A jakie są nasze wakacyjne drogi? [REDAKCJA OD KUCHNI]

Każdy z nas ma inny sposób na idealne wakacje. Ale na pewno każdy z nas lubi czasem odpocząć. Dziś chcemy Wam trochę opowiedzieć o tym, jak my sami – dziennikarze portalu misyjne.pl – lubimy odpoczywać!

Góry, morze, las, miasto. Lubimy wyjeżdżać w bardzo różne kierunki. Naszą redakcję zdecydowanie nosi po całym świecie. I wypoczywamy na wiele sposobów. To zresztą pokazały już niektóre teksty, które mogliście przeczytać w tym tygodniu. A jakie są nasze wakacyjne wspomnienia? Dzisiaj dzielimy się z Wami właśnie wspomnieniami – w postaci słowa i obrazu. Poznajcie nasze wakacyjne drogi!

Fot. arch. Karoliny Binek


Karolina Binek

>>> Bóg w domu Katarzyny Olubińskiej

Tylko dwa razy w swoim życiu byłam nad morzem i raz na Mazurach. Od najmłodszych lat spędzam bowiem wakacje w górach i zdobywam kolejne szczyty. Pasją do górskich wycieczek zarażona jest niemal cała moja rodzina, a teraz też mój chłopak. Uwielbiam ten niepowtarzalny klimat, jaki panuje w górskich miasteczkach, zapierające dech w piersiach widoki i to, że dzięki górom mogę pokonywać swoje słabości oraz przekonywać się, że jest we mnie więcej siły niż mi się wydaje.

Fot. Michał Jóźwiak


Michał Jóźwiak

>>> Pielgrzymka, która zmienia życie [REPORTAŻ]

Jeśli wakacje mają być udane, to muszę mieć zapewniony komfort termiczny.  Nie ma opcji, żebym odpoczął, podróżując w puchowej kurtce, marząc o gorącej herbacie. To nie dla mnie. I chociaż absolutnie nie należę do fanów plażingu, najlepiej odpoczywa mi się na południu Europy. Szorty, t-shirt i sandały (koniecznie bez skarpetek) to trzy podstawowe elementy, które znajdują się w mojej wakacyjnej walizce. Reszta to tylko mniej lub bardziej niezbędne dodatki. Lubię greckie wyspy, bardzo podobało mi się na Majorce, odkrywcza była dla mnie podróż do Rosji, ale w tym roku najchętniej wróciłbym… na Teneryfę. Mówi się, że jest to wyspa wiecznej wiosny. Wiosny przyjemnej, ciepłej, ale nie upalnej. Przyroda i klimat zapadają w pamięć naprawdę na długi czas. Nie chcę koncentrować się tutaj na opisach, które można znaleźć w każdym folderze biura turystycznego, ale jeśli czytaliście same wspaniałości o Teneryfie i wydawały się wam wyidealizowane, to chciałbym niniejszym dać świadectwo, że to sama prawda. Pobyt na wyspie koniecznie należy połączyć ze spożyciem (umiarkowanym oczywiście) przepysznego likieru Ron miel, który jest połączeniem rumu z trzciny cukrowej z lokalnym miodem. Dla mnie to idealne warunki do wakacyjnego resetu i usprawiedliwionego lenistwa.

Fot. pixabay.com


Justyna Nowicka

>>> Turystyka i pielgrzymowanie. Czy to da się pogodzić?

Podróżowanie to dla mnie dosłownie wchodzenie do innego świata. Lubię włóczyć się po mieście, czy po górach, czasami z mapą, czasami bez niej. Dlatego najchętniej podróżuję w niewielkim gronie, a czasami sama. Lubię zanurzyć się w atmosferę miejsca. Nie z perspektywy hałaśliwego tłumu, któremu towarzyszy przewodnik, ale sama, kiedy mogę wtopić się  w klimat, usiąść gdzieś z boku i po prostu obserwować. Doskonale pamiętam długie chwile na moście Karola w Pradze, chodzenie po berlińskich osiedlach czy też po prostu wędrowanie między wioskami w bliższych czy dalszych zakątkach Wielkopolski. Chcę poznać życie miejsca takim jakim ono jest. Wtedy naprawdę czuję, że się spotkaliśmy – ja i nowe miejsce.

Fot. arch. Maksymiliana Nagalskiego


Maksymilian Nagalski

>>> Justyna Nowicka: święte marnowanie [FELIETON]

Wakacje to dla mnie czas właściwie święty, w sensie – nienaruszalny. Mogę więc ze sporą dozą pewności wskazać, że to właśnie dopiero wtedy odczuwam całoroczne zmęczenie, jednak w przeciwieństwie do innych okresów w roku, w końcu mam trochę czasu, żeby wypocząć. W związku z tym, że moja codzienność jest dość intensywna, wakacje (a więc de facto urlop), należą do luźniejszych, żeby nie powiedzieć – leniwych dni. Ciepło, słońce, szum wody są przeze mnie znacznie bardziej pożądane niż górskie wspinaczki. I zdecydowanie od przysłowiowego „zaliczania” kolejnych muzeów, bardziej cenię sobie podziwianie uroków przyrody podczas spacerów. Pomimo tego, że w zeszłym roku pandemia właściwie zupełnie wyrugowała możliwość (także przez pewien niepokój i problemy organizacyjne) wyjazdu zagranicznego – to w tym roku muszę to nadrobić. Myślę, że ze zdwojoną siłą. Może więc, jeśli lubisz podobny sposób wypoczynku, uda nam się w tym roku spotkać nad jedną z chorwackich plaż czy w kajaku na mazurskim jeziorze.

Fot. Hubert Piechocki


Hubert Piechocki

>>> Sebastian Zbierański: w pielgrzymce czasem droga staje się celem [FELIETON]

Bardzo lubię wracać wspomnieniami do pierwszych dni lipca 2018 r. Wtedy po raz – i jak na razie jedyny – w życiu trafiłem na Bałkany. Odwiedziłem Bośnię i Hercegowinę, Chorwację, Czarnogórę i Albanię. I zachwyciłem się tym regionem Europy. Kultura tak zupełnie inna od naszej! Ludzie się nie spieszą, są dla siebie życzliwi, uśmiechnięci, tam czuć radość! Podczas tej wyprawy pierwszy raz w życiu zobaczyłem Morze Adriatyckie – i wykąpałem się w nim. Korzystałem z soczystych, słodkich owoców, które codziennie kupowałem na lokalnym straganie. I podziwiałem piękno natury – zwłaszcza malowniczo położonej Czarnogóry, w której spędziłem najwięcej czasu. Maleńkie państwo, ale z bardzo rozwiniętą linią brzegową – dzięki czemu szalenie urozmaicone. Gdy mieliśmy dzień wolny to wraz z dwoma kumplami postanowiliśmy „zdobyć” twierdzę, która górowała nad miasteczkiem, w którym nocowaliśmy. Stare ruiny, pewnie z czasów średniowiecza, których nie odwiedzają nawet turyści. Nie bez problemów udało nam się zdobyć ową twierdzę – a w nagrodę otrzymałem jeden z najpiękniejszych widoków, jakie widziałem w życiu. Wtedy tak bardzo uświadomiłem sobie, jak ogromne znaczenie dla budowania naszej europejskiej kultury miało Morze Śródziemne, którego częścią jest Adriatyk. To w Czarnogórze też pierwszy raz widziałem drzewko oliwne i dziko żyjące żółwie.

Fot. arch. Sebastiana Zbierańskiego


Sebastian Zbierański

>>> W życiu czasem warto się zgubić

Każdy mój urlop posiada podstawową wadę: jest zbyt krótki, żeby zrealizować wszystkie plany, które w ciągu roku tworzą się w mojej głowie. Kiedy jednak przychodzi czas odpoczynku, staram się wykorzystać go maksymalnie i bardzo aktywnie. Co roku, w miarę możliwości odwiedzam inne miejsce w Europie. Planuję swój wypoczynek tak, żeby zobaczyć jak najwięcej i przywieźć z podróży maksimum wrażeń. Mój zapał odkrywcy tymczasowo wstrzymała pandemia, dlatego tym chętniej wracam do wspomnień. Dużym przeżyciem była dla mnie wyprawa za ocean, do Kanady. Miałem wtedy okazję podziwiać przyrodę zupełnie inną od tej, którą obserwujemy na co dzień. Wśród innych ulubionych przygód – survivalowa wędrówka po górskich pasmach Portugalii i zachodniej Hiszpanii, odkrywanie sekretów pięknych europejskich stolic, samochodowa podróż do Włoch czy wreszcie podróże z narzeczoną, która podziela moją pasję i z którą wybraliśmy się m.in. na Ukrainę i Węgry. Na uskutecznienie cały czas oczekuje plan zwiedzania norweskich i islandzkich cudów przyrody.

Fot. Maciej Kluczka

Maciej Kluczka

 

Azory były dla mnie drugim archipelagiem, który miałem okazję odwiedzić w swoim życiu. Wcześniej, podczas wycieczki rowerowej, objechałem duński Bornholm. I już wtedy poczułem, że spędzanie czasu na wyspach ma  ogromne zalety. Ale jednak dopiero na Azorach poczułem to w pełni. Azory odwiedziłem kilka lat temu. Droga z Polski nie jest tam krótka, ale warto ją podjąć! Podróż tam oznacza najczęściej przesiadkę w Lizbonie (Azory należą do Portugalii). Przesiadka w Lizbonie to tak naprawdę dopiero mniej więcej połowa lotu samolotem. Wyspy bowiem leżą daleko od kontynentalnej Portugalii, na środku Oceanu Atlantyckiego, mniej więcej w połowie drogi między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Dość powiedzieć, że bezpośredni lot z Azorów do Nowego Jorku zajmuje tyle samo co z Azorów do Warszawy (około siedmiu godzin). Wyspy te są popularnym kierunkiem wakacyjnym Amerykanów. Od razu wyjaśnię, że poznałem wyłącznie jedną, główną wyspę azorskiego archipelagu – wyspę Sao Miguel. Cały archipelag liczy sobie aż dziesięć wysp wulkanicznych. Wszystkie można zwiedzić, ale to wymaga czasu i oczywiście pieniędzy (podróż wymaga przelotu samolotem albo podróży promem). Azory zaliczane są do Makaronezji (do tej grupy wchodzą też Wyspy Kanaryjskie, Madera, Wyspy Zielonego Przylądka i Wyspy Selvagens).

Zapomnieć o całym świecie

>>> Azory: turystyka w czasie pandemii [GALERIA]

Wakacje na wyspach pozwalają na chwilę „zapomnieć o całym świecie”. Nie chodzi oczywiście o odcięcie się na zawsze, ale o chwilowe zostawienie całego codziennego życia. Po to, by zobaczyć, że można żyć daleko od całego tego zgiełku. By zobaczyć, że nawet nie potrzeba wszystkiego (całej techniki i dostępu do dóbr cywilizacji), by móc żyć szczęśliwie i zdrowo. Wyspy – ze swej natury – są powierzchnią zamkniętą. Gdy jeszcze są oddalone od innych krajów tak bardzo jak Azory, można wtedy poczuć się „jak na innej planecie”. Wraz ze znajomymi zatrzymałem się na wyspie Sao Miguel, a tam w największym mieście tej wyspy – Ponta Delgada. To urocze portowe miasteczko z wąskimi uliczkami i kamieniczkami. Do dziś pamiętam to, że gdy w domu otworzyło się drzwi balkonowe, do środka wpadało morskie powietrze i słońce, a na horyzoncie widać było wody oceanu. Ponta Delgada była idealnym miejscem wypadowym do kolejnych miasteczek i miejsc na całej wyspie.

Fot. arch. Macieja Kluczki


Klify i krowy

>>> Namodliliśmy się za wszystkie czasy [ROZMOWA]

Północ wyspy znaczącą różni się od południa. Na północy górzyście, nad brzegiem stoją wysokie klify. Klimat był więc od razu ostrzejszy. Na południu z kolei spokojniej, bardziej wypoczynkowo. Pośrodku wyspy lasy, które przypominały wielkie rajskie ogrody z niesamowicie wielkimi kwiatami. Po drodze, między kolejnymi miasteczkami, można było odwiedzić otoczone górami i lasami baseny termalne – coś cudownego dla ciała i ducha. Na malowniczych pagórkach najczęściej można było spotkać… krowy! Krowy na środku Atlantyku? Tego bym się nie spodziewał! Kuchnia azorska jest zresztą bardzo mięsna, dużo w niej też serów. Owoce w menu oczywiście też się znajdą, tym głównym jest chyba ananas. Polecam odwiedzić plantację ananasów; tam oprócz pysznych owoców można spróbować i kupić ananasowe dżemy, koktajle, kremy itp. Azory to też bardzo malownicze, małe kościoły (m.in. pw. św. Sebastiana i pw. św. Mikołaja).

Wyspę dobrze zwiedza się wynajętym samochodem. Odległości są na tyle małe, że ze spokojem rano można wyjechać, zrobić wycieczkę i wrócić wieczorem do mieszkania. Warto jednak ubezpieczyć samochód na ewentualne nawet drobne zniszczenia. Uliczki na wyspie są niekiedy tak wąskie, że nietrudno o zarysowanie samochodu. To był i nasz przypadek. Oj, długo trwały potem negocjacje, by koszty naprawy choć trochę umniejszyć…

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze