był dla siebie bardzo surowy i wymagający, ale w stosunku do podwładnych miał mieć niezwykłą cierpliwość. Szczególną troską otaczał chorych i potrzebujących.
Znałem osobiście o. Hilarego. Był to kapłan pełen dobroci i nigdy nie odmawiał posługi w Zakładzie Sierot. Zawsze chętnie spieszył ze mszą św. czy spowiedzią, a była wówczas spora gromadka osieroconych. Ciągle widzę go oczyma duszy, jak ten dobry ojciec przyjeżdżał na Zwierzyniec, by tam wiele godzin spędzać wśród najbardziej potrzebujących (Stanisław Osłoński).
Nieugięty charakter i spokojny duch
Młody wychowawca zakonny, jakim był po powrocie ze studiów rzymskich o. Hilary, postrzegany był przez swoich podopiecznych jako człowiek żyjący głęboką wiarą, która objawiała się gorliwością i entuzjazmem w codziennym spełnianiu zakonnych i kapłańskich obowiązków. Regularnie wygłaszał konferencje ascetyczne dla kleryków. Młodzi karmelici zauważyli, że to, czego ich uczył, to nie tylko teoria, ale prawdy, którymi żył, które realizował w życiu kapłańskim i zakonnym. Wspólnota postrzegała go jako osobę wewnętrznie zrównoważoną. Zazwyczaj był poważny i małomówny, cieszył się uznaniem i autorytetem współbraci. Określano go jako człowieka o nieugiętym charakterze i spokoju ducha.
Przyjechał też o. Hilary Januszewski z Zakonu OO. Karmelitów – przeor krakowski, który dla swego spokoju i równowagi ducha nawet w bardzo trudnych sytuacjach, jako też dla mądrej rady w zawiłych potrzebach zyskał sobie poważanie i wielki mir u wszystkich księży. Przetrwał on najgorszy okres maszerowania, potem wywożenia śniegu taczkami, wreszcie cały czas okropnego głodu w 1942 r. (wspomnienia o. Alberta Zenona Urbańskiego, współbrata o. Hilarego, z obozu w Dachau)
Poszedł do tych, od których inni się odgradzali
O heroizmie, nieugiętym i konsekwentnym wypełnianiu swojej misji świadczą ostatnie dni o. Hilarego. Kiedy zbliżał się koniec wojny, w obozie w Dachau wybuchła wspomniana już wyżej epidemia tyfusu plamistego. Baraki z chorymi ogrodzono siatką, aby nikt nie mógł się kontaktować z zarażonymi i aby nikt stamtąd nie wyszedł. Zamykano blok za blokiem, a izolowanie 1000 więźniów w jednym bloku skazywało ich na pewną śmierć. Ci, którzy jeszcze żyli, i tak byli pozbawieni opieki, do tego stopnia, że nie miał im kto podać podstawowych produktów żywnościowych, które były na wyposażeniu obozowej kuchni.
„Już stamtąd nie wrócę”
Kapłani mogli jedynie obserwować smutne żniwo epidemii. Chcieli jednak coś zrobić, cokolwiek. Pośród nich był ks. Stefan Wincenty Frelichowski, patron harcerzy polskich, który zdecydował się poświęcić dla tych, którzy w poniżeniu i osamotnieniu oczekiwali na śmierć. Robił wszystko, aby dostać się na izolowane bloki, gdzie choroba całkowicie wyniszczyła personel. Pragnął spowiadać i udzielać ostatniej posługi, choć miał świadomość, że sam nie podoła wszystkiemu. Księża uzyskali zezwolenie na podjęcie posługi zamiast brakującego personelu. Zgłosiło się 32 kapłanów. Od władz obozowych otrzymali, pod karą śmierci, całkowity zakaz kontaktowania się z niezarażoną częścią obozu. Po kilku dniach dobrowolnie dołączył do nich o. Hilary. Żegnając się z jednym ze współbraci, powiedział: „Decyzję podejmuję w pełni świadomości ofiary ze swego życia. Ja już stamtąd nie wrócę”.
Trzech wielkich karmelitów
Ojciec Hilary zdawał się myśleć, że cóż w tej sytuacji, w tych dramatycznych okolicznościach znaczy śmierć ciała w porównaniu ze zbawieniem wiecznym choćby jednej tylko duszy? Kapłani weszli więc za bramę kwarantanny, żegnając się z tym światem. W rzeczy samej wszyscy oni, z wyjątkiem ks. Kubicy, zarazili się, przechodzili ciężką postać tyfusu, a ks. Wincenty Frelichowski i o. Hilary Januszewski swoją kapłańską misję przypieczętowali śmiercią.
Przełożony generalny karmelitów w 2007 r. oddał cały zakon pod opiekę trzech wielkich karmelitów XX wieku: o. Tytusa Brandsmy, bł. Hilarego Januszewskiego – męczennika z Dachau i zmarłego w opinii świętości teologa karmelitańskiego Bartolome Xiberta.
Uważam, że każdy z nich ofiaruje nam, karmelitom, wspaniałe świadectwo, jakąś charakterystykę, wskazuje ścieżkę, którą powinien dążyć Karmel w XXI w. W przypadku bł. Hilarego określiłbym to słowami Ewangelii: on był wierny w rzeczach małych, a więc wierny także w tych wielkich. Był wierny w życiu zakonnym, w życiu codziennym, w swych obowiązkach, w pracy, we wszystkim, co Zakon mu polecał, a kiedy nadeszły momenty dramatyczne, również pozostał wierny Panu, współbraciom, przykazaniu miłości bliźniego. Myślę, że jego osoba jest zaproszeniem, a nawet prowokacyjnym wezwaniem dla Zakonu i wszystkich Karmelitów. Zaproszeniem do dawania świadectwa życia, do ofiarowania własnego życia za tych, którzy są w potrzebie: za chorych, potrzebujących, ubogich i za każdego, kto prosi nas o pomoc. Jestem przekonany, że osoba bł. Hilarego Januszewskiego to prawdziwy dar Boży, dar Ducha Świętego nie tylko dla Zakonu Karmelitańskiego, ale także dla całego Kościoła. (generał zakonu Fernardo Milan o o. Hilarym)
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |