Od hejtu strzeż mnie, Boże. O „Hejterze” Jana Komasy
„Ale chroń mnie, Panie, od pogardy. Od nienawiści strzeż mnie, Boże” – to słowa piosenki Jacka Kaczmarskiego, które brzmią w mojej głowie po obejrzeniu przedpremiery najnowszego obrazu Jana Komasy „Sala samobójców: Hejter”. Film wchodzi do kin w najbliższy piątek.
To film na wskroś aktualny. A – co jeszcze ciekawsze – niektóre wydarzenia pokazane w tym obrazie wyprzedziły rzeczywistość. „Hejter” powstał tuż przed tragedią ze stycznia 2019 roku, gdy w Gdańsku zamordowany został prezydenta tego miasta, Paweł Adamowicz. Te wydarzenia (mimo że w filmie praktycznie odzwierciedlone) nie były więc dla reżysera inspiracją. – Czy poczułem ciarki na plecach? Tak. Czy uznałem, że robię film profetyczny? Nie – mówił reżyser w rozmowie z „Newsweekiem”. Swój film opisuje jako „średnią wszystkich strachów” – strachów, które dotykają nasze społeczeństwo, a którymi on (jako obywatel i obserwator) bardzo się przejmuje.
Poznajmy Tomka
Jan Komasa przygotował dla widzów studium przypadku Tomka – człowieka, który może zdobyć wiele, ale postanawiać wiele zniszczyć. – Zawsze interesowały mnie charyzmatyczne jednostki, które potrafią sterroryzować otoczenie – mówi Komasa. Mnie w historii głównego bohatera (w tej roli Maciej Musiałowski), absolwenta prawa, bystrego, inteligentnego młodego człowieka, najbardziej uderza to, jak niewiele trzeba, by doprowadzić do dużej tragedii, do rozlewu nienawiści. Nie potrzeba wojny, zamieszek zwaśnionych grup społecznych czy napływu nieprzyjaźnie nastawionych migrantów. Wystarczy nienawiść konkretnego, jednego człowieka.
Przemysł nienawiści
Tomek zatrudnia się w firmie PR, która tak naprawdę zajmuje się profesjonalnym niszczeniem ludzi (w roli szefowej Agata Kulesza). Agencja dyskredytuje celebrytów, manipuluje informacjami, wysuwa fałszywe oskarżenia. To dobrze naoliwiona maszyna zła. Największe zło, jakie widzimy na dużym ekranie, nie jest jednak efektem pracy tej agencji, ale konkretnego człowieka, który po części ma problem ze swoją przeszłością, po części z otaczającą go rzeczywistością. I to właśnie on, a nie żadna agencja czy inna grupa ludzi, jest katalizatorem najokrutniejszego zła. Tomek, mimo że inteligencji i zdolności mu nie brakuje, to od początku swojego dorosłego życia lubi oszukiwać albo manipulować. Przychodzi mu to łatwo i nie popełnia przy tym błędów. Z uczelni zostaje wyrzucony za plagiat. Postanawia jednak ukryć ten fakt przed rodzicami swojej przyjaciółki (i skrytej miłości), od których dostaje fundusze na czesne (w roli państwa Krasuckich Danuta Stenka i Jacek Koman). Spirala kłamstwa zatacza w jego życiu coraz szersze kręgi.
>>> Papież: nienawiść i rywalizacja zabijają miłość braterską
Diaboliczny plan
Kłamstwo w sprawie studiów wychodzi na jednak na jaw, chłopak traci zaufanie swoich dobroczyńców. Wykluczony z przybranej rodziny nie daje jednak za wygraną. Wchodzi do sztabu kandydującego w wyborach na prezydenta stolicy Pawła Rudnickiego (w tej roli Maciej Stuhr). Gra rolę ideowego wolontariusza. Wszystko po to, by zauważyli to Krasusccy, którzy kandydata wspierają. Tomek wprowadza w życie swój diaboliczny plan, wydaje się w tym mistrzowski, co zauważa sama szefowa agencji PR, w której chłopak pracuje. Wykorzystuje sprzyjające ku temu okoliczności – populistyczne, rozkręcone polityczne emocje bazujące na najniższych, a przez to i najgroźniejszych, instynktach i stereotypach.
Dzwonek alarmowy
„Hejter” momentami może zbyt rozciągnięty, niekiedy zbyt dosłowny, ale na pewno spełnia rolę dzwonka alarmowego. Zagrożenie wirusem nienawiści jest zawsze bardzo duże, bo ten wirus znajduje się w nas samych. A jego rozprzestrzenianie się jest bardzo łatwe, początkowo objawy mogą być niedostrzegalne. Nie potrzeba napływu „islamistów, którzy zagrażają naszym chrześcijańskim fundamentom”, żebyśmy my sami (my – współobywatele) zadali sobie wiele bólu i cierpienia. Wystarczy jedna osoba, która pragnie zemsty. Gdy do tego w tle tli się polityczny i społeczny spór, to takie jednostki są jak miny na polu bitwy, jak zapalniczka otwierana nad rozlaną benzyną.
>>> Zwalczanie hejtu za pomocą algorytmów. Czy czeka nas cenzura mediów społecznościowych?
Pogarda
„Hejter” pokazuje, że pogarda może skutkować opłakanymi w skutkach sytuacjami. To może być pogarda młodego człowieka do systemu, w którym przychodzi mu zaczynać dorosłe życie. To pogarda ludzi z tak zwanych elit wobec innych (w filmie pogarda wobec chłopaka, któremu postanawiają pomóc finansowo, ale jednocześnie traktują go jako tego gorszego). Pogarda niczym fala powodziowa przelewa się zarówno w wirtualnym jak i w tym realnym świecie. Pogarda skrywana jest pod płaszczykiem miłej poprawności politycznej, ale prędzej czy później wychodzi na jaw i może wywoływać gniew, który z kolei gdzieś musi znaleźć ujście. Jan Komasa mówi, że te społeczne napięcia coraz częściej zajmują reżyserów. Podobny obraz można znaleźć w nagrodzonym Oscarami obrazie „Parasite”. Z reżyserem tego koreańskiego filmu Komasa rozmawiał podczas gali rozdaniach tych nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Choć kraje inne, rzeczywistość inna, to mechanizmy podobne. Pogarda rodzi nienawiść i odwrotnie. Samonakręcająca się spirala zła.
Nienasycenie
„Hejter” to też studium przypadku człowieka sytego, ale ciągle nienasyconego. To symbol nowych czasów. Wcześniej przemoc kierowała najczęściej tymi, którzy próbowali poprawić swój los, wyrwać się z tragicznie złej sytuacji materialnej, społecznej. Dziś coraz częściej mamy do czynienia z przemocą, która na pierwszy rzut oka nie ma uzasadnienia. Rodzi się nie z przyczyn materialnych, bytowych – ale z tych psychologicznych, egzystencjalnych. Życie, w którym nie brakuje na chleb, w którym wystarcza nawet na drogie wakacje i nowe sprzęty wcale nie jest wolne od trosk i cierpień (co pokazywał świetnie chociażby obraz „Szwedzka teoria miłości”). – Próbowałem rozumieć problemy ludzi, którzy są syci; których błędów nie można zwalać na brak pieniędzy – mówi reżyser. Dodaje też, że swoimi filmami chce opisywać to, co dezorganizuje nasze życie. Przyznać trzeba, że nienawiść dezorganizuje je niezwykle skutecznie.
Uciąć głowę Hydrze
„Hejter” dobrze pokazuje, że nienawiść może zacząć się niewinnie, od podsłuchanej rozmowy, która rodzi chęć odwetu. Nienawiść trzeba jednak zdusić w zarodku. Pozwolić jej kiełkować i rosnąć – to przyzwolić na tragedię. A pozwolenie dajemy nie tylko wtedy, gdy sami nienawiść w sobie wzbudzamy, ale gdy tworzymy dla niej sprzyjające środowisko. I robi to nie tylko polityk, który na wiecu wyborczym krzyczy: „Precz z islamistami” albo skrajny aktywista, który na marszu niesie transparent: „Do gazu z pedałami”. Robi to każdy pojedynczy internauta, który anonimowo i nieodpowiedzialnie korzysta z wolności słowa. Słowo ma moc, także moc zabijania. Czesław Niemen śpiewał: „Przyszedł już czas, najwyższy czas, nienawiść zniszczyć w sobie”. Mógłby być to świetny soundtrack do najnowszego filmu Jana Komasy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |