fot. PAP/Radek Pietruszka

„Odczuwalny powiew Ducha Świętego” – mówią uczestnicy mszy beatyfikacyjnej

– Na pewno wzruszenie, ale z pewnością także odczuwalny powiew Ducha Świętego, odczucie obecności Bożej. Zwłaszcza w momencie wniesienia relikwii i ogłoszenia decyzji papieża. Czuć było wtedy realną obecność tych błogosławionych – mówi w rozmowie z misyjne.pl bp Mirosław Milewski.

Biskup Milewski był obecny w samym centrum wydarzeń. Był jednym z kilkudziesięciu duchownych, którzy zasiedli w ołtarzu głównym Świątyni Opatrzności Bożej. Tuż po zakończeniu uroczystości rozmawiałem też z wiernymi, którzy byli obecni na mszy beatyfikacyjnej w sektorach na placu przed kościołem, a inni jeszcze dalej. Transmisję ze środka świątyni oglądali na telebimie lub na swoich telefonach i tabletach.

>>> Abp Polak: nowi błogosławieni są dla nas wzorem pokonywania trudności i świadczenia o Bogu poprzez czyny

bp Mirosław Milewski, fot. Maciej Kluczka

Kamperem na pielgrzymkę

– Przyjechaliśmy z Mielca, z Podkarpacia, choć tak naprawdę znad morza – mówią mi Andrzej i Lidia. Gdy dopytuję, skąd dokładnie, odpowiadają, że mieszkają na Podkarpaciu, ale do Warszawy trafili po drodze, z Mierzei Wiślanej, gdzie spędzali urlop. – Mamy dom na kółkach, kamper, więc o nocleg nie musieliśmy się martwić – mówią. Gdy pytam o uczucia, jakie towarzyszą im tuż po beatyfikacji, mówią: „Wrażenia są ogromne. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że doczekaliśmy tego pięknego momentu”. – Często zapominamy słowa bł. kardynała Wyszyńskiego. Uważam, że młodzi powinni przypominać sobie to, co mówił o wolności. Jak jest cenna i jak trzeba o nią dbać. Naszym dzieciom staramy się też to przekazać – mówi Andrzej, trzymając w ręku składane krzesełka, które przydały się zarówno na wakacjach nad Bałtykiem, jak i podczas uroczystości beatyfikacyjnych.

Andrzej i Lidia, fot. Maciej Kluczka

Gdy się żegnamy, od razu wpadam na dużą rodzinę. Wśród nich Teresa. Mówi mi, że pierwsze wspomnienia dotycząca prymasa ma z czasów, gdy była małą dziewczynką. – Doskonale jednak pamiętam, jak przeprowadził nas przez komunę. To dzięki niemu przetrwaliśmy jako naród, przetrwała nasza wiara. Teraz mamy podobne wyzwania, dlatego to jest idealny czas na beatyfikację – mówi. Gdy dopytuję, co rozumie pod określeniem „trudny czas”, odpowiada, że „to czas nasilonej laicyzacji, zachwiania wiary”. – Podobnie było z Marią Różą Czacką, która prowadziła ociemniałych. Po części, w tych czasach my też możemy być ociemniali – dodaje.

>>> Kiedy będą obchodzone wspomnienia bł. kard. Wyszyńskiego i bł. Elżbiety Czackiej?

Pierwsza z prawej – pani Teresa z rodziną i znajomymi, fot. Maciej Kluczka

To on kładł fundamenty

Idę dalej, niektórzy zostają jeszcze na placu przed świątynią, inni kierują ku autobusom, które w tym czasie kursują częściej. Mimo to na przystanku tłok. Nikt się jednak nie niecierpliwi, wszystkim towarzyszy radosna atmosfera. Słyszę, jak młode dziewczyny rozmawiają ze starszym księdzem. On, na telefonie, pokazuje zdjęcia z Białorusi, gdzie przez wiele lat był wikariuszem. Zatrzymuję się przy młodym małżeństwie z pokaźną gromadką dzieci. Przy sobie mają nawet matę, którą zabiera się np. na campingowe wypady poza miasto. Pytam, czy przeżycia, a szczególnie przesłanie płynące z tej uroczystości zostanie z nami – wiernymi – na dłużej. Może będzie to tylko chwilowe przeżycie? – Zostanie, bez wątpienia, tak! – odpowiada Mikołaj, głowa rodziny. – Jestem wzruszony tą chwilą. To pokoleniowe wydarzenie. Każdy z nas wiedział, że kard. Wyszyński zasługuje na miano świętego, ale przedłużający się czas oczekiwania na beatyfikację sprawił, że dzisiejsza uroczystość cieszy jeszcze bardziej. Przykro, że nie mogło tu przyjechać więcej ludzi, ale takie czasy, pandemia się jeszcze nie skończyła – dodaje Mikołaj. Przypomina, że kard. Wyszyński (od dzisiaj błogosławiony) „swoim życiem uczył, że to co się dzieje, nie jest zawsze jest takie, jak sobie zaplanujemy”. – Często jest inaczej, niż byśmy chcieli, ale to nie znaczy, że nie ma w tym ręki Boga. Także z takich trudnych sytuacji może płynąć jakieś dobro – podkreśla mój rozmówca. – Czy można było przypuszczać, że ksiądz o wątłym zdrowiu, później więziony i prześladowany, przyniesie tak wielkie owoce? Dziś wiemy, że to także dzięki niemu stoimy tutaj – w wolnym kraju. Ten Kościół, taki mocny, mimo że tak wiele jest w nim trudności, to także jego zasługa. To są fundamenty, z których możemy czerpać – dodaje Mikołaj.

Rodzina pana Mikołaja, fot. Maciej Kluczka

Górale z Rabki

Po drodze zabieram ulotkę zapraszającą do Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego i trafiam na grupę rozśpiewanych ludzi. Mają na sobie strój ludowy z Mazowsza, ale już za chwilę widzę… górali! By zdążyć na beatyfikację wyruszyli już o 3:30! Są z Rabki, tam jest szkoła dla niewidomych, filia tej słynnej z Lasek. To Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących im. św. Tereski. Błogosławiona Matka Róża Czacka jest więc ich patronką. – Zmęczenia nie ma, wczesny wyjazd, droga do Warszawy to dla nas żadne trudności! Cieszymy się z tak pięknej uroczystości! – mówią zgodnie. Po mszy zgromadzeni na placu wierni wchodzili do kościoła, by już indywidualnie oddać cześć relikwiom nowych błogosławionych.

Pielgrzymi z Rabki Zdrój, fot. Maciej Kluczka

Rozmów było jeszcze kilka, wszystkie w atmosferze radości i dziękczynienia. – Od dziś możemy ich zwać błogosławionymi. Są naszymi orędownikami – mówili uczestnicy mszy beatyfikacyjnej. Przypominając słowa biskupa Milewskiego można tylko dodać z nadzieją, by ten powiew Ducha Świętego był przez wszystkich wiernych odczuwalny także dzień po, tydzień po, miesiąc czy rok po beatyfikacji.

Galeria (3 zdjęcia)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze