fot. Tomasz Gzell, PAP

Pascha. Trzy nawy tego samego Kościoła [KOMENTARZ]

Jeden kościół katolicki, wiele form przeżywania najważniejszej Nocy w ciągu roku liturgicznego. Jako redaktorzy portalu misyjne.pl postanowiliśmy opisać przeżywanie liturgii wigilii Paschalnej, z naszego – niezwykle różnorodnego punktu widzenia.

Wigilia Paschalna w parafii

Gdybym miał znaleźć jakieś słowo, które najlepiej opisywałoby sposoby przeżywania wiary w naszej redakcji, to z pewnością posłużyłbym się słowem: różnorodność. Zosia, jak sama mówi „od zawsze” należy do wspólnoty neokatechumenalnej. Aleksander z kolei jest zafascynowany nadzwyczajną formą rytu rzymskiego. Oboje nie odnajdują się w „zwykłej” parafialnej religijności. Ja jednak właśnie w tej formie czuję się najlepiej. Choć rozumiem, i sam nie ukrywam podziwu dla Mszy św. odprawianej po łacinie, a wspólnotę neokatechumenalną postrzegam jako grupę ludzi mocno zorientowanych na ciągłe prostowanie swoich ścieżek, to muszę przyznać, że najlepiej odnajduję się w tym, co oni pewnie nazwaliby powierzchownym katolicyzmem.

Zarówno Zosia, jak i Aleksander prawie w ogóle nie uczestniczą we Mszach św. w swoich parafiach. Zamiast tego wybierają się na niedzielne świętowanie do swoich wspólnot. To z pewnością buduje i umacnia ich relacje ze środowiskami, do których należą. Spotykają się z ludźmi o podobnej wrażliwości religijnej, o zbliżonym „stopniu wtajemniczenia”. To może być zaletą, ale również wadą. I tu chyba powinienem przejść do wyjaśnienia swojego przywiązania do parafii. Bo parafia jest dla mnie czymś w rodzaju środowiska naturalnego. Nie wybieram sobie ludzi, którzy się tu pojawiają – to po prostu miejsce, w którym na co dzień żyję. W ławce spotykam się ze swoimi bliższymi lub dalszymi sąsiadami, widzę, jak znajomi z wcześniejszych lat przyprowadzają czasem swoje drugie połówki, a nauczycielki z podstawówki przychodzą z wnuczętami na wieczorną drogę krzyżową. Ci bardziej zaangażowani należą do grup parafialnych – organizują pomoc lub dzielą się swoją wiarą na różne sposoby, choćby na kręgach biblijnych.

Fot. Parafia p.w. św. Antoniego Padewskiego w Redzie

Wigilia Paschalna (od strony formalnej) nie jest u nas niczym szczególnym. Nie jest odprawiana po łacinie, tyłem do wiernych, jak u tradycjonalistów, ani nie ma po niej agapy, jak w neokatechumenacie. Ale tak jak na co dzień widujemy się w sklepie, u lekarza, w szkole czy na spacerze z psem, tak samo widzimy się w kościele. Komuś może wydawać się to prozaiczne, ale dla mnie to poczucie wspólnoty, którego chyba brakowałoby mi gdziekolwiek indziej. Moja parafia nie jest wielka. Znam prawie wszystkich. I kiedy w niedzielę o 9:30 nie widzę w czwartej ławce sędziwej sąsiadki, wiem, że muszę do niej zajrzeć w drodze powrotnej, bo być może coś nie tak z jej zdrowiem.

Nie chcę idealizować zwykłego, parafialnego przeżywania wiary ani dorabiać do niego ideologii. Ale wiem z pewnością, że w takiej formie czuję się najlepiej. Może dlatego, że w takim modelu zostałem wychowany, a może dlatego, że parafia jest czymś więcej niż tylko podstawową jednostką organizacyjną Kościoła. Jest przede wszystkim wspólnotą, niewiele w swoim sensie różniącą się od innych wspólnot.

Michał Jóźwiak

Wspólnota tradycyjna

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz uczestniczyłem w Triduum Paschalnym w swojej parafii. Z całą pewnością jednak było to dawno temu. Choć od małego chodziłem wraz z rodzicami do parafialnego kościoła, tam też ponad dekadę byłem ministrantem, obecnie trudno mi to sobie wyobrazić. Jest to oczywiście w dużej mierze konsekwencja moich przekonań, wyborów i zobowiązań, jednak nie tylko.

Liturgia

Nie ukrywam, że obecnie po prostu trudno odnaleźć mi się na „zwykłej”, parafialnej Mszy św. Męczy mnie hałas oraz ubóstwo gestów i symboli naturalnych dla katolików przez całe wieki, a czasem i przeszło tysiąclecie. Wychodzę i czuję, jakby król był nagi. Z tej irytacji właśnie zrodziło się początkowo moje zainteresowanie liturgią tradycyjną. Z czasem pojawił się zachwyt jej harmonią, logiką, elegancją i pięknem. „Te liczne obrzędy, nawet jeśli nie są rozumiane przez wszystkich, (…) dają nam one uczucie przynależności w czasie i przestrzeni do jednej Tradycji, która nie jest zastygła, lecz żywa.” – mówił ks. Franck Quoëx. Tradycyjna liturgia w niesamowity sposób uwzniośla i kieruje naszą uwagę ku Chrystusowi.

Fot. piotrlysakowski.pl / Twitter

Na początku zresztą przestawienie się nie jest proste. Przyzwyczajeni jesteśmy do rozumienia, do odpowiadania, do dialogowania z księdzem. Gdy pierwszy raz byłem na Mszy św. w takiej formie, a ksiądz zaczął odmawiać po cichu Kanon Rzymski, w kościele nastała absolutna cisza, a ja zostałem sam na sam z Nim, to było mi trudno, nie byłem przygotowany na to spotkanie. Do tego Chrystocentryzmu trzeba się więc przyzwyczaić, gdy jednak tak się stanie, trudno znowu wracać z łatwością do parafii.

Wspólnota

Jasnym jest również, że trudno mi wyobrazić sobie świętowanie bez mojej wspólnoty – ludzi których znam i lubię. Moje doświadczenie z parafii było zupełnie odmienne – znałem kilku ministrantów, a cała reszta wiernych była mi jednak zupełnie obca. Nic zresztą dziwnego: w dzisiejszych czasach fakt mieszkanie kilkaset metrów od siebie wcale nie uprawdopodabnia jakiejkolwiek znajomości. Pracujemy i uczymy się przecież często daleko od miejsca zamieszkania, wspólnota parafialna jest mi więc obca. Wspólnotę odnalazłem więc wśród ludzi, z którymi dzielę podobne przekonania. To zrozumienie wydawać się może bez znaczenia, dla mnie jest jednak ważne.

Doświadczenie różnorodności w naszej redakcji jest ciekawe. Pozwala mi konfrontować rzeczywistość, z którą ja stykam się na co dzień, z rzeczywistością, którą żyją miliony osób na świecie: parafialną i neokatechumenalną. Dzięki temu porównaniu człowiek zaczyna zauważać, że bogactwo Kościoła jest w różnorodności, nie w zamknięciu na którąś z form.

Aleksander Barszczewski

Noc Paschalna Drogi Neokatechumenalnej

Nigdy w życiu nie byłam liturgii Wigilii Paschalnej w mojej parafii, tj. fizycznie w budynku kościoła. Od zawsze przeżywałam tę Noc we wspólnocie neokatechumenalnej. Moi rodzice właśnie tej Nocy przynieśli mnie do chrztu – otrzymałam ten sakrament podczas Paschy na Drodze Neokatechumenalnej. Choć wydawać się to może dziwne, nie wyobrażam sobie innego przeżywania świąt paschalnych, jak tylko z moją wspólnotą, do której świadomie wstąpiłam i w której mam nadzieję się zestarzeć i umrzeć. Moim największym marzeniem jest jednak to, by wigilię Nocy Paschalnej i całonocne czuwanie przeżywać nie tylko w mojej małej wspólnocie, ale przede wszystkim w jedności całej wspólnoty parafialnej – w pełnej liturgii Wigilii Paschalnej przewidzianej przez Mszał Rzymski (którą Droga od początku praktykuje). Jestem jednocześnie ogromnie wdzięczna Kościołowi za to, że dopuszcza tak wiele form przeżywania tego najważniejszego dla katolika święta. Najlepiej widać to chyba w naszej redakcji, w której prawie każdy z redaktorów należy do innej wspólnoty kościoła katolickiego.

Michał wspomniał o agapie. We wspólnotach neokatechumenalnych, choć nie tylko tam, praktykuje się zwyczaj pierwszych chrześcijan: miłość między sobą w formie agapy, a więc wspólnego, uroczystego posiłku (starogrecki: agápe – miłość braterska, miłość Boga do ludzi). To jeden z wielu elementów formacji we wspólnotach Drogi, którą praktykuje się także po Nocy Paschalnej.

Rok temu próbowałam odpowiedzieć na pytanie, co wspólnego ma Pascha Drogi Neokatechumenalnej z Paschą żydowską. Uchwyciłam wtedy tylko małą część sensu tej Nocy, choć pewnie nigdy nie udałoby mi się to w pełni. Co roku stoję przed tajemnicą Męki, śmierci i Zmartwychwstania Jezusa – i mój rozum, choć bardzo by chciał, nigdy tego nie pojmie.

Droga Neokatechumenalna

cathopic/Fabio Rocha

Pascha Drogi Neokatechumenalnej jest długą, ponieważ całonocną liturgią czuwania. Cały jej przebieg jest pełną liturgią Kościoła katolickiego przewidzianą w Mszale Rzymskim, choć w innej formie. Jednak jedyną rzeczą, która występuje tylko w liturgii na Drodze, jest tzw. echo słowa. Członkowie wspólnoty spotykają się co najmniej dwa razy w tygodniu: na samej liturgii słowa w dzień powszedni i na Eucharystii w sobotni wieczór. W każdej liturgii przewidziany jest moment (w liturgii Wigilii Paschalnej jest kilka takich momentów, ponieważ jest dużo czytań), po przeczytaniu Słowa Bożego w którym można podzielić się tym, co dane Słowo do mnie powiedziało czy jak ma się do tego, co aktualnie przeżywam. Uczestnicy liturgii zobowiązani są do absolutnej tajemnicy echa słowa (nie można go komentować ani tym bardziej o nim gdziekolwiek mówić). To moment, w którym wielu braci mówi o tym, jak Chrystus przychodzi do ich życia i je przemienia. Podczas Paschy echo słowa ma niewyobrażalnie cenny charakter, ponieważ można usłyszeć świadectwa życia braci i sióstr, których Chrystus naprawdę przemienił.

W Mszale Rzymskim czytamy, że tej Nocy „Kościół świętuje nową Paschę, którą jest Chrystus”. W czasie Triduum stajemy przed paradoksem: z jednej strony to przecież Żydzi ukrzyżowali Jezusa, z drugiej, Chrystus (Żyd) jest nowym i prawdziwym Barankiem. W Księdze Wyjścia czytamy przecież, że Bóg kazał Izraelitom sporządzić baranka dla domu, by każdy mógł przeżyć paschę żydowską. Bóg wypełnia prawo do końca, szanując zarówno sam zwyczaj spożywania paschy, jak i szabat (zmartwychwstaje dopiero w sobotnią noc). Nigdy bardziej nie mogłam przybliżyć się do tej ogromnej tajemnicy jak właśnie poprzez Paschę przeżywaną na Drodze Neokatechumenalnej.

Zofia Kędziora

Fot. PAP/Leszek Szymański

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze