"Papież" trenerem polskiej reprezentacji

Jeden z rozdziałów książki Jakuba Błaszczykowskiego nosi tytuł „Gdyby nie Jurek?”. „Gdyby nie Jurek, być może nie byłoby dziś Kuby takiego, jakiego znamy”.

„Być może nie byłoby piłkarza światowej klasy” – pisze dziś na łamach „Sportowych Faktów” Jacek Stańczyk. O związkach nowego trenera polskiej reprezentacji – Jerzego Brzęczka – z Jakubem Błaszczykowskim pisaliśmy już dziś na naszym portalu.  Czas na jeszcze jedną ciekawą historią związaną z trenerem Brzęczkiem. Jego koledzy z boiska i z szatani nazywali go… PAPIEŻEM. Dlaczego?

Tytan profesjonalizmu
O tym za chwilę. Gdy trafił do Olimpii Poznań, miał zaledwie 20 lat, a mimo to trener Hubert Kostka zrobił go kapitanem drużyny. Brzęczek – z racji charakteru – rządził drużynami. W Innsbrucku kapitanem zrobił go obecny selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Loew. Nosił opaskę również w dorosłej reprezentacji Polski. Zagrał w niej 42 mecze, ale trafił na czas, gdy Biało-Czerwoni nie byli w stanie zakwalifikować się do żadnej wielkiej imprezy.

W kadrze kumple ponoć nazywali go… „papież”. „O papieżu usłyszałam po kilkunastu latach, nie miałem pojęcia, że koledzy tak o mnie mówili. Abstynentem nie jestem, ale jak powtarzał trener Dobosz, trzeba wiedzieć, kiedy, gdzie i z kim. Czasy były takie, że alkohol i zabawa były na porządku dziennym. We wszystkich drużynach, w których grałem, byłem kapitanem, wiedziałem, jaka odpowiedzialność na mnie spoczywa. Szczególnie w reprezentacji Polski. Ja i trener Janusz Wójcik to ogień i woda, ale znajdowaliśmy wspólną linię” – opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”. Piłkarze reprezentacji nazywali Brzęczka „papieżem”, bo uważali go tytana dyscypliny. Niektórzy, bardziej zgryźliwie, nazywali go też „świętoszkiem”.  Kiedy inni piłkarze pili na zgrupowaniach alkohol, on raczył się herbatą. „Papieżem” nazywano go najcześciej za jego plecami, bo nikt nie chciał doświadczyć na własnej skórze gniewu kapitana.

Jerzy Brzęczek na stanowisku trenera polskiej reprezentacji zastąpi Adama Nawałkę. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej po raz kolejny postawił na Polaka w roli selekcjonera, rezygnując z licznych zagranicznych kandydatur.

Zaczęło się w Częstochowie
Był rok 1985, kiedy znany telewizyjny program „Piłkarska kadra czeka” z jego autorem Adamem Gocelem przyjechał w okolice Częstochowy, aby jak zwykle sfilmować uzdolnioną sportowo młodzież w akcji. Chłopcy chcieli robić kariery jak grający we Włoszech Zbigniew Boniek i z większymi lub mniejszymi oporami mówili o tym przed kamerą.


Ciężka, wytrwała i konsekwentna praca

14-letni Jurek z maleńkich Truskolasów nie wyróżniał się umiejętnościami, więc nie trafił do najlepszej jedenastki turnieju talentów, a do drugiej drużyny. „Jednak i tak rrządził jednak innymi zawodnikami, jakby był wytrawnym ligowcem. Chociaż był niewysoki, to miał posłuch” – opowiadał Adam Gocel. Jego wątła postura bywała niekiedy obiektem drwin, ale dojrzewający piłkarz potrafił wzbudzić respekt, a prześladowcy musieli się natychmiast zmitygować. Wrodzone cechy przywódcze niemal od razu określiły jego rolę na boisku. Brzęczek został rozgrywającym, człowiekiem, który kieruje grę i przez którego powinna przechodzić, przynajmniej w założeniu każda akcja zespołu. Ciężka praca i talent pozwoliły mu zamienić LZS Truskolasy na Raków Częstochowa. Pewnym przełomem było dla niego powołanie do reprezentacji Polski do lat 15.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze