Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Pajac, łowczyni i ciocia. Trzech świeckich w trzech krajach, bez których Kościół nie byłby taki sam 

Cóż zrobiliby księża bez świeckich? Zapewne niewiele. To oni przecież niosą Chrystusa tam, dokąd księża nie docierają. Przedstawiam trzy takie osoby z trzech różnych krajów. 

Było ciężko je wybrać, ponieważ miałem szczęście poznać naprawę wielu zaangażowanych świeckich, którzy robią rzeczy niesamowite. Postanowiłem zaprezentować historie może nie bardzo spektakularne, ale wystarczająco wyraziste. Najpiękniejsze są rzeczy zwykłe, których konsekwencje są jednak niezwykłe.

>>> Zbigniew Nosowski: jesteśmy obywatelami Kościoła, a nie jego klientami [ROZMOWA]

Jorge – Boży pajac (Kolumbia) 

Droga do poznania Jorge była dość kręta. W Kolumbii poznałem przyjaciół będących przyjaciółmi moich przyjaciół, których poznałem przez jeszcze innych przyjaciół. W tym kraju słowo amigo ma wiele odcieni. Dlatego miałem problem, kogo z Kolumbii wybrać, ale postanowiłem, że to będzie Jorge, który zmienia rzeczywistość… przebierając się za pajaca. On był właśnie przyjacielem jednych z tych przyjaciół. 

Bogota od początku wydała mi się smutnym i nieco ponurym miastem. W przeciwieństwie do radosnego i rozbrzmiewającego salsą oraz cumbią Medellin. Jorge postanowił zająć się niesieniem radości do miejsc, w których jej brakowało. Tego ranka przybyłem do jego mieszkania, gdzie ekipa już szykowała się do jasełek odgrywanych przez clownów. Jechaliśmy do dzielnicy Santa Fe. Chociaż jest ona położona w samym centrum Bogoty, to jednocześnie stanowi jedno z najbardziej zaniedbanych, zmarginalizowanych i niebezpiecznych miejsc w stolicy Kolumbii. Na ulicach spotkać można (i to także za dnia) głównie prostytutki i narkomanów. Jednocześnie warto dodać dla uczciwości, że niektóre rewelacje z polskich mediach – że jest tak źle, że policja tam nie wjeżdża – włożyłbym w między bajki (mają tam posterunek policji!). 

Santa Fe w Bogocie/fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Dzieci z takich miejsc nie mają zbyt wielu szans na radosne dzieciństwo. Jorge ze swoją ekipą wybiera się tam, nie zważając na związane z tym ewentualne ryzyka. Przedstawienia organizowane przez Fundację Tree Clown nie tylko są bardzo zabawne (dzieciaki co chwilę wybuchały śmiechem) i angażujące (widzowie wchodzą w żywe interakcje z clownami), ale mają mocne przesłanie ewangeliczne – opowiadają o Panu Bogu, który niesie światu nadzieję. Ci, którzy jej doświadczyli po latach beznadziei, czasem potem angażują się też w działalność fundacji. Takim przykładem jest Ricardo, który przez wiele lat brał narkotyki, a potem żył też na ulicy. Udało mu się z tego wszystkiego wyrwać. Dzisiaj sam przebiera się czasem za clowna, by przekazywać dalej radość innym. 

Jorge po prawej, „Caliche” na dole/Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Jorge potrafił zaangażować również profesjonalistów. W przedstawieniach gra bowiem także słynny aktor teatralny, serialowy i filmowy Carlos Gutierrez „Caliche”, którego epizodycznie mogli zobaczyć nawet polscy widzowie na Netfliksie.  

>>> Bogota: ludzie boją się tam chodzić, a aktorzy zorganizowali tam jasełka i ewangelizowali [REPORTAŻ]

Jorge nie organizuje przedstawień jedynie dla dzieci, lecz także w domach spokojnej starości czy wioskach położonych w dżungli. Wszędzie po to, by nieść radość Ewangelii. A ty gdzie ją ostatnio zaniosłeś? 

Cecylia – łowczyni dusz (Chiny) 

– Będziesz służył teraz do mszy, ok? – zagadała do mnie młoda Chinka przed mszą dla obcokrajowców w katedrze pw. św. Franciszka w Xi’an. – Tak? – odpowiedziałem pytająco nieco zdezorientowany. Zawsze przychodziłem na chińskie msze, ale tej niedzieli akurat chciałem zobaczyć, jak wygląda ta po angielsku. Zawsze odprawiana była (nie wiem, czy nadal jest) o godz. 15 i miała zupełnie inną atmosferę niż wszystkie inne. Chińczycy raczej przeżywają Eucharystię w skupieniu i spokojnie, wygląda to dość „tradycyjnie”. A ta msza dla obcokrajowców przypominała połączenie charyzmatycznych mszy o uzdrowienie z koncertem gospel. No i tak zacząłem służyć tam do mszy. Wszystko przez Cecylię. 

Fot. arch. Piotra Ewertowskiego

To jej „międzynarodowe” imię. Okazało się, że nie byłem ani jedyną, ani pierwszą osobą, którą „złowiła” do służby przy ołtarzu. Najważniejsze jednak, że nierzadko mogłem widzieć ją w kościele w towarzystwie coraz to nowych koleżanek i kolegów Chińczyków, którzy albo po raz pierwszy mieli styczność z Kościołem, albo byli katechumenami – tzw. osobami przygotowującymi się do chrztu. Uśmiechnięta i otwarta na innych Cecylia potrafiła widocznie przekazywać również skutecznie Ewangelię oraz zachęcać do zaangażowania się w działania Kościoła. Wielu dorosłych nie przyjęłoby chrztu bez jej udziału. Ksiądz w Chinach, narażony na ciągłą inwigilację służb specjalnych, niewiele zdziałałby sam w obszarze ewangelizacji. Takie osoby jak Cecylia pomagają rozwijać mały, ale żywy Kościół. W Xi’an to obecnie jakieś kilkadziesiąt tysięcy katolików żyjących w liczącej 6 mln mieszkańców metropolii. 

Niestety, wydaje mi się, że nie powinienem zbyt mocno uchylać rąbka tajemnicy. Za „moich czasów” Kościół w prowincji Shaanxi funkcjonował w sposób dość wolny i bez konfliktów z lokalnymi władzami. Nie mam wiedzy, jak to obecnie wygląda. Katolicy w Chinach potrzebują swobody działania, nie rozgłosu. 

Gabriela – ciocia odrzuconych (Meksyk) 

Jeżeli chodzi o Meksyk, to naprawdę mógłbym sypać historiami jak z rękawa. Postanowiłem opowiedzieć o Gabrieli, choć widziałem ją zaledwie dwa razy w życiu i to przez krótki czas. Ksiądz proboszcz jej parafii poprosił ją, aby zajęła się towarzyszeniem osobom rozwiedzionym oraz żyjącym w nieregularnej sytuacji. To nie była więc jej inicjatywa. Trzeba tutaj jednak zarysować kontekst, żebyśmy wiedzieli, z czym Gabriela musiała się mierzyć. 

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Kościół w środkowo-zachodnim Meksyku jest bez wątpienia jednym z najbardziej konserwatywnych na świecie pod względem podejścia do kwestii moralnych czy ściśle teologicznych. To poza licznymi pozytywnymi aspektami ma też niektóre negatywne. Jeszcze kilka lat temu nie stanowiło rzadkości, że osób rozwiedzionych, które nie były nawet w nowych związkach, nie wpuszczano na mszę świętą. A tym bardziej nie było żadnej mowy o pełnieniu jakichkolwiek funkcji czy przynależeniu do grup parafialnych. Ten drugi wymiar – praktyczne wyłączenie z możliwości zaangażowania się w działalność Kościoła – często dotyczył także tych, którzy mieli stwierdzenie nieważności zawartego wcześniej małżeństwa (a często nawet nie uświadamiano po prostu o takiej możliwości). Ludzie w sytuacjach „nieregularnych” byli w praktyce odrzuceni. I mogli się tak czuć dużo bardziej niż w Polsce. 

>>> Duszpasterstwo dla rozwodników. Jeszcze niedawno traktowano ich tu jak wyrzutków [REPORTAŻ]

Gabriela zaczęła więc organizować dla nich duszpasterstwo, które nazwano esperanza, czyli nadzieja. Sama Gabriela żyje w szczęśliwym małżeństwie, ale stała się dobrą „ciocią” dla tych, którym się nie poszczęściło (w grupie Esperanza używa się zwrotów „ciociu”, „wujku”). Wspólnota miała wsparcie proboszcza i może to pomogło jej przetrwać. Patrzono bowiem krzywo na członków grupy. Przez długie lata wciąż nie mogli pełnić żadnych funkcji – ani czytać podczas liturgii, ani uczestniczyć w innych aktywnościach kościelnych. Mieli już jednak swój mały i bezpieczny „kącik” w ramach wspólnoty Kościoła.

Gabriela od lewej/Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Udało się w końcu nawet zorganizować kongres dla rozwodników i osób będących w sytuacjach „nieregularnych”. Odbywa się on już od 15 lat i przyniósł wiele nawróceń oraz powrotów do Kościoła. Dzisiaj Gabriela nie lideruje grupie, ale jest wsparciem i autorytetem dla tych, którzy w pokręconych drogach ich życia szukają wsparcia Kościoła. Już od jakiegoś czasu przestali być grupą całkowitych „wyrzutków”.  

Determinacja i empatia Gabierli przyniosła skutki. To tytaniczna praca, ponieważ poza wspieraniem osób w sytuacjach „nieregularnych” szuka się dla nich również rozwiązań, sprawdzając na przykład, czy to niezbyt szczęśliwe małżeństwo było rzeczywiście ważnie zawarte. Warto zaznaczyć dla ewentualnych malkontentów, że duszpasterstwo nie traktuje rozwodu jako czegoś normalnego. Raczej wychodzi się naprzeciw tym, którzy tej tragedii doświadczyli. W żadnym wypadku nie dopuszcza się też, by osoby, których małżeństwo było ważne, a teraz żyją w ponownych związkach, mogły przyjmować Komunię świętą. A jednocześnie nie wypędza się ich z kościoła bez wysłuchania nawet ich historii. Gabriela jest gotowa wysłuchać i wesprzeć wszystkich. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze