O. Leonard Bielecki OFM: Pielgrzymujemy, by spotkać się z Bogiem [ROZMOWA]
Na progu wakacji rozmawiamy z o. Leonardem Bieleckim OFM. Poznański franciszkanin opowiada o tym, czym jest pielgrzymowanie. Wspomina własne pielgrzymki i dzieli się swoim pątniczym marzeniem. Od tego roku o. Leonard jest przewodnikiem grupy nr 6 – grupy wyciszenia – Poznańskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę.
Hubert Piechocki (misyjne.pl): Czym tak naprawdę jest pielgrzymowanie?
Leonard Bielecki OFM: Pielgrzymowanie to jest pokonywanie jakiegoś dystansu. Ten dystans może być wyznaczony przed odległość do sanktuarium czy przez długość naszego życia. Ja, pielgrzymując, pokonuję jakąś drogę. I ta droga ma swój bardzo konkretny cel. Pielgrzym jest wędrowcem, a nie osobą, która się błąka. Chodzi drogami, którymi poruszają się inni ludzie, ale ma swój określony cel. Jakbyśmy się przyjrzeli etymologii słowa: pielgrzymowanie, to wśród różnych znaczeń znajdziemy też to, że „pielgrzym to ten, który idzie przez pola, idzie w odosobnieniu, idzie w oddaleniu od cywilizacji”. Gdy mówimy o pielgrzymie, to mówimy też o tym, który „pozdrawia, całuje na odległość, błogosławi”. To dobrze widać w kulturze śródziemnomorskiej, w której w bardzo różny sposób czci się relikwie – przez dotyk, pocałunek, a czasami przez buziaka posyłanego na odległość. I pielgrzym to ten, który pozdrawiając na odległość – modląc się i machając – błogosławi ludzi, wśród których idzie. Pielgrzym to ostatecznie człowiek, który szuka sensu własnego życia, szuka go podczas drogi. Idąc, pozdrawia innych, błogosławi im i daje świadectwo o tym, kim jest.
Co jest najważniejsze w czasie pielgrzymki – sama droga czy jej cel?
Są różne szkoły. Dla jednych ważniejsza jest droga, dla innych cel. Myślę, że w pielgrzymce ważniejszy jest jednak cel, natomiast osiągamy go właśnie poprzez drogę. Tym celem nie musi być konkretny punkt, do którego muszę dotrzeć. Weźmy przykład naszych pielgrzymek na Jasną Górę. Ktoś może iść cztery dni, nie wyjdzie z miejsca startu, ani nie dojdzie do Częstochowy. Będzie szedł tylko cztery dni w środku, ale chce, przez tę drogę, osiągnąć jakiś określony cel. Nie mam iść po to, by po raz kolejny zaliczyć pielgrzymkę czy znów być na Jasnej Górze. Idę po to, aby się przemienić, aby doświadczać Boga – i to się dokonuje w trakcie drogi. Celem jest zatem to, co dzieje się w czasie drogi, a nie sam etap czy meta tej drogi. Droga jest środkiem. My ciągle wędrujemy, życie chrześcijanina jest życiem w drodze. Nie żyjemy tylko po to, żeby żyć, ale po to, żeby dojść do celu. Tym celem jest ostatecznie niebo. Tak samo gdy wyruszamy na jakąkolwiek pielgrzymkę, to naszym celem jest spotkanie Boga, doświadczenie sacrum, bliskości czegoś świętego, a nie sam fakt, że musimy gdzieś dotrzeć. Celem nie jest fizyczne miejsce, np. Częstochowa, ale to, żeby na tej Jasnej Górze spotkać się z Bogiem. Mam się przemienić, ta przemiana może dokonać się w trakcie drogi. Niektórzy są nawet rozczarowani samym wejściem na Jasną Górę.
Mówił ojciec, że życie chrześcijanina jest wędrówką. Chyba nieprzypadkowo mówimy, że jesteśmy Kościołem pielgrzymującym.
Wspólnota Kościoła jest grupą pielgrzymów. Pielgrzymujemy do swojej ojczyzny – do miejsca, do którego zostaliśmy stworzeni, w którym będziemy czuć się jeszcze bardziej w domu niż tu i teraz. Pielgrzymka, wyruszenie ze swojego bezpiecznego miejsca ku innemu miejscu, to jest skondensowane doświadczenie Kościoła. W Kościele niejednokrotnie wychodzimy poza granice swojego serca. Człowiek wychodzi znacznie dalej, aby stać się bardziej człowiekiem. Wychodzimy ku drugiemu człowiekowi – a ostatecznie ku Bogu. Przyjdzie nam kiedyś zostawić ten „dom doczesnej pielgrzymki”. Podkreśla to prefacja za zmarłych: „życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Idziemy na pielgrzymkę po to, by nasze życie się przemieniło. Można powiedzieć, że wyruszamy na pielgrzymkę, by ją potem kontynuować – już jako inny człowiek.
Teraz zaczynamy pielgrzymkę w jakimś umówionym punkcie, dawniej zaczynano ją rzeczywiście na granicy swojego domu.
Przepiękne jest to, gdy ja wychodzę z własnego domu i idę do miejsca świętego. Jeżeli bierzemy udział w pielgrzymkach zorganizowanych, to może byłoby dobrze np. zrobić znak krzyża, przekraczając próg swego domu. Bierzemy np. udział w pieszej pielgrzymce do Częstochowy, idziemy do katedry z plecakiem, by wyruszyć na Jasną Górę. Zamykając drzwi swego domu, zróbmy znak krzyża. Droga zaczyna się właśnie wtedy, gdy zamykam drzwi. Uważam, że zagubiliśmy nie tylko moment wyjścia z domu, ale też wymiar pokutny pielgrzymowania.
Jak to mamy rozumieć?
Naturalnie, że np. do Częstochowy idziemy radośni, rozśpiewani, to czas do dzielenia się wiarą, naszą relacją z Jezusem. Ale ten ruch pątniczy kojarzy nam się właśnie z ruchem pokutnym! Podejmujemy trud i wysiłek, który związany jest z dużą pracą nad życiem wewnętrznym i nad relacją z drugim człowiekiem. To jest niełatwe, gdy jest niewygodnie, bo np. trzeci dzień z rzędu jem tę samą zupę albo tej zupy zabraknie albo mam taki dzień, że jestem nerwowy. Wtedy moja praca polega na tym, że muszę pracować nad charakterem, nad duchowością, nad miłością do drugiego człowieka. Jeśli przyjmiemy, że jesteśmy w grupie, która ma również charakter pątniczy, to perspektywa tego, co dzieje się w marszu trochę się zmienia. Człowiek zaczyna się wyciszać, jest bardziej nakierowany na swoje wnętrze. Chcę swoje wnętrze przefiltrować, zobaczyć, poukładać je. Musimy kłaść teraz akcent na te aspekty pielgrzymowania – czyli spojrzenia w głąb siebie. Spoglądamy tam nie sami, idziemy za rękę z Jezusem, który oprowadza nas po naszym sercu i mówi, co powinniśmy zmienić.
Co powinniśmy zrobić, żeby nasze pielgrzymowanie było owocne?
Po pierwsze musimy sobie uświadomić, że będziemy uczestniczyli w wydarzeniu typowo religijnym. Jeżeli jedziemy na pielgrzymkę objazdową, w czasie której zwiedzimy pół kraju i nie będzie czasu na modlitwę – to to po prostu nie będzie pielgrzymka, tylko jakiś sakro-wypad. Mam uczestniczyć w czymś, co będzie dotykało mojej wiary, mam rozumieć pielgrzymkę właśnie w kontekście wiary. Druga kwestia to jest to, żeby się zbytnio nie spodziewać różnych rzeczy na pielgrzymce. Proponuję nie zakładać, że Bóg do mnie powie, że znajdę rozwiązanie i pociechę. Po prostu zostawmy Panu Bogu wolną rękę. Mów Mu, co cię boli, ale zostaw Mu wolną rękę. Najlepiej nie ograniczać Boga i Jego działania tylko do naszych koncepcji.
Po trzecie, powinniśmy pamiętać, że pielgrzym to nie jest człowiek, któremu coś się należy. To człowiek, który żyje na łasce innych ludzi. Pielgrzym nie ma pretensji, tylko dziękuje Bogu za to, co otrzymuje – za nocleg, posiłek, pogodę… Fatalnie się idzie, bo pada, fatalnie się idzie, bo gorąco… Nie będziemy szli w klimatyzowanym środowisku, zobaczymy, co Bóg nam da. Muszę potraktować na pielgrzymce wszystko, co otrzymuję, jako dar. To jest naprawdę przemyślane przez Boga! Darem jest taki nocleg, taka pogoda, czas, wiatr. Wtedy człowiek zaczyna inaczej patrzeć, bo widzi, że nie sam to wszystko sobie układa, ale jest w tym palec Boży. Pan Bóg wie, co robi.
1) Uświadomić sobie, że pielgrzymka to wydarzenie typowo religijne
2) Nie mówić Bogu, jak ma zadziałać
3) Traktować pielgrzymowanie jako dar
Jest wiele form i sposobów pielgrzymowania. Czy każdy znajdzie pielgrzymkę dla siebie?
Wśród propozycji, które daje nam Kościół (pielgrzymki autokarowe, piesze w grupie czy samotne), każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie pasuje ci pielgrzymowanie w grupie? Możesz wyruszyć sam lub w kilka osób. Jeżeli grupa daje ci poczucie wspólnoty i Kościoła, którego potrzebujesz, to możesz wybrać tę formę. Potrzebujesz więcej przestrzeni ciszy, mniej rozmów? Idziesz w grupie wyciszenia. Chcesz przejść trasę w sposób bardziej radosny i otwarty – wybierasz tego typu grupę. Kościół w Polsce daje niesamowity wachlarz możliwości, każdy znajdzie coś dla siebie. Tylko trzeba chcieć pielgrzymować! A mam wrażenie, że ludzie nie pielgrzymują, bo się boją i mają złe wyobrażenie o pielgrzymach. Każdy doświadczony pielgrzym powie, że trzeba poczuć bakcyla. Jak już człowieka chwyci, to może powtarzać, że idzie ostatni raz, a za rok znowu pojawia się z plecakiem i idzie.
W ostatnim czasie renesans przeżywają piesze pielgrzymki do Santiago de Compostela.
Camino wpisane jest nawet na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pojawia się na nim bardzo dużo ludzi, którzy szukają głębi. Nie zawsze nazywają to szukaniem Boga, ale szukają jakiegoś doświadczenia duchowego. Nie wszyscy nazywają tę wędrówkę wprost doświadczeniem wiary, poszukiwaniem relacji z Bogiem. Ale ja myślę, że o to im chodzi, że oni chcą odnaleźć tę relację z Bogiem, tylko może tego Boga inaczej rozumieją i odnajdują. To pokazuje, że w naturę człowieka wpisane jest pielgrzymowanie! Wierzący czy niewierzący zostawia wszystko i jest w stanie iść w niekomfortowych warunkach dla doświadczenia ponadludzkiego. Pan Bóg zostawił nam pielgrzymowanie, bo wie, że w ten sposób dochodzimy do Niego.
Jak ojciec zapamiętał swoje pielgrzymki?
Każdą jakoś zapamiętałem, one były zupełnie różne. Na pewno pamiętam trasę prowadzącą do Santiago. Szedłem brzegiem oceanu, cisza, szum fal, wiatr i prawie pusta, szeroka plaża. Nie mogłem się tym nasycić, nie mogłem Panu Bogu przestać dziękować. Już trzeciego dnia z dziesięciu martwiłem się, że to się zaraz skończy! Ważna była też pielgrzymka z Asyżu do Rzymu. Zapamiętałem z niej kiepską infrastrukturę, w pewnym momencie zabrakło mi sił, motywacji i wody. I tylko głos Boga powiedział mi, co dalej robić. To było ciekawe doświadczenie opuszczenia, musiałem zdać się na łaskę Bożą. A w pielgrzymkach pieszych do Częstochowy na pewno genialny jest dla mnie kontakt z ludźmi. Staram się, aby każda pielgrzymka mnie przemieniała. Dla mnie wyjście na trasę to czas mój i Boga. Wiem, że Bóg zadziała.
Jest ojciec zatem otwarty na zaskoczenia.
Tak! Bo tak działa Duch Święty! Zobaczmy, że porównujemy działanie Ducha Świętego do wiatru. Do końca nie wiadomo, dlaczego wiatr w tym momencie zawiał, skąd pochodzi, jak działa, co przyniesie. Duch Święty też działa tak spontanicznie, znienacka. Ja się spodziewam po pielgrzymce nieznanego!
Ma ojciec jakieś pielgrzymkowe marzenie?
Ostatnio zrodziło się we mnie marzenie, by pójść do Jerozolimy. Ale najbardziej chciałbym przejść z Nazaretu do Ain Karem. To droga, którą pokonała Maryja, idąc do św. Elżbiety. Tam nie ma typowej trasy pielgrzymkowej, ale zdarzają się pątnicy, którzy ruszają tą trudną drogą.
Jakaś złota rada przed sezonem pielgrzymkowym?
Przede wszystkim – weźcie rozchodzone buty! I nie bierzcie rzeczy, które wydaje się wam, że mogą się przydać. Zdajcie się na Pana Boga, poradzicie sobie w trakcie pielgrzymki. I miejcie otwarte oczy i serce – na ludzi, na teksty, na modlitwy. Oddajcie ten czas Panu Bogu na samym starcie! Zobaczymy, co tym razem da nam Pan Bóg!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |